Wszechwidzący
Wszechwidzący
Był sobie razu pewnego we Włoszech młody, zdolny, szalenie utalentowany i perspektywiczny ofensywny pomocnik. Świetnie wyszkolony technicznie, obdarzony dobrym strzałem z dystansu, miał być kolejną po Roberto Baggio (swoim idolu), Del Piero i Tottim, wielką włoską “10”, fantasistą…
Andrea Pirlo, bo o nim mowa swą piłkarską przygodę zaczynał w Brescii. To właśnie tam swoją finezją w grze przykuł uwagę działaczy Interu Mediolan, którzy w tamtym okresie kupowali wszystko co w jakikolwiek sposób błyszczało. A Pirlo błyszczał. Kiedy jako kapitan młodzieżowej reprezentacji Włoch doprowadził swój zespół do Mistrzostwa Europy, zostając najlepszym strzelcem i zawodnikiem turnieju, wielka kariera stanęła przed utalentowanym piłkarzem otworem. Mediolan stać się miał jego domem na lat wiele. W Interze młody trequartista długo jednak nie zabawił (konkurencja na każdej pozycji w latach 90-tych w tym klubie była przytłaczająca), bo po sezonie przeciętnych występów wypożyczony został najpierw do Regginy, a później, na pół roku, do macierzystej Brescii. Pół roku to niewiele, 10 meczów brzmi jeszcze bardziej epizodycznie, ale… No właśnie, jest pewne “ale”. Ówczesny trener klubu z Lombardii, Carlo Mazzone, długo zastanawiał się, jak pogodzić ze sobą w jednej drużynie dwóch podobnie grających piłkarzy – typowych włoskich trequartistów, znakomitych technicznie, obdarzonych świetnym podaniem i jeszcze lepszym strzałem, mistrza i ucznia: Baggio i Pirlo. W końcu, nie chcąc marnować potencjału swoich gwiazd, wpadł na bardzo odważny pomysł – cofnął Pirlo o jedną linię, przekwalifikowując go z ofensywnego na defensywnego pomocnika. Pomysł oryginalny i bardzo śmiały, jednak wtedy traktowany raczej jako ciekawostka…
Bogatszy w nowe doświadczenie Pirlo powrócił do Interu, ale tam… nie było dla niego miejsca, w związku z czym lekką ręką sprzedano go do rywala zza miedzy – Milanu. Początki były trudne – przegrywał rywalizację z Rui Costą, a gdy grał – nie zachwycał. W oczy kłuły jego największe wady – nonszalancja i brak szybkości. Jego kariera zdawała się wisieć na włosku, nie potrafił grać na miarę niewątpliwego talentu. Kiedy wydawało się, że Włoch już nigdy nie przekroczy pewnego poziomu, ówczesny trener Rossonerich, Carlo Ancelotti postanowił – wzorem Carlo Mazzone – ustawić zawodnika głębiej, przed linię obrony. Eksperyment okazał się strzałem w “10”. Pirlo narodził się na nowo, dzięki intuicji Ancelottiego stał się zupełnie innym piłkarzem. Imponował przeglądem pola, kreatywnością, długim podaniem, zmysłem kombinacyjnym, ale też odpowiedzialnością i spokojem… Rewolucyjny plan ustawienia rozgrywającego tuż przed linią obrony uratował piłkarzowi karierę, a trenerowi, który podjął się tego ryzykownego eksperymentu, zapewnił stałe miejsce w annałach futbolu, bo Milan grający wymyśloną przez niego “choinką” (4-3-2-1), jak został nazwany jego autorski system taktyczny z cofniętym rozgrywającym, w ciągu 4-ech lat dwukrotnie wygrał Ligę Mistrzów.
Pirlo – defensywny pomocnik-rozgrywający stworzył w futbolu nową jakość. Szybkości nie miał nigdy, a w odbiorze był co najwyżej poprawny, jednak kreatywność i przegląd pola czyniła z niego artystę. Apogeum jego kariery były Mistrzostwa Świata w Niemczech w 2006 roku, gdzie pod czujnym okiem Marcello Lippiego “Pyrlo” po prostu kwitł, błyszczał, sprawiając wrażenie, że cały zbudowany jest z oczu, posyłał precyzyjne piłki do partnerów. Nonszalancka wirtuozeria, z jaką rozgrywał piłkę reżyserując kolejne boiskowe scenariusze zakrawała o geniusz. Podobnie jak Zidane – drugi z jego wielkich idoli – Il Metronomo, bo tak jest nazywany, z uwagi na niesamowitą piłkarską osobowość, jak nikt inny potrafi dyktować tempo gry, uzależniając całą drużynę od siebie i swojej formy. Szczególnie widoczne było to właśnie w reprezentacji, której od 2005 roku jest liderem, a w której nie doczekał się nigdy wartościowego dublera, bo ani Aquilani, ani Montolivo nie potrafili unieść wielkiego brzemienia. Symptomatyczne były pod tym względem nie tak dawne Mistrzostwa Świata w RPA. Pirlo, z powodu kontuzji zagrał w tym turnieju jedynie 35 minut ostatniego, przegranego przez Italię meczu ze Słowacją i pomoc pod jego batutą stworzyła w tym czasie więcej bramkowych akcji niż w poprzednich trzech meczach…
Piłkarz to nietuzinkowy. Genialny artysta, wirtuoz rozegrania, ale też zawodnik co najwyżej solidny w destrukcji. Pirlo sporo (choć nie za szybko) biega bez piłki, dobrze się ustawia, ale tytanem odbioru nie jest. Z tego też powodu nie znalazł uznania w oczach obecnego trenera Milanu – Massimilliano Allegriego, którego strategia polegająca na obsadzeniu środka pola piłkarzami fizycznymi przyniosła relewantny cel w postaci wyczekiwanego od lat mistrzostwa Włoch, przerywającego hegemonię Interu. Wkład Andrei w mistrzostwo był znikomy, natomiast jego ambicja bardzo duża, w związku z czym po 10-latach gry w czarno-czerwonej koszulce, jedna z ikon klubu z Mediolanu ostatniej dekady zasiliła odwiecznego rywala – Juventus. Dojrzały taktycznie pomocnik ma w Juve stworzyć duet z uzupełniającym go fizycznie, pozyskanym z Bayeru Leverkusen, Arturo Vidalem. To dla 32-latka spore wyzwanie także dlatego, że niemalże przez całą karierę grał w trzyosobowej formacji pomocy, gdzie – aby mógł spokojnie poświęcić się rozegraniu – asekurowany był przez dwóch partnerów. Z uwagi na to duet ten u progu sezonu stanowi jedną wielką niewiadomą, zwłaszcza w fazie defensywnej. Niewątpliwym jest natomiast, że tak jak we wszystkich drużynach w których występował, Pirlo będzie liderem zespołu i to na nim ciążyć będzie presja wyniku. Ale Pirlo to piłkarz, którego presja mobilizuje. Najlepiej gra, gdy ma przed sobą jasno postawiony cel. A cel jest jeden – utarcie nosa Allegriemu przez powrót na piłkarskie salony. Wraz z Juve.
Autor: Łukasz Wieliczko