Jak Allegri przebił Conte
Antonio Conte to były kapitan Juventusu, zawodnik, który zdobył z tym klubem każdy możliwy tytuł i był przez lata opoką w środkowej linii turyńczyków. Podczas swojej drugiej przygody ze Starą Damą Conte poprowadził Bianconerich do trzech mistrzostw kraju, przerywając tym samym wieloletnią passę zawstydzających wyników. Antonio to krótko mówiąc żywa legenda klubu. Jak to się więc mogło stać, że po jego odejściu Juventus rozgrywa najlepszy sezon od lat, a nielubiany przez niego Massimiliano Allegri jest na ustach całych Włoch?
Max przybywał do Turynu niczym intruz z miejsca odrzucony przez tifosich. Jak ten były trener Milanu i krytyk Bianconerich mógł przejąć zespół budowany z pietyzmem przez Conte? Fani musieli dać upust swojej frustracji, poważnie obawiając się, że lata prosperity właśnie się skończyły i Stara Dama przestanie spełniać oczekiwania na krajowym podwórku. Dziesięć miesięcy później Juventus jest o krok od czwartego z rzędu Scudetto, stanie przed szansą zdobycia Pucharu Włoch, który ostatnio udało im się wygrać w 1995 roku, a w Lidze Mistrzów odważnie puka do bram półfinału (tekst powstał jeszcze przed wyżej wymienionymi sukcesami – przyp. red.). Póki co wydaje się, że Allegri napisał dla turyńczykom scenariusz idealny.
Drużyna z poprzedniego sezonu bardzo różni się od obecnej. Za czasów Conte (a szczególnie pod koniec jego kadencji) mistrzowie Italii grali w jednym żelaznym ustawieniu 3-5-2, które było oczkiem w głowie trenera. Zespół grał statyczny futbol, który w zupełności wystarczał na ligę włoską. Nawet kiedy utarte schematy nie zdawały egzaminu w pojedynczych meczach o korzystnym wyniku decydowały jednostki: Tevez, Vidal czy też Pirlo. Dla Antonio celem numer jeden było Scudetto i cały sezon był pod nie podporządkowany. Było to widoczne szczególnie gdy przed ważnymi meczami w Lidze Mistrzów szkoleniowiec ani myślał oszczędzać swoich najlepszych piłkarzy.
Champions League to w ogóle osobny rozdział w historii Conte na ławce trenerskiej Juve. Włoski trener dwukrotnie prowadził zespół w tych rozgrywkach. W pierwszym sezonie awansował do ćwierćfinału, gdzie zdecydowanie silniejszy okazał się Bayern, a rok później Juve nie udało się nawet wyjść z grupy. Co gorsza, w Lidze Europy również nie udało się odnieść sukcesu i Bianconeri nie awansowali do finału, który rozegrany został przecież w Turynie. “Juventus nie ma środków, by rywalizować z największymi w Europie. Kiedy masz w kieszeni 10 euro nie idziesz do restauracji, w której danie kosztuje 100 ” – ten słynny cytat wraca teraz na pierwsze strony gazet i jest zupełnie inaczej traktowany niż jeszcze 12 miesięcy temu.
Allegri przejmując Juventus nie popełnił błędów innych wielkich trenerów. Benitez chciał zupełnie zmienić zwycięska ekipę Mourinho i szybko pożegnał się z posadą. David Moyes bardzo szybko udowodnił, że nie jest w stanie unieść ciężaru bycia następcą Sir Alexa Fergusona. Tito Villanova również nie święcił takich spektakularnych triumfów z Barceloną co jego wielki poprzednik Pep Guardiola. Max postawił na zmiany, które wprowadzał z czasem.
Stara Dama rozpoczęła obecne rozgrywki w ustawieniu 3-5-2 i przez parę miesięcy sztywno trzymała się znanych z ery Conte rozwiązań. Kiedy jednak przyszedł kluczowy moment sezonu Max zdecydował się zmienić ustawienie na 4-3-1-2, co dało piorunujące efekty. Juve z drużyny, która potrafi grać w jeden określony sposób stała się trudną do rozszyfrowania ekipą. W trakcie rewanżu 1/8 finału Ligi Mistrzów przeciwko Borussii Dortmund Włosi płynnie zmienili ustawienie co pozwoliło im rozłożyć Niemców na łopatki.
Oprócz elastyczności taktycznej Allegri odznacza się na tle Conte mniejszym przywiązaniem do nazwisk. Max potrafił kilkukrotnie posadzić na ławce Vidala i Pirlo, którzy nie spełniali jego oczekiwań. Na początku sezonu trener dał sporo szans Angelo Ogbonnie, a jedną z kluczowych postaci w zespole stał się nowo przybyły Roberto Pereyra. Nowy trener nie jest też uzależniony od najlepszych. Kiedy nie może grać Pogba wielką klasę pokazuje Marchisio, pod nieobecność Lichtsteinera dobre zmiany daje Padoin, swoje zadania w zespole spełnia piąty napastnik Matri, a kiedy wydawało się, że Juve bez Teveza nie istnieje w ataku, Piemontczycy rozgromili na wyjeździe Fiorentinę 3:0.
Conte był i zapewne zawsze będzie świetnym motywatorem. Scudetto z sezonu 2011/2012 to zdecydowanie jedno z największych jego życiowych osiągnięć i zaprawdę historyczny wynik dla całej Serie A. Kiedy jednak przychodzi do zarządzania dużą grupą chorobliwie bogatych ludzi Allegri radzi sobie równie znakomicie. Jest wygadany, ale spokojny, rozmawiający, nie obrażający się, jest dyplomatą, a nie furiatem jak jego poprzednik. Czy ktoś jeszcze pamięta syndrom oblężonej twierdzy sprzed roku i oskarżenia, że wszyscy są przeciwko Juve? Allegri to przede wszystkim człowiek innej klasy, gentleman niemalże w każdym calu.
47-latek z Livorno szybko zapracował sobie na zaufanie zawodników i równie szybko zamienił nienawiść kibiców na tolerancję, a nawet akceptację. Allegri przeszedł również oczekiwania zarządu. Giuseppe Marotta i spółka byli tak samo zdziwieni odejściem Conte jak kibice. Mimo wyjątkowo niesprzyjających okoliczności w niespełna 24 godziny znaleźli następcę. Podjęli pewne ryzyko, które się ewidentnie opłaciło, gdyż Max na dniach podpisze z klubem nową, dłuższą umowę.
Oprócz wyników, na korzyść szkoleniowca wpływa jego postawa. Conte mówiąc o Lidze Mistrzów uciekał od obietnic i zawsze się asekurował. Zespół, który zdominował rozgrywki na krajowym podwórku, w Europie zupełnie tracił swoje atuty. Ważnym czynnikiem był w tym przypadku element psychologiczny. Antonio na międzynarodowej arenie popełniał sporo błędów i usprawiedliwiał się za każdym razem słabą bądź wąską kadrą. Allegri od początku swej przygody bez bojaźni mówił o celach w Champions League, które jego zespół musi osiągnąć. Co więcej, przedsezonowe założenia zostały już spełnione, a on i tak mierzy wyżej. Max nie narzeka, że Juventus nie ma pieniędzy na wielkie gwiazdy i z obecną kadrą nie jest w stanie pokazać się w Europie. Max daje swoim podopiecznym większą pewność siebie, której bardzo potrzebowali.
Decyzja Antonio Conte o dymisji w lecie zeszłego roku przyniosła wiele dobrego Juventusowi. Allegri wprowadził w zespół nowe życie, uszanował i kultywował to co było dobre, oraz bezwzględnie zmienił to co nie funkcjonowało. Max zaufał zawodnikom, którymi dysponował, a nie myślał z rozrzewnieniem o piłkarzach nie do ściągnięcia. Uczynił z Juve zespół bardziej nieprzewidywalny dla rywali, silniejszy psychicznie i bardziej zjednoczony. W czerwcu zeszłego roku nie usłyszał w Turynie pół dobrego słowa, dziś równie rzadko słucha słów krytyki.
Autor : Piotr ZiemkiewiczŹródło : Magazyn Boisko 3/2015