Lichtsteiner: Nie obchodzi mnie zdanie innych
Stephan Lichtsteiner (na zdjęciu) udzielił wywiadu dla Neue Zurcher Zeitung, w którym opowiedział o swoim zachowaniu na boisku, kwotach transferowych i liczbie tytułów mistrzowskich, które wygrał Juventus.
Istnieją dwa sposoby rekacji na nazwisko Lichtsteiner. Pierwsi mówią: To ten dzikus, który biega od jednej linii końcowej do drugiej. Ma tyle energii, że powinien być nawet kapitanem. Słusznie?
To wspaniale, kiedy ludzie doceniają poświęcenie.
Drudzy mówią, że to ten, który ciągle dostaje szału i wymachuje rękami.
Kiedy się nie daje z siebie stu procent, jest się krytykowanym. Kiedy podchodzi się zbyt emocjonalnie, również jest się krytykowanym. Nie można dogodzić wszystkim, ale to nie jest jakąś wielką tragedią. Gram o zwycięstwo. Przy tym często się złoszczę, kiedy uważam, że nie zostałem odpowiednio potraktowany.
Chciałbyś być spokojniejszy?
Być może jest to jakiś cel przede mną.
To Twój cel?
Nie, dla mnie nie, ale jeśli jedni mówią, że nie robię wszystkiego, a inni, że robię za dużo…
Trenerzy zwracali na to uwagę?
Nie, w żadnym wypadku. Trenerzy uwielbiają piłkarzy, którzy potrafią pociągnąć drużynę w gorszych momentach.
Jak ważna jest sympatia trybun?
Jak w mediach. Jestem krytykowany za swoje zachowanie, być może jestem źle postrzegany przez pewnych kibiców, ale taki jest mój styl. Nie muszę za nic przepraszać.
W ostatnich latach nie byłeś zbyt często krytykowany.
Najważniejsze są zwycięstwa i tytuły. Niewielu Szwajcarów wygrywało trofea za granicą.
Po zwycięstwie 1:0 z Brazylią wydawało się, że wytłumaczyłeś Neymarowi na czym polega europejski futbol. Dodało Ci to pewności siebie?
Bezpośrednie pojedynki należą do piłki nożnej, o ile nie robisz rywalowi krzywdy. Neymar próbował tego w jednym faulu. Zawsze wiedziałem, co mogę zrobić. Wiedziałem jak daleko mogę zajść. Przez długi czas byłem niedoceniany.
Kto Cię nie doceniał?
To było ogólne odczucie. Chodzi mi o postrzeganie. Ostatecznie zawsze chodzi o statystyki, fakty, tytuły i kontrakty, które się podpisuje.
Wcześniej czułeś się niedoceniany?
W Szwajcarii nie wróżono mi takiej kariery. Po wyjeździe też mnie nie doceniano, ale to czasem lepiej, kiedy nie ma zbyt wielkich oczekiwań. Już we wczesnych latach chciałem odgrywać znaczące role w wielkich klubach.
Czujesz się odpowiednio doceniony odkąd jesteś w Juventusie?
Zostałem piłkarzem, bo chciałem wygrywać i mieć radość z grania w piłkę. Nigdy nie zależało mi na opinii nieznajomych ludzi. To nie ma dla mnie większego znaczenia.
Ostatnio sporo mówiło się o milionach euro wydanych na rynku transferowym. Gareth Bale przeszedł do Realu Madryt za około 100 milionów euro. Ty kosztowałeś Juventus 10 milionów. Czujesz się 10 razy gorszy?
Można to tak postrzegać. Taką mamy rzeczywistość, którą kreują ludzie działający na rynku transferowym. Piłka nie różni się wiele od innych dziedzin. Znam swoją wartość i nie czuję się zazdrosny. Wszyscy wiedzą, że piłkarze zarabiają dużo i jeśli któryś kupi sobie piękny samochód, nie znaczy, że jest lepszy. W innych zawodach też można zarobić dużo pieniędzy.
Masz dobry kontrakt, wszyscy myślą, że żyjesz jak w raju.
To nie jest niczyja sprawa. Ja też nie zajmuję się innymi. Jedni zarabiają więcej, inni mniej. Bogatsi wcale nie są szczęśliwsi od innych.
Można się przyzwyczaić do tego, że się kosztuje 10 milionów euro?
Klub chce Cię koniecznie i płaci tyle. Gotowe. Fakt, że kosztowałem 10 milionów, nie robi mi większej różnicy. Skupiam się na swojej pracy.
Juventus był wielki, ale w 2006 roku odebrano mu dwa tytuły mistrzowskie i zdegradowano do niższej ligi…
Wszyscy starają się ciągle odebrać te dwa tytuły Juventusowi. Tak się po prostu nie da. Mistrzostwa zostały wygrane na boisku. Juventus ma 31 tytułów mistrzowskich i koniec tematu.