Podsumowanie 9. kolejki Serie A

Na podium nadal bez zmiany. Mecze drużyn na szczycie nie zachwyciły, doszło do dwóch niespodzianek. Tego co stracił Juventus, nie potrafił odrobić Inter. Zadowolone nie może być również Napoli, które solidarnie, jak rywale, zaledwie remisuje swój mecz. 9. kolejka zatem nie przynosi nam zmian w górnej części tabeli. Z przymróżeniem oka można powiedzieć, że Mistrz Włoch dyktuje warunki i wyznacza trendy w górnej części tabeli i nikt nie chce wyjść przed szereg. Zobaczymy jednak co przyniesie dalsza część zmagań. Zapowiada się ciekawy sezon, a wszak jeszcze 29 kolejek przed nami. Chwilową zadyszkę drużyn z Top 3, można zrzucić na karb intensywnego środka tygodnia w Lidze Mistrzów. Nie róbmy jednak zbyt dużych usprawiedliwień. Zerknijmy również, co działo się na pozostałych boiskach Serie A.

Hellas Verona 0-1 Sassuolo
Meczem otwierającym koleje było spotkanie Hellas z Sassuolo. Obie drużyny walczyły o powrót na zwycięską ścieżkę. Ta sztuka, chociaż skromnie, udała się drużynie przyjezdnych. Pierwsza groźna akcja w meczu przeprowadzona w 7. minucie meczu, była jednak autorstwa gospodarzy. Marco Faraoni nie dał rady pokonać bramkarza Saussolo. Neroverdi odpowiedź przyszykowali w 19. minucie, a w roli głównej wystąpił Jeremie Boga, poradził on sobie z obrońcami Hellas, jednak oddał zbyt lekki strzał by zaskoczyć stojącego między słupkami Silvestriego. Piłkarze do szatni schodzili przy stanie 0-0. W drugiej połowie kibice zgromadzeni na Stadio Marcantonio Bentegodi w końcu zobaczyli bramkę, jak się poźniej okazało, jedyną w tym spotkaniu. Padła ona za sprawą Filipa Duricica, który w 50. minucie meczu pokonał Consigliego. Co ważne dla polskich kibiców, w drugiej połowie na placu gry pojawili się Paweł Dawidowicz (55’) oraz Mariusz Stępiński (82’). Niestety nie pomogli oni swojej drużynie w uzyskaniu choćby jednego punktu. Cenne trzy oczka powędrowały do Neroverdich.

Lecce 1-1 Juventus
W zębatki maszyny Sarriego wpadło trochę piasku. Nie takiego przebiegu spotkania spodziewali się kibice Starej Damy. Beniaminek z Lecce nie miał zamiaru pobłażać Mistrzowi Włoch i szarpał w meczu aż miło. Momentami niestety nie było widać różnicy klas dzielących te drużyny, przynajmniej w celności strzałów i wykańczaniu akcji. Juventus pomimo miażdżącej przewagi (69%) w posiadaniu piłki nie był w stanie w klarowny sposób zagrozić bramce gospodarzy. Sztuka ta udała się raz, w 15. minucie meczu, na spalonym jednak, co wykazał VAR, znajdował się Gonzalo Higuain. Pomimo 8 oddanych strzałów na bramkę gospodarzy, tylko dwa znalazły się w świetle bramki. Lecce nie pozostawało dłużne i również kreowało swoje akcje, które mogły zagrozić Wojciechowi Szczęsnemu. Do przerwy jednak nie zobaczyliśmy bramek. Tych uznanych przez sędziego. Druga połowa przyniosła nam dwie bramki. W 50. minucie sędzia, również z pomocą VAR wychwycił nieczyste zagranie Jacopo Petriccione w polu karnym i wskazał na wapno. Wykonawcą rzutu karnego, pod nieobecność Ronaldo, był Paulo Dybala, który pewnie umieścił piłkę w siatce. Bianconeri nie mogli jednak cieszyć się z prowadzenia długo. Już w 56. minucie, sędzia Valeri ponownie wskazywał na jedenasty metr. Tym razem w polu karnym Juventusu, po zagraniu ręką de Ligta. Holender ma w tym sezonie ekstremalnego pecha do tego typu zagrań w polu karnym. Wykonawcą rzutu karnego został Mancosu, który pokonał Szczęsnego. Więcej bramek na Stadio Via del Mare nie obejrzeliśmy, chociaż były ku temu okazje, szczególnie gdy drogę do pustej bramki miał Federico Bernardeschi. Niestety Włoch fatalnie spudłował i piłka trafiła w słupek. Była to największa zmarnowana okazja w tym meczu. Nic więc dziwnego że Berna zanotował za ten mecz bardzo słabe noty. Lecce zdobyło pierwszy punkt w tej kampanii na własnym boisku, Juventus zanotował natomiast drugi remis, w równie kiepskim stylu jak ten z Fiorentiną.

