Biało na czarnym #20: Juventus – Lazio 3:0
fot. @ juventusfc / twitter.com
W ostatnim przed przerwą mundialową spotkaniu Serie A Juventus podejmował na swoim stadionie drużynę Lazio. Oba zespoły mogły pochwalić się najskuteczniejszymi defensywami w lidze, lecz po 90 minutach z okładem to gospodarze są jedynym zespołem, który stracił dotychczas mniej niż dziesięć goli. Juventus zlał rzymian nie zostawiając złudzeń co do tego, która z ekip na chwilę obecną jest lepsza. Fakt, że stało się to mimo tego, że Pogba, Vlahovic, Chiesa i Di Maria nadal nie mogą zagrać wszyscy razem od pierwszej minuty, dodaje nam sporo nadziei na przyszłość. Mamma mia, co to może być za drużyna! Zanim zobaczymy ja w akcji, zapraszam Was do tradycyjnej, ostatniej w tym roku kalendarzowym, oceny poszczególnych zawodników.
Juventus – Lazio 3:0
Bramka
Przez większą część spotkania Wojtek był praktycznie bezrobotny i pracował na notę wyjściową, ale w ostatnich kilku minutach meczu jego koledzy z zespołu stwierdzili, że czas rozgrzać trochę kolegę przed zbliżającymi się mistrzostwami świata. Polski golkiper nie skapitulował ani razu więc należy mu się pochwała za czujność do końcowego gwizdka.
Obrona
Formacja defensywna Juventusu wyglądała w tym spotkaniu świetnie. Federico Gatti rośnie ze spotkania na spotkanie i doskonale radził sobie po swojej stronie boiska. Szczególnie zapamiętałem doskonałą interwencję w polu karnym, gdzie wybił piłkę Luisowi Alberto, ułatwiając zadanie Szczęsnemu. Oprócz odpowiedniego nastawienia w defensywie, Włoch dorzucił również niezłe wyprowadzenia fubolówki, czym przypominał mi Bonucciego. Czyżby brał lekcje u starszego kolegi? Grający „ostatniego” Bremer nie miał zbyt dużo do roboty, a sytuacje, w jakich musiał interweniować, można policzyć na palcach jednej ręki pracownika tartaku. Ostatni z trójki Danilo również nie miał zbyt dużo okazji do wykazania się. Skutecznie zablokował prawą stronę Lazio (gdzie dużo operował Sergej Milinkovic-Savic), do spółki z Rabiotem i Kosticem. Na konto Brazylijczyka wędruje też niewielki minus – za sytuację z 38 minuty, w której był bliski sprezentowania bramki przeciwnikom. Kompletny występ całej formacji defensywnej.
Pomoc
W myśl maksymy „zwycięskiego składu się nie zmienia”, Allegri kolejny raz postawił na trójkę Fagioli, Rabiot i Locatelli. Młody Włoch znów udowodnił wszystkim obserwatorom, że to już czas na regularną grę w pierwszej jedenastce kosztem Mckenniego czy Paredesa. Niestety tym razem nie udało mu się dorzucić liczb ofensywnych, chociaż oddał jeden świetny strzał po podaniu Kostica. Manuel Locatelli będący w tym spotkaniu registą wyglądał fenomenalnie. Umiejętnie rozrzucał piłkę po skrzydłach, odpowiednio przyspieszając akcje ofensywne Juventusu – na przykład przy drugiej bramce i podaniu do Kostica. Włoch w końcu wraca do formy, jakiej oczekują kibice ekipy ze stolicy Piemontu. Ostatni z trójki Rabiot to już standard w tym sezonie. Francuz poniżej bardzo dobrego poziomu nie schodzi i również w spotkaniu z Lazio zgniótł swoich przeciwników. Wygrał większość pojedynków (7/9), wyprzedzał rywali i doskonale czytał grę. Poza tym, tak jak w poprzednim spotkaniu ligowym, zaliczył asystę do Moise Keana, po świetnym odebraniu piłki Milinkovicowi-Savicowi. Z kuluarów dochodzą głosy o tym, że Francuz żąda 10 mln euro netto na nowym kontrakcie. Z jednej strony to duża kwota, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę jego kiepskie występy w poprzednich sezonach, ale z drugiej, cytując głównego bohatera Futuramy „shut up and take my money”. Nie wiem, czy te zauważalnie lepsze występy to chęć wynegocjowania lepszych warunków zatrudnienia, czy Francuz w końcu wskoczył na szczyt formy. Tak czy inaczej warto zauważyć, że pod wodzą Allegriego „piłka mu żre”.
