Biało na czarnym #87: Look how they massacred my boy

Kolejna kompromitacja w tym sezonie stała się faktem. Tym razem skalp z Juventusu zerwała Fiorentina.

fot. @ juventus.com

Juventus coraz regularniej obrywa w czapkę od swoich przeciwników. Jest to o tyleż bardziej prawdopodobne im poważniejszy zespół staje naprzeciwko zawodników w biało czarne pasy. Nie pomogła lekcja z PSV, nie pomogła z Empoli. Nie wystarczyło lanie od Atalanty. Tym razem to Fiorentina zlała Juve. Zespół, który ze względu na historię, nie znosi Bianconerich. Dla Violi to prestiżowy triumf, a dla Juventusu, no cóż, kolejna kompromitacja.

Stara Dama nie rozpieszcza kibiców od kilku dobrych tygodni i wydaje się, że na obranej obecnie ścieżce czeka jedynie wybicie zębów na płocie, co obstawiam finalnie się stanie. W tej kulawej metaforze mam na myśli oczywiście wypisanie się z Ligi Mistrzów czy nawet Ligi Europy. Ale co z tego, przecież Liga Konferencji też jest fajna! Tylko czy i tam uda się doturlać? Zapraszam Was do kolejnego odcinka narzekania i zachęcam do docenienia mojej pracy poprzez podzielenie się wirtualną kawą!

Banda uśmiechniętych

Piłkarze Starej Damy mocno rozpoczęli starcie z Fiorentiną i po 17 sekundach dominacji wrócili do dyspozycji sprzed tygodnia. Juventus grał swoje, czyli wolno, przewidywalnie, bez podejmowania jakiegokolwiek ryzyka. Ot, klepanie piłeczką dla samego klepania. Być może na niektórych podwórkowych boiskach nabijanie dużej liczby podań skutkuje karnymi pompkami dla oponentów, ale jakoś piłkarze Raffaele Palladino nie zrozumieli przekazu. Minął kwadrans “widowiska” i Viola już świętowała pierwsze trafienie. Zaledwie trzy minuty później Mandragora celowanym uderzeniem trafił po ziemi poza zasięgiem Di Gregorio i na tablicy wyników widniało już 2:0.

Zapewne nie oglądający spotkania, a także ostatnich popisów Juventusu, kibice Serie A mogliby pomyśleć, że Juve rzuci się do ataku i spróbuje odrobić stratę. Jakże wielkie byłoby ich zdziwienie! W końcu Turyńczycy ani nie rzucili się do ataku, ani nawet nie spróbowali czegokolwiek ofensywnego. Dalej bezsensownie klepali piłkę bez ładu, pomysłu i wizji. Fiorentina mogłaby zagrać w ośmiu i w dalszym ciągu Juventus nie znalazłby drogi do ich siatki. Zatem może trenerowi udało się wstrząsnąć drużyną w przerwie? Zadowoleni z siebie zawodnicy w wesołej atmosferze wrócili na murawę, aby niedługo później przyjąć trzecie trafienie w plecy.

Brzmi to jak opis wspaniale grającej ekipy (tu o Violi) z drużyną, która nie miała akurat tego dnia na nich pomysłu (tego pomysłu nie ma od kilku tygodni na nikogo). Ale tak niestety nie jest. Marazm w jakim pogrążony jest Juventus osiągnął poziom jakiego nie widziałem od ponad piętnastu lat, bo nawet beznadziejnie grająca ekipa Del Neriego nie wyglądała chyba aż tak źle. W końcu można przerżnąć spotkanie, ale nie kolejne i nie ponownie w stylu “nie chcem grać ale muszem”. I żeby na dodatek ekipa z Florencji była bardziej wypoczęta od Juventusu, to może byłby jakikolwiek mini argument. Ale to Viola grała w czwartek w pucharach. Ba, jakby się przyjrzeć na przebieg spotkania, kulturę gry i tempo meczu, to Atalanta wsadziła Bianconerich na większą karuzelę. La Dea powinna zdobyć więcej bramek, Fiorentina wykorzystała wszystko co miała z nawiązką. Widać dzisiaj na zespół Motty nie potrzeba grać stratosferycznego futbolu, a wystarczy nie kopać się po czole.

Jestem alfą i omegą

Latem kandydatura Thiago Motty na nowego szkoleniowca Juventusu była opcją interesującą i nowatorską w kwestii operowania futbolówką. Zaimplementowany w Bologni styl był miły dla oka, nieszablonowy i wprowadzający wiele trudności w czytaniu gry przez oponentów. Przeciwko Mottcie pojawiały się jedynie dwa główne argumenty. Pierwszym z nich była młodość i zerowe doświadczenie z większymi drużynami oraz, wzorem Massimiliano Allegriego, niechęć do ryzykownej gry a’la Jurgen Klopp. Jednakże znakomita większość kibiców Starej Damy była pozytywnie nastawiona do nowej twarzy na ławce Juve.

Dzisiaj, kiedy Bianconeri wypisali się już z walki o cokolwiek i pozostał im jedynie bój o awans do Champions League, nikt już Motty nie chce w Turynie. Drużyna nie nauczyła się niczego, z meczu na mecz gra coraz gorzej, zawodnicy nie wiedzą co mają robić na boisku, nie rozwijają się i zapomnieli nawet jak uderzyć celnie na bramkę przeciwnika. Do tego Thiago tragicznie zarządza spotkaniami, dokonując dziwnych zmian, często przeczącym prawom logiki. Apogeum tego było widoczne wczoraj, kiedy przy stanie 3:0 zmienił jedynie defensorów, uparcie trzymając Vlahovicia, Yildiza czy nawet Mbangulę na ławce. Ale jakby nie patrzeć coś się udało poprawić, bo porażka wyniosła jedynie 3:0, a nie 4:0 jak tydzień wcześniej.

Co gorsza to Motta zupełnie stracił szatnię. Nie wierzę w zapewnienia piłkarzy o wsparciu dla trenera, skoro gołym okiem widać, że nikt nie poświęca się dla niego. Co chwilę dochodzą głosy z otoczenia związanego z Bianconerimi o niezrozumiałym traktowaniu zawodników, takich jak najświeższe przykłady Danilo czy Fagiolego. Każdy, kto ma chociaż odrobinę swojego zdania, za chwilę ląduje na ławce, lub pojawia się jedynie z przymusu. Koronny przykład to chociażby Federico Gatti, który grał bo musiał, ale wczoraj znów wrócił do rezerwy. Szkoleniowiec Juventusu jest w swoim mniemaniu nieomylną alfą i omegą.

Look how they massacred my boy

Marlon Brando użył kiedyś tych słów odgrywając rolę legendarnego mafioso – Vito Corleone. Postać ze łzami w oczach i pękniętym sercem przyglądała się zwłokom swojego najstarszego syna, Santino. Kultowa scena z jednego z najlepszych wytworów kinematografii w historii. Dzisiaj w rolę Vita możemy wczuć się my, czyli kibice.

Obserwując “danse macabre” w wykonaniu Thiago Motty oraz Cristiano Giuntolego na rosnących zgliszczach Juventusu mogę jedynie spojrzeć smutnym wzrokiem Marlona Brando i powtórzyć jego słowa: “Spójrz, jak zmasakrowali mojego chłopca”. I jeśli nawet dzisiaj jest to jedynie przedsionek piekła, do którego zmierza Juve, to wszystko wskazuje na to, że wjadą do niego konno, z uśmiechem na ustach. Oraz pełnym wsparciem dla trenera Motty.

Odpadnięcie z Ligi Mistrzów i pozostawienie na ławce Thiago Motty wymusi kolejne drogie i bzdurne zakupy oraz obowiązek sprzedaży zawodników mogących wygenerować dużą plusvalenzę. Jeśli do tego dojdzie, a jestem coraz bardziej pewny, że tak się stanie, to już dzisiaj możecie zacząć żegnać Andreę Cambiaso i Kenana Yildiza.

A my, jak to mniej lub bardziej przywiązani do tych barw kibice, dalej będziemy śledzić swój zespół licząc na kolejny nowy start, nowy sezon czy nowy projekt. Przeżyliśmy Calciopoli, przetrwaliśmy Prismę, to i wytrzymamy z Giuntolim. Ciao i do zobaczenia w następnym odcinku!

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
2 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

schumi
schumi(@schumi)
1 godzina temu

Max wiedział o tym dużo wcześniej więc mu się nie dziwię to co zrobil po zdobyciu PW ale powinien jeszcze dyrektorowi przywalić sierpowym w pysk na pożegnanie.

Poki
Poki(@poki)
3 godzin temu

Idealnie podsumowała to moja kibicka:

Polska!

Lub zaloguj się za pomocą: