Snajper na drugim froncie
Snajper na drugim froncie
Dla Davida Trezegueta czas zatrzymał się przed ubiegłorocznymi mistrzostwami świata, na których miał odegrać ważną rolę, a był tylko rezerwowym w reprezentacji Francji. A kiedy następnie zdecydował się zostać w zdegradowanym Juventusie Turyn i grać w Serie B, to piłkarski świat o nim zapomniał.
Turniej w Niemczech przeszedłby w jego przypadku całkowicie bez echa, gdyby nie jeden, ale za to bardzo ważny fakt. W końcu to Treze-gol, który w finale pojawił się na boisku w jedenastej minucie dogrywki, nie wykorzystał jako jedyny z dziesięciu egzekutorów rzutu karnego, co pozwoliło Włochom zdobyć Puchar Świata.
Natychmiast rozległy się komentarze, że francuski napastnik po prostu oddał rywalom to, co zabrał im sześć lat wcześniej na mistrzostwach Europy. Wtedy również nie grał tak dużo, jakby tego sobie życzył. W meczu o złoto na Euro 2000 wspomógł swój zespół dopiero w 76 minucie. Tuż przed upływem normalnego czasu gry strącił piłkę głową do Sylvaina Wiltorda, a ten pokonując Francesco Toldo doprowadził do dogrywki. Właśnie w niej Trezeguet pięknym wolejem dał Francji tytuł mistrzowski. Jednocześnie został najbardziej znienawidzonym człowiekiem w Italii, co jednak nie przeszkodziło mu zaledwie trzy dni później podpisać pięcioletniego kontraktu z Juventusem.
I szybko okazało się, że Stara Dama znów miała ogromne wyczucie zatrudniając Francuza. W przeszłości pięknie jej przecież przysłużyli: Michel Platini, Didier Deschamps, Marcel Desailly (Marcel Desailly nigdy nie grał w Juventusie – przyp. JuvePoland) i Zinedine Zidane (niespodziewanym wyjątkiem był właściwie tylko Thierry Henry), a Trezeguet od początku robił to, czego od niego w Turynie oczekiwali, czyli strzelał gole.
To pozwoliło mu z pocyji numer czetery, którą zajmował wśród napastników: po Alessandro Del Piero, Filippo Inzaghim i Serbie Darko Kovaczeviciu, awansować w klubowej hierarchii. Pierwszy sezon w Serie A zakończył z dorobkiem czternastu goli. Wtedy trenerzy i działacze zrozumieli, że Trezeguet zasługuje na miano następcy Superpippo, które za wielkie pieniądze sprzedano do Milanu. A francuski napastnik w następnym sezonie, poprawiając wcześniejsze osiągnięcie o dziesięć bramek, został królem strzelców. Tym samym zyskał wielkie uznanie u kolegów z boiska, którzy za grę w 2002 roku przyznali mu piłkarskiego Oskara dla najlepszego cudzoziemca w Serie A.
W kolejnych latach trafiał do siatki na tyle regularnie, że został najskuteczniejszym cudzoziemcem w historii biało-czarnych, bijąc rekordy Platiniego i Duńczyka Johna Hansena. A gdyby z Juventusem pozostał w Serie A, to na pewno już dawło wkroczyłby do klubu stu – jednak na razie zatrzymał się na 95 bramkach (z ciągle grających we Włoszech stranierich lepszy pod tym względem jest tylko Argentyńczyk, Hernan Crespo z Interu).
