Odlot skrzydeł
Zmiany, zmiany, zmiany…
W dobie przebudowy i rewitalizacji (tak, trudne słowo), realizowanej przez Marottę pod hasłem “Wzmacniajmy prawe skrzydło, lewe wzmocni się samo!”, kiedy nazwisko Krasić odmienione już zostało w mediach przez wszystkie przypadki (gwoli przypomnienia – serbskie i tym podobne nazwiska zakończone na “-ić” przyjmują w deklinacji końcówkę “-iciowi”, “-icia”, “-iciem”, “-iciu”), a blondwłosego pomocnika w Turynie wciąż nie ma, (podobnie jak nie ma lewego obrońcy, lewego pomocnika i stopera), po cichu, po wielkiemu cichu, jak to śpiewał Maciek Stuhr, z drużyny odchodzi dwóch świetnych skrzydłowych: Mauro German Camoranesi, piłkarz wypalony, którego dzieli już tylko krok od zakończenia piłkarskiej kariery i wciąż jeszcze na dobre nieodpalony Sebastian Giovinco, który dopiero u progu kariery takiej stoi. Piłkarze, których łączy niewiele, a dzieli prawie wszystko.
Droga do Juve
Obaj przeszli skrajnie różną drogę do biało-czarnych barw. Camoranesi zasilił Starą Damę w 2002 roku po swoim pierwszym sezonie w Serie A, kupiony za 8,5 mln Euro ze zdegradowanego do drugiej ligi Hellasu Verona (swoją drogą – spadek z takimi zawodnikami jak Camoranesi, Mutu, Gilardino to spory wyczyn trenera Malesaniego), jako piłkarz dla wielkiej piłki anonimowy. Drogę do Włoch miał dość nietypową. Wychowanek argentyńskiego Aldosivi nigdy nie zapowiadał się w ojczyźnie na gwiazdę, w przeciwieństwie do wielu kopiących piłkę rodaków – nie widziano w nim “nowego Maradony” (lecz – w przeciwieństwie do wszystkich kolejnych “nowych Maradonów” – Mauro został mistrzem świata). Młody piłkarz szybko wyemigrował do Urugwaju, a potem do Meksyku i tam grał na tyle nieźle, że bramy Europy stanęły przed nim otworem. Chyba sam nie spodziewał się, że będą to bramy aż tak szerokie…
Giovinco to talent czystej wody. Filigranowy wychowanek Juventusu błyszczał w Primaverze, przeszedł przez wszystkie szczeble młodzieżowej kadry Italii, wraz z Mario Balotellim, swoim fizycznym przeciwieństwem, uważany był za największy talent spośród włoskich ofensywnych piłkarzy i potencjalną przyszłą gwiazdę włoskiej piłki. W z degradowanym do Serie B Juventusie zadebiutował jako 20-latek, od razu zaliczając znakomitą asystę przy golu Trezeguet. Szybko został wypożyczony do Empoli, aby oswoić się z realiami Serie A (co ciekawe: również Malesani i również spadek). W toskańskim klubie rozegrał 35 meczów, strzelił 6 goli (w tym piękną bramkę z rzutu wolnego przeciwko odwiecznemu rywalowi macierzystego klubu – Romie), notując dodatkowo 4 asysty i powrócił do Juve, gdzie miał być zmiennikiem samego Del Piero. Niektórzy widzieli w nim nawet nową wielką – mimo 164 cm wzrostu – turyńską dziesiątkę…
Bianconeri
Camor w Juventusie miał być jedynie zmiennikiem, grającego ówcześnie na prawej pomocy tak w Juve jak i reprezentacji, Gianluki Zambrotty. Nikt nie oczekiwał od niego więcej. I początkowo rzeczywiście tak było, ale pracowity Argentyńczyk okazał się piłkarzem lepszym niż się tego po nim spodziewano, z czasem wskakując na stałe na prawe skrzydło, swoimi dynamicznymi rajdami, asystami i golami spychając Zambrottę na… lewą obronę. Zeszły sezon, tak brutalny dla Juventusu, pokazał jednak, że “termin do spożycia” Camora minął. Piłkarz z powodu licznych kontuzji grał mało, a grając – zamiast błyszczeć techniką częściej oszpecał obraz gry głupimi faulami, w konsekwencji osłabiając otrzymywanymi kartkami.
Z Giovinco było zgoła inaczej. Młody włoski talent miał być początkowo zmiennikiem, z czasem miał jednak w naturalny sposób wejść do pierwszej jedenastki. Tak się jednak nie stało. Nie przekonał do siebie kolejnych trenerów Juve. Ranieri wyżej od niego cenił Palladino. Ferrarze kompletnie nie pasował do systemu taktycznego (okazało się, że jako cofnięty napastnik wygląda bardzo słabo i najlepszą pozycją dlań jest lewe skrzydło w systemie z jednym napastnikiem, który Ferrara stosował bardzo rzadko), Zaccheroni – z uwagi na taką a nie inną kadrę, jaka ostała mu się po poprzedniku – miał z Giovinco ten sam problem. Nowy trener Juve, Luigi Del Neri, najwidoczniej również nie chciał na niego postawić, bo po dwóch sezonach spędzonych na ławce młody Włoch zdecydował się na rozbrat z Juventusem.
Co dalej?
Obaj to skrzydłowi, piłkarze szybcy, świetni technicznie i… to właściwie wszystko, co ich łączy. No, może jeszcze to, że obaj są Włochami (choć Camor naturalizowanym) i obaj w zeszłym sezonie spędzili więcej czasu na ławce i w gabinetach lekarskich, niż na boisku. I to by było na tyle, jeśli chodzi o “wspólny mianownik”. Ich kariera przebiegała zupełnie inaczej, czy inaczej będzie wyglądać również ich przyszłość? Camoranesi – dziś już 33-letni – odchodzi do angielskiego Birmingham, to transfer definitywny. Jakie ma tam szanse? Prawdę mówiąc – niewielkie, zaledwie iluzoryczne, by nie rzec – żadne. Mauro najprawdopodobniej popełnia piłkarskie samobójstwo. Przy jego podatności na kontuzje i skłonności do łapania głupich kartek – w szybkiej Premiership, lidze stojącej obecnie na dużo wyższym poziomie niż Serie A, nie ma raczej czego szukać. A Giovinco? Parma, do której został wypożyczony, zawsze słynęła z pracy z młodymi piłkarzami. Wydaje się, że to idealne miejsce do tego, żeby udowodnić swoją wartość. Czy i tym razem ich losy potoczą się inaczej?
Autor: Łukasz Wieliczko (nick: Łukasz)
Źródło: własne