Kop w prawo
Mógł być telewizyjnym ekspertem, komentatorem, działaczem lub w inny sposób odcinać kupony od dawnej popularności. Czyli robić to, co większość jego kolegów z boisk. Miał praktykę, wiedzę, prezencję. Jednak poszedł swoją drogą, która zaprowadziła go za kratki.
Gdyby nie brak takiego szczegółu jak happy end, o historii z Michele Padovano w roli głównej można by powiedzieć, że takie właśnie wszyscy lubimy najbardziej.
Michele Padovano może w więzieniu spędzić więcej czasu niż na boiskach Serie A, gdzie największe sukcesy odnosił z Juventusem.
Pokonał Real
Był królem prowincji. Napastnikiem rozpalającym do czerwoności serca i głowy kibiców Cosenzy, Pisy, Napoli, Genoi i Reggiany. Grał efektownie, musiały się podobać jego rajdy po lewym skrzydle, soczyste uderzenia lewą nogą i rzadko spotykana umiejętność gry głową. Nigdy nie strzelał goli na pęczki, ale ich pięknem dałoby się obdzielić kilku większych od niego napastników. Mimo to salony w Mediolanie, Turynie i Rzymie były dla niego zamknięte. Wydawało się, że na zawsze. I oto niespodziewanie urodę niemłodego już, bo 29-letniego kopciuszka, który akurat z Reggianą spadł do Serie B, dostrzegł Marcello Lippi, który otworzył mu drzwi do swojego królestwa.
Dzięki niemu trafił do Juventusu. Wielkiego Juventusu, z którym w dwa lata zdobył wszystkie najbardziej prestiżowe trofea w klubowym futbolu: od mistrzostwa Włoch przez Ligę Mistrzów do Pucharu Interkontynentalnego. Oczywiście za gwiazdy robili Alessandro Del Piero, Didier Deschamps, Gianluca Vialli, Fabrizio Ravanelli, później Zinedine Zidane i Alen Boksić, ale Padovano nie był w tym towarzystwie nikim. Dołożył cegiełki w niemal każdy z tych sukcesów. W Serie A w 42 meczach w biało-czarnych barwach strzelił 12 goli, ale najpiękniejszą kartę zapisał w pucharach. W sezonie 1995-96 na drodze Starej Damy do półfinału Champions League stanął Real Madryt, który w Turynie bronił jednobramkowej zaliczki z Santiago Bernabeu. W rewanżu w 16 minucie stratę odrobił Alessandro Del Piero, a w 53 awans zapewnił Padovano.
W finale przeciwko Ajaksowi Amsterdam na kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry zastąpił Ravanellego. Doszło do rzutów karnych, podszedł do piłki jako trzeci piłkarz Juve i pokonał Edwina van der Sara. Puchar pojechał do Turynu. W styczniu 1997 roku mistrz Włoch rozbił PSG w Parku Książąt w pierwszym meczu o Superpuchar Europy. Do Padovano należały dwa z sześciu goli i był to ostatni z jego wielkich balów. Ponownie wchłonęła go prowincja, choć zagraniczna. W 2001 w wieku 35 lat zakończył piękną karierę, w której w pełni wykorzystał szansę, jaką dał mu los i Lippi. Później od czasu do czasu jego twarz pojawiała się w programach sportowych, coś komentował, kogoś chwalił lub skrytykował. Próbował roli działacza. Powoli piłkarski świat o nim zapominał, miał nowych bohaterów na boisku, lepszych mówców w telewizji. I Padovano żył bez niepokoju w medialnej ciszy do 2006 roku.
100 tysięcy w pudełku
W maju tamtego roku jednym z głośniejszych tematów we Włoszech była skuteczna akcja policji przeciw przemytnikom narkotyków. Aresztowano 33 osoby, zatrzymano towar o wartości przekraczającej 14 milionów euro. Wśród podejrzanych, co oczywiście podniosło rangę wydarzenia, znalazło się trzech byłych piłkarzy Juventusu: Vialli, Caricola i Padovano. Pierwszemu zarzucono zakup na użytek osobisty, drugiemu rozprowadzanie zakazanego towaru, a trzeci był wkopany po uszy. Miał finansować przestępczy proceder, inwestować w niego swoje środki: dwa razy po 100 tysięcy euro, które przekazał szefowi bandy niejakiemu Luce Mosole, prywatnie przyjacielowi z dzieciństwa. To on nadzorował przemyt haszyszu z Maroka do Włoch przez Hiszpanię w tirach przewożących pomarańcze.
Okazało się, że policja wzięła pod lupę jednego i drugiego już w 2004 roku, kiedy Padovano chciał zdeponować w jednym z urzędów pocztowych 100 tysięcy euro, które przyniósł w pudełku na buty. Z kolei jego przyjaciel obracał pokaźnymi kwotami, choć oficjalnie był bezrobotny.
Skandal gwałtownie wybuchł i gwałtownie ucichł. Obudził się na nowo po pięciu latach. W grudniu 2011 roku zapadły wyroki w pierwszej instancji. Padovano uznano za winnego finansowania i czerpania zysków z przemytu narkotyków, ale uniewinniono od oskarżenia o organizowania samego przemytu, dlatego sąd nie przychylił się do wniosku prokuratora żądającego 24 lat więzienia. Skazał byłego piłkarza na 8 lat i 8 miesięcy. Wyrok się uprawomocni po orzeczeniu sądu apelacyjnego.
Na tym nie koniec kłopotów Padovano. Znalazł się też na liście oskarżonych w sprawie śmierci Donato Bergaminiego. W latach 80. razem grali w Cosenzy, byli wielkimi przyjaciółmi i nagle Bergamini popełnił samobójstwo, rzucając się pod ciężarówkę. Taka była początkowa wersja. Później ją wykluczono. Pojawiły się za to mafia, handel narkotykami, zabójstwo i jedna z nitek prowadząca do Padovano.
Autor: Tomasz Lipiński
Źródło: Piłka Nożna (01/2012)
Wyszukał: Juras_Senat