Wywiad z Gianliugi Buffonem
Gianluigi Buffon: Prawie jak Zoff
Bramkarz i zarazem kapitan reprezentacji Włoch to piłkarz w swoim kraju powszechnie lubiany, któremu niemal wszyscy życzą dobrze. Spokojny, kulturalny, wyważony w wypowiedziach, z którego zdaniem liczą się wszyscy. Charyzmatyczny. Choć ostatnio coraz częściej prześladowany przez kontuzje, to nic nie stracił z dawnej klasy i nie daje się młodszej konkurencji. Do niego należy numer 1. W meczu z Polską dużo pracy nie miał, ale choćby nie dając się pokonać z rzutu karnego, zasłużył na miano drugiego bohatera. Zaraz po Mario Balotellim.
Gianluigi Buffon zaliczył we Wrocławiu bardzo udany 111 występ w drużynie narodowej. Przede wszystkim obronił trzeciego karnego w reprezentacyjnej karierze.
Jakie wywozi pan wrażenia z Polski?
Same pozytywne. Zostaliśmy zaskakująco dobrze przyjęci. Naprawdę nie tak często zdarza się słyszeć na obcych stadionach oklaski podczas naszego hymnu. To był piękny sportowy gest, który bardzo mnie ujął. A na tym się nie skończyło. Zarówno w pierwszej połowie, jak i po zmianie stron dochodziły do mnie sympatyczne okrzyki, nawoływania zza bramek. To było bardzo miłe ze strony kibiców. Byli świetni.
Broniąc karnego, siłą rzeczy przyczynił się pan do zwycięstwa.
Zawsze bardzo ważne dla morale zespołu jest nie stracić gola. W eliminacjach było pod tym względem niemal idealnie, bo dostaliśmy tylko dwa gole. A z karnym było tak, że postanowiłem czekać do ostatniej chwili i udało mi się wyczuć intencje strzelającego. Zawsze można powiedzieć, że źle uderzył, ale ja też mogę się z tym nie zgodzić. Zresztą w przeszłości pokazałem, że nieźle sobie radzę w tego typu sytuacjach. Broniłem już ważniejsze karne, przypomnę mistrzostwa Europy w 2008 roku czy mistrzostwa świata w 2002.
Jaką reprezentację Polski pan dzisiaj widział?
Polska zaliczy udane mistrzostwa Europy. Ma reprezentację złożoną z młodych zawodników, którzy odgrywają ważne role w ligach niemieckiej i francuskiej. No i gra u siebie.
Czy Mario Balotelli może zastąpić Antonio Cassano?
Mam nadzieję, że będziemy mieli ich obu na Euro 2012. Jeśli jednak Cassano i także Giuseppe Rossi nie zdążą się wyleczyć lub dojść do dobrej formy, to ich nieobecność nie może być dla nas alibi. Antonio daje drużynie odrobinę pozytywnego szaleństwa. Mario jest świadomy tego, co potrafi i jakie są wobec niego oczekiwania. We Wrocławiu strzelił pięknego gola i potwierdził, że jest w wyśmienitej formie. To chyba jego jak na razie najlepszy okres w karierze. Jest takim piłkarzem, że jednym zagraniem pozwala wygrać mecz. Niewielu na świecie to potrafi.
A nie jest zbyt ryzykownie pokładać tyle nadziei w tak nieobliczalnym – w dobrym i złym tego słowa znaczeniu – piłkarzu?
Dla mnie Mario jest zawodnikiem o potencjale Cristiano Ronaldo. Od niego tylko zależy, czy będzie się rozwijał i zajdzie tak wysoko jak Portugalczyk.
Jak się pan będzie czuł we wtorek, kiedy zagra po raz 112 w reprezentacji Włoch i wyrówna osiągnięcie Dino Zoffa?
Jak we śnie. Gdyby 14 lat temu, kiedy wszystko się zaczęło, ktoś mi powiedział, że dogonię Zoffa, w życiu bym nie uwierzył. Nawet o tym nie marzyłem. Ale jest jeszcze coś ciekawego, o czym ktoś w szatni powiedział mi dopiero po meczu.
Co mianowicie?
W piątek była data 11.11.2011 i ja rozegrałem 111 mecz w drużynie narodowej. Dziwny zbieg okoliczności. Naprawdę nie wiem, jak mam to rozumieć, ale dlatego mecz z Polską zachowam równie dobrze w pamięci jak ten wtorkowy z Urugwajem.
Autor: Tomasz Lipiński
Źródło: Piłka Nożna (46/2011)
Wyszukał: s00p3L