Marchisio: Zaczynam znowu przeżywać mecze jak kibic. Nie sądziłem, że ta pasja jeszcze raz tak wybuchnie
Fot. cristiano barni / Shutterstock.com
W oficjalnych kanałach Juventusu pojawił się zapis rozmowy z Ciaudio Marchisio w ramach cyklu Legend’s Corner. Były zawodnik Starej Damy poruszył kilka kwestii m.in. wspominając obawy jakie miewał podczas piłkarskiej kariery. Poniżej przeczytamy wypowiedzi włoskiego pomocnika.
Wspomnienia
Kariera zawodnika składa się z wielu różnych momentów. We wspomnieniach naturalnie wyróżniają się te wielkie chwile, więc przychodzi mi do głowy nieskończona ilość wspomnień i bardzo dobrze pamiętam co jest z nimi związane. Pamiętam radość i uśmiechy, ale także pamiętam te najtrudniejsze chwile. Pamiętam strach. Strach i słabości często są prawie ukryte, zamaskowane, ale są one częścią naszej podróży i aby wygrywać, musimy się z nimi zmierzyć i je przezwyciężyć. Każda droga ma swoją własną historię, każdy zawodnik podąża inną ścieżką, ale jeśli muszę zidentyfikować kilka obaw, z którymi wszyscy się mierzymy, w większym lub mniejszym stopniu, wybrałbym trzy: strach przed porażką, strach przed kontuzjami i ostatni, strach przed zakończeniem kariery. Powtarzam, każdy radzi sobie z nimi na swój sposób, każdy ma swoją własną ścieżkę. Podzielę się z wami swoją.
Wyniki
Najczęstszy strach to ten, z którym musieliśmy się zmierzyć na codzień. Ten, który ogarnia cię, gdy wyniki są trudne do osiągnięcia i ich nie ma. Pamiętam w szczególności lata siódmych miejsc. Spoglądaliśmy sobie w oczy. Wszyscy byliśmy wspaniałymi zawodnikami, niektórzy z naszych reprezentacji narodowych, niektórzy byli mistrzami świata. Byli bardzo utalentowani, ale mimo to..
Więc zastanawiałeś się, kiedy wyjdziecie z tego dołka i co możesz zrobić jako jednostka, aby pomóc drużynie znów się odnaleźć. Takie sytuacje trzeba rozwiązywać spokojnie. Czasami wystarczy iskra, nawet jeden wygrany mecz przy słabej grze, ale gdy uda ci się przywrócić ducha zespołu, możesz zacząć kłaść pewne fundamenty, na których można odbudować drużynę. Po przezwyciężeniu tego strachu, zwycięskie drużyny znów mogą się narodzić.
Każdy radzi sobie z tymi momentami na swój sposób. Są tacy, którzy muszą się wygadać, by stawić czoła pewnym problemom, ale niektórzy wolą trzymać wszystko w sobie. Szatnia robi różnicę, każdy ma inne doświadczenia. Są tacy, którzy przeżyli już podobne sytuacje i mogą stanowić przykład, jak je przezwyciężać i są tacy, którzy nie mają takich przeżyć i – myślę tu o młodszych chłopakach – ich beztroska może pomóc. Właściwe połączenie tych elementów może zrobić różnicę między wyjściem z trudnego okresu, a zostaniem przytłoczonym problemami.
Po dwóch trudnych sezonach, w sezonie z pierwszym z dziewięciu Scudetti z rzędu, myślę, że punktem zwrotnym dla nas stał się mecz Juve-Milan. Tamten rok w ogóle dobrze się zaczął, ale także w poprzednich sezonach zaliczaliśmy dobre starty, a potem rzeczy nie toczyły się dla nas dobrze. Graliśmy przeciwko mistrzom Włoch i wygraliśmy ten mecz, dając ogromny sygnał. Nie było to tylko zwykłe zwycięstwo, ale sposób w jaki udało nam się je osiągnąć, panując na murawie, grając na wysokiej intensywności i tworząc wiele okazji, a przy tym nie dopuszczając Milanu praktycznie do czegokolwiek. To zwycięstwo nie przyszło dzięki cudownym golom, czy niesamowitym akcjom, ale dzięki determinacji i nawet odrobinie szczęścia, którego często nam brakowało. To zwycięstwo, dało nam przekonanie, że w tym roku damy radę, a to przekonanie zrobiło różnicę, gdy przechodziliśmy przez trudniejszy okres. W grupie, ta pewność nigdy nie zniknęła i pozwoliła nam zdobyć mistrzostwo.
Kontuzje
Jesteś sam. Siedzisz na kanapie, podczas gdy wokół ciebie twój świat toczy się w szalonym tempie między treningami, a meczami. Szatnia porusza się w innym rytmie, podczas gdy ty musisz zwolnić, by się odnaleźć. W codziennym życiu jesteś przyzwyczajony do polegania na swoich kolegach z drużyny w szatni, ale nagle zdajesz sobie sprawę, że musisz walczyć sam. To są pierwsze uczucia, które towarzyszą ci, kiedy spotykasz się z długą kontuzją.
