Wywiad z Tevezem

Carlitos: Spełniony sen

Spowiedź Teveza: Pasje, zaangażowanie społeczne, pragnienie, by być zawsze tym, kto decyduje o przebiegu spotkania. Oto nieupiększony portret argentyńskiego gwiazdora.

Pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałem o Carlosie Tevezie. Było to w studiu telewizyjnym przy okazji jednej z transmisji sportowych, którą komentowałem jako zaproszony gość. Przebywałem we Włoszech już od trzech lat jako korespondent mojego wieloletniego pracodawcy – kanału ze Stanów Zjednoczonych nadającego na całym kontynencie amerykańskim. Od wielu lat nie mieszkałem już w kraju, gdzie się urodziłem – Argentynie.

Z łatwością przypominam sobie obrazy, jakie ukazywały się na monitorze. Widać na nich było krępego i szybkiego młodzieńca, który wymijał przeciwników błyskawicznymi dryblingami, by zakończyć akcję golem. Inna sekwencja pokazywała, jak broni piłki przed dwoma-trzema zawodnikami – używał swojego ciała jako tarczy, najpierw twardo zasłaniając się przed atakiem, by później zwinnymi ruchami zdezorientować przeciwników i szybko uciec z piłką w kierunku pola karnego.

Wydaje się, że w Twoim kraju rodzi się nowa gwiazda” – mówili wszyscy, którzy zza moich pleców z zachwytem śledzili obrazki na monitorze. Od tego momentu śledziłem uważnie rozwój kariery Apacza. Dowiedziałem się także tego, co wszyscy w mniejszym lub większym stopniu wiedzieliśmy o jego życiu: urodził się w Ciudadela, wychował w pobliżu – w dzielnicy Buenos Aires, której oficjalna nazwa brzmi “Ejercito de los Andes”, lecz która powszechnie znana jest jako “Fuerte Apache”. Określenie to pojawiło się przesz analogię z klimatem przemocy i problemami społecznymi nowojorskiego Bronxu, unieśmiertelnionego w filmie “Fort Apache” z Paulem Newmanem w reżyserii Daniela Petrie.

Carlitos nie miał jeszcze roku gdy niespokojny duch i ciekawość świata pchnęła go w kierunku garnka z gotującą się wodą. Ten wypadek spowodował oparzenia trzeciego stopnia po prawej stronie szyi. Blizny po tamtym wydarzeniu widoczne są zresztą do dzisiaj – tworzą linię zaraz nad kołnierzykiem koszulki i sprawiają, że piłkarz potrafiący jak rzadko kto połączyć czysty talent z nieustanną walką o piłkę, charakteryzuje się jeszcze bardziej surowym profilem.

Kilkukrotnie przeprowadzałem z nim wywiady. Na początku były dwa rzucone w locie pytania na Stadionie Olimpijskim w Atenach w 2004 roku, zaraz po tym jak udało mu się zdobyć złoty medal na Igrzyskach Olimpijskich. Kolejna okazja pojawiła się w 2006 roku. Stałem za murem piętnastu kolegów po fachu i wyciągałem jak najdalej mogłem ramię by móc porozmawiać z nim po towarzyskim spotkaniu reprezentacji Argentyny z Angolą rozegranym na stadionie w Salerno. Później w 2008 roku poświęcił mi piętnaście minut w centrum sportowym Manchesteru United. Tym razem nasze spotkanie miało miejsce w Vinovo. Zapamiętam z niego serdeczne zachowanie Teveza, żywe spojrzenie, spokojny głos, uprzejmy dialog i jasne idee.

Jeśli ci to nie przeszkadza, chciałbym zacząć rozmowę od pytania o twoją tożsamość. Nie wszyscy opowiadali prawdę o zmianie nazwiska (z Martinez na Tevez), na którą zdecydowałeś się w wieku dwunastu lat. Co się wówczas wydarzyło?

To nie jest aż tak istotna sprawa. Do tego momentu używałem nazwiska mojej matki. Dopiero gdy miałem 12 lat, zostałem uznany przez mojego ojca. Moi rodzice przez kilka lat żyli w separacji, ale potem się zeszli i mój ojciec zdecydował, że powinienem nosić jego nazwisko. To nic specjalnego.

