Biało na czarnym: #74: Ciao, Tek!
Wojciech Szczęsny i Juventus doszli do porozumienia w sprawie rozwiązania kontraktu i polski golkiper opuści klub po siedmiu latach występów.
fot. @ juventus / facebook.com
Jeszcze przed oficjalnym potwierdzeniem przybycia Thiago Motty do Juventusu włoskie media, ze Sky Sport na czele informowały, że polski golkiper jest typowany do odejścia z zespołu Starej Damy. Część kibiców pukała się w głowę twierdząc, że to plotka wyssana z palca skoro Motta nie widział jeszcze Szczęsnego w treningu, a inni odsądzali od czci i wiary Cristiano Giuntolego, jakim prawem miał czelność w ogóle pomyśleć o sprzedaniu „Teka”.
Historia jednak pokazała, że rozbrat z Polakiem jest nieunikniony, a potwierdzeniem tego miało być przyjście Michele Di Gregorio – nowej „jedynki” w bramce Bianconerich. Niewątpliwie 27-letni Włoch jest fachurą w swoim rzemiośle, ale o tym później.
Finanse
Dzięki rozwiązaniu umowy z Szczęsnym Juventus zaoszczędzi część kwoty zagwarantowanej na kontrakcie i zamiast 6,5 miliona euro netto pensji wypłaci bramkarzowi ekwiwalent wynoszący 4 miliony euro płatne w ciągu dwóch lat. W pewnym sensie można powiedzieć, że „wilk syty i owca cała”, ale jednak Szczęsny wykonał ukłon w stronę swojego byłego już pracodawcy. Niemniej można by stwierdzić, przynajmniej wyciągając wnioski z wypowiedzi Polaka, że pieniądze nie są dla niego najważniejsze, bo w końcu trochę ich już przez swoją karierę zdążył zarobić.
Chociaż z drugiej strony przysłowie nie sprawdza się. Na początku Juventus oczekiwał, że Szczęsny odejdzie do Arabii Saudyjskiej, co zupełnie pozwoli odciążyć budżet jeśli chodzi o jego gażę, natomiast transfer upadł i po ogłoszeniu przybycia Di Gregorio, Stara Dama znalazła się, lekko mówiąc, w sytuacji bez wyjścia. Bowiem zamiast niezłej oszczędności została z ledwie „wacikami”, że tak to celowo przejaskrawię. Może gdyby Juventus tak się nie spieszył z ogłoszeniem światu wizji na temat Wojtka, sprawy potoczyłyby się inaczej? A może są jeszcze fakty, których nie znamy i których pewnie nigdy nie poznamy, a mogły mieć wpływ na taki obrót wydarzeń?
Z kolei Stara Dama również nie odstrzeliła brutalnie swojego zasłużonego zawodnika, jak to często bywa w wielu klubach. Szczęsny miał dostęp do ośrodka treningowego, nie był odstawiony od zespołu do „klubu kokosa” i Juventus spokojnie pozwalał piłkarzowi na uczestnictwo w pierwszych dniach życia jego dziecka. Poza tym miał możliwość korzystania z indywidualnego trenera zapewnionego przez klub. Niestety nie zawsze jest to standardem.
Brzmi jak usprawiedliwianie klubu, który „zgnoił” bramkarza reprezentacji Polski? Otóż, niekoniecznie. Bianconeri mogli zachować się zupełnie inaczej, dokręcając śrubę zawodnikowi, ale zważywszy na siedem lat wspólnych sukcesów, nie widzieli w tym niczego potrzebnego. Z obu stron czuć było szacunek i nawet jeśli zwyczajnie coś się zakończyło, to nie trzeba na końcu iść na noże, prawda?
Liczby
Możemy powoli wrócić do Michele Di Gregorio i tego co prawdopodobnie sprawiło, że to on miał zostać nową jedynką Bianconerich. Były już golkiper Monzy został uznany za najlepszego bramkarza poprzedniego sezonu Serie A.
Otóż suche statystyki przemawiają na korzyść młodszego zawodnika. Di Gregorio w poprzednim sezonie wykazał się lepszym współczynnikiem pozytywnych interwencji na mecz: 79,5% do 74,1%. Co jednak ciekawsze statystyka oczekiwanych bramek po strzałach, po odjęciu uderzeń zakończonych trafieniem, wynosi u Włocha aż 0,32 na 90 minut gry, co oznacza, że zgodnie ze statystyka oczekiwanych goli co trzeci mecz wyciąga setkę. Pamiętajmy jednak, że nawet rzut karny nie daje równo 1,00 tej statystyki. Co więcej, taki wynik był najlepszym wynikiem w poprzednim sezonie we wszystkich pięciu najlepszych ligach. Najważniejsze, że nie był to odosobniony przypadek, a Di Gregorio zalicza pozytywne statystyki rokrocznie.
Jeśli chodzi o Wojtka Szczęsnego, to według powyższych kryteriów jego liczby w ostatnich czterech latach oscylowały wokół oczekiwanych i nie było w jego grze czegoś ekstra. Przeciwnie było w pierwszych trzech sezonach gry w Turynie, gdzie jego interwencje ratowały średnio kilka bramek więcej niż powinny według algorytmów.
Pozostaje jeszcze kwestia gry nogami najbardziej wymiernie mierzonej w celności podań. Odpuśćmy krótkie podania, bo tu statystykę można wyśrubować grając w dziadka z kolegami w defensywie, a skupmy się na długich podaniach, czyli de facto kreowaniem gry od tyłu. W tym przypadku Wojciech Szczęsny wygrywa z Michele Di Gregorio o kilka procent (55,6 do 52,3 jeśli chodzi o ubiegły sezon), więc wielkiej różnicy nie ma. Jeśli weźmiemy jeszcze pod uwagę personalia drużyny w jakich obaj panowie występowali można rzec, że wynik jest podobny.
Dlaczego zatem pożegnanie?
Wydaje się, że Juventus dokonał chłodnej kalkulacji przy równoczesnej aprobacie nowego trenera Thiago Motty. W końcu to włoski szkoleniowiec został obarczony „odpowiedzialnością” za skreślenie Wojtka Szczęsnego, chociaż mam wrażenie, że równolegle oberwał Cristiano Giuntoli.
Chłodna kalkulacja miała miejsce przy tabelkach w Excelu, gdzie pensja Wojtka świeciła na czerwono, generując co najmniej 12 milionów euro brutto rocznie kosztów, przy wizji utraty gracza już za rok. Sprzedaż do Arabii brzmiała idealnie, ale niestety nie udało się, więc nawet rozwiązanie kontraktu spowoduje obniżenie kosztów, bo jednak 4 miliony netto brzmią lepiej jak 6,5. Nie zapominając o płatności w dwóch latach, mamy kolejny rozkład kosztów. Poza tym pensja Szczęsnego jest kompletnie niekonkurencyjna zarówno na rynku włoskim jak i aktualnie w klubie jeśli weźmiemy pod uwagę nową politykę płac.
Druga chłodna kalkulacja miała miejsce pod względem sportowym. Szczęsny bardzo często dowoził, grał tak jak od niego oczekiwano, ale coraz rzadziej dodawał czegoś ekstra, co ma odzwierciedlenie w statystykach. Zdarzało mu się popełniać błędy w fachu bramkarskim, co często umykało postronnym polskim kibicom, w obliczu wręcz heroicznych interwencji na arenach turniejów reprezentacyjnych. Krótko mówiąc Szczęsny w kadrze był świetny, natomiast w klubie maksymalnie dobry.
Dziękuję
Szczęsny nie jest i nie będzie legendą Juventusu kalibru Alexa Del Piero czy Gigiego Buffona, ale pozostanie bramkarzem, którego będę miło wspominać. Jakby nie patrzeć grał w koszulce Starej Damy przez siedem sezonów, więc jest to szmat czasu. Nawet jeśli chwilami, podkreślam były to tylko momenty, miewał gorszą formę czy popełniał błędy, to wielokrotnie mogliśmy jako kibice na niego liczyć. W końcu to zawodnik, który regularnie dowoził i jedyny, do którego nie powinniśmy mieć pretensji jeśli chodzi o prezentowany poziom.
Jednakże na końcu liczy się firma i to panowie w garniturach decydują czy trzymanie Szczęsnego się opłaca czy się nie opłaca. W księgach finansowych zobaczą to z marszu, a jeśli chodzi o poziom sportowy, to musimy zaczekać.
Grazie Wojciech za te 7 lat, 252 mecze, 103 czyste konta, 3 mistrzostwa Włoch, 3 Puchary Włoch i 2 Superpuchary Włoch. I powodzenia!