#FINOALLAFINE

Biało na czarnym #28: Juventus – Nantes 1:1

Federico Chiesa Juventus Nantes Juventus Twitter
fot. @ juventusfc / twitter.com

Spotkanie z Nantes to nasz pierwszy mecz w rozgrywkach Ligi Europy od 3213 dni… Wtedy to, 1 maja
2014 roku, wszyscy liczyliśmy, że Antonio Conte na boisku w Turynie dokona równie spektakularnego
powrotu, jaki swego czasu zaliczyły jego włosy, i odrobi wynik z pierwszego meczu w Lizbonie (1:2).
Wszyscy pamiętamy, że tak się nie stało i Juventus zamiast zagrać w finale na własnym stadionie,
odpadł z portugalskim rywalem, który oddał 3 celne strzały na bramkę przez cały dwumecz.
I wczoraj mieliśmy do czynienia z podobną indolencją strzelecką naszych piłkarzy. W każdej sytuacji
brakowało cynizmu, zimnej krwi, lepszej decyzji, minimum szczęścia czy po prostu lepszej techniki
użytkowej. Z tym, że teraz nie osiągnęliśmy remisu z 30-kilkukrotnym mistrzem Portugalii, a z 13
drużyną tabeli ligi francuskiej. Jednak nasza gra była lepsza niż wynik. Miałem wrażenie, że to
przejście na 4-3-3 ma potencjał, choć nie rozumiem dlaczego trener wprowadza w tak ważnym
meczu ustawienie, w którym nie graliśmy bardzo długo. Odwińmy sobie to spotkanie raz jeszcze i
podsumujmy występ piłkarzy w każdej formacji.

Juventus – Nantes 1:1

Bramka

Wojciech Szczęsny nie miał zbyt wiele pracy w tym meczu. Przy straconej bramce był raczej bez szans,
chociaż jego „parada” sprawiała wrażenie, jakby się przewrócił od podmuchu wiatru, jaki niosła za
sobą ta bomba. Uważam, że był to raczej przeciętny występ Polaka aniżeli dobry. Słabiutka ogólna celność podań (77%) i tylko 3/8 długich piłek trafiło do adresata. Papierosek po tym meczu z pewnością nie miał smaku satysfakcji dla Wojtka.

Obrona

Był to pierwszy mecz od bardzo dawna, gdy Max Allegri zdecydował się na desygnowanie do gry
czteroosobowego bloku obronnego. I pierwszy w tym roku bez Filipa Kosticia w podstawowym
składzie. Choć raczej bliżej mi do stanowiska tego obozu speców od analiz taktycznych, którzy
twierdzą, że formacje to już przeszłość i to tylko cyferki. Bądź co bądź liczy się to jak gracze ustawiają się gdy drużyna operuje piłką, to jednak dalej mam zakodowane w tym aspekcie konserwatywne
mapy mentalne. Nakazujące przywiązywać mi do ustawień większą uwagę, niż jest to potrzebne.
Wyjście w 4-3-3 odczytuje wczoraj jako chęć dodatkowego zabezpieczenia bocznych sektorów,
którymi Nantes wyprowadzało kontry.
Jestem dużym fanem Danilo i jego inteligencji taktycznej, tego jak potrafi odnaleźć się na nowych
pozycjach. I o ile jako pół-prawy stoper w trójce spisuje się bez zarzutu, o tyle pozycja jednego z
dwóch stoperów w systemie z czwórką z tyłu, chyba nie jest mu pisana. Nasz kapitan wygrał tylko 1 z
6 toczonych pojedynków, momentami bywał za wolny, źle ustawiony. A do tego spartolił wyśmienitą
sytuację w końcówce po podcince Chiesy. Bremer wcale dużo lepszy nie był – 2 na 6 pojedynków
wygranych przez Brazylijczyka. Przy straconej bramce, gdy wydawało się, że przetnie podanie lecąc na
sankach pod nogi rywala, lecz jednak okazał się wielkim fanem Stevena Gerrarda i poślizgnął się… Choć
przy jego nazwisku wynotowałem sobie dobre wyprowadzenie piłki w 27 minucie, podaniem
mijającym linie pomocy rywala, oraz skuteczną interwencję w 83 minucie, która zapobiegła sytuacji
bramkowej dla Nantes.
Nasz prawy obrońca, Mattia de Sciglio zaliczył kolejny przeciętny występ. W defensywnie nie miał
szczególnie dużo pracy, gdyż rywal nacierał głównie swoją prawą stroną, a w ofensywie często
podejmował złe i spóźnione decyzje. To z jego udziałem mieliśmy jedną z wielu kontrowersji
sędziowskich w tym spotkaniu – Włoch został „skasowany” łokciem w szyję przez Palloisa, ale dla
portugalskiego rozjemcy zachowania rodem z klatki MMA są normalne na boisku. Zdecydowanie
najlepiej z naszych obrońców wyglądał Alex Sandro. Zanotował 9/15 wygranych pojedynków, był bardzo aktywny na całej długości boiska, skutecznie i efektywnie podłączał się pod rozegranie. Choć raz niepotrzebnie wdał się w drybling zamiast podawać do Rabiota, miedzy trójkę rywali. Wyszła z tego groźna kontra, którą na szczęście w zarodku zdusił Danilo. Tym niemniej ja już na dobre występy Brazylijczyka nie dam się nabrać. Mam nadzieję, że na koniec sezonu otrzyma komunikat: „Alex, fajny chłopak jesteś, ale już Ci dziękujemy za współpracę”.

Pomoc

Max Allegri desygnował do boju trójkę środkowych pomocników: Fagioliego, Rabiota i Paredesa.
Naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć decyzji z postawieniem na Argentyńczyka. Manuel Locatelli
jest w gazie od początku roku, gra totalnego szefa, a na najważniejszy mecz tej rundy siada na ławce.
W jego miejsce grający na alibi Leandro, chyba tylko dlatego, że mógł rozumieć rywali
porozumiewających się po francusku… Tragicznie ten Paredes nie zagrał, ale dobrze też nie. Udane
podania progresywne policzymy na palcach ręki stolarza. Często cofał się po piłkę, ale gdy już miał
ją przy stopie, to operował nią zbyt wolno. Oddał groźny strzał z rzutu wolnego w pierwszej połowie,
ale świetnie dysponowany Lafont połapał się w jego zamiarach. I o ile dobrze pamiętam, to nie udało
mu się przeciąć wychodzącej bramkowej kontry rywala – zdaje mi się, że nieco złamał dyscyplinę
taktyczną i zapuścił się za wysoko, przez co zabrakło asekuracji w środku. Próbował gonić rywala, ale
nieskutecznie.
Osobny akapit należy poświecić młodemu Fagioliemu. Jestem dużym fanem talentu tego chłopaka.
Bardzo się cieszę, że tak odważnie i udanie wszedł do pierwszego składu. Generalnie zaczął dobrze, ale
ostatecznie to spotkanie go przerosło. W pierwszych minutach zanotowałem sobie, że Nicolo gra odważnie, dobrze operuje piłką, potrafi wyjść spod presji rywali, to im dalej w las tym co raz ciemniej dla
naszego wychowanka. Całościowo był to jednak kiepski występ, a najlepszym jego podsumowaniem było głupie podanie w poprzek boiska, po którym rywal wyprowadził bramkową kontrę. Przy zmianie w 63 minucie było widać, że jest wściekły na siebie.
Adrien Rabiot to koń. Tur. Niedźwiedź. Bizon. No gość nie przegrywa pojedynków fizycznych, albo
przegrywa je bardzo rzadko. Niesamowicie mocno trzyma się na nogach i mimo, że nie ma wyglądu
kafara ochraniającego dyskotekę, to przepchnie się z każdym boiskowym zawadiaką. Zdecydowanie
najlepszy w naszej linii środkowej, wygrał 7/10 pojedynków naziemnych i 3/5 powietrznych. Robił to
czego oczekuje się od defensywnej 6-ki jego pokroju. Dobrze pracował dla drużyny w ofensywie, gdy
tylko miał piłkę przy nodze to w odpowiedni sposób regulował tempo akcji. Nie mam większych
zastrzeżeń do Francuza.

