Biało na czarnym #81: Gdzie się podziało Catenaccio?

Inter z Juventusem zabrali swoich kibiców na przejażdżkę kolejką górską i zapewnili Himalaje emocji. Osiem bramek, wysoki remis i jazda od pola karnego do pola karnego. Niech żałuje kto przegapił!

fot. @ juventus.com

Ależ to był mecz! Parafrazując internetowe klasyki chciałoby się rzec „o takie derby Włoch nic nie robiłem!”. Odkąd sięgam pamięcią, tak nie przypominam sobie równie szalonego i emocjonującego spotkania Interu i Juventusu. Osiem bramek, emocje sięgające zenitu i iście heavy metalowy rytm gry. Panowie piłkarze, prosimy o więcej!

Piękny Yildiz i jeszcze piękniejszy Conceicao

Dzisiaj, kiedy emocje tuż po meczu już opadły, można pokusić się o chłodniejszą analizę derbowego starcia. Największe zachwyty padały przy nazwiskach Francisco Conceicao i Kenana Yildiza. Młody Turek pojawił się na murawie dopiero w drugiej części spotkania i to wystarczyło, żeby zapakować gospodarzom dwa gole, a równie blisko był trzeciego trafienia, lecz niedokładnie uderzył futbolówkę po dośrodkowaniu od Nicolo Savony. Niemniej jednak, przy obu swoich trafieniach popisał się kunsztem i niewątpliwym talentem, doprowadzając wynik spotkania do remisu.

Jeszcze przed meczem pojawiały się głosy krytyki z Italii, jakoby Yildiz nie zasługiwał na 10-tkę i był wciąż zbyt słabym zawodnikiem na prestiż tego numeru. Kilka minut w derbach Włoch wystarczyło, by tym lekko wątpiącym w jakość 19-latka zamknąć usta. Pozostaną już tylko fanatyczni przeciwnicy Kenana. Osobiście uwielbiam tę postać i chciałbym widzieć go na murawie najwięcej jak to tylko możliwe, aczkolwiek wciąż upieram się w retoryce, że wolę go grającego bliżej środka. Pomimo, że wczoraj dwukrotnie trafiał z lewej strony.

Drugim bohaterem Juventusu był wczoraj Francisco Conceicao, który przez całe spotkanie gwarantował cokolwiek w ofensywie ze strony gości. Młody Portuglaczyk był wszędzie, walczył o każdą piłkę i kręcił lewą stroną Interu aż miło było popatrzeć. W przypadku jego występu suche statystyki należy odłożyć, bo straty czy przegrane pojedynki to pokłosie wzięcia na barki całej gry Juventusu w tym meczu. I trochę jego „podwórkowego” stylu grania. Przez lwią część derbów wszystko co dobre działo się po prawej stronie Starej Damy i uczestniczył w tym młody Conceicao. Zabrakło mu niestety liczb w postaci bramek, ale zakończył spotkanie z jedną asystą do Weaha. Moim zdaniem MVP Juventusu wczorajszego dnia.

Dziewięciu statystów z przebłyskami?

I tu kończą się peany na grę Bianconerich. Pozostała część drużyny wyglądała źle albo bardzo źle, z przebłyskami. Błysnął Cabal podaniem do McKenniego. Błysnął Vlahović wykańczając przytomne odegranie Westona w tej samej akcji. Błysnął Savona ładnie dośrodkowując do Yildiza, który jednak nie wykorzystał podania. Kilkukrotnie zabłysnął Di Gregorio pozostawiając swoimi dobrymi interwencjami, drużynę na powierzchni.

Przeraźliwie źle zaprezentował się z kolei blok defensywny na czele z Danilo i Kalulu. Zdarza się sprokurować rzut karny, ale żeby dwukrotnie z pełną mocą kopnąć oponenta zamiast piłki? Dawno takiego obrotu spraw nie widziałem. Poza tymi epizodami wielokrotnie uprawiali wręcz sabotaż, jakby w tydzień zapomnieli zupełnie na czym polega gra w defensywie. Marcus Thuram bawił się z nimi jak z dziećmi i powinien skończyć mecz z bramką. Na szczęście z powodu własnych błędów nie zdołał jej zdobyć. Przypadek Danilo i jego kiepskiej gry w defensywie jest powtórką z ostatnich meczów, ale Kalulu to zupełna nowość. Do tej pory Francuz był pewnym ogniwem i świetnie sobie radził, lecz w derbach coś się posypało. Nawet w teorii proste interwencje kończyły się paniczną reakcją defensora.

Idąc dalej, środek pola Juventusu zupełnie nie nadążał za grą Nerazzurrich. Manuel Locatelli był wolny i kiepsko regulował tempo gry. Pochwalić go można za niezłą grę w defensywie i wspieranie sabotażystów w postaci Danilo i Kalulu. Nicolo Fagioli niedawno rozegrał najlepszy mecz w Juventusie w swojej karierze, aby wczoraj rozegrać jeden z najgorszych. Wciąż młody Włoch zupełnie nie odnajdował się na murawie, był odcięty od gry i co mógł to zepsuł. Kilkukrotnie naraził swój zespół na niebezpieczeństwo łatwo tracąc piłkę pod pressingiem zawodników Interu.

Paradoksalnie najlepszy w linii pomocy był Weston McKennie, bo… najmniej zepsuł. Przytomnie ruszył do podania od Cabala i jeszcze lepiej wyłożył Vlahoviciowi. Ponownie w drugiej połowie dobrze zagrał do Yildiza, który wykonał lwią część pracy w akcji i zakończył trafieniem. Amerykanin wpisze na konto swojego występu dwie asysty, ale poza nimi też było średnio.

Poza tymi ananasami, to Cambiaso nie dojechał na spotkanie i jego występ również był poniżej oczekiwań. Włoch w kluczowych momentach był zbyt elektryczny i popełniał wręcz, wyglądające na takie z pozycji kanapowego widza, juniorskie błędy. A to zbyt daleko wypuścił piłkę w kontrze, a to podał nie w tempo, a to głupio stracił. Powszechnie wiadomo, że Andrea umie grać dużo lepiej.

Vlahović zdobył bramkę i tyle. De Vrij nie dał mu nawet odrobiny przestrzeni do gry i Serb musiał zostać zmieniony, aby cokolwiek mogło ruszyć się w grze Bianconerich. Podobnie w przypadku Timothy’ego Weaha, który też trafił do bramki, ale na całą resztę w jego wykonaniu spuszczę kotarę milczenia. Niech jedynym komentarzem będzie to, że do wejścia Yildiza, lewą stroną Juve nie przeprowadziło żadnego ataku.

Trzeba mieć odpowiednią determinację

Z przebiegu spotkania i tego jak wiele Inter miał okazji do podwyższenia prowadzenia, można stwierdzić, że to gospodarze powinni czuć się rozczarowani wynikiem. Wrzucenie Bianconerim większej liczby bramek nie byłoby zaskoczeniem i tylko popis zwinności i refleksu Di Gregorio uratował Juventus przed kompromitacją. Inter był lepszy praktycznie na każdym polu, ale zabrakło im umiejętności zabicia meczu. Bianconeri wykorzystali to bezlitośnie, zdobywając gola praktycznie przy każdym celnym uderzeniu na bramkę.

Pod względem kultury gry można śmiało powiedzieć, że Stara Dama wyglądała jak z Andreą Pirlo na ławce rezerwowych. I to tym pod koniec kadencji. Czyli chaos w grze, brak wypełniania założeń taktycznych (o ile jakieś były) i liczenie na przebłysk Chiesy. Różnicą jest tylko zawodnik, na którego błysk trzeba liczyć, ale też na literę C.

Oprócz blasku geniuszy w osobach Conceicao i Yildiza, Juve było gołym okiem bardziej wciąż zdeterminowane na doprowadzenie choćby do remisu. Nawet jeśli gospodarze mogą czuć się rozczarowani wynikiem, a Juve wyrwało punkt, to dzisiaj po tym wyniku najbardziej zadowolony jest…. Antonio Conte.

Juventus-Bologna: mikołajkowy weekend w Turynie!

Subskrybuj
Powiadom o
3 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

Chopin
Chopin(@chopin)
2 dni temu

Za Allegriego, to mieliśmy pomysł na Inter. W tamtym sezonie wyłączył skrzydła rywala i już byli niemal bezzębni.

Teraz? Hura optymistyczna piłka z dziurami w środku pola. Mamy 4:4, ale więcej w tym było szczęścia- niż jakiegoś pomysłu.

Monochromatyczny
Monochromatyczny(@monochromatyczny)
2 dni temu

Interek w zeszłym całym sezonie stracił 22 bramki, a w tym po 1/4 sezonu ma straconych 13. Ładnie.

U nas sabotażyści w postaci Danilo i Kalulu mają coś z refleksem, czasem reakcji i wzrokiem. Takich żałosnych interwencji w polu karnym dawno na tym poziomie nie widziałem. A nie D. Luiz...

Juventissimo1986
Juventissimo1986(@juventissimo1986)
1 dzień temu

To był mecz błędów indywidualnych. Nie mówię tylko o straconych bramkach, ale także zmarnowanych piłkach - głównie ze strony Interu. Mnie się podoba to, że jednak mamy odpowiednią głębię. Przecież nie było Bremera, Koopa czy Luiza (który wierzę, że się ogarnie) czy zapomnianego już Milika, a mimo to zrobione zmiany dały poprawę wyniku. Mimo wszystko uważam, że prawdziwa weryfikacja to liga mistrzów gdzie grasz z nieznanym przeciwnikiem… Czytaj więcej »

Lub zaloguj się za pomocą: