Buffon: Wygrałem 10 scudetti, zawsze z drużyną
La Stampa opublikowała emocjonalny tekst autorstwa Gianluigiego Buffona (na zdjęciu) na temat sukcesów Juve. “Wygraliśmy. Znów. Szósty raz z rzędu. Rekord współdzielony z Barzą, Chiello, Leo, Stephanem i Claudio: weteranami tej drużyny (nie mówię że staruchami… no może Andrea, on faktycznie jest stary). Przez minione miesiące, mecze i kolejne sukcesy, wiele osób mówiło o przedwcześnie ogłaszanych wygranych, łatwej lidze i potwierdzeniu dominacji. Ja się nie zgadzam. Ci, którzy nie wygrali niczego, sprowadzają ciężką pracę zwycięzców do jakiegoś banału. W drodze po szóste scudetto nic nie było ustalone z góry, łatwe czy do przewidzenia. Byliśmy faworytami, bo wygraliśmy poprzednich pięć sezonów, ale zaczynaliśmy od zera, od wątpliwości i niedowierzania, walczyliśmy i wygraliśmy. Nikt nam niczego nie oddał bez walki. Każdy zespół mierzący się z Juve daje z siebie wszystko, kibice są przeciwko nam i to całkiem normalne, bo najsilniejsi zawsze są najbardziej znienawidzeni.
Pierwszym, co przychodzi mi na myśl po każdym sukcesie, jest «jutro». Jestem dumny z trofeów, które wygrałem, ale do dalszej pracy popychają mnie te, które jeszcze czekają na wygranie, to one mnie napędzają. Dostałem od swojego życia znacznie więcej, niż kiedykolwiek sobie wymarzyłem, więc po każdym osiągniętym celu zawsze mam pewność, że dałem z siebie wszystko, a otrzymam jeszcze więcej. To wdzięczność robi ze mnie optymistę, który pokonuje wszelkie bariery.
Wygrałem sześć scudetti z rzędu, w sumie dziesięć w karierze. Tak, dziesięć, nie wstydzę się tego. Wygrałem je wszystkie na boisku, razem z mistrzami, których twarze, uśmiechy i złość sobie przypominam pisząc te słowa. FIGC, Wikipedia czy Lega mówią, że wygrałem osiem. Nie będę dyskutował na temat arbitrów, praw czy wyroków sądowych, ale nikt nie może odebrać mi tego poczucia, że wygrałem je wszystkie.
Moją pierwszą miłością była dziewczyna, którą poznałem w ogólniaku. To było nieodwzajemnione uczucie, ale dla mnie to była miłość. Nie zawsze chodzi o przyznanie czegoś. Niektóre pieśni Vasco albo poematy Nerudy wydają się napisane przeze mnie. Nie napisałem ich, ale to nie jest aż tak ważne, bo jak twierdzi Troisi w «Il Postino», w poezji nie chodzi o to, kto pisze, tylko kto ją potem czuje.
Nie chcę wzbudzać kontrowersji, nie chcę otwierać dawno już zakończonych rozdziałów. Po prostu czuję dumę z tego, co udało mi się zbudować, co wygrałem na boisku. Nigdy sam, zawsze z zespołem. Czuję dumę, która sięga lata 2006 roku. Gorącego, szalonego lata, pełnego odejść i różnych spraw, które nie powinny być oceniane. Było to też lato jedności i pragnienia do tworzenia historii. Nikt przed nami tego nie zrobił, nikt. Myślę o Pavelu, Aleksie, Davidzie, Camorze… i potem o sobie. Zdecydowaliśmy się zostać razem, uhonorować koszulkę, klub, wszystkich jego kibiców. Straciliśmy wszystko, żeby zyskać coś, czego nie da się zmierzyć ani wymienić na coś innego: zyskaliśmy szacunek, wdzięczność. Stworzyliśmy fundamenty pod prawdziwy zespół, bo bez nas nie byłoby zwycięstw, rekordów, wszystkich wyzwań. Bez tych wszystkich ciężko pracujących ludzi na murawie, i tych poza nią, może kryjących się nieco w cieniu, to wszystko nie byłoby możliwe. A najlepsze jest to poczucie, że to jeszcze nie jest koniec“.