Kontuzje są częścią kariery zawodnika, ale to nie czyni ich łatwiejszymi do przejścia. W tych momentach uważam, że twoja rodzina może ci pomóc. To prawie jak naturalne spotkanie, oni ci pomagają, idą ramię w ramię z tobą. Bliscy są tymi, którzy w tych chwilach pozwalają ci przelać wszelkie obawy na nich.
Pamiętam moją kontuzję kolana. Zaczynałem pracę od niecałych dziesięciu dni i czułem się dobrze, miałem wrażenie, że szybko wracam do zdrowia, że dobrze reaguję. Potem dostałem infekcji kolana, co było zaskakujące. Ponownie znalazłem się na stole operacyjnym i znów musiałem zaczynać rehabilitację od początku. Przyznam, że wtedy się bałem. Zastanawiałem się, czy zrobiłem coś źle, czy źle pracowaliśmy nad moim powrotem do zdrowia. Niezwykle ważna jest wtedy równowaga wewnętrzna, trzeba zaakceptować, że pewne nieoczekiwane wydarzenia się zdarzają, takie jak kontuzje i te chwile można przezwyciężyć tylko dzięki odpowiedniemu poświęceniu. Jeśli potrzebujesz czasu, nie próbuj wrócić za wcześnie, wykorzystaj go. Nie spiesz się. Głowa dyktuje ciału, jeśli jesteś silny, możesz pokonać wszystko.
Emerytura
A czy wiesz jaki jest największy strach piłkarza? Kiedy przestajesz być piłkarzem. Emerytura to niezwykle skomplikowany moment do zarządzania. Istnieje ryzyko załamania emocjonalnego, kiedy zdajesz sobie sprawę, że już nigdy nie będziesz doświadczać adrenaliny, którą czujesz grając w piłkę, niezależnie od tego co robisz potem.
Treningi, mecze co trzy dni, różne rozgrywki, wyzwania, kibice, emocje płynące z meczu, presja, radość, strach i nagle to wszystko znika. Te uderzenia adrenaliny, których miałeś zaszczyt doświadczać na co dzień, już ich nie będzie. To bez względu na to, jak bardzo zaplanowałeś swoją przyszłość, jest niewątpliwie najtrudniejszą rzeczą do przezwyciężenia. Wiesz, że już nie możesz podążać tempem, do którego byłeś przyzwyczajony, racjonalnie o tym wiesz, nawet w momencie, kiedy zaczynasz karierę, wiesz, że ta chwila nadejdzie, ale kiedy naprawdę to przeżywasz, to już inna historia.
Z mojego punktu widzenia uważam, że miałem szczęście. Zdecydowałem się zakończyć karierę w momencie, kiedy skończył mi się kontrakt, więc nie musiałem codziennie odliczać każdego kroku, w stronę mojego pożegnania. Nie miałem daty zaznaczonej na czerwono w kalendarzu, do której bym się nieuchronnie zbliżał. Zdałem sobie sprawę, że za każdym razem, gdy próbowałem przyspieszyć, żeby wrócić na boisko, mój organizm już nie dawał rady. Dlatego powiedzenie „dosyć”, było całkiem naturalne. Przygotowałem się na to, co miało się stać, wiedziałem, że gdy ukończę już tę ścieżkę, mam gotową inną.
Kiedy opuszczasz ten wspaniały, ale dla wielu niedostępny, świat, planowanie jest naprawdę kluczowe. Uważam, że jest naprawdę ważne, żeby nie myśleć tylko o czasie po emeryturze, gdy się już na nią przechodzi. Miałem już własną agencję, bo zrozumiałem, że nowoczesny piłkarz musi wspierać się na co dzień poza boiskiem, żeby lepiej zarządzać swoim wizerunkiem, inwestycjami i każdym aspektem swojej kariery.
Wiedziałem, że piłka nożna pozostanie w moim życiu i jak powiedziałem, byłem na to przygotowany. Jest jednak jedno co mnie zaskoczyło. Nie spodziewałem się, że wciąż będę takim kibicem. Urodziłem się w rodzinie Juventusu, więc moja pasja do nich była żywa bez względu na moją ścieżkę kariery. Kiedy zostajesz zawodowym piłkarzem, nawet jeśli grasz dla swojego ulubionego klubu, oczywiście wszystko inaczej doświadczasz. Zawsze jesteś kibicem, ale przede wszystkim jesteś zawodowcem i dlatego rozumujesz inaczej. Teraz, niezależnie od tego, czy pełnię rolę felietonisty, czy komentatora, gdzie zawsze staram się trzymać odpowiednią równowagę, naprawdę źle się czuję, gdy Juventus przegrywa i cieszę się kiedy wygrywa. Jako piłkarz, oczywiście, kiedy przegrywałeś, czułeś się źle, ale reakcja była inna, musiałeś skoncentrować się na następnym meczu, zrozumieć błędy i pracować, żeby ich uniknąć w przyszłości. Teraz natomiast naprawdę zaczynam znowu przeżywać mecze jak kibic. Nie sądziłem, że ta pasja jeszcze raz tak wybuchnie.