Na wahadłach – podobnie jak poprzednio – biegali Cuadrado i Kostić. Kolumbijczyk w pierwszej części spotkania, zwłaszcza w ofensywie, wyglądał jakby chlapnął coś mocniejszego i odstawał poziomem od drużyny, ale druga połowa była już o wiele lepsza w jego wykonaniu. W fazie defensywnej zaliczył kilka ważnych odbiorów i jedną kluczową interwencję, czyli odbiór piłki od Pedro. Mimo początkowych turbulencji należy mu się pochwała. Z kolei Serb wyglądał jakby „jutra miało nie być” i miał w nosie zbliżający się mundial. U Filipa nie widziałem ani przez chwilę spadku koncentracji czy chęci odpuszczenia. W końcu dośrodkowania Serba były celniejsze i bardziej przemyślane. Druga bramka wpadła po jego świetnym strzale i dobitce Keana. Żeby pomieścić w pierwszej jedenastce Chiesę i Kostica, Max Allegri chyba będzie musiał zmienić formację.
Ofensywa
W ataku wystąpili Moise Kean i Arkadiusz Milik, który ostatnio – z powodu nieskuteczności – nadszarpnął lekko zaufanie kibiców. W spotkaniu z Lazio polski napastnik pomógł jednak w zdobyciu drugiego gola oraz sam wpisał się na listę strzelców ustalając wynik na 3-0. Trochę czepiłbym się Arka ze względu na jego dość kiepską „małą grę” z kolegami. Kilka razy rażący był brak zrozumienia z partnerami z drużyny, a w drugiej części spotkania 28-latek mógł wyłożyć piłkę do pustej bramki Nicolo Fagiolemu. Być może go nie widział. Ze względu na gola i ogólne zaangażowanie w grę, występ na plus. Moise Kean był skupiony na grze, a jeśli Włoch ma spokojną głowę, to daje to efekty w postaci bramek. Tym razem zdobył dwie, po których Juventus zaczął jeszcze bardziej dominować w spotkaniu.
Zmiennicy
Po nieco ponad godzinie gry na placu zameldowali się Federico Chiesa i Angel Di Maria. Sądzę, że gdy oni się w końcu zgrają ze sobą, to każda ekipa w Serie A będzie musiała wspiąć się na Himalaje umiejętności w defensywie, by nie stracić bramki w spotkaniu z Juve. Pokazała to bramka na 3-0 , czyli akcja Di Maria – Chiesa i asysta do Milika. Vlahović już zaciera ręce na taką grę. Leandro Paredes zaliczył epizodyczny występ. Cztery podania, wszystkie celne, dwa przechwyty i jeden odbiór piłki to wszystko, co Argentyńczyk zdążył zaprezentować podczas dziesięciu minut, w trakcie których był na murawie.
Trener
Sześć spotkań z rzędu z wygraną. Sześć spotkań z rzędu bez straty bramki. Drużyna zmotywowana, zaangażowana i walcząca do ostatniej minuty. W końcu mogę powiedzieć „maszyna ruszyła”. Max Allegri zasługuje na pochwałę i pewną dozę zaufania. Juventus musiał sięgnąć dna w Lidze Mistrzów, by zrozumieć, że wygrywanie im się nie należy, tylko trzeba o nie walczyć. Wychodzi na to, że winą obarczyć należy przede wszystkim zawodników, a dopiero później trenera. Przynajmniej póki są wyniki.
MVP spotkania
Na najważniejszego zawodnika wybieram Moise Keana, za dwie zdobyte bramki. Poza tym każdy z osobna zaprezentował się bardzo dobrze i przyjemnie oglądało się tak dominujący Juventus.
FLOP spotkania
Najsłabszym był Sergej Milinković-Savić. Kibice na Allianz oczekiwali czegoś więcej od serbskiego pomocnika, ale przy zejściu z boiska nagrodzili go brawami na zachętę. Z kolei z drużyny Bianconerich żaden zawodnik nie zasłużył na tę „nagrodę”.
Podsumowanie
Lubię patrzeć, jak Juventus leje rywali i aż odechciało mi się mundialu. Allegri odbudował drużynę i w końcu da się oglądać ekipę z Turynu. Przed przerwą rozsiadamy się na trzecim miejscu w lidze, a patrząc na grę włoskiej ekipy w Lidze Mistrzów, nikt nie pomyślałby, że to możliwe. W styczniu zapewne dostępni będą już na stałe Chiesa, Di Maria, Vlahović i oczekiwany Paul Pogba. Skoro Allegriemu ostatecznie udało się wycisnąć tak wiele z tak przetrzebionej kontuzjami ekipy, to co otrzymamy w 2023 roku? A może dzwonimy do Kataru i odwołujemy mistrzostwa?
Do usłyszenia po przerwie mundialowej w tradycyjnym cyklu „Biało na Czarnym”.
Autor: Marcin Zalewski