Tego wieczoru wydarzyła się jeszcze jedna, zarazem ważna jak i przykra rzecz. W 83. minucie doszło do fatalnego w skutkach starcia Gonzalo Higuaina z bramkarzem gospodarzy Gabrielem, w efekcie czego potrzebna była interwencja medyczna. Pipita doznał poważnego urazu głowy i musiał zejść tymczasowo z boiska. Ostatecznie postanowił dograć mecz do końca, jednak po jego zakończeniu stracił przytomność i został odwieziony do szpitala. Po badaniach, klub wydał jednak komunikat, że życiu Argentyńczyka nie zagraża niebezpieczeństwo, a zawodnik potrzebuje jedynie chwilowego odpoczynku i obserwacji, by powrócić do regularnych treningów. Nie wiadomo jednak czy znajdzie się w składzie na mecz następnej kolejki. Pod znakiem zapytania stoi również występ Miralema Pjanica, który został zmieniony w trakcie meczu przez Samiego Khedirę, z powodu urazu mięśniowego.

Inter 2-2 Parma
Czego nie zyskał Juventus, nie udało się również Interowi. Zimny prysznic dla wszystkich rozentuzjazmowanych kibiców Nerazzurrich. Na szczycie tabeli, dzięki walczącej Parmie zachował się status quo. Jednak po kolei. Pierwsi na prowadzenie wyszli zawodnicy gospodarzy, za sprawą Antonio Candrevy w 23. minucie meczu. Włoch oddał strzał zza pola karnego, który rykoszetem odbił się od obrońcy Parmy i zaskoczył Sepe. Trzy minuty poźniej mieliśmy jednak remis. Wszystkim kibicom Interu przypomniał o sobie, wypożyczony do Parmy, młody Karamoh, umieszczając piłkę w siatce z 17 metrów. Ku zdziwieniu zgromadzonych na Giuseppe Meazza, gospodarze wyszli na prowadzenie w 30. minucie spotkania. Strzelcem tym razem okazał się niezniszczalny Gervinho. W 55. minucie spotkania doczekaliśmy się wyrównania. Strzelcem bramki okazał się Romelu Lukaku. Nie obyło się jednak bez weryfikacji sędziego Daniele Chiffiego z systemem VAR. Ostatecznie bramka została zaliczona, a Belg znalazł się w szale radości. Pomimo aż 7 doliczonych minut doliczonych do regulaminowego czasu gry, bramek już nie zobaczyliśmy. Inter nadal zajmuje 2. miejsce w tabeli, mając jeden punkt straty do liderującego Juventusu.

Genoa 3-1 Brescia
Udanie zaczyna się trenerska przygoda Thiago Motty, który został niedawno mianowany trenerem Gryfonów. Na zakończenie sobotnich zmagań 9. kolejki, Genoa przed własną publiką pokonała Brescię. Dla drużyny z Genui oznacza to przerwanie passy 6-ściu kolejnych meczów bez wygranej. Pierwszy groźny strzał w meczu oddany został dopiero w 27. minucie za sprawą Gumusa. Został on jedna wybroniony przez bramkarza gości – Joronena. Kiedy wszyscy powoli szykowali się na bezbramkowy remis do przerwy, w 34. minucie sędzia podyktował rzut wolny dla Brescii. Do piłki podszedł Sandro Tonali, który genialnym strzałem w okienko pokonał Stefana Radu. Takie strzały powinny być pokazywane co wieczór do poduszki, całemu trio odpowiedzialnemu w Juventusie za wykonywanie tych stałych fragmentów gry. Kolejne bramki kibice obejrzeli dopiero po przerwie. Powoli budująca przewagę Genoa, swoja pierwszą groźną akcję zapoczątkowała w 64. minucie. Szarżującego Pandeva zatrzymał jednak Joronen. Chwilę poźniej, wyrównującego gola, po wykonanym rzucie rożnym, miał okazje strzelić Kouame, jednak piłka odbiła się od poprzeczki. Upragniona bramka przyszła w 66. minucie. Stan meczu wyrównał kolumbijski pomocnik Agudelo (który znalazł się na boisku w 46. minucie za Radovanovića). Na kwadrans przed końcem stadion Genoi eksplodował z radości. Kouame tym razem się nie pomylił i efektownym strzałem nożycami posłał piłkę do siatki Bresci, 2-1 dla Gryfonów. Zaledwie 4 minuty poźniej bramkę dołożył doświadczony Pandev. Apetyt gospodarzy rósł w miarę upływu minut i w 81. minucie mogliśmy mieć 4-1, jednak strzał Schone na słupek sparował bramkarz Brescii. W doliczonym czasie gry kibice mogli z kolei zobaczyć niezłą próbę zdobycia bramki kontaktowej, jednak Donnarumma został zatrzymany przez Radu. Ostatecznie wynik spotkania nie uległ już zmianie. Genoa – Brescia, 3-1.

