Biało na czarnym #86: Operacja Scudetto, pacjent zmarł
Juventus kompromituje się przeciwko Atalancie, która wymierza najniższy wymiar kary drużynie Bianconerich. Chociaż drużyna w przypadku piłkarzy w biało czarnych koszulkach to oksymoron.
fot. @ juventus.com
Czarny dzień w historii Juventusu. Stara Dama doznała na swoim stadionie dotkliwej porażki, tracąc aż cztery bramki, co przy przebiegu spotkania było co najmniej szczęśliwe. Dla gospodarzy oczywiście. Jak podał lubujący się w statystykach portal Opt a , to pierwsza domowa przegrana co najmniej czterema bramkami od 1967 roku. Thiago Motta poszukuje nowych rekordów, a skoro te pozytywne są problemem to dopisuje te negatywne. Kompromitacja z PSV, żenada z Empoli i grecka tragedia z La Deą. Daleko jeszcze do końca sezonu?
Zapraszam Was do lektury na gorąco po “meczu”. Będzie grillowanie, będzie upust frustracji, aczkolwiek wszystko w sposób maksymalnie kulturalny. Jeśli macie chęć to przypominam jeszcze o możliwości podzielenia się ze mną wirtualną kawą i co prawda Juventus wystarczająco podnosi ciśnienie, to może ta ukoi zszargane nerwy kolegi po szalu. Miłej lektury!
Vergogna
Zapożyczając słowa wykrzykiwane na cichym stadionie podczas spotkania z Atalantą mogę śmiało opisać wszystko co się dzieje wokół Juventusu. Vergogna to po prostu wstyd. Stara Dama zaprezentowała się haniebnie. Od zespołu gości “drużyna” Bianconerich odstawała w każdej formacji. Popełniano idiotyczne błędy w próbach wyprowadzenia piłki, progresji pomiędzy liniami, ustawieniem, kreowaniem, w sumie we wszystkim. Piłkarze przeszli obok meczu i z minuty na minutę grali coraz gorzej. Zabrakło nawet odrobiny sportowej złości, którą każdy szanujący się zespół powinien mieć. Legendarne hasło “fino alla fine”, które miało być maksymą ekipy ze stolicy Piemontu zostało zmięte jak papierowa kulka i ciśnięte do kosza na śmieci. Tyle było warte zaangażowanie prezentowane przez zawodników w 28 kolejce Serie A. I to niestety nie jest pierwszy raz i zapewne nie ostatni. Przypomina mi się okładka polskiego brukowca: “Wstyd, żenada, kompromitacja, hańba, frajerstwo, nie wracajcie do domu!”.
Thiago Motta nie umie zarządzać meczem
Pomijając żenujące błędy Turyńczyków doprowadzające do świetnych sytuacji zawodników La Dei, to ponownie potwierdza się wysunięty przeze mnie i kolegów z redakcji wniosek: Motta nie umie zarządzać spotkaniem. Bianconeri byli źle przygotowani taktycznie do potyczki. Szkoleniowiec Juventusu uparcie gra bokami, chociaż nie wyciąga wniosków z błędów popełnianych co mecz. Za każdym razem wędrująca na skrzydło futbolówka zostaje wycofywana lub tracona przez zbyt wolne operowanie piłką. Co więcej skrzydłowy zazwyczaj jest osamotniony w bocznej strefie, gdzie zostaje podwajany i nie ma innego wyjścia jak próby wygrania pojedynku (niezwykle trudne w przypadku przewagi liczbowej) lub wycofuje piłkę do środkowego pomocnika. I musi być gotów na stratę na rzecz oponenta, który w końcu przeczyta te naiwne klepanie piłki bez podejmowania ryzyka.
Mankamentów w grze jest dużo więcej i powtarzają się one co kolejkę. Jest 9 marca, sezon prawie na ukończeniu, Juventus gra już jedynie o czołową lokatę w lidze, natomiast wygląda coraz gorzej. Jakby przeanalizować ostatnie pięć zwycięskich spotkań, to jak już wspomniałem w poprzednim felietonie, to jedynie z Hellasem Stara Dama wyglądała na zdecydowanie lepszą od przeciwnika. Bo chyba nie powiecie, że 1:0 z Interem to pewne zwycięstwo? Nawet mecz z Empoli w lidze nie układał się w pierwszej części spotkania, a po czerwonej kartce przeciwnicy całkiem się rozsypali.
