Biało na czarnym #34: Juventus – Sampdoria 4:2
fot. @ juventusfc / twitter.com
W przerwie pomiędzy spotkaniami 1/8 finału Ligi Europy Juventus podejmował drużynę Sampdorii. Genueńczycy są najgorszą drużyną ligi włoskiej, ale jak znamy doskonale naszych ulubieńców, to wszystkim podajemy pomocną dłoń. Nie inaczej było tym razem, bo po dwóch trafieniach gospodarzy w ich szeregi wkradło się rozluźnienie co skutecznie wykorzystali zawodnicy gości. Ostatecznie trzy punkty zostają w Turynie, ale cytując klasyka “niesmak pozostał”. Tymi słowami wstępu tradycyjnie zapraszam was na podsumowanie popisów zawodników reprezentujących klub ze stolicy Piemontu, w ramach cyklu Biało na czarnym!
Juventus – Sampdoria 4:2
Bramka
Mattia Perin zastąpił w bramce Wojtka Szczęsnego i nie zaprezentował się spektakularnie, a wręcz maksymalnie średnio. Wpuścił dwie bramki i wybronił jednego farfocla w wykonaniu Gabbiadiniego. Jakkolwiek nie powinienem się czepiać wyłącznie bramkarza, bo przyznaję, że nie miał nic do powiedzenia przy obu trafieniach, to statystyka 2/3 celne strzały = bramki, to już nic chlubnego. Do tego wyglądał na nie do końca skupionego na wydarzeniach boiskowych i popełniał błędy techniczne przy przyjęciu i rozegraniu piłki. Może za dużo wina do obiadu?
Obrona
W trójce obrońców pod nieobecność Alexa Sandro, miejsce w podstawowej jedenastce i jednocześnie “ostatniego” zajął Leonardo Bonucci. Pamiętacie jak narzekałem, że Cuadrado dogonił PESEL? W przypadku Włocha mamy już do czynienia z absolutnym emerytem. Jeszcze doceniam jego podania, ale cały aspekt defensywny leży w jego wykonaniu. Timing kuleje, ustawienie często na alibi, przewidywanie też kiepsko. Współpraca z kolegami z obrony tylko teoretyczna. Żadnym usprawiedliwieniem nie jest długa kontuzja. Ogólnodostępny portal sofascore podaje, że defensor wygrał 2 z 5 pojedynków. Jeden wygrany był przez kuksaniec łokciem w przeciwnika, który umknął sędziemu. Czyli wygrało cwaniactwo. Juventus ma aktualnie jednego dobrego nominalnego stopera, jednego emeryta po drugiej stronie rzeki i dwie enigmy, które zapewne prezentują się okropnie na treningach. Nawet jeśli tak nie jest to w meczach udowadniają, że są na poziomie nieodpowiednim dla Juve. Bonucci w przerwie zjechał do szatni i następnego dnia potwierdzono uraz piłkarza, ale mam wrażenie, że jest to wygodne wytłumaczenie. Przechodząc dalej bierzemy na tapet Danilo. Brazylijczyk podobnie jak Perin, chyba zbyt dużo “chlapnął” i też wypadł blado. Dał się łatwo ograć Zanoliemu przy drugim trafieniu Sampy, a i pierwsze dośrodkowanie odbiło się od jego nogi. Dużo lepiej wygląda jako półprawy z trójki i tam powinien grać. Zatrważająca jest też liczba strat piłkarza, bo jednak na tle tak słabego przeciwnika, po prostu nie wypada. Ostatni z bloku obronnego Bremer, nominalny środkowy obrońca, zagrał najlepsze spotkanie z trójki. Chociaż też szczególnie wychwalać pod niebiosa go nie będę. Całkowicie leżało krycie przy drugiej bramce gości i jakkolwiek Bonucci udawał, że pilnuje innego zawodnika, tak Djuricic uciekł Bremerowi i łatwo strzelił bramkę. Tuż przed swoim trafieniem “świetnie” podał przeciwnikom na kontrę w stosunku dwóch na dwóch, ale gospodarze się z tego wykaraskali. Na plus w występie zawodnika zapisuję dużą liczbę celnych podań (96%) oraz oczywiście trafienie na 1-0.
Pomoc
Skoro Allegri słynie z niestawiania na młodych więc tym razem w podstawowej jedenastce zameldowało się aż trzech młokosów. W trójce pomocników wystąpiło dwóch czyli Fagioli i Barrenechea. Młody Włoch swoją grą coraz częściej przypomina weterana, a jego utrzymywanie się i operowanie piłką to uczta dla oczu. Mam nadzieję, że będzie tym pomocnikiem, którego od kilku sezonów Juventus uparcie poszukuje na mercato. Oczywiście dorzucił również asystę przy drugim trafieniu Rabiota, chociaż tutaj większość zasług zbiera strzelec bramki. Drugi z młodszych środkowych, tj. Barrenechea zagrał katastrofalne spotkanie. Jak jeszcze do utraty pierwszej bramki był przezroczysty to po dwóch gongach od Sampdorii nie odkręcił się do końca pierwszej połowy. Nie radził sobie z panowaniem nad środkiem boiska, pozostawiał stanowczo zbyt dużo miejsca przeciwnikom, a w wielu sytuacjach brakowało odpowiedniego doskoku. Ewidentnie brakuje mu jeszcze doświadczenia, co widać było również przy kontrze w 14 minucie spotkania pierwszorzędnie zepsutej przez Argentyńczyka. Ostatnim z trójki był weteran Adrien Rabiot. Francuski pomocnik rozegrał w bieżącym sezonie 2658 minut na 2790 możliwych. Wychodzi na to, że nie rozegrał niecałych dwóch spotkań w barwach Juventusu. Wynik innego francuskiego pomocnika jest przy tym co najmniej śmieszny. Ale zostawmy Pogbę tam gdzie jego miejsce i wróćmy do Rabiota. Max Allegri opowiadał, że Adrien pracuje na innym silniku jak pozostali i nie wykorzystuje swojego potencjału, bo powinien mieć co najmniej 10 bramek w sezonie. W meczu z Sampą dwukrotnie trafił do siatki i ma już 9 bramek na koncie. Do tego jest piłkarzem, od którego w ciemno można zacząć układać wyjściową jedenastkę, bo ani nie traci formy, ani zdrowia. Wśród kibicowskiej opinii podnoszą się głosy o tajemniczym wzroście formy piłkarza spowodowanym chęcią podwyżki na nowym kontrakcie. Stoję w opozycji do tych opinii, bo uważam, że poprzedni szkoleniowcy nie wiedzieli jak wycisnąć potencjał z zawodnika i w jaki sposób wykorzystać jego atuty. Allegriemu to wychodziło nie tylko w przypadku Adriena, ale i choćby Khediry.
Skoro 3-5-2 to czas na wahadłowych. Po lewej stronie biegał Filip Kostić i wygląda na to, że coraz lepiej rozumie grę na włoskich boiskach. Powoli stawia na jakość dośrodkowań zamiast ilości. Mam nadzieję, że to tendencja wzrostowa. Na dodatek zanotował już 11 asystę (8 w lidze) w barwach Juventusu, czym ustępuje tylko Kvaratskheili. No ale Gruzin jest fenomenalny. Drugim wahadłowym został Mattia De Sciglio. Ten też był na tym samym obiedzie co Danilo i Perin. Beznadziejne spotkanie w wykonaniu włoskiego obrońcy. Dużo strat, problemy z czytaniem gry i współpracą z kolegami z boiska. Na dodatek przy pierwszym trafieniu gości kompletnie się pogubił i Augello mógł jeszcze sobie zaparzyć kawę korzystając z czasu i miejsca jakie zostawił mu De Sciglio w polu karnym.
Ofensywa
Pod nieobecność wymęczonego Di Marii, pozycję podwieszonego pod napastnika zajął Fabio Miretti. Włoch i jego forma to istna sinusoida i przewidywanie jakie to będzie spotkanie w jego wykonaniu to wróżenie z fusów. Tym razem, na nasze szczęście wylosowaliśmy dobrego Fabio. Miretti mądrze pokazywał się do gry, próbował nietuzinkowych podań i małych gierek z kolegami. Tym razem nie było trybu “człowieka widmo”. Do tego dorzucił “ciasteczko” na głowę Rabiota. Wspaniała asysta w jego wykonaniu i wiem, że takie piłki budują pomocników, więc może wróci do magii jaką chwilami pokazywał pod koniec poprzedniego sezonu.
Ostatnim z podstawowej jedenastki był Dusan Vlahović. Serbski napastnik w pierwszej połowie prezentował poziom niegodny nie tylko Juventusu, ale i polskiej Ekstraklasy. I to zespołu Miedź Legnica. Piłkarzowi wyszło raptem pół akcji, czyli przyjęcie piłki i złe podanie do kolegi. Nic więcej nie siedziało. Po przerwie było nieco lepiej, w miarę upływu minut ciśnienie z niego pomału schodziło, ale ostatecznie nic nie chciało wpaść. Rzut karny na przełamanie również niewykorzystany. Vlahović wyglądał na zniszczonego mentalnie i wtedy zyskał wsparcie trybun. Gromkie “Dusan, Dusan” na pewno podniosło zawodnika na duchu, któremu nie tylko w tym spotkaniu, ale od kilku dobrych meczów więcej nie wychodzi jak wychodzi. Pod koniec spotkania był nawet bardzo bliski przełamania się, ale skoro nie idzie to nie idzie. Słabo dysponowany Martin Turk tym razem jakimś cudem sparował strzał Vlahovicia na poprzeczkę i dorobek bramkowy na koncie Serba znów nie uległ zmianie. Nie trafia do mnie argument, że wciąż przeszkadzał mu Nuytinck bo jednak to tylko obrońca najgorszego zespołu bieżącego sezonu Serie A.
Zmiennicy
Słabego Barrenecheę i Bonucciego zastąpili odpowiednio Locatelli i Cuadrado. Wejście Włocha od razu uspokoiło i ułożyło grę Juventusu. Manu jest prawdziwym generałem środkowej linii i bez niego Bianconeri gubią się jak dzieci we mgle. Dobrym przykładem jest wysoka porażka z Napoli, gdzie worek z bramkami rozwiązał się po przymusowym zejściu Locatellego do szatni. Dbajmy o jego zdrowie, bo jakby miało zabraknąć go na najważniejsze mecze sezonu, na pewno niełatwo będzie osiągnąć dobry wynik. Juan Cuadrado podobnie jak Loca, dał dobrą zmianę. Większość jego podań i dośrodkowań było celnych, co ostatnio nie jest regułą w jego wykonaniu. Niemniej nie mam do czego mocno się przyczepić. Matias Soule dostał od trenera około 20 minut i trzeba przyznać, że przyjemnie się patrzy na tego piłkarza. Dużo nauki jeszcze przed nim, ale świetnie odnajdował się pod bramką gości. Dwukrotnie próbował pokonać bramkarza przeciwników, w tym raz celnie. Kiedy już myślałem, że obejdzie się smakiem to pod koniec spotkania los się do niego uśmiechnął i trafił na 4-2 po dobitce strzału Vlahovicia. Drużyna jednocześnie gratulowała młodemu i wspierała swojego głównego bombera. Cieszy, że ekipa się wspiera w trudniejszych momentach. Ostatni dwaj środkowi obrońcy zaliczyli wpis do protokołu meczowego. Bardziej spocili swoje trykoty podczas rozgrzewki niż na boisku.
Trener
Allegri chciał dać szansę młodym zawodnikom i pozwolić odpocząć choćby Locatellemu, ale niestety brak doświadczenia przede wszystkim Barrenechei dał o sobie znać. Zmiany pozwoliły uspokoić i ułożyć sobie mecz, chociaż podawanie pomocnej dłoni po szybkim prowadzeniu dwiema bramkami nie powinno mieć w ogóle miejsca. Niestety Juventus często sam sobie utrudnia spotkania, przez co muszą poświęcić więcej sił niż w teorii powinni. Niemniej plusik dla trenera za dobre zmiany.
MVP spotkania
Oczywiście Adrien Rabiot. Kogoś w ogóle mogłoby to dziwić? Kolejny raz francuski pomocnik udowadnia, że jest w wyśmienitej formie i uwalnia swój potencjał.
FLOP spotkania
Na FLOPa wskazuje Dusana Vahovicia. Jeśli weźmiemy pod uwagę wyłącznie pierwszą połowę to niezłym kontrkandydatem byłby Barrenechea, chociaż Argentyńczyk dużo lepiej podawał i nie miał większych problemów z przyjęciem futbolówki. Dusan w drugiej połówce wyglądał “w miarę”, ale to i tak za mało.
Podsumowanie
Wstydliwy przebieg spotkania dla Bianconerich, ale ostatecznie wychodzą z niego zwycięsko. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz zdarzają się Turyńczykom przestoje czy tam blackouty, jak zwał tak zwał. Każda drużyna miewa słabsze momenty podczas meczów, ale dawny poziom kadry skutecznie to zamazywał. Teraz musimy się męczyć z odrabianiem strat po takich chwilach jak w spotkaniu z Sampdorią. A jakie jest Wasze zdanie o występach naszych piłkarzy? A może widzicie kogoś innego jako MVP czy FLOPa spotkania? Podzielcie się w komentarzach!
Autor: Marcin Zalewski