Bologna 2-1 Sampdoria
Sampdoria kontynuuje swój marsz w kierunku Serie B. Jest to bowiem 7 przegrana, ktorą notuje ten zespół w obecnej kampanii. Genueńczycy mają na koncie jedynie 4 punkty, jedną wygraną i jeden remis. Bologna z kolei po tym meczu dopisuje kolejne trzy oczka i ma ich już na koncie 12. Całe spotkanie w swoich drużynach rozegrali Łukasz Skorupski oraz Bartosz Bereszyński. Pierwsza połowa meczu nie przyniosła żadnych bramek, chociaż nie oznacza to, że nie było ku temu okazji. Główną przyczyną braku otwarcia wyniku była nieskuteczność piłkarzy po obu stronach. Na pierwszą bramkę w meczu należało czekać do 48. minuty, w której na listę strzelców wpisał się Rodrigo Palacio. Argentyńczyk wykorzystał podanie Roberto Soriano, oddając strzał z mniej więcej 16 metrów. Wyrównanie i nadzieje kibicom przyjezdnych dał w 64 minucie Manolo Gabbiadini, strzelając z 25 metrów. Wynik spotkania ustalił jednak Mattia Bani, który wyprowadził Bologna na prowadzenie w 78. minucie.

Atalanta 7-1 Udinese
Mamma mia! Co za mecz! Atalanta zafundowała nam znakomity spektakl, by jak najszybciej zapomnieć o swojej porażce w Lidze Mistrzów z Manchesterem City. Niczego nie spodziewające się Udinese, zostało poprowadzone dziś na rzeź. W dodatku goście od 32. minuty grali w dziesiątkę, gdyż drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę ujrzał Opoku. Co ciekawe, to właśnie Udinese wyszło na prowadzenie, za sprawą Stefana Okaki, który w 12. minucie spotkania umieścił piłkę w siatce. To jednak wszystko na co tego popołudnia było stać zawodników z Udine. La Dea rozgromiła swojego rywala aż 7-1. Do wyrównania doszło po akcji z 21. minuty, a piłkę w siatce umieścił Ilicic. Początkowo wydawało się, że zawodnik znajduje się na spalonym, jednak sędzia Fabio Maresca po konsultacji z VAR zaliczył bramkę. W 35. minucie arbiter podyktował rzut karny za przewinienie Nicholasa Opoku (druga żółta kartka). Do piłki podszedł Luis Muriel i z zimną krwią pokonał Becao. Ostatnia bramka przed przerwą padła w 43. minucie. Na listę strzelców ponownie wpisał się Ilicić, zaliczając doppietę. Zaledwie po 3 minutach od rozpoczęcia drugiej połowy, na tablicy wyników widniał już wynik 4-1. Do bramki trafił Muriel. To nie zaspokoiło głodu bramek w drużynie La Dea. Kolejna bramka padła w 52 minucie. Tym razem strzał na gola zamienił Alejandro Gomez. Kibice zgromadzeni na Stadio Atleti Azzurri d’Italia, mieli przerwę od bramek do 75. minuty. To wtedy, kolejny raz po konsultacji z VAR, sędzia Maresca wskazał na wapno. Do piłki ponownie podszedł Luis Muriel i dzięki zdobytej bramce zaliczył dziś hattrick. Gdy wydawało się, że to już koniec festiwalu goli na dziś, na boisku za zmęczonego Ilicića pojawił się Amad Traore (77’), który szybko wyprowadził wszystkich z błędu. W 83 minucie podwyższył wynik do 7-1. Po takim meczu Atalanta zasługuje na niesamowite brawa, mimo że przeciwnik nie był tak wymagający jak The Citizens. Atalanta znajduje się obecnie w dziwnej sytuacji. Radzi sobie świetnie w Serie A i jest groźnym przeciwnikiem dla włoskich topowych marek, jednak ginie w potyczkach europejskich. To mimo wszystko wciąż za słaba drużyna by skrobać się po drabince Ligi Mistrzów. Igor Tudor ma natomiast nad czym myśleć, gdyż jego Udinese w tym sezonie nie zachwyca.

SPAL 1-1 Napoli
Solidarność w czystej postaci. Również Napoli nie zamierzało wychodzić dziś przed szereg i zapisało na swoim koncie jedynie remis w Ferrarze. Stanowi to niemałą niespodziankę, gdyż SPAL zajmuje obecnie 19. miejsce w tabeli. W meczu pełne 90 minut rozegrali Arkadiusz Milik oraz Piotr Zieliński. W zespole z Ferrary na boisku nie zabrakło również Arkadiusza Recy i Thiago Cionka (od 54’). Pierwszy groźny strzał w meczu kibice oglądali już w 3. minucie meczu, po wykonanym rzucie wolnym przez Andreę Petagnę, który uderzył minimalnie niecelnie, trafiając w poprzeczkę. Odpowiedź Neapolitańczyków była niemal natychmiastowa. Po podaniu od Alana, piłkę z krawędzi pola karnego w kierunku bramki posłał Arek Milik, bramkarz gospodarzy nie dał rady interweniować i wynik spotkania zmienił się na 1-0 dla Napoli. Drużyna Carlo Ancelottiego z prowadzenia cieszyła się tylko przez 7 minut. Do wyrównania doszło bowiem w 16. minucie, po strzale oddanym przez Jasmina Kurtica, który po podaniu od Strefezzy został sam na sam z Meretem i pięknie trafił w prawy dolny róg bramki. Jeszcze przed przerwą nadzieję na prowadzenie miało Napoli, jednak ostatecznie sędzia Federico La Penna, po konsultacji z VAR, nie dopatrzył się zagrania ręką w polu karnym przez Francesco Vicariego i rzut karny został anulowany. W meczu nie zobaczyliśmy już więcej bramek, pomimo aż 6 doliczonych minut. Co prawda swoje okazje mieli ponownie Arkadiusz Milik oraz w piątej minucie doliczonego czasu gry Fernando Llorente, jednak żaden z nich nie był w stanie poważnie zagrozić bramce strzeżonej przez Berishę.

Torino 1-1 Cagliari
Kolejny słaby mecz w wykonaniu lokalnego rywala Juventusu. Torino zaledwie remisuje z Cagliari i od czasu wygranej z Milanem, leci z formą w dół. Sardyńczycy natomiast dość niespodziewanie znajdują się obecnie w pierwszej szóstce tabeli, z dorobkiem 15 punktów. Sam mecz nie ma wielkiej historii. Wydawać się natomiast mogło, że mecz był wyrównany, z lekką przewagą przyjezdnych. Do pierwszej groźnej akcji doszło w 20. minucie. Szansę na zdobycie bramki miał Joao Pedro. Oddał on błyskawiczny strzał z krawędzi pola karnego, ale bramkarz miał niesamowite szczęście, bo piłka przeleciała zaledwie kilka centymetrów obok prawego słupka. Na odpowiedź kibice czekali do 37. minuty. Andrea Belotti oddał piekielnie mocny strzał w prawy dolny róg bramki, ale Robin Olsen wykazał się niesamowita paradą i wybił piłkę. Trzy minuty poźniej mieliśmy 1-0 dla gości. Nahitan Nandez znalazł się na świetnej pozycji i oddał strzał, umieszczając piłkę w lewym dolnym rogu bramki strzeżonej przez Sirigu. Była to jedyna bramka strzelona w pierwszej połowie. Na drugą bramkę i jak się okazało ostatnią w tym spotkaniu, musieliśmy czekać do 69. minuty. Strzelcem okazał się były zawodnik Juventusu, Simone Zaza, który umieścił piłę w siatce po asyście Andrei Belottiego. Więcej ciekawych akcji w meczu już nie zobaczyliśmy, drużyny zatem podzieliły się dorobkiem punktowym. Torino-Cagliari, 1-1.