Z tego co widać, istotną częścią twojej tożsamości są twoje korzenie. Po golu strzelonym Lazio pokazałeś podkoszulek, na którym widniał napis “Fuerte Apache”. Zapowiedziałeś to zresztą na Twitterze. Skąd wzięła się ta inicjatywa?

Zrobiłem to dla mojej dzielnicy, którą wciąż noszę w sobie, w swoim sercu. Wszyscy wiedzą, że pochodzę z “Fuerte Apache”, okolicy w której warunki życiowe nie są łatwe, gdzie jest wielu biednych ludzi, bez żadnych środków do życia, ludzi którzy często nie maja nawet co zjeść. Ci ludzie bardzo się ze mną identyfikują, a ja z nimi. Tam się urodziłem. To jest mój dom. Koszulką, o której mowa, chciałem złożyć im hołd i podarować im radość, odrobinę radości.

Wypracowałeś sobie efektywny sposób komunikacji za pomocą Twittera. Lubisz serwisy społecznościowe?

Bardzo długo podchodziłem z rezerwą do pomysłu, by zacząć używać Facebooka czy Twittera. Konta na Facebooku nie mam zresztą do dzisiaj. Na Twitterze zarejestrowałem się dopiero kilka tygodni temu, właśnie w celu ogłoszenia akcji z koszulką dla mojej dzielnicy.

Zawsze chciałem zachować pewien dystans pomiędzy moim życiem osobistym a publicznym. Później jednak zdałem sobie sprawę, że tworząc swój profil w mediach społecznościowych można ustawić mniejszy lub większy poziom ustawień prywatności. Dlatego piszę zazwyczaj na tematy związane z piłką nożną i staram się pokazywać ludziom raczej ten aspekt mojej osoby niż rodzinnego Carlitosa z żoną i córkami. Nigdy nie jest łatwo zachować swoją prywatność. Z tego powodu pomysł, by pojawić się na Twitterze i pokazać koszulkę nie jest niczym innym, jak tylko hołdem złożonym wszystkim tym miejscom, w których piłka nożna daje ludziom trochę radości. Daję im koszulki, po to by zachowali mnie w pamięci. To coś ważnego, gdyż jest to koszulka pełna mojego potu, ale także gdyż jest to koszulka Juventusu, wielkiego klubu. Dla mnie jest to istotne i podoba mi się pomysł by podarować ją ludziom, którzy potrafią ją docenić.

Od dawna angażujesz się w akcje społeczne. Na przykład w czerwcu 2011 powstała “Fundacion Carlos Tevez”. Jakie są jej cele?

Poprzez moją fundację staram się pomagać dzieciom z mojej dzielnicy. To niewielka organizacja, którą utrzymuję, by spróbować pomóc moim ludziom. Mamy stołówkę, w której podajemy śniadania, obiady i kolacje wszystkim dzieciom z “Fuerte Apache”. Ja miałem szczęście się stamtąd wydostać. Bóg obdarzył mnie talentem i dzięki temu mogłem grać w piłkę na całym świecie. Dzięki temu dzisiaj jestem znany i mam możliwość pomóc bliźnim, co sprawia, że czuję się szczęśliwy.

Innym przykładem twojego społecznego zaangażowania było wsparcie, jakiego udzieliłeś Matkom z Plaza de Mayo. Mowa o zdjęciu w białej chuście, która stanowi symbol tej organizacji. Napis na chuście głosił: “Niech nikt nie waży się tknąć mojej matki”.

Każdy z nas przyszedł na świat dzięki matce. Moja na szczęście jeszcze żyje. Pokazanie się na zdjęciu z napisem wspierającym Matki przeżyłem jak naprawdę istotne wydarzenie.

W 1982 roku wybuchł konflikt o Malwiny pomiędzy Argentyną a Anglią. Jak, jako Argentyńczykowi, żyło ci się po przeprowadzce do Londynu?

To był dla mnie szczególny moment, także dlatego, że mój wujek jest weteranem wojny o Malwiny i pozostawiła ona na nim ślad. Na początku nie było łatwo. Jednak zawodowcem trzeba być w każdych okolicznościach, trzeba odłożyć wiele spraw na bok i myśleć jedynie o tym, by jak najlepiej grać w piłkę. Tak właśnie postąpiłem. Muszę także przyznać, że nikt nigdy nie okazał mi niechęci, wrogości czy żalu ze względu na minione dzieje. Było wręcz na odwrót. We wszystkich klubach, gdzie grałem traktowano mnie wyjątkowo od momentu, w którym się tam pojawiłem. Dla przykładu – gdy cały stadion Old Trafford, osiemdziesiąt tysięcy ludzi zagrzewa cię krzycząc “Argentyńczyk, Argentyńczyk!” naprawdę można się wzruszyć. Także w West Ham od razu traktowano mnie jak gwiazdę. To sprawiło, ze czułem się lepiej i uniknąłem myślenia o negatywnych aspektach pobytu.

Zostałeś nawet kapitanem.

Tak, byłem kapitanem w City.

Teraz jesteś w Turynie. Miasto przypomina ci Manchester? Przez wiele lat te dwa miasta były postrzegane jako centra przemysłowe, miasta robotnicze. Zauważasz podobieństwa?

Nie. Powiedziałbym, że żadnych. To dwa bardzo różne miasta. Pod względem kulturowym włoski sposób życia przypomina bardziej argentyński. Wielką wagę przykłada się do rodziny, razem je się posiłki, przebywa się razem. Łatwo się zaprzyjaźnić, nieważne czy znasz język czy nie. Tutaj zawsze wszyscy starają się cię zrozumieć. Te wszystkie rzeczy odróżniają Turyn od Manchesteru.

A jedzenie, jak ci smakuje?

Bardzo! Do jakiej restauracji bym nie poszedł – małej, dużej, średniej, w centrum, poza nim, gdziekolwiek, jedzenie zawsze jest świetne. To jedna z najpiękniejszych rzeczy we Włoszech.

Wiesz, że nazwa, której my, Argentyńczycy, używamy na określenie makaronu – “tallarin” (wystarczy wspomnieć słynne “tallarines de los domingos”) – pochodzi właśnie stąd? Typowym piemonckim makaronem jest właśnie “tajarin”. W twoim domu, jak w wielu argentyńskich rodzinach, mieliście w zwyczaju spotykać się przy stole, by zjeść “tallarines de los domingos”?

Nie, u mnie w domu jadało się raczej “asado de los domingos” (mięso z grilla). Nie znałem “tallarines”, aż do momentu w którym tu przyjechałem. Widać, że wielu mieszkańców Piemontu wyemigrowało do Argentyny, gdyż to słowo jest nam naprawdę bardzo bliskie.

Jak wyobrażałeś sobie Włochy?

Mogę powiedzieć, co myślałem o włoskiej piłce. Wydawało mi się, że we włoskim calcio się nie biega, gra jest bardzo wolna i to musi być proste. Dziś mogę zapewnić, że wcale tak nie jest! Myślę, że to najtrudniejszy typ piłki, jaki zdarzyło mi się grać. Bardzo dba się o szczegóły, dużo pracuje się na tak nad przygotowaniem fizycznym, jak i nad taktyką. Jestem pewien, że to zupełne przeciwieństwo moich “wyobrażeń”.

Jak odnajdujesz się w Juventusie?

To środowisko jest jak wielka rodzina. Wszyscy się ze sobą zgadzamy. Dobrze czujemy się wśród kolegów, kibiców, ludzi z klubu. Dzięki temu tworzy się jedność, grupa staje się prawdziwą drużyną, a siła Juventusu rośnie z dnia na dzień.

Dostałeś koszulkę z numerem dziesięć, który w tym klubie zawsze wiele znaczył. Teraz, dzięki swojej osobowości przekształcasz ją we własną. Co myślisz o pierwszych komentarzach, jakie ukazały się, gdy było już wiadomo, że będziesz występował z dziesiątką?

Chcesz znać prawdę? Nie myślę o takich rzeczach. Nie zastanawiam się nad tym, że noszę koszulkę Juve z numerem 10. W ten sposób nakładałbym na swoje barki jeszcze większą presję.

Pod presją można grać dobrze, ale można też grać źle. Wydaje mi się, że w tych okolicznościach bardziej prawdopodobna jest kiepska gra. A ja gram w ten sposób, jakbym nadal występował w mojej dzielnicy. Myślę, że właśnie dlatego idzie mi dobrze. Nie mogę brać się za rozważanie historii. Historia to historia, trzeba ją szanować i to robię. Wiem, że ludzie kochają tę koszulkę, że darzą ją szczególnym uczuciem ze względu na to, co prezentowała, jacy piłkarze ją zakładali. Dlatego ją szanuję. Jednak kiedy wchodzę na boisko z całą drużyną każda koszulka znaczy tyle samo. Wszystkie, nieważne jaki numer mają na plecach, są koszulkami Juventusu i to ma olbrzymie znaczenie. Dlatego, gdy wchodzę na boisko, staram się jedynie dać z siebie wszystko dla drużyny, nie myśląc o numerze, który noszę.

Przyznałeś, że w wieku 28 lat chciałeś rzucić piłkę nożną. Wielu ludzi zastanawia się dlaczego. Czy życie piłkarza jest takie trudne? Trudniejsze, niż większość osób może sobie wyobrazić?

Jestem pewien, że wielu ludzi wyobraża sobie, że zarabiamy mnóstwo kasy robiąc to, co lubimy i nic poza tym. Ale tak nie jest. Mówimy tutaj o byciu zawodowcem na najwyższym poziomie, dzień po dniu. Całe twoje życie jest uregulowane i kontrolowane. Nie chodzi tylko o trening. W grę wchodzi także żywienie, godziny snu, a także wszystko to, co możesz lub nie robić w swoim wolnym czasie. Wszystko jest pod kontrolą, abyś w trakcie meczu był w stanie grać na sto procent. W zawodowej piłce nożnej, szczególnie na wysokim poziomie, nie chodzi tylko o to, byś umiał biegać za piłką, a ktoś ci za to zapłaci. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, ze piłkarze mają zobowiązania, których muszą przestrzegać na co dzień, o każdej porze dnia, tylko po to, by pod koniec tygodnia mieć jak najlepsze wyniki. Jeśli wtedy coś nie działa, dają ci to dobitnie do zrozumienia.

Piłkarze to młodzi ludzie mający olbrzymie możliwości finansowe, sławę, otoczeni pokusami, dlatego nie pozwala się im na nic, co mogłoby zakwestionować ich profesjonalizm. Jaki jest typowy dzień piłkarza?

Jest na przykład takie zdanie, które zawsze słyszysz: “Jak świetnie, poznajesz cały świat“. Zupełnie tak nie jest, nie poznajesz świata, poznajesz lotniska i hotele na całym świecie. Lądujesz na lotnisku w jakimś mieście, dajmy na to Londynie, bo musisz zagrać z Chelsea. Z lotniska wiozą cię do hotelu i już stamtąd nie wychodzisz. Nie myślcie, że idziemy na spacer albo pochodzić po sklepach. Nie. Chyba większość osób tak to sobie wyobraża, ale tak nie jest. Stołujemy się w hotelu, odpoczywamy, trenujemy, jemy kolację i idziemy spać. Nie jest najłatwiej cały dzień spędzać zamkniętym w hotelu, by koncentrować się na meczu, który trzeba rozegrać następnego dnia. Szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę presję, jaka dzisiaj występuje w piłce nożnej.

Jakie masz teraz plany na ciąg dalszy kariery piłkarskiej?

Próbuję znów zacząć cieszyć się grą. Uśmiechać się na widok boiska. To nie tak, że straciłem całą tę radość, ale koniec końców każdego dopada zmęczenie po tylu latach pod ciągłą presją. Radość znika, traci się trochę entuzjazm, który nosisz w sobie i który sprawił, że stałeś się tym, kim jesteś. Teraz staram się odnowić w sobie te nieporównywalne z niczym uczucia, które pozwalają ci za każdym razem cieszyć się na nowo piłką.

Co sądzisz o dwóch książkach, które na okładce mają twoje nazwisko i opowiadają o tobie? Czytałeś je?

Nie, nie czytałem ich. Nie wiedziałem nawet o ich istnieniu.

Jedna z nich zatytułowana jest Apache, En busca de Carlos Tevez ( Apacz. W poszukiwaniu Carlosa Teveza), druga, wydana po angielsku, Carlos Tevez. The Biography. Pierwszą napisała argentyńska autorka, opowiada ona o tym, jak próbując przeprowadzić z tobą wywiad zaczyna poznawać dosyć specyficzne środowisko piłkarskie. W tej książce więcej uwagi poświęcone jest właśnie temu środowisku, niż tobie

A, tak! Słyszałem o niej, ale jej nie czytałem. Ale wiem, że miała problemy z moim agentem, który dość ostro potraktował tę książkę.

Skoro o tym mowa, jak w rzeczywistości wygląda środowisko, w którym obraca się Carlos Tevez?

Moje otoczenie nie składa się ze zbyt wielu osób. Mam wciąż przyjaciół z dzieciństwa, moją żonę, którą poznałem w wieku 14 lat, moją mamę i mojego tatę, rodzinę, która zawsze mnie wspiera. Poza tym nie ma zbyt wielu osób. Oczywiście, sam wiesz jak to bywa, dokoła mnie krążą tysiące osób, które nazywają się moimi przyjaciółmi. Ale to nie jest prawda. Tak, jak mówię – mam wciąż przyjaciół z dzieciństwa, którzy wciąż mieszkają w “Fuerte Apache” i moją rodziną. Nic poza tym.

Jaki jest twój stosunek do muzyki?

Muzyka to moja prawdziwa pasja. Porusza duszę. Są takie momenty, w których daje ci radość, w innych napawa melancholią. Nagrałem parę kawałków z zespołem mojego brata, “Piola Vago”, w ten sposób mogłem spędzić trochę więcej czasu z przyjaciółmi.

Pisałeś także teksty piosenek. To był sposób na ucieczkę od codziennej rutyny, na znalezienie się na chwilę poza światem piłki nożnej?

Tak, oczywiście jest to sposób na ucieczkę od rutyny, ale także, jak już wspomniałem, na spędzenie czasu z przyjaciółmi, z osobami, z którymi z zawodowych względów (treningi, zgrupowania, etc.) nie daję rady spędzać zbyt wiele czasu. Wspólna pasja do muzyki pozwoliła nam spotykać się częściej.

Dzisiaj także znajdujesz sposób, by spędzać z nimi czas?

Nie, przynajmniej nie tworząc muzykę. Widuję moich przyjaciół i jesteśmy ciągle w kontakcie, ale od kiedy mieszkam za granicą nie ma już możliwości, by razem z nimi grać.

Jest jeszcze jedna ciekawa rzecz, jaką robisz poza graniem w piłkę nożną – zaprojektowałeś własną linię ubrań. Miałeś jakieś szczególne wyobrażenia, na czym się opierałeś?

Powiedziałbym, że potrafię się dostosować do okoliczności, do tego, co wydaje mi się konieczne. Ale pod pewnym względem wciąż jestem taki sam. Nie nosze maski. Nie chcę się zmieniać. Ubieram się w sposób, który pozwala mi być sobą, zarówno tu i teraz, jaki i w każdym innym miejscu. Dużo zależy od nastroju. Nie jest moją intencją ukazywać się takim, jakim nie jestem. Nie, nigdy. Jeśli mam udać się na spotkanie z prezydentem (Argentyny – przyp. red. ) i mam ochotę pójść w japonkach, to idę w japonkach. Jeśli wybieram się na wyścigi i mam ochotę pokazać się w marynarce i pod krawatem, zakładam marynarkę i krawat. Taki już jestem. Nie obchodzi mnie, że nie wszystkim będzie się to podobać. Taki jestem i takim mnie widzicie. Nie mam zamiaru się zmieniać.

Skąd wziął się więc pomysł, by projektować ubrania?

Przy projektowaniu mojej linii ubrań TVZ przez cały czas pomagał mi przyjaciel, który zajmuje się tym zawodowo. Zawsze podobał mi się sektor modowy. mój przyjaciel projektuje niektóre dodatki czy inne detale, a ja mówię mu, gdzie je widzę, gdzie najbardziej mi się podobają. Na przykład, czy umieścić logo na rękawku czy z przodu. Daję mu jednak wolną rękę i pozwalam na wykończenie po swojemu.

Mówię o tym, ponieważ jedną z cech charakterystycznych Italii jest właśnie moda. Może udałoby się zorganizować jakąś prezentację czy pokaz? Co o tym sądzisz?

Nie. Nie, zawsze myślałem o ubraniach, na które mogliby sobie pozwolić “los pibes”, chłopcy z mojej dzielnicy. Zawsze myślę najpierw o moich ludziach, dopiero później o innych.

A Formuła 1? Jak podobało ci się na torze w Monzy?

To przeżycie jedyne w swoim rodzaju. Pomyśl, jako mały chłopiec zawsze chciałem mieć Ferrari, oglądałem też ciągle wyścigi w telewizji i zastanawiałem się, jak może wyglądać ten świat. Znaleźć się w boksie na zaproszenie Ferrari, móc oglądać z bliska samochody, silniki i całą resztę – to było coś wyjątkowego.

Co z golfem? Jak zacząłeś grać i co podoba ci się w tym sporcie?

W golfie odnajduję siebie samego. Dzień po dniu uczę się samego siebie. Dla przykładu, jeśli zepsujesz uderzenie i puszczą ci nerwy, rzucisz kijem albo go połamiesz, zabierają ci legitymację. Musisz nauczyć się panować nad sobą w takich chwilach, nie możesz mieć złego podejścia gdy grasz w towarzystwie innych. Zaczynasz więc prawidłowo zarządzać czasem, który daje ci golf. Sami jesteśmy swoimi wrogami w starciu z trudnościami, jakie mogą czekać nas na boisku. Poznanie siebie jest pomocne, poznając siebie krok po kroku się rozwijasz. To chyba najpiękniejszy aspekt golfa.

Opowiesz nam, jak nosiłeś kije za Andresem Romero podczas British Open 2012?

Zdarzyło się tak, że pod koniec drugiego dnia Andres zakwalifikował się do gier weekendowych, ale nie był zadowolony ze swojego caddy’ego. Trzeciego dnia British Open, w sobotę, grał źle, popsuł kilka uderzeń i spadł w klasyfikacji na jedną z ostatnich pozycji. Ostatniego dnia jego caddy się nie pojawił, więc powiedziałem: “Jeśli chcesz, ponoszę ci torbę. To żaden problem“. Jemu opadła szczęka, nie mógł w to uwierzyć. “Żartujesz sobie ze mnie, prawda?” – powiedział. “Nie, mówię serio” – odpowiedziałem. “To będzie dla mnie zaszczyt nosić twoje kije“. Taki już jestem, nie zastanawiam się zbyt długo. “Och, Tevez nosi mu torbę!“. Jestem normalnym człowiekiem. Dla mnie noszenie kijów za Pigu (przezwisko Romero – przyp. red.) podczas British Open to marzenie. Tak jak dla każdego chłopaka, który gra w golfa. Właśnie tak to widzę.

Jakie marzenie chciałbyś zrealizować w nadchodzącej przyszłości?

Moje sny spełniają się teraz. Dzisiaj. Chcę zostać w Juve, przeżywać tę niesamowitą teraźniejszość. Nie mogę prosić o więcej. Żyję dzień po dniu. Pragnę tego, co mam – być w Juve, czuć się dobrze, przeżywać chwile, które właśnie trwają. Trzeba na to pracować, aby wciąż było tak dobrze.

Autor: Daniel Martinez
Tłumaczenie: dhoine

Źródło: HJ Magazine

Zapisy na Juventus-Milan!

Subskrybuj
Powiadom o
6 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

Matii
Matii
10 lat temu

Carlos dla mnie jeden z najlepszych piłkarzy na świecie 🙂

J_Bourne
J_Bourne
10 lat temu

Ogarnięty się stał w tym Turynie. Taki piłkarz za ok 10mln, wow!

Finn
Finn
10 lat temu

moze mi ktos napisac jaka ma tygodniowke Carlos?

MichałJuve124
MichałJuve124
10 lat temu

"Jeśli mam udać się na spotkanie z prezydentem (Argentyny - przyp. red. ) i mam ochotę pójść w japonkach, to idę w japonkach."
Równy koleś:)

Ouh_yeah
Ouh_yeah
10 lat temu

około 90 tysięcy euro

risto
risto
10 lat temu

fajny kolo z tego Teveza. Ciagle mi siedzi jednak w glowie to ze za pare lat odejdzie i kto bedzie nastepca "10". Zanim przeczytalem ksiazke o Antonio Conte to tez mialem zupelnie inne wyobrazenia o nim. Carlos tez mnie milo zaskoczyl 🙂 Obyś ustrzelil dla nas ze 100 brameczek 😀

Lub zaloguj się za pomocą: