Wykształciuch
Wykształciuch
Patrzysz na niego i myślisz: troglodyta, jakiś gbur nieuczesany, którego lepiej nie spotkać w ciemnym zaułku. Słyszysz go i i już wiesz, że to sympatyczny i mający coś ciekawego do powiedzenia gość, a przede wszystkim ponadprzeciętnie inteligentny piłkarz.
Lipiec to był dla niego specjalny miesiąc. Gdy inni reprezentanci Włoch po powrocie z mistrzostw świata w RPA udali się na niezasłużone wakacje i starali się zapomnieć o afrykańskiej kompromitacji na prywatnych jachtach, w najmodniejszych kąpieliskach na Sardynii lub za granicą, słowem – pławili się w luksusie, to on zakuwał. Siedział z książkami i przygotowywał się do obrony pracy magisterskiej.
Magister
Do dnia, w którym został magistrem, mało kto wiedział, że po godzinach Chiellini zamienia się w zwykłego studenta Wydziału Ekonomii i Handlu Uniwersytetu Turyńskiego. “Wybrałem ten kierunek, ponieważ zawsze lubiłem matematykę i intrygował mnie świat finansów i rynku” – mówił. “W czasie studiów nigdy nie korzystałem z ulg ani nie nadużywałem usprawiedliwień. Do egzaminów podchodziłem w terminie i żadnego nie powtarzałem. Najtrudniej zdawało mi sie język angielski i hiszpańskie, musiałem brać korepetycje. Zdarzało się, że profesorowie, którzy mnie egzaminowali, byli kibicami Torino, ale przyznawali się do tego dopiero po przepytaniu. Wobec mnie zawsze byli obiektywni“.
Chiellini obalił też mit, że piłkarze nie mają czasu na naukę. Wszystko sprowadza się do chęci. “Czas zawsze się znajdzie” – tłumaczył. “Owszem, częste podróżowanie nie sprzyja nauce, ale traktowałem ją jak hobby. Nauka pomagała mi się odstresować, zapomnieć o codziennej presji“.
Pod koniec lipca Chiellini obronił pracę pod tytułem: Budżet klubu sportowego na przykładzie Juventusu. Napisał analizę na 25 stron, wystarczająco długa i mądrą, żeby otrzymać 109 punktów na 110 możliwych do zdobycia.
W garniturze Chiellini nie przypomina wojownika jakim jest na boisku…
Przypadek Chielliniego stał się przyczynkiem do analizy poziomu wykształcenia piłkarzy z Serie A. Przed 26-letnim stoperem grali już w Juventusie magistrowie: prawnicy Fabio Pecchia (wykonujący aktualnie swoje obowiązki w sądzie w Bolonii) i Guglielmo Stendardo oraz matematyk Francuz Jean-Alain Boumsong. Jednak wśród wszystkich piłkarzy z wyższym wykształceniem, nie uwzględniając podziału na kluby i klasy rozgrywkowe, największym echem we Włoszech odbiła się historia niejakiego Lamberto Borangi. Otóż bronił on w Serie A i B głównie w latach 70. i wtedy też został magistrem na wydziale biologii, a następnie medycyny, co pozwoliło mu po zakończeniu kariery być lekarzem klubowym. I wiódłby spokojne życie, gdyby w poprzednim sezonie nie dał się namówić (sytuacja była awaryjna, dwaj bramkarze leczyli kontuzje) do powrotu na boisko. Miał wtedy 67 lat.
W tym sezonie jest sześciu magistrów biegających po włoskich boiskach, Z tego aż trzech gra w Cesenie. Są to ekonomiści Albańczyk Erjon Bogdani Japończyk Yuto Nagatomo oraz prawnik Fabio Casaro. Absolwentem mediolańskiej Akademii Wychowania Fizycznego jest bramkarz Brescii Michele Arcari, a sześcioosobowy skład uzupełniają wymienieni wcześniej Stendardo i Chiellini.
Zdecydowana większość, a więc 72 procent przedstawicieli Serie A może się pochwalić dyplomem maturalnym, tylko 22 procent zakończyło edukację na odpowiednim polskiego gimnazjum lub szkoły zawodowej.
Zorro
Drugim oprócz wykształcenia znakiem szczególnym Chielliniego jest nos. To przedmiot żartów, docinków i złośliwości. Nie zawsze był jednak tak duży, koślawy i charakterystyczny. Można powiedzieć, że to skutek uboczny uprawiania futbolu, a to dlatego, że już trzykrotnie przeciwnicy przy okazji starć powietrznych, w których mocno pracowały ręce, łamali mu przegrodę nosową na boisku. Sam nie przyznaje się, ile razy sprowokował podobną kontuzję.
Że twardziel to nie lada, pokazał mecz ligowy z Bologną z marca 2009 roku, kiedy rywal złamał mu nos, a on nie pozwolił się zmienić trenerowi i wytrwał na boisku do ostatniej minuty. To był ten drugi raz w karierze, pierwszy miał miejsce w 2005 roku podczas towarzyskiego spotkania z Benficą Lizbona, a ostatni w listopadzie poprzedniego roku, kiedy trafił go w czuły punkt Brazylijczyk Nene z Cagliari. Z tego też powodu już trzy razy zamieniał się w Zorro musiał grać w czarnej, ochronnej masce zrobionej dla niego na miarę. A brzydkim nosem wcale się nie przejmuje i na razie nie zamierza się upiększać, korzystając z pomocy chirurga plastycznego. Zrobi to po zakończeniu kariery, wtedy ryzyko odniesienia podobnej kontuzji zmaleje do zera.
Maska – symbol waleczności Giorgio, która już stała się jego znakiem firmowym.
Chiellini różni się także tym od wielu swoich kolegów po fachu, że kocha futbol. Nie ogranicza się tylko do wąsko rozumianego własnego podwórka, a więc trening, mecz, a poza tym futbol nie istnieje. On namiętnie ogląda mecze w telewizji, czyta gazety, a w nich komentarze i tabele. “Jestem maniakiem, znam na pamięć składy wielu włoskich i zagranicznych drużyn” – mówił. “Jak do naszej ligi trafia jakiś cudzoziemiec, zaraz szukam dostępnych o nim informacji. Tak było od dzieciństwa, tym zajmowaliśmy się z moim bratem.“
Bliźniak
Urodził się 14 marca 1984 roku i na sali porodowej szpitala w Pizie nie płakał tamtego dnia sam. Kilka minut później na świat przyszedł jego brat bliźniak Claudio. Kiedy obaj stanęli na nogi, zaczęli uganiać się za piłką. Trenerzy dość wcześnie zobaczyli w nich defensorów. W Pizie Claudio grał na stoperze, a Giorgio był lewym obrońcą i robił zdecydowanie większe postępy. Dostał powołanie do reprezentacji do lat 15 i każdej następnej. Aż 17 listopada 2004 roku zadebiutował w pierwszej reprezentacji. Taką szansę stworzył mu Marcello Lippi w towarzyskim meczu z Finlandią. Jednak ominął go udział w finałach mistrzostw świata w 2006 roku, dokąd pojechali i wrócili ze złotymi medalami starsi i bardziej doświadczeni obrońcy.
Dla niego największym sukcesem jest mistrzostwo Europy do lat 19 wywalczone z drużyną Italii w 2003 roku na turnieju w Liechtensteinie. Obok niego na tamto zwycięstwo zapracowali między innymi Alberto Aquillani, Riccardo Montolivo i Giamapolo Pazzini. Przyszłość pokazała, że wyjątkowo zdolny to był rocznik.
Był już wtedy zawodnikiem trzecioligowego Livorno, z którym w ciągu czterech lat awansował o dwie klasy. W połowie 2004 roku na wyraźne życzenie Fabio Capello kupił go Juventus, płacąc 3 miliony euro i natychmiast wypożyczając do Fiorentiny. Tam otrzaskał się z pierwszą ligą i rok później ponownie zameldował się na zajęciach u profesora Capello. Początkowo zawsze biegał po lewym skrzydle, ale przypadki losowego jego kolegów z defensywy sprawiły, że don Fabio jako pierwszy, ale także następni trenerzy zaczęli robić z niego stopera. Z powodzeniem.
Już teraz mało kto wyobraża sobie Juventus bez niego, a przecież nadal ma wiele do zrobienia…
Jego kariera nabierała rozpędu. W Juventusie regularnie wybiegał w podstawowym składzie, otrzymał powołanie od Roberto Donadoniego na Euro 2008. Tuż przed wyjazdem na mistrzostwa przeklinali go wszyscy Włosi. A to dlatego, że był sprawcą kontuzji – znajdującego się u szczytu popularności Fabio Cannavaro. Kapitan kadry pojechał do Austrii i Szwajcarii tylko jako turysta, ale Chiellini godnie go zastąpił i był jednym z najjaśniejszych punktów w szarej i przegranej reprezentacji.
W międzyczasie piłkarskie buty na kołku zawiesił Claudio Chiellini, który nie wybił się poza ligi amatorskie. Obecnie jako jeden z dwóch menadżerów (tym drugim jest Davide Lippi – syn Marcello), prowadzi interesy brata. Zatem między innymi do niego należało wynegocjowanie nowego kontraktu z Juventusem. Bracia mieli mocną pozycję przetargową – latem tego roku o Giorgio pytały takie kluby jak Manchester United i City, a także Real Madryt. Klub z Turynu obiecał mu podwyżkę, a do konkretów strony przystąpił we wrześniu. Nowy kontrakt będzie obowiązywał do 2015 roku, a dochody z dwóch milionów euro wzrosną do 3,2 miliona. Wszyscy będą zadowoleni. Mało ludzi, nawet po studiach, zarabia lepiej.
Autor: Tomasz Lipiński
Źródło: Piłka Nożna Plus (10/2010)
Przepisał i poprawił: DeeJay