Gdy latem poprzedniego roku afera calciopoli pogrążyła Juventus, to Trezeguet wahał się, czy zostać, czy też za przykładem rodaka Patricka Vieiry, Rumuna Adriana Mutu i Szweda Zlatana Ibrahimovicia opuścić zatopiony okręty. W wywiadzie dla dziennika “L’Equipe” napastnik stwierdził, że został tylko dlatego, ponieważ nie miał żadnego wyboru. Nowe władze Juve pozostały głuche na wszelkie sygnały od innych zainteresowanych transferem klubów, bo zakwalifikowały Trezegueta, który miał ważny kontrakt, do grupy pilkarzy nie na sprzedaż ża żadne pieniądze. Treze-gol przestał kaprysić i nabrał większej ochoty na kontynuowanie kariery w drugiej lidze dopiero po rozmowach z Didierem Deschampsem. Następca Fabio Capello zacierał tylko ręce, bo jeszcze żaden drugoligowy szkoleniowiec nie miał do dyspozycji tak wystrzałowej pary snajperów: Del Piero i Trezeguet w oficjalnych meczach strzelili blisko 350 goli, a w obecnych rozgrywkach ich zasługą było 25 bramek. Na pewno w Serie B szybciej odnalazł się lider klasyfikacji strzelców Del Piero, natomiast jego partner z ataku miewał problemy zdrowotne, raz za uderzenie łokciem piłkarza Brescii na podstawie zapisu telewizyjnego został zdyskwalifikowany na trzy kolejki. Poza tym Francuz zawsze uchodził za napastnika, którego mobilizują przede wszystkim wielkie wydarzenia i wyzwania, których w Serie B mu brakuje. A wtedy usuwa się w cień, jest niewidoczny, czas nieprzydatny, staje się kimś, bez kogo łatwo się obyć i łatwo zastąpić, co dobrze robił młodszy o kilka lat Raffaele Palladino.
Na jego formę na pewno zły wpływ miała ciągła niepewność i trwające miesiącami na łamach prasy rozważania, jak długo jeszcze będzie grał w biało-czarnych barwach. Zresztą sam dolewał oliwy do ognia. Najpierw stwierdził, że ogłosi swoją decyzję po zakończeniu sezonu, później szantażował władze klubu, mówiąc, że jeśli nie dokonają takich wzmocnień, które zagwarantują Juventusowi walkę o mistrzostwo Italii w następnych rozgrywkach i powrót do Ligi Mistrzów, to on odejdzie. A całkiem niedawno zmienił front i powiedział, że czuje się emocjonalnie związany ze Starą Damą i zamierza dla jej chwały pograć jeszcze parę lat.
Z drugiej strony działacze już nie zamierzają utwierdzać francuskiego piłkarza w przekonaniu o jego nietykalności i super mocnej pozycji. Wiadomo, że w przerwie letniej lider Serie B na nowych piłkarzy wyda ogromne pieniądze. Budżet wyniesie 105 milionów euro i znaczna część tej kwoty zostanie przeznaczona tylko na transfery. Już na zasadzie wolnych transferów udało się pozyskać Bośniaka Hasana Salihamidzicia z Bayernu Monachium i Czecha Zdenka Grygerę z Ajaksu Amsterdam, niemal przesądzone wydaje się sprowadzenie Javiera Savioli z Barcelony. Jednak najbardziej Francuza musi niepokoić ogromne zainteresowanie Juventusu Luką Tonim, bo trudno sobie wyobrazić, aby tak podobni napastnicy (bardziej ze względu na pozycję na boisku i warunki fizyczne niż styl gry) mogli występować obok siebie lub że jeden z nich pogodziły się z rolą rezerwowego.
Bianco-neri złożyli oficjalną propozycję Fiorentinie, a samego piłkarza kuszą kilkuletnim kontraktem i zarobkami w wysokości nawet czterech milionów euro rocznie. O tym, gdzie w przypadku przyjścia Toniego, mógłby w nowym sezonie występować Trezeguet na razie cicho. Na pewno tą sprawą zajmie się między innymi jego ojciec Jorge Trezeguet – w przeszłości pierwszoligowy piłkarz, który grał w lidze argentyńskiej w barwach Estudiantes, od 1976 roku znalazł zatrudnienie we francuskim FC Rouen, a obecnie z żoną Beatriz mieszka w Montecarlo i jako menedżer zarządza interesami syna.
Kiedyś David powiedział: – Gdyby zależało to ode mnie i musiałbym kiedyś odejść z Turynu, wtedy wybrałbym się do Barcelony. Kto wie, być może właśnie w roku, w którym będzie obchodził trzydzieste urodziny spełni jedno ze swoich marzeń.
Autor: Tomasz Lipiński
Źródło: Piłka Nożna (16/2007)
Wyszukał: kamilos