Ofensywa

Drugi mecz z rzędu wyszliśmy z naszym „Tridente” czyli ofensywnym tercetem Chiesa – Vlahović – Di
Maria. I trzeba przyznać uczciwie, że to naprawdę może dobrze funkcjonować i przynieść nam wiele
radości. Akcja bramkowa to poezja, doskonałe podanie Di Marii z głębi pola do Chiesy, który
wystawia Dusanowi na pustaka. Dobrze, że Serb trzymał linię spalonego. Może właśnie od
wychowanka Partizana Belgrad rozpocznę analizę indywidualną. Podoba mi się ten Dusan. To
zupełnie inny Dusan, niż ten którego oglądaliśmy jesienią. Wtedy irytował potykaniem się o rywali,
przegrywaniem pojedynków fizycznych, machaniem rękoma, traceniem energii na dyskusje z
arbitrem. Teraz Vlahović pokornie wykonuje swoją ciężką pracę, jaką jest orka z kryjącymi go
stoperami. A przyznajmy szczerze, że wczorajsi rywale w osobie Nicolasa Paolloisa i Andrei Girotto, to
typowi „fizole”. Krótko ścięci, szerocy jak szafa, wysocy jak góra, z bandażem na kolanie – piłka może
przejść, ale zawodnik nigdy. Vlaho włożył mnóstwo sił w walkę z nimi i robił to skutecznie. Choć
pretensje mam do niego o to, że zbyt późno podawał do Chiesy, gdy ten popisał się bombą w
poprzeczkę i kilkukrotnie zabrakło mu techniki użytkowej do lepszego rozegrania z partnerem z ataku. Podsumowując – mentalnie i fizycznie Serb się wyraźnie poprawił, ale w zakresie techniki użytkowej ma
dalej dużo do nadrobienia.
Federico Chiesa daje co raz więcej sygnałów, że wraca do swojej wysokiej dyspozycji. Wczoraj był bardzo
aktywny. Pechowo skończył bez bramki, gdy piłka zatańczyła po jej całym wewnętrznym obwodzie.
Wielokrotnie źle obsługiwany przez kolegów, do których miewał słuszne pretensje. Napędzał akcje,
zabierał się z piłką i deptał w trawnik, jakby miał na słuchawkach hit z moich młodzieńczych lat: „Nas
Ne Dogonyat”. Obok Angela di Marii najlepszy zawodnik na boisku w biało-czarnej koszulce.
Nasz argentyński Anioł ponownie pokazał olbrzymią jakość piłkarską, doświadczenie, poezje w
ruchach. Angel Di Maria to piłkarz kompletny, dysponujący świetnym strzałem, podaniem i
dryblingiem. Niemal wszystko co dobre w ofensywie zaczynało się od Di Marii. 7 na 12 udanych prób
dryblingu i 7 na 8 celnych długich podań mówi samo za siebie o klasie Argentyńczyka. Aczkolwiek
mam do niego pretensje o sytuacje z pierwszej połowy, gdy minął dwóch rywali, jednego balansem,
drugiemu zakładając siatkę, po czym włączył mu się „God-mode” i dryblował dalej, zamiast szukać
podania do kolegi. W drugiej połowie natomiast chwilę po jego stracie w polu karnym rywala,
wyszła bramkowa kontra. Zdaje mi się, że też mógł szukać podania aniżeli przekładać piłkę do lewej
nogi na strzał.

Zmiennicy

Max Allegri dokonał 5 zmian. W 63 minucie za Fagioliego wszedł Kostić, a za Paredesa Locatelli. Serb
był aktywny, notował przechwyty i udane dryblingi, wrzucał w pole karne, niestety nieskutecznie. Jednakże
jego wejście dało ożywienie w naszych szeregach. Locatelli od razu wbiegł na boisko w butach szefa i
Paredes powinien uważnie się przyglądać, jak się gra na tej pozycji. Szkoda tylko, iż w końcówce
zamiast strzelać z 18 metra, to szukał podania do Cuadrado. No właśnie, Kolumbijczyk był wczoraj
strasznym rozczarowaniem. To, że wymusza faul, to w jego naturze. Lecz to, że zamiast po tej stracie
wstać i gonić rywala to dalej leży, jest już niewytłumaczalne. Tym bardziej, że przecież był zmiennikiem. Miał co najmniej dwie takie sytuacje, w których wybrał leżenie w pozycji pronacyjnej lub truchcik jak po poranny kefir. Był fatalny. Jedyny plus za dobre dośrodkowanie, po którym sędzia musiał podejść do monitora, aby ocenić czy nie należy nam się rzut karny. Totalnie nie rozumiem decyzji portugalskiego arbitra. Okazuje się, że można odbić piłkę, która zdaje się zmierzała do bramki, jak w siatkówce, 2 metry od linii bramkowej. Być może arbiter spotkania dopatrzył się faulu Bremera na zawodniku Nantes, przez co ten nie kontrolował swojego lotu. Soule był zupełnie przezroczysty, nie przypominam sobie ani jednego zagrania tego chłopaka. Słyszę nieustannie, że „ma wiele wspólnego z Di Marią”, ale poza paszportem, to póki co nic ich nie łączy. Mattias do tej pory zagrał może łącznie 20 dobrych minut w naszych barwach. Kean zmienił w końcówce zmęczonego Vlahovica, ale jak można się było po nim spodziewać, krzywdy rywalom nie zrobił.

Trener

Naprawdę, próbuje nadążyć za Allegrim i jego systemem rotacji. Wspominałem już o wystawieniu
Paredesa kosztem Manu. Z jednej strony rozumiem chęć wzmocnienia bocznych sektorów przy
przejściu na 4-3-3, ale z drugiej graliśmy w tym ustawieniu pierwszy raz od wielu miesięcy. W tak
ważnym dla nas spotkaniu można było pokusić się o postawienie na sprawdzone metody. Zmiany również średnio trafione, aczkolwiek tutaj to bardziej po prostu 3/5 piłkarzy odstawiło chałturę, aniżeli trener dokonał złych wyborów – krawiec na tyle kraje, na ile miary mu staje (czy jakoś tak). Pomysł na pokonanie Nantes był, ale okazał się niewystarczający. Remis na własnym boisku z 13 drużyną Ligue One, to bardzo słaby wynik. Z tego tytułu nie mogę Allegriemu wystawić dobrej noty.

MVP spotkania

Stawiam na Federico Chiesę. Oby tylko zdrówko Ci dopisywało, bo oglądanie Cię w akcji to czysta
przyjemność. Liczby i co raz lepsze zgranie z Vlahoviciem to kwestia czasu. Że jest bardzo utalentowanym i zarazem inteligentnym piłkarzem, to nie powinno to trwać zbyt długo.

FLOP spotkania

Stawiam na Nicolo Fagiolego. Tak jak Fabio Miretti nie dźwigał ciężaru gatunkowego spotkań w Lidze
Mistrzów, tak zbierający dobre recenzje, jego 2 lata starszy kolega, wczoraj był po prostu kiepski w
każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Nie będę się znęcał, bo Włoch dostarczy nam jeszcze
mnóstwo radości.

Podsumowanie

Poczytałem sobie tu i ówdzie komentarze naszej fanbazy po tym meczu. Jak zwykle nie zabrakło
chóru krytykantów, którzy pisali o wstydzie, braku pomysłu na grę, piachu i krwawiących oczach
(znowu gramy w bingo!). Niestety zadane im pytania o konkrety, pozostawały bez echa. Być może tutaj w komentarzach znajdzie się ktoś, kto poza krzykiem, potrafi też argumentować swoje racje – przelatuje kijem po klatce i gorąco do tego zachęcam.
Osobiście uważam, że rozegraliśmy naprawdę niezłe spotkanie, tylko zabrakło nam: szczęścia, chłodnej
głowy, cynizmu, lepszych decyzji (wiem, powtarzam się). Wielokrotnie rywal muskał piłkę czubkiem
buta, zapobiegając groźnej sytuacji. xG za to spotkanie (1.37) nie oddaje obrazu meczu.
Dominowaliśmy nad Francuzami w każdym aspekcie, ale to rywal wykazał się stuprocentową skutecznością pod naszą bramką. Najlepiej ocenionymi po tym meczu piłkarzami Nantes byli bramkarz i stoper. Mam nadzieję, iż w rewanżu odniesiemy pewne zwycięstwo. Bo odpadnięcie z taką drużyną, już na etapie 1/8 będzie olbrzymią kompromitacją.

Autor: Łukasz Faliszewski

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
17 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
Bart985
1 rok temu

Podsumowanie pasuje do profilu twitterowego JP. Ten sam gość to robi? I prosi o argumentowanie? Wszystkie argumenty padły już dawno, tylko odbiły się od ściany fanbojstwa i oblężonej twierdzy.

GonzaloPiguONE
1 rok temu

 "Ale jeśli naprawdę podejsc do tego że zupełnie chłodną głową, to naprawdę wyciągamy w tej sytuacji która mamy ( zawirowania ze składem, z afera, z latami złego zarzadzania) chyba max co można wyciągnąć". - Pokemon

Tak, tak. Dlatego remisujemy z Sampdorią, dwa razy przegrywamy z Monzą, , przegrywamy z Maccabi, remisujemy u siebie ze średniakiem Ligue 1 itd

Chłodna głowa jak nic. To jest ten max? Chyba Allegri 😀

Poke
1 rok temu

Bardzo fajne podsumowanie. Z jednym ale żeby nie było za słodko.
Redaktor najpierw pisze:
"...próbuje nadążyć za Allegrim i jego systemem rotacji. Wspominałem już o wystawieniu
Paredesa kosztem Manu. Z jednej strony rozumiem chęć wzmocnienia bocznych sektorów przy
przejściu na 4-3-3, ale z drugiej graliśmy w tym ustawieniu pierwszy raz od wielu miesięcy..."
Też byłem zdziwiony takim ustawieniem , natomiast parę akapitów później:
"...Osobiście uważam, że rozegraliśmy naprawdę niezłe spotkanie, tylko zabrakło nam: szczęścia, chłodnej
głowy, cynizmu, lepszych decyzji...Dominowaliśmy nad Francuzami w każdym aspekcie, ale to rywal wykazał się stuprocentową skutecznością pod naszą bramką. Najlepiej ocenionymi po tym meczu piłkarzami Nantes byli bramkarz i stoper..."
Więc jednak te ustawienie i ta taktyka się sprawdziła, czy to nie logiczne ?
Mamy ogromny problem z zamykaniem meczów, utrzymywaniem koncentracji i brakiem jakości na ławce.
Te trzy problemy z reguły uderzają w nas jak kumulacja bo zawsze występuje trzy na raz.
No bo kogo mamy wpuścić żeby zmienić losy meczu, Keana, Solue ?
Owszem trener podejmuje czasem dziwne decyzje jak np. Paredesem ale chyba musimy przyznać że nie mamy zbytnio alternatyw. Mógł grac Locatelli owszem, ale wtedy nie szarpalby w końcówce tylko pewnie Leandro wszedł by za Włocha i jak to zawsze bywa przeszedłby obok meczu.
Chwalimy tych młodych, i dobrze bo jest za co ale wydaje mi się że mimo wszystko to jeszcze nie ten poziom żeby po wejściu z ławki zrobić różnice i zmienić losy meczu.
Ja wiem , że to Juve. Aspiracje i oczekiwania są ogromne. Ale jeśli naprawdę podejsc do tego że zupełnie chłodną głową, to naprawdę wyciągamy w tej sytuacji która mamy ( zawirowania ze składem, z afera, z latami złego zarzadzania) chyba max co można wyciągnąć.
Jestemy w kryzysie.
Popatrzmy na np Liverpool , tak wielbiony przez wielu Klopp nie potrafi poukładać na powrót maszyny która stworzył, Chelsea wydaje bajońskie kwoty a nic im to nie daje.
Nie zawsze się wygrywa i nie zawsze jest się na topie , niestety.