Juventus wraca. Ale jaki?
Zdegradowany za korupcję do drugiej ligi Juventus Turyn trzy kolejki przed końcem rozgrywek zapewnił sobie awans do elity. Kiedy znów stanie się potęgą w Serie A, wciąż nie wiadomo.
Kibice z Turynu długo zastanawiali się, czy wypada im świętować. W sondażach tylko co piąty twierdził, że piłkarze osiągnęli realny sukces. Zdaniem reszty spełnili elementarny obowiązek, błyskawicznie sprowadzając Juventus tam, gdzie jego miejsce. I rzeczywiście, po decydującym zwycięstwie nad Arezzo 5:1 zebrana na placu San Carlo policja zamiast pilnować porządku, setnie się wynudziła. Na fiestę przyszło 40 kibiców. – W czyśćcu się nie świętuje – tłumaczyli.
Minionego lata drużyna została niemal doszczętnie rozebrana. Trener Capello wraz z Emersonem oraz Cannavaro przeszli do Realu Madryt, Zambrotta i Thuram wybrali Barcelonę, Vieira oraz Ibrahimović – co dla kibiców najgorsze – wzmocnili rywali z Interu Mediolan. Ten ostatni napastnik stał się zresztą najbardziej spektakularnie grającą gwiazdą Serie A.
Przeprowadzić drużynę przez trudny okres musieli więc weterani – uzupełnieni utalentowaną młodzieżą i kierowani przez mało doświadczonego trenera Didiera Deschampsa. Drugą młodość przeżywali 35-letni Pavel Nedved (ogłosił, że chce grać w Turynie do końca kariery) oraz 32-letni Alessandro del Piero, który zostanie prawdopodobnie królem strzelców Serie B. W całej karierze zdobył już dla Juve 219 bramek. To klubowy rekord. Obaj imponowali formą przez cały sezon, co znaczące, bo w drugiej lidze włoskiej, liczącej aż 22 zespoły, gra się co trzy-cztery dni.
Starą gwardię (zostali też medaliści mundialu Mauro Camoranesi oraz David Trezeguet) wspierała młodzież, z najbardziej efektywnym i wszechstronnym Raffaele Palladino na czele. Sukcesem ponad wszystkie inne było jednak dla Juventusu zatrzymanie Gianluigiego Buffona. Najlepszy bramkarz świata zgodził się, by rozpoczynać sezon od wyjazdu do Rimini, a potem znosić trzy gole strzelone przez Brescię i po dwa przez Bari oraz Cesenę. Ale akurat on miał – paradoksalnie – mnóstwo okazji, by potwierdzić nieprzeciętną klasę. Kiedy turyńczycy, po początku sezonu na zwolnionych obrotach, opanowali sytuację i zaczęli seryjnie wygrywać, Buffon między słupkami niekiedy się nudził. Mimo to, gdy rywale przeprowadzali jedyne groźne natarcie, interweniował fantastycznie. Kilkakrotnie zdarzało się, że po kilkudziesięciu minutach lenistwa ratował prowadzącą 1:0 drużynę, imponując koncentracją i refleksem. Zdaniem wielu fachowców bez niego Juventus do dziś musiałby ostro walczyć o awans do Serie A.
Czy jednak Buffon pozostanie wierny barwom także teraz, gdy wraca do elity? Partnerzy nazywają go jedynym nietykalnym piłkarzem w kadrze, prezes oferuje nowy kontrakt oraz funkcję w zarządzie po zakończeniu kariery, ale bramkarz jeszcze nie zdecydował. Zdając sobie sprawę z zainteresowania jego osobą najsłynniejszych futbolowych firm, żąda dowodów, że klub ma ambicje – i potrafi je zrealizować – szybkiego powrotu do europejskiej czołówki. Jeden sezon bez Ligi Mistrzów już wytrwał, a miejsce poniżej czwartego w następnym sezonie Serie A oznaczałoby, że będzie musiał rozłąkę z tymi rozgrywkami znosić co najmniej trzy lata. Lojalność wobec barw zmaga się u niego z naturalną dla sportowca potrzebą wyzwań godnych jego talentu. Szefowie Juventusu na wszelki wypadek zastrzegają, że w najgorszym razie nie sprzedadzą Buffona do innego włoskiego klubu.
Niepewna pozostaje też przyszłość Deschampsa. Trener wyraża wątpliwość, czy zwierzchnicy w pełni mu ufają, chce większej niezależności w podejmowaniu decyzji, a przede wszystkim – przedstawienia mu projektu rozwoju drużyny w najbliższych sezonach. – Kiedy przychodziłem, moją ideą było walczyć o mistrzostwo Włoch. Zdania nie zmieniłem, inne cele mnie nie interesują – powiedział. Plotkuje się, że zastąpić może go Marcello Lippi, który w zeszłym roku zdobył z reprezentacją mistrzostwo świata.
Jeśli wierzyć włoskiej prasie, Juventus przygląda się dziesiątkom zawodników z całego świata. Zarazem jednak odwołanie fiesty po awansie było protestem kibiców przeciw nieudolnej polityce działaczy, a Massimo Brambati, blisko związany z Turynem menedżer piłkarski, ujawnił, że rodzina Agnellich straciła entuzjazm do futbolu i chce latem klub sprzedać.
Gazeta Wyborcza