Kolejna sprawa to kiepskie zmiany. Zdaje sobie sprawę, że Motta szyje z tego co ma, ale na palcach jednej ręki można policzyć spotkania, w których jego roszady pomogły drużynie wygrać. Dzisiejsza finalna zmiana Kolo Muaniego na Vlahovicia to tylko potwierdzenie dureństwa w podejściu szkoleniowca Juventusu. Dostajesz 3:0 i zmieniasz napastnika na napastnika? Czyli walczysz o uratowanie honoru? Czy zmniejszenie rozmiarów porażki? Czy jeszcze o coś innego? W Juventusie, gdzie walczy się do końca o zwycięstwo to nie przystoi. Powinienem tutaj zrobić wycieczkę do historycznej klubowej przynależności Thiago Motty, ale niech zakryje to kurtyna milczenia.
Non e squadra
Cztery lata temu, w drugiej kolejce Serie A, tuż po powrocie Massimiliano Allegriego na ławkę Juventusu, Giorgio Chiellini został złapany przez kamery przy wypowiadaniu do szkoleniowca słów “Non e squadra” czyli “to nie jest drużyna”. Dzisiaj te słowa wracają do mnie bumerangiem. Nie widziałem drużyny nawet przez chwilę. Nie było chęci walki za kolegę, za koszulkę czy historię Juve. Zespół Bianconerich to zlepek gwiazdek, które zapomniały jak grać w piłkę. Trener im w tym nie pomaga. Dyrektor sportowy z kolei nie pomaga Mottcie, ale jego grilluje cały czas i jednoznacznie chyba tylko dwa razy doceniłem.
Pamiętacie “śmieszne kółeczko” robione przed każdym spotkaniem w poprzednim sezonie? Przynajmniej widać było gołym okiem, że drużyna jest zespolona. Dzisiaj szatnię Juventusu toczy rak. Choroba, która ma twarz zarówno trenera jak i dyrektora sportowego. Jakim cudem Andrea Cambiaso, Manuel Locatelli, Federico Gatti czy nawet Dusan Vlahović ma umierać dla trenera, skoro jest traktowany jak wróg, bo miał czelność powiedzieć swoje zdanie? Kiedy patrzysz na potraktowanie Danilo czy innych weteranów? Kiedy słuchasz bzdur opowiadanych przez trenera na konferencjach po porażkach?
Po spotkaniu z Atalantą Motta znów tłumaczył porażkę w dziwny sposób: “Wątpliwy karny odblokował Atalantę. Jesteśmy drugą najmłodszą drużyną w Serie A, pozwoliliśmy rywalom na kontrataki. Cała narracja o Scudetto nie będzie więcej przytoczona” . Potrzebujemy więcej? Allegri też lubił pleść bzdury, ale w takim przypadku wziąłby porażkę na siebie, co wiele razy zdarzało się podczas jego kadencji.
W ogóle zapominamy jeszcze o innej istotnej sprawie. Praktycznie każdy transfer przeprowadzony dla Thiago Motty nie sprawdził się. Douglas Luiz flop. Koopmeiners też flop. Nico Gonzalez tak samo. Jedynie Thuram gra na najwyższym poziomie, chociaż początek sezonu miał średni. Pozostali mają jedynie przebłyski. I jak transfer Lloyda Kelly’ego można zrzucić na karb nieudacznictwa dyrektora Juve, tak wielu pozostałych na papierze wyglądało dobrze. Messi, Mbappe i Modrić też by grali beznadziejnie u Thiago? Cytując Tadeusza Sznuka, “nie wiem, choć się domyślam”.
Jak długo jeszcze?
Pozostawienie Thiago Motty na ławce do końca sezonu to ryzyko. Może mu się uda doturlać do topowej czwórki i awansować w przyszłym sezonie do Ligi Mistrzów, co pozwoliłoby mu pozostać na ławce rezerwowych. Mogłoby to spowodować kolejne cofanie się zespołu, co wróżę jedynie z obserwacji obecnego sezonu, ale równie dobrze możecie mnie posadzić obok wróżek z ezoterycznych programów telewizyjnych.
To również ryzyko, bo brak awansu do Champions League spowoduje kolejne cofnięcie się w rozwoju i zapewne zmusi do sprzedaży ważnych i perspektywicznych zawodników. Cristiano Giuntoli w takim przypadku już zaciera rączki na puszczenie Kenana Yildiza i zakup jakiegoś wyimaginowanego przez siebie zawodnika z ławki rezerwowych zespołów Premier League. Oczywiście należy za niego słono przepłacić.
Pomęczymy się jeszcze kilka kolejek, po czym poczekamy na kolejny sezon, w którym czeka nas nowe otwarcie, nowy początek i nowe przygody. Przygody radosnego tworzenia tworu zwanego “drużyną Juventusu”. Do zobaczenia w kolejnym, mam nadzieję bardziej pozytywnym odcinku “Biało na czarnym”. Ciao!