Roma 2-1 Milan
Niegdyś dwie wielkie i czołowe kluby, po których dziś pozostało tylko wspomnienie. Zarówno jedni i drudzy mieli dziś coś do udowodnienia. Zwycięstwo zanotowała Roma, spychając Milan na 12. lokatę w tabeli. Bilans obu drużyn jednak nie zachwyca. Rzymianie, już po meczu z Rossonerimi, zanotowali 4 zwycięstwa, 4 remisy oraz 1 przegraną. Klub z czerwonej część Mediolanu natomiast, zanotował dziś 5 porażkę, mając zaledwie 3 wygrane i 1 remis w sezonie. Mimo wszystko słabo grająca dziś Roma w zupełności wystarczyła na nieporadny Milan. Siedmiokrotny zdobywca Ligi Mistrzów, wyglądał dziś, podobnie jak przez cały obecny sezon, bardzo mizernie. Mecz rozpoczął się od ataku gości. W 12. minucie Rafael Lewo zmarnował znakomitą okazję do otwarcia wyniku. Jego strzał został wybroniony przez Pau Lopeza. Podobnie było w 29. minucie, gdy strzelał Hakan Calhanoglu oraz 34. minucie po próbie Suso. Pierwsza bramka padła 7 minut przed przerwą. Strzelcem bramki okazał się Edin Dzeko. Chwile poźniej mogło być już 2-0 dla Romy, ale tym razem Gigi Donnaruma obronił próbę Javiera Pastore. Pierwsza połowa zakończyła się skromnym prowadzeniem Romy. Po zmianie stron do głosu doszedł na chwilę Milan, efektem czego była bramka wyrównująca, a jej autorem Theo Hernandez. Radość Rossonerich nie trwała długo. W 59. minucie Nicolo Zaniolo przyjął piłkę tuż przed polem karnym i nie zastanawiając się kropnął w prawy dolny róg bramki. Donnaruma był bezradny. W 69. minucie do wyrównania doprowadzić mógł Alessio Romagnoli, ale Pau Lopez czuwał na posterunku. Roma naciskała, efektem czego była bramka Fazio, nie została jednak uznana, gdyż piłkarz Giallorossich znajdował się na spalony. Milan starał się odrobić straty i uratować remis, ale sztuka ta nie udała się Calhanohlu ani w 88. minucie, ani w 2. minucie doliczonego czasu gry. Rossoneri wracają do Mediolanu na tarczy. Stefano Pioli znajduje się w nieciekawej sytuacji, Paulo Fonseca natomiast tym razem uszedł z życiem, jednak czy przy tak słabym Milanie, jest to powód do spokojnego snu?

Fiorentina 1-2 Lazio
Meczem zamykającym 9. kolejkę Serie A był pojedynek Fiorentiny z Lazio na Stadio Artemio Franchi. W mecze lepiej wszedł zespół ze stolicy Italii. W 20. minucie piłkę w siatce umieścił Ciro Immobile, jednak sędzia liniowy wskazał pozycję spaloną. Dwie minuty poźniej do bramki trafił Correa, jednak i tu sędzia wskazał spalonego, tym razem jednak po weryfikacji VAR bramka została uznana, 1-0 dla Lazio. Gracze stołecznego klubu przyzwyczaili nas jednak w tym sezonie do łatwego trwonienia punktów. Nie inaczej było tym razem. Po 28. minutach mieliśmy już wynik remisowy. Do bramki, po wsnianiałej asyście Fracka Riberiego, trafił Federico Chiesa. Do przerwy nie zobaczyliśmy już więcej bramek, trener Firoentiny zmuszony został za to do wykonania pierwszej zmiany w składzie, gdyż kontuzji nabawił się Martin Caceres. Kontuzjowanego Urusa zastąpił Luca Ranieri. W drugiej połowie pierwszą groźną akcję oglądaliśmy w 59. minucie po strzale Senada Lulica, jednak broniący bramki Fiołków Bartłomiej Drągowski nie miał problemów z wybronieniem strzału. W 66. minucie zza pola karnego zdecydował się strzelać Ribery, zrobił to jednak zbyt nonszalancko i piłka powędrowała daleko obok lewego słupka bramki Strakoshy. W 90. minucie meczu kibice Lazio oszaleli z radości, bowiem ich idol, Ciro Immobile, wyprowadził Lazio na prowadzenie. W doliczonym czasie gry, zagrania ręką w polu karnym dopuścił się Luca Ranieri i otrzymał za to zagranie czerwoną kartkę. Do wykonania rzutu karnego podszedł Felipe Caicedo, jednak Bartłomiej Drągowski popisał się genialną paradą i wybronił strzał. Była to ostatnia akcja meczu po której sędzia zakończył spotkanie.

Leć na mecz Juventus-Torino!

Subskrybuj
Powiadom o
3 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

Mateys
Mateys
4 lat temu

Atalanta zapomniała, że we Włoszech nie wolno nikogo tak łoić, bo to brak szacunku do przeciwnika?

rammstein
rammstein
4 lat temu

Paweł Leń Paweł Leń,

widać, że LM to nie ich buty, wolą sobie pokopać w w lidze 😉

leniup
leniup
4 lat temu

Atalanta dostaje srogie baty w Lidze Mistrzów i potem sobie to odbija na Serie A 😉

Lub zaloguj się za pomocą: