Gigi Buffon o swojej depresji
Facebookowy profil komentatorów Eleven – Mateusza Święcickiego i Filipa Kapicy przytacza historię, w której Gianluigi Buffon opowiedział jednemu z dziennikarzy o depresji, katuszach jakie przeżywał oraz o niemożności rzucenia zawodu i odcięcia się od piłki, skoro Juventus i reprezentacja Włoch go potrzebowali.
“Chagall. Nazywa się Chagall, był moim najważniejszym towarzyszem w trudnym okresie życia.
Jego pełne imię i nazwisko brzmi Marc Chagall, choć w dokumentach widniało: Mojsza Zacharowicz Szagałow. Urodził się na Białorusi, ale czuł się Francuzem. Tak to bywa – nie tylko w piłce – że rodzisz się w jednym miejscu, a czujesz jak w domu w zupełnie innym. Nie był bramkarzem, obrońcą, pomocnikiem czy napastnikiem. Był jednak moim sprzymierzeńcem i pomógł mi pokonać demony. Nie spodziewałem się, że go spotkam.
Cierpiałem na depresję i dzięki temu malarzowi zacząłem wspinać się od nowa na swoją górę. W najmroczniejszym momencie mojego życia odwiedziłem Galerię Sztuki Nowoczesnej w Turynie. Zauważyłem szczególny obraz Chagalla. Nazwa się La Passeggiata. Namalował go na przełomie 1917 i 1918 roku.
W tamtym momencie nie miało to jednak dla mnie żadnego znaczenia. Był rok 2004, a ja chorowałem. Kiedy zobaczyłem ten obraz, czułem jakby coś we mnie uderzyło. Ta praca wywołała we mnie wewnętrzny szok. Przez kilka minut stałem wpatrzony w scenę, na której autor trzyma żonę za rękę, a ona lata bez skrzydeł z wdziękiem i naturalnością. Oboje byli uśmiechnięci. Wokół nich przyroda, w tle miasto. Miłość i wiele innych rzeczy przyszło mi wtedy do głowy. Po raz pierwszy od dłuższego czasu się uśmiechnąłem. Był czwartek rano. Obraz spodobał mi się tak bardzo, że wróciłem oglądać go w piątek. A później w sobotę.
W roku poprzedzającym to wydarzenie straciłem jakąkolwiek radość z życia. Przestałem być Gigim, którego zawsze wyróżniała energia. Stary Buffon stawał się jedynie wspomnieniem. Znikałem. Malarstwo Chagalla zaczęło powoli przywracać mnie do życia. Zacząłem rozumieć, że małe rzeczy mogą wyciągnąć mnie z tego bagna. Zacząłem czytać książki. Zapisałem się na kurs gitarowy.
Pokonałbym tę chorobę szybciej, gdyby nie obowiązki. Nie mogłem wyjechać na dwa miesiące, nie mogłem zwolnić się z pracy. Byłem zakładnikiem swojego zawodu. Ludzie oczekiwali ode mnie dobrych meczów w Juve i reprezentacji Włoch. Ten konflikt, to poczucie, że jesteście niewolnikami wykonywanej profesji, że obowiązki nie pozwalają wam zadbać o siebie, było strasznym cierpieniem.
Depresja jest jedynie szczytem tego co narodziło się wcześniej, w ciszy, co trwało bardzo długo. Nie uchwycisz momentu kiedy to wszystko się zaczęło. Wiele zależy od rodzaju twojego życia, od tego jak je prowadzisz. Podupadasz nie tylko psychicznie, ale i fizycznie, co dla zawodowego sportowca jest szczególnie skomplikowane. Kiedy moja depresja była w najbardziej zaawansowanym stadium, budziłem się rano i byłem gotów spać jeszcze dziesięć godzin. Zawsze byłem zmęczony. Moje nogi reagowały z opóźnieniem. Nie miałem siły, nawet jeśli kompletnie nic nie robiłem. Miałem tachykardię, lęki, ataki paniki. Czułem ciemność, zanim naprawdę nadchodziła. Nie mogłem prowadzić normalnego życia.
Nigdy nie zapomnę rozgrzewki przed meczem z Regginą. 15 lutego 2004 roku. Podczas przygotowań poczułem atak paniki. Nikt niczego nie zauważył, więc czułem się jeszcze samotniej. Powiedziałem Ivano Bordonowi, trenerowi bramkarzy, że nie dam rady.
Niech Anotnio Chimenti się rozgrzewa. Nie zagram.
Moje serce biło mocno, mój oddech stawał się płytki, myślałem, że umrę. Ludzie śpiewali na stadionie, ale ja słyszałem jakieś dziwne dźwięki. Stłumione. Bordon kazał mi odejść na bok i usiąść na kilka minut.
Wyluzuj się, zrelaksuj.
Usiadłem i powiedziałem sobie: Gigi, jeśli teraz odpuścisz, to zawsze podczas rozgrzewki będzie cię to dopadać. I zawsze ulegniesz demonom. Nie możesz się poddać.
Wszedłem na boisko i zrobiłem jedną z najważniejszych parad w swoim życiu po strzale Ciccio Cozzy. To była akcja sam na sam. Zostawiłem wyciągniętą dłoń i znakomicie wybroniłem piłkę. Podziałało to na mnie jak elektrowstrząs. Wygraliśmy 1:0, a ja dałem radę mimo, że czułem się fatalnie.
Po tym meczu postanowiłem porozmawiać z rodzicami i najbliższymi. Nie prosiłem ich o pomoc. Powiedziałem, że jest inaczej niż kiedyś. Nie wstydźcie się swojej depresji. Jeśli uciekniecie od innych, staniecie się jeszcze bardziej introwertyczni. A to początek końca.
Zapisałem się na indywidualną terapię z psychologiem.
Przełomowy był dla mnie mecz z Danią podczas Euro 2004. Zremisowaliśmy 0:0, a ja zostałem wybrany piłkarzem meczu. Miałem trzy, może cztery znakomite parady, które uratowały naszą drużynę. Po ostatnim gwizdku sędziego poczułem się inaczej. Jakby energia wróciła, jakby stary Gigi odnalazł na nowo siebie. Już bez demonów, bez ciemności, bez ataków paniki. Wiedziałem, że to jest ten moment.
Chagall trzymał mnie za rękę, a ja fruwałem z uśmiechem na twarzy“.
www.facebook.com/2AngryMenTV