David Trezeguet: Gdy patrzę na młodych graczy Juve, przypominają mi się moje początki
Fot. JuvePoland
W oficjalnych kanałach Juventusu pojawił się zapis rozmowy z Davidem Trezeguet w ramach cyklu Legend’s Corner. Była legenda klubu poruszyła kilka ciekawych zagadnień, m.in. porównując dzisiejszy Juventus do drużyny z 2006 roku. Poniżej przytaczamy wypowiedzi Francuza.
Młody David i życie pomiędzy dwoma kontynentami
Moja miłość do piłki pochodzi z czasów, gdy byłem dzieckiem. Mój tata był profesjonalnym argentyńskim piłkarzem. Urodziłem się w Europie, w Rouen w Normandii, ponieważ tam wówczas występował. Jednak moja krew jest argentyńska, południowoamerykańska. To więc normalne, że od samego początku czułem w sobie pociąg do piłki.
Kiedy byłem dzieckiem i wróciliśmy do Buenos Aires narodziła się we mnie nieprzeparta chęć by grać. W wieku 10 lat poszedłem na testy do zespołu Platense – to był dla mnie pierwszy realny kontakt z prawdziwą piłką, zasadami, trenerem, kolegami z drużyny. Pamiętam ten dzień doskonale, tak samo jak doskonale pamiętam pierwszy trening z profesjonalnym zespołem – miałem wtedy 16 lat. To było dla mnie unikalne doświadczenie, miks emocji, pragnień, być może też strachu.
Jesteś bardzo młody i nagle znajdujesz się w jednej szatni z zawodowymi piłkarzami, którzy patrzą na ciebie jak na dzieciaka. Udzielają ci rad, pokazują szczegóły przydatne w życiu, które czeka cię jako piłkarza. Wtedy po raz pierwszy radość z gry połączyła się we mnie z pomysłem, że mogę zarabiać na życie jako piłkarz…
Powrót do Europy
Jako młody chłopak świetnie się bawiłem i to jest coś, co sugerowałbym młodym i dziś. Zabawa jest kluczowa w tym, co robisz. Są jednak punkty przełomowe. Dla mnie taki nadszedł, gdy miałem 17 lat. Co ciekawe, trafiłem na tego samego agenta, który zajmował się sprawami mojego ojca, a który wciąż pracował we Francji. Miałem wiele szczęścia, ponieważ rodzina zawsze mnie wspierała w realizacji moich marzeń, była blisko mnie w tym trudnym wieku, w którym łatwo stracić z oczu cel.
Chłopiec w księstwie, przyszły mistrz świata
Właśnie tak w 1997 roku wróciłem do Francji – z Buenos Aires przeprowadziłem się do Księstwa Monako. Z mojego punktu widzenia Europa była kluczowa, tam nauczyłem się profesjonalizmu, uważności względem szczegółów, tam stałem się zawodowcem. Takie nastawienie kilka miesięcy później przyniosło mi powołanie do reprezentacji. W tamtych czasach nie mogłem posiadać podwójnego obywatelstwa, więc wybrałem obywatelstwo francuskie. Wygrałem Mistrzostwa Europy do lat 17, pokonując w finale Hiszpanię, wystąpiłem na młodzieżowych Mistrzostwach Świata w Malezji. Współpraca na linii drużyn młodzieżowych i dorosłej reprezentacji była ścisła, szybko więc dostałem powołanie do reprezentacji kraju.
Stade de France i przeznaczenie
W lutym 1998 roku wystąpiłem w meczu inaugurującym Stade de France, w którym pokonaliśmy Hiszpanów. A chwilę później przyszła pora na mundial i w wieku 20 lat zostałem mistrzem świata.
Czym była dla mnie gra w reprezentacji w tak młodym wieku? To były wyjątkowe chwile – reprezentacja musiała zostać odbudowana i nasza przygoda na tym turnieju była niesamowita. Nie tylko z piłkarskiego punktu widzenia – ta wygrana odbiła się echem także w tematach społecznie ważnych, jak chociażby rasizm, mocno wówczas dyskutowanych we Francji. Ja osobiście przeżyłem niewiarygodną przygodę, podczas której przebywałem przez dwa miesiące w zamknięciu z kolegami z drużyny, praktycznie bez kontaktu z otoczeniem zewnętrznym. To było bardzo przydatne, by podtrzymać koncentrację, nie dać się porwać emocjom i powiodło nas to do niesamowitego tryumfu.
Początek licytacji i pojawienie się Juve
Po wygraniu mistrzostwa świata mój rozwój miał nowy cel – wygrać także Mistrzostwa Europy dwa lata później. Również w tym przypadku się udało. Wspominam ten okres jednak również z innego powodu – kilka tygodni przed turniejem podpisałem umowę z Juventusem. Grali tam dwaj piłkarze, których znałem doskonale z reprezentacji, Deschamps i Zidane. Miałem na stole kilka innych propozycji, ale kiedy dowiedziałem się o ofercie Bianconerich, nie miałem wątpliwości. Byłem jeszcze młody, ale nie bałem się wejścia do klubu z legendarną historią, w której zawodnicy z Francji często odgrywali decydującą rolę.
Początki w Serie A
Spotkanie z Juve było wkroczeniem w nowy świat, środowisko złożone z wielu wybitnych zawodników, a także okazją do zmierzenia się z Serie A, rozgrywkami, które wówczas były ambicją wszystkich piłkarzy świata. Ligą, w której wówczas, ale i dzisiaj jest podobnie, trzeba było wiele się nauczyć. Szczególnie jeśli byłeś młodym chłopcem, jak ja wtedy. Pierwsze tygodnie były trudne, pojawiłem się w klubie zaraz po finale Euro, w którym pokonaliśmy Włochów. Moja historia potrwała jednak dziesięć lat, w których strzeliłem wiele bramek i odniosłem wiele zwycięstw, grałem z trzema zwycięzcami Złotej Piłki, to nie zdarza się zbyt często. Oddałem do dyspozycji Juve mój instynkt, mój talent, ale też ciężką pracę. W takim klubie szybko uczysz się, jakie jest twoje miejsce, jak rozumieć kolegów z zespołu, rozwijasz się każdego dnia, w każdym meczu, konfrontując się z wielkimi rywalami, jacy występowali wówczas w Serie A.
Co widzę dziś?
Gdy myślę o dzisiejszym Juventusie, widzę świetną robotę, jaką robią w swoim sektorze młodzieżowym. Pod pewnymi względami przypomina mi to sytuację, którą przeżyłem w 2006 roku, kiedy do zespołu weszli tacy piłkarze jak Marchisio czy Giovinco. W tym sezonie młodzi zawodnicy pokazali się ze świetnej strony i zademonstrowali swoją jakość. To bardzo dobrze. Wszystko ma swój początek i patrząc na tych młodych przypominają mi się początki mojej kariery. To ważne, by klub ich wspierał i pozwalał im na rozwój, z pewnym przekonaniem, że mogą stać się ważnymi dla zespołu piłkarzami, ponieważ kibice uwielbiają chłopaków, którzy “urodzili się” w ich drużynie. Zawsze jest jakiś początek i patrząc na nich, myślę o swoim.