Allegri: Futbol to prosta gra
Jeśli charyzma określałby poziom umiejętności trenerskich, przemówienie Massimiliano Allegriego w warszawskim hotelu Reneissance wystarczyłoby za sprawozdanie z jego CV. Gdy Włoch zaczął opowiadać o swoich regułach prowadzenia drużyny, biła od niego pewność siebie i energia, której musi używać również w szatni. Nam zdradził swoją opinię o Polakach grających w Serie A: “Jesteście bardzo pracowici i utalentowani, stąd tyle transferów do Włoch. Wojciech Szczęsny ma odpowiednią mentalność, aby grać w Juventusie. Piotr Zieliński? Jeden z najlepszych techników w lidze włoskiej” – powiedział Przeglądowi Sportowemu .
Allegri to obecnie najgorętsze nazwisko na piłkarskim rynku pracy. Jest do wzięcia po tym, jak rozstał się z Juventusem Turyn, gdzie przez pięć sezonów z rzędu wygrywał scudetto. Stara Dama wciąż płaci mu kontrakt na poziomie 7,5 miliona euro netto rocznie, ale za chwilę tę kosmiczną gażę może przejąć angielski gigant Manchester United, z którym łączony jest 52-latek. W Warszawie Allegri oczywiście nie chciał spekulować na temat swojej przyszłości i szybko ucinał temat podgrzewany w brytyjskich dziennikach. “Na razie za słabo mówię po angielsku, ale uczę się ” – zażartował na początku prezentacji. Szkoleniowiec był główną gwiazdą sympozjum organizowanego przez Stowarzyszenie Trenerów Piłki Nożnej, jego europejski odpowiednik AEFCA i PZPN. Po kilkudziesięciosekundowej multimedialnej wizytówce okraszonej spersonalizowanym logiem “Mr. A” (coś jak CR7 czy RL9), zaczął opowiadać o czasie spędzonym w Juve, w którym obok Marcello Lippiego i Giovanniego Trapattoniego jest najbardziej utytułowanym szkoleniowcem. Oto zasady, których trzyma się w swojej pracy.
Jeśli chcesz wszystko robić sam, nie zrobisz nic. Nie mogę jednocześnie spełniać roli lekarza, fizjoterapeuty i trenera przygotowania fizycznego itd. O większości z tych rzeczy nie mam pojęcia. Moją zasadą jest więc otaczać się mądrymi ludźmi. Od najmłodszych lat uczyłem się od moich współpracowników i piłkarzy. Bez pomocy szatni nigdy bym się tak nie rozwinął. Gdy wchodzę do klubu, orientuję się w sytuacji, poznaję ludzi, a potem deleguję ich do zadań. Będąc trenerem na pewnym poziomie, masz przywilej dobrania sobie wysokiej jakości specjalistów. Dlaczego z tego nie skorzystać? Zrzucanie wszystkiego na siebie byłoby wielką pychą i błędem. Jeśli szkoleniowiec myśli, że jest najmądrzejszy w pokoju, polegnie. Trener lider musi mieć rozwiązania na problemy. Kto znajduje je najszybciej, wygrywa. W ich rozwikływaniu pomoże zgrane otoczenie. Wielką mądrością jest dzielić się obowiązkami z innymi. Jest łatwiej, a pozostali czują swój wkład w misję.
Więcej słucham, niż mówię
Są dwie drogi do bycia dobrym trenerem: autorytarna i liberalna. Wolę tę drugą, dlatego więcej słucham niż mówię. Dzięki takiej strategii przyjmuję więcej informacji z zewnątrz, które pozytywnie zmieniają mój świat. Cały czas neguję słuszność swoich koncepcji. Kłócę się sam ze sobą. Wystawiam opinię na polemikę. Jeśli uważam, że coś jest na sto procent dobre, martwię się i konsultuję tę opinię z otoczeniem. Potrafię się dostosować do sytuacji, którą zastałem. Gdy przyszedłem do Turynu po Antonio Conte, wielu uważało, że mam przechlapane. Że Juve jest wypalone. Że skończył się etap wygrywania, bo drużyna jest nasycona. Sytuacja nie była idealna, bo zastałem zespół wymagający przebudowania. To ekscytujące, ale też zagrożone porażką, a Juventus to nie jest miejsce, gdzie to drugie znoszą najlepiej. Dlatego musiałem szukać sposobów do stymulacji grupy. Słuchałem i zmieniałem. Nie przeprowadzałem rewolucji. Najpierw detale, potem większy projekt. Zawsze musisz sobie wyznaczać trzy rodzaje celów – krótko-, średnio- i długoterminowe. To jak z trafieniem do właściwego pokoju. Drzwi mogą stać otworem kilka metrów od ciebie – wtedy po chwili jesteś na miejscu. Inne znajdują się na końcu korytarza, różnych piętrach lub w drugim budynku. Wtedy droga zajmie więcej czasu.
Nie bój się zmieniać i rób to z głową
W Turynie zacząłem od taktyki z czterema obrońcami. Pracowaliśmy dużo i intensywnie nad jej funkcjonowaniem, ale po dwóch miesiącach wszedłem do pokoju trenerów i stwierdziłem, że robimy złą robotę. Musimy zmienić podejście o 180 stopni. Zobaczyłem, że mój pierwotny plan nie funkcjonuje tak, jak chcę, dlatego przeszedłem na trójkę środkowych obrońców. Dostosowałem się, bo miałem do niej wykonawców na światowym poziomie. Zmiana była na korzyść. W pierwszym sezonie sprowadziłem do Turynu Patrice’a Evrę. Trochę zawiodłem się na jego umiejętnościach defensywnych. W Anglii pod tym względem prezentował się lepiej. Ale popracowaliśmy indywidualnie i się poprawił. Poza tym uważałem, że miał predyspozycje do gry jako wahadłowy, dlatego pasował do systemu 1-3-5-2. Świetny był też Dani Alves. Piłkarz już doświadczony, o wielkich umiejętnościach i ciągle nienasycony. Ewenement. Gigantyczny charakter.
Hierarchia to porządek w szatni
Potem wielokrotnie zmieniałem ustawienie, także w trakcie meczu, bo jednym z fundamentów mojej pracy jest ciągła stymulacja. Zmieniałem, gdy piłkarze spodziewali się, że skoro wygraliśmy, zagramy tak samo. Pobudzanie ich do pracy, wprowadzanie niepewności i rywalizacji o miejsce były fundamentalne, żeby rok po roku czuć głód. Jednocześnie trzeba mieć hierarchię w szatni. Tak by liderzy wiedzieli, że są bardzo ważni, nawet gdy w pojedynczych meczach lądują na ławce. W ostatnim sezonie wystawiłem 38 różnych składów. Potrafiłem zagrać czwórką napastników, gdy wymagała tego sytuacja. Słuchałem i nie bałem się, że moi piłkarze tego nie udźwigną.
Padoin nigdy nie będzie Pirlo
Moja gimnastyka taktyczna, używanie nawet kilku wariantów w trakcie meczu, wiązała się z tym, że dysponowałem bardzo dobrymi i inteligentnymi piłkarzami. Są powody, dla których jeden kosztuje dwa, drugi dwadzieścia, a trzeci dwieście milionów euro. Płacisz za talent piłkarski, ale również umiejętność uczenia się. Jeśli masz w szatni mądrych zawodników, możesz grać każdym ustawieniem. Natomiast nie masz prawa wymagać od gracza, którego w skali od 1 do 10 klasyfikujesz na szóstkę, aby grał na najwyższym poziomie. Co najwyżej może ci dać sześć z plusem. Na przykład Padoin nie będzie Pirlo. Kiedyś graliśmy z Romą. Miałem problemy kadrowe. Wystawiłem Simone w środku pomocy obok Pogby. Przegraliśmy. Ludzie mówili mi, że chcę z niego robić Andreę – po co wystawiam go na tej pozycji, skoro się tam nie nadaje. A ja łatałem dziury i nie zgadzałem się z tym zdaniem. Padoin zagrał nieźle. Tak jak oczekiwałem. Fakt, po prostu nie jest Pirlo. W Milanie Ibrahimović ciągle się wkurzał, bo inni nie nadążali za jego tokiem rozumowania. Dwa lata tłumaczyłem mu, że inni nie zagrywają tak jak on. Musiał to zrozumieć. Trener powinien wymagać od piłkarza tyle, ile ten może mu zaoferować. Dlatego Mandžukić jest dla mnie zawodnikiem wyjątkowym. Dawał niesamowite pole manewru. Wielki piłkarz. Często zmieniał kluby, więc dostał łatkę trudnego. Nie nazwałbym go tak. Jest specyficzny, ale dotarłem do niego. Został w jednym klubie przez pięć lat. To jeden z moich największych sukcesów.
Psychologia ważniejsza od cyfr
Wybitny włoski trener koszykówki określił ten sport jako bardzo prosty: piłka musi dotrzeć od jednej do drugiej koszulki o tym samym kolorze. Tak samo myślę o futbolu. Nie komplikujmy go za bardzo. Moje odprawy nie trwają długo. Jeden klip maksymalnie pięć minut. W przerwie mówię około trzech minut. Potem spada poziom koncentracji. Oczywiście, taktyka ma znaczenie, ale mecz wygrywają piłkarze. Jeśli masz świetnych zawodników, rolą trenera jest nie zepsuć niczego po drodze. Musisz dotrzeć do głowy, odpowiednio zarządzać ludźmi, reagować na problemy. Klub to żywa materia. Podczas pięciu lat pracy w Juventusie każdy tydzień był inny. Nie mogłem polegać na tych samych regułach. Psychologia jest ważniejsza niż cyferki. Jeśli nie wejdziesz do wnętrza zawodnika, nie kupisz go, żadne schematy nie pomogą. Siła drużyny to siła jednostek. Znacznie ważniejsze jest budowanie pojedynczego piłkarza niż skupianie się na kolektywie. Suma przygotowanych do gry zawodników tworzy świetny zespół.
Siedemnastu Polaków stanowi trzecią największą kolonię obcokrajowców w Serie A – po Brazylijczykach (40) i Argentyńczykach (24). W minionym sezonie Biało-Czerwoni zdobyli aż 56 goli – nowy rekord naszych występów w ligach zagranicznych bijący sezon 2012/13 w Bundeslidze (43 bramki). Allegri miał pod opieką dwójkę naszych piłkarzy: Bartosza Salamona w Milanie i Wojciecha Szczęsnego w Juventusie. Duet z totalnie różnymi rolami w jego zespołach. Włoch świetnie zna wielu naszych reprezentantów, o których mówi w poniższej rozmowie.
Dlaczego zdecydował się pan na sprowadzenie Wojciecha Szczęsnego? To jeden z najlepszych bramkarzy w Europie. Mieliśmy go pod obserwacją, gdy trafił na wypożyczenie do Romy. Z miejsca stał się czołowym golkiperem Serie A. Wiedzieliśmy, że technicznie i fizycznie prezentuje się świetnie. Imponował jeszcze jednym parametrem – mentalnością. Wytypowaliśmy go więc na następcę Gigiego Buffona i nie zawiedliśmy się.
Presja zastąpienia legendy klubu była ogromna. Wojtkowi nie robiło to większego problemu. Nie czuł z tego powodu stresu. Wszedł w buty Gigiego i udźwignął oczekiwania. Ta otoczka jedynie napędzała go do pracy. Pasuje do profilu Juventusu, gdzie zawsze walczy się o najwyższe cele i nie ma miejsca na wiele pomyłek. Ma chłodne spojrzenie, jest skupiony na celu, chce wygrywać. Trudno wyprowadzić go z równowagi. Był gotowy, kiedy trafił do Turynu, a w Juve jeszcze się rozwinął. To najwyższa klasa na swojej pozycji.
Skąd taka moda na polskich piłkarzy we Włoszech? Wykonaliście jakościowy skok. Widać to po wynikach reprezentacji. Regularnie jeździcie na wielkie turnieje. Futbol to cykle, a wy macie teraz bardzo dobry czas po słabszym okresie, gdy nie odgrywaliście znaczącej roli w futbolu. Sami coraz lepiej wychowujecie też młodych zawodników więc opłaca się ich szybko kupować. Kilka lat temu do Serie A trafili zdolni piłkarze, którzy pokazali, że potrafią ciężko pracować, są skromni, nie stwarzają problemów i szybko mogą dać wiele na boisku. Zrobili Polsce mocną markę. Zaczął się pewien trend, bo skoro w jednym klubie się udało, dlaczego nie miałoby się udać w drugim? Warto zainwestować w polskiego piłkarza.
Krzysztof Piątek jest tego świetnym dowodem. W zeszłym sezonie pokazał, na co go stać. Był wielką niespodzianką. Zadziwił wszystkich swoim wejściem do Serie A, bo coś takiego nie zdarza się zbyt często. Ma gorszy moment, ale dołek musiał nastąpić. Teraz musi potwierdzić, że nie jest jednoroczną niespodzianką. Wychodzenie z takiego kryzysu to dobra lekcja. Jest bardzo dobrym napastnikiem, więc powinien sobie poradzić.
W Neapolu sporo mówi się o Piotrze Zielińskim – że mógłby dawać więcej zespołowi. Podobna narracja często występuje w przypadku jego występów w reprezentacji Polski. Widzę w nim świetnego piłkarza. Ma znakomitą technikę. Wiele dostrzega na boisku. Wyrywa się poza schematy. Dla trenera taki zawodnik jest bardzo cenny. Może grać na każdej pozycji. Nie wszystko ma odzwierciedlenie w liczbach. To jeden z najbardziej kompletnych środkowych pomocników w Serie A.
Dużo mówił pan w Warszawie o docieraniu do głowy piłkarza, a jemu zarzuca się, że skoro nie chodzi o umiejętności, być może ma kłopoty z udźwignięciem odpowiedzialności. Nie jestem w stanie ocenić, czy musi zrobić jakiś przeskok mentalny, bo go nie trenowałem, nie przebywałem z nim w jednej szatni. Technicznie i fizycznie to kompletny piłkarz.
Takich problemów na pewno nie ma Robert Lewandowski, który na początku sezonu rządzi w Europie. W jego przypadku niczego nowego nie powiem. To niesamowity piłkarz. Imponuje na każdym polu. Jest tytanem na swojej pozycji. Wielka dyspozycja w tym sezonie przysłoniła innych, ale on od dawna jest jednym z trzech najlepszych napastników na świecie.
Autor: Tomasz Włodarczyk Źródło: Przegląd Sportowy