Milik: Nocami robiłem brzuszki, by wyglądać jak Cristiano Ronaldo

Arkadiusz Milik Juventus Frosinone Juventus Twitter 1
fot. @ juventusfc / twitter.com

Dziennikarze La Gazzetta dello Sport spotkali się z Arkadiuszem Milikiem, by wysłuchać jego opowieści dotyczących dzieciństwa i nie tylko. Polski zawodnik tryskał humorem. Zapytany o podobieństwa pomiędzy Polską a Włochami odparł ze śmiechem: “Tak jak i u was mamy utarczki pomiędzy północą a południem kraju. My, z południa, mamy bardziej gorącą krew, ci z Warszawy, jak Szczęsny są bardziej lalusiami… Mogę mu to powiedzieć w twarz, bo jesteśmy przyjaciółmi…“. Milik we Włoszech występuje już od sześciu lat: “Stałem się odrobinę podobny do was, to naturalne po tych wszystkich latach spędzonych w Italii. Jem jak Włosi, znacznie lepiej się ubieram. Zmieniła się także moja mentalność -wcześniej byłem bardziej zafiksowany, skupiony na schematach, tu nauczyłem się podchodzić do wszystkiego ze spokojem“.

Jaki był mały Arek?

Nie byłem nieśmiałym dzieckiem, ale wiedziałem, gdzie jest moje miejsce. Kultura rodzinna była wówczas inna niż dziś, wiedziałem, że jeśli nie będę znał swojego miejsca to ryzykuję. Dzisiaj dialog i relacje pomiędzy dziećmi a rodzicami wyglądają zupełnie inaczej.

A w szkole?

Byłem spokojny, robiłem co do mnie należało, ale jedynym celem, jaki miałem w głowie było co innego – granie w piłkę. Starałem się więc po prostu ukończyć szkołę, nic więcej. W trakcie lekcji myślałem już o tym, kiedy pójdę na trening.

Poza rodziną kto był dla ciebie inspiracją w dzieciństwie?

Jeżeli chodzi o piłkarzy to Thierry Henry i Cristiano Ronaldo. Na początku kariery zdarzało mi się występować jako skrzydłowy, więc oglądałem dużo filmików z popisami CR7 na Youtubie. Naprawdę mnie inspirowały. Wychodziłem później na boisko i próbowałem go imitować. Patrzyłem też na jego sześciopak i też chciałem mieć taki, potrafiłem nawet o wpół do dwunastej wieczorem robić brzuszki żeby to osiągnąć… Innym sportowcem, którego podziwiałem był Kobe Bryant, ze względu na jego mentalność.

Miałeś w dzieciństwie jakąś koszulkę, której nigdy nie zapomnisz?

Była taka, zielona. Ale tez pomarańczowa. Wiesz czemu nie było jednej? Bo koszulki meczowe musieliśmy kupować sobie sami. Nasz klub, szkółka z Katowic, nie miała koszulek dla najmłodszych dzieciaków. Pewnego razu, gdy miałem sześć czy siedem lat, przekonałem resztę drużyny, żebyśmy kupili sobie takie podobne do Arsenalu – czerwone z białymi rękawkami i złotymi napisami. Zależało mi na tym, bo w drużynie Kanonierów grał mój idol, Thierry Henry.

Henry? Nie żaden z Polaków?

W tamtych latach nikt z mojego kraju nie grał zagranicą na tak wysokim poziomie, nie było piłkarza-symbolu, który mógłby inspirować młodych. Dlatego jako chłopcy szukaliśmy idoli w Realu Madryt, Barcelonie, Manchesterze United, Juve…

Twój niezapomniany gol z tamtych lat?

Z połowy boiska. Mecz właśnie się zaczął, dostałem piłkę, strzeliłem, bramka. Wiał wiatr, ale i tak udało mi się trafić. Miałem 14 lat.

Tego dnia zrozumiałeś, że będziesz zawodowym piłkarzem?

Nie. To było moje marzenie, które z czasem stało się celem, ale kiedy dotarło do mnie, że chciałbym być zawodowym piłkarzem, to praktycznie już nim byłem. W wieku 14-16 lat było dla mnie oczywiste, że moją ambicją powinno być przebicie się do polskiej Ekstraklasy, także ponieważ w klubie wszyscy powtarzali mi, że mam w sobie to coś.

