Spełniona obietnica Vidala
“Awansujemy!” – obiecywał z wczorajszej okładki La Gazzetta dello Sport Arturo Vidal. Mediolański dziennik opublikował obszerny wywiad z Chilijczykiem, który następnie zrobił wszystko, by zrealizować obietnicę – rozegrał dobry mecz, a co najważniejsze, przesądził o wyniku pierwszego spotkania z Monaco, wykorzystując rzut karny.
Rok temu, w tym czasie, zaczęła się twoja udręka. Co z tego pamiętasz?
To była przeklęta końcówka sezonu, poziom moich występów znacząco spadł. Na poziomie indywidualnym słabo zakończyłem sezon zarówno z Juve, jak i z reprezentacją.
Wydaje się, jakby los niemal chciał coś ci dzisiaj oddać. Juventus wraca do gry, opierając się na twoich ramionach i nie brak mu inicjatywy pod bramką rywala.
To prawda, mam świetną okazję, by się odkupić. Wiem, że środowisko kibiców Juventusu wiele ode mnie wymaga, ale zawsze tak było i nie jest to dla mnie problemem.
Jak bardzo wpłynęła na ciebie operacja z zeszłego roku?
Naprawdę mocno, nie mogę temu zaprzeczyć.
Jeśli mógłbyś wrócić się w czasie, czy rozwiązałbyś problem z kolanem wcześniej?
Nie, powtórzyłbym wszystko tak samo i w takim samym czasie.
To popsuło także twój mundial w Brazylii…
Nie tylko to. Przy tak szybkim powrocie do akcji poważnie ryzykowałem, że zrobię sobie nieodwracalną krzywdę. Dokonałem tego wyboru z miłości do Juve, nie mogłem zostawić zespołu przed starciem z Benfiką w półfinale Ligi Europy. Tak, to prawda, ryzykowałem grę na mundialu i większą część roku, ale podjąłem decyzję sercem. Kocham Juve i zrobiłem właśnie tak. Muszę podziękować selekcjonerowi Chile, który na mnie poczekał. Ktoś inny mógłby postąpić inaczej.
Ten sezon jak do tej pory oznacza dla ciebie wiele krytyki.
Tak, także tej niezasłużonej. Czasem występowałem, będąc w tragicznej kondycji fizycznej, wiem o tym tylko ja i lekarze. Kiedy jestem potrzebny, nie cofam się, nigdy! Jeśli chodzi o profesjonalizm, nie mam sobie nic do zarzucenia, zawsze na boisku daje z siebie tysiąc procent, niezależnie od mojego stanu fizycznego.
W ostatnich latach przyzwyczaiłeś nas do średniej zdobywanych bramek na poziomie napastnika. Ten sezon jest pod tym względem znacznie bardziej nierówny. Czy stoi za tym tylko kontuzja?
Nie można pomijać także kwestii zmiany trenera. Teraz gramy inaczej niż w przeszłości, ja też muszę się do tego przyzwyczaić. W pierwszym roku we Włoszech nie przekroczyłem bariery siedmiu goli, teraz mam ich już sześć. System Conte mocno wykorzystywał wejścia pomocników, często znajdowałem się tuż przed bramką rywala, miałem większą wolność w ofensywie. Dzisiaj przede mną gra trequartista za dwoma atakującymi, przez co środkowi pomocnicy mają inne zadania. Ta rola perfekcyjnie odpowiada mojej charakterystyce, jestem w centrum gry i częściej znajduję się przy piłce. Wkrótce wrócę też do strzelania z większą ciągłością.
Jak czujesz się fizycznie na godziny przed starciem z Monaco?
Bardzo dobrze, jestem gotowy na sto procent!
Krótko mówiąc, fani mogą liczyć na prawdziwego Vidala w ostatnich tygodniach sezonu?
Jestem w szczytowej kondycji fizycznej i psychicznej. Brakuje mi tylko trochę szczęścia przed bramką rywala. Poczucie obowiązku mnie wzmacnia, zwłaszcza kiedy robi się ciężko. Wszystko rozstrzygnie się w ostatnich dwóch miesiącach, liczymy się w walce o każde możliwe trofeum, takie okresy zawsze przeżywa się najpełniej. Jestem naładowany jak nigdy wcześniej.
Jakie jest Juve w najgorętszych momentach?
Zjednoczone, silne i dojrzałe. Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważny i delikatny okres nas czeka. Czujemy, że ludzie w nas wierzą i chcemy osiągnąć jak najwięcej.
Największym osiągnięciem byłaby tripletta. Można o tym marzyć?
Powtarzam, jesteśmy dojrzali i celujemy w grę do samego końca we wszystkich rozgrywkach. Czujemy głód. Liga Mistrzów nie jest łatwa, ale liczymy się w walce.
Jakim rywalem jest Monaco?
To zespół, który zasługuje na wielki szacunek. Są silni, dobrze przygotowani taktycznie i bardzo groźni w kontrataku. Potrafią szybko rozegrać akcję i zrobić krzywdę rywalowi, wystarczy spojrzeć na to, jak potraktowali Arsenal w Londynie. Potrzeba całkowitej koncentracji, a także cierpliwości – dwumecz trwa 180 minut, nie zapominajmy.
Czego brakuje wam, by być na poziomie Realu Madryt, Barcelony i Bayernu?
Triumfu w Lidze Mistrzów.
Nie powiedziałeś wiele…
Uważam, że już jesteśmy w grupie czterech najlepszych zespołów świata. Gdy osiągnie się półfinał, wszystko może się zdarzyć.
Krótko mówiąc, uważasz, że możecie grać z najsilniejszymi?
Tak, nie boję się Barcelony ani nikogo innego. Wręcz przeciwnie, nie mogę doczekać się, aż się z nimi zmierzę. Jesteśmy gotowi na duży przeskok.
Conte i Allegri – jak przeszedłeś tę zmianę?
Z Conte pracowałem przez trzy lata, zrobił ze mnie prawdziwego i kompletnego piłkarza. Odmienił mój sposób myślenia. Allegri jest zupełnie inny. Znam go od niedawna, ale doceniam to, że stawia na ładną grę. Stawia na niższe tempo, skupia się na technice i daje dużo miejsca do popisu swoim najlepszym piłkarzom.
Co zawdzięczasz włoskiej piłce?
Serie A była dla mnie uniwersytetem – tutaj dokonałem skoku jakościowego i dojrzałem.
Czy twój przyjaciel Sanchez, który gra teraz w Arsenalu, próbował namówić cię na Premier League?
Nie, rozmawiamy o innych rzeczach. Dobrze mi w Juventusie i nie czuję potrzeby zmiany otoczenia.
Naprawdę byłbyś gotowy zostać tu do końca kariery? Pociąga cię idea bycia jednym z symboli tego klubu?
Żyję teraźniejszością, a składanie pewnych obietnic nie ma sensu. Nikt nie zna przyszłości, ale jeśli miałbym decydować teraz, zostałbym tutaj do swoich 40. urodzin. Jest mi tu dobrze, a moja rodzina jest szczęśliwa w Turynie.
W czerwcu w Chile odbędzie się Copa America.
Mam nadzieję, że ten sezon okaże się dla mnie najpiękniejszy w klubie i w reprezentacji. Zagramy na całego, mój kraj nigdy nie wygrał wielkiego turnieju i nigdy nie miał silniejszej reprezentacji. Jesteśmy idealną mieszanką młodości i doświadczenia, mamy wielu świetnych techników.
Wygrana pomogłaby zapomnieć o meczu z Brazylią z ostatniego mundialu?
Wciąż myślę o tym strzale Pinilli, po którym piłka przeszła nad poprzeczką. Gdyby nie milimetry, moglibyśmy wyeliminować Brazylię. Jestem przekonany, że po wyrzuceniu z turnieju gospodarzy dotarlibyśmy do samego końca. Byliśmy o krok od przejścia do historii. Po tym meczu spędziłem wiele bezsennych nocy. Do dziś rozmawiam o tym z Pinillą…
Jaki był najlepszy mecz Vidala w biało-czarnej koszulce?
Myślę, że zagrałem naprawdę dobrze przeciwko Realowi Madryt w zeszłym sezonie, a jeszcze lepiej w meczu z Chelsea w pierwszym sezonie w Lidze Mistrzów z Conte. Przegrywaliśmy w Londynie dwiema bramkami, odrobiliśmy tę stratę dzięki naszemu charakterowi, a ja strzeliłem gola kontaktowego. To był świetny wieczór, ładnie się przedstawiliśmy. Później, w niesamowitym rewanżu zakończonym wynikiem 3:0 także strzeliłem gola.
Jak ciężka jest dla ciebie liczba 0 przy ilości twoich bramek w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów?
Bardzo (śmiech). Bramki, które mają znaczenie, zaczną padać dopiero teraz. W tamtym roku strzeliłem pięć goli w fazie grupowej, a wszystkie były bez znaczenia, ponieważ odpadliśmy…