Największy zawód w życiu młodego Arka?

Ostatni mecz w moim klubie z Katowic. Miałem przejść do Górnika Zabrze, z którym później zadebiutowałem w Ekstraklasie w wieku 17 lat. To było coś w rodzaju meczu Final Four, w ostatnim spotkaniu musieliśmy wygrać by zająć pierwsze miejsce. Do przerwy prowadziliśmy 3:0 żeby ostatecznie przegrać 3:4. Pamiętam, że po zejściu do szatni rozpłakałem się.

Jakie były wówczas twoje skojarzenia z Włochami?

Pizza i makaron! Oczywiście takie, jakie jadało się w Polsce, nie miałem wtedy okazji spróbować ich tutaj, więc wydawały mi się świetne. Potem dopiero zobaczyłem, jak powinno się je przyrządzać i że to był zupełnie inny świat. Lepiej nie mówić, jak przyrządzało się je u nas…

Od lat pracujesz nad swoją mentalnością z coachem. Czy masz jako zawodowy sportowiec jakąś radę, którą mógłbyś się podzielić z innymi, sportowcami ale nie tylko?

Nie sądzę, bym odkrył coś nowego mówiąc, że każdy z nas powinien mieć w życiu swój cel. Dzięki temu motywacja pojawia się naturalnie. Rzeczy, które mogłyby nas rozpraszać, znikają i kierujesz się tylko w jedną stronę. Dotyczy to nie tylko sportu, ale każdej dziedziny życia.

Przeżywasz piłkę tak mocno by o niej śnić?

Teraz już rzadziej, nawet jeśli zawsze mam ją w myślach. Z czasem jednak, dzięki doświadczeniu, nauczyłem się patrzeć na rzeczy w inny sposób. Wcześniej odczuwałem emocje, które sprawiały, że myślałem bez przerwy o popełnionych błędach. Dziś zdarza mi się to rzadziej, dzięki osiągniętemu wiekowi i pracy nad swoją mentalnością, którą wykonuję.

W rozmowie ze Sportweek twoja partnerka Agata powiedziała: “Jesteśmy tym, co jemy”. Czym więc jest Arek?

Agata pomaga mi w wielu sprawach, od jedzenia począwszy po dbałość o ciało.

W jaki sposób?

Zawsze powtarzam – ona zajmuje się mną odtąd dotąd (Milik pokazuje od czubka głowy po szyję – LGDS), resztą zajmuję się sam.

Twoja kosmetyczka jest najlepiej zaopatrzona w szatni?

Myślę, że jestem w połowie stawki… Jako ambasador marki Adidas, a konkretnie linii Active Skin & Mind odkryłem wiele produktów, które mi się spodobały. Mam swoją codzienną rutyną, a do tego dochodzą rady Agaty. Daję sobie radę.

A jak wygląda jej pomoc przy stole?

Praktycznie nie dotykam garnków, więc to ona zajmuje się moim odżywianiem i robi to w najlepszy możliwy sposób. Czuję się dobrze, widzę różnicę zarówno wtedy, gdy śpię, jak i gdy się budzę. Zmieniłem mój reżim żywieniowy dawno temu. Miałem jeden wielki cel, zostać piłkarzem. A więc wszystko, co mi w tym przeszkadzało, z jedzeniem włącznie, musiałem usunąć na bok.

Po przenosinach z Holandii, gdzie grałeś w Ajaksie, do Neapolu ilość pokus chyba wzrosła?

Było trudno się im oprzeć, te wszystkie mozzarelle, smażone przekąski, pizze… Powtarzałem sobie jednak: jeśli chcesz osiągnąć swoje cele musisz unikać wszystkiego, co ci w tym nie pomaga.

Ale brzuszki przed pójściem spać robisz nadal?

Nie, zmądrzałem od tamtej pory… Przed pójściem spać co najwyżej piję ziołową herbatkę.

Leć na mecz Juventus-Torino!

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

Lub zaloguj się za pomocą: