Chcemy być dumni!
Jest taka drużyna, która zajmuje zawsze kawałek naszego białoczarnego serducha, gdzie czerń chwilowo przechodzi w czerwień i niesieni nadzieją, dajemy się ponieść euforii narodowej. Z balkonów zwisają flagi, w samochodach za szybą zatknięte szaliki, w miejskich tłumie raz po raz przebija się koszulka z orzełkiem na piersi. Rusza turniej i tym razem na pewno się uda.
I mamy kolejny turniej, gdzie pewne zespoły jeszcze nie zdążyły rozegrać swojego pierwszego meczu, a my już wiemy, że możemy zwijać flagi, a koszulki schować głęboko do szafy. Nie wiem jak wy, ale mnie sceptycyzm co do kadry już dawno dosięgnął. Osobiście uważałem już przed turniejem, że Polacy nie wyjdą nawet z grupy. Od jedynej w naszej zasięgu Słowacji już dostaliśmy bęcki. Wyszli na boisko z Hamsikiem i Kucką w środku, których każdy z nas zna na wlot i wylot i nie mieli prawa nas już niczym zaskoczyć, a zaskoczyli…Hiszpanie to Hiszpanie, ich kultura gry jest wyższa nawet na poziomie czwartego składu, a Szwecja to solidność do której nam mimo wszystko też daleko.
A dlaczego daleko. Ano dlatego, że mamy sternika krajowej piłki, który uznał, że reprezentacja narodowa to jego prywatny zespół, a nie dobro narodowe i zaczął sobie grzebać. Ja rozumiem, że Adam Nawałka podjął decyzję, że sam chce odejść. Ale na litość boską, Brzęczek? Podjął złą decyzję, co sugerowała mu opinia publiczna, kibice, dziennikarze. Wódz jednak pozostawał uparty, ale zrozumiał, że w oczy zagląda mu kolejny przegrany z kretesem wielki turniej i w popłochu podjął kolejną głupią decyzję, zatrudniając Sousę. Ja nie twierdzę, nie oceniam, czy Sousa to niewypał, ale na pewno nie cudotwórca. Nikt w kilka miesięcy, podczas kilku spotkań z zawodnikami, nie odmieni oblicza drużyny. Brzęczek się cofał, nisko bronił. Przychodzi Sousa, który każe pressować, atakować, rozgrywać. To potrzebuje czasu. Włosi budowali swój zespół, co można było idealnie zobaczyć pomiędzy dwoma meczami z Polakami w Lidze Narodów, blisko dwa lata. Wiadomo, potencjał osobowy inny, chodzi mi o czas. Gdzie jednak dziś są Włosi, a gdzie my. My wciąż stoimy w miejscu.
Osoba Zbigniewa Bońka jako prezesa PZPN jest tak samo nieudolna jak Grzegorza Laty. Może bez tych skandali i niesmaku jaki pozostawił po sobie Lato, ale jednak… Jeśli istnieje takie pojęcie jak złote pokolenie, to trafiło się ono Bońkowi jak ślepej kurze ziarno. Za jego kadencji reprezentacja miała Lewandowskiego, jednego z najlepszych piłkarzy świata, Piotra Zielińskiego – uwielbiam takich obunożnych technicznych kreatorów środka pola, Kamila Glika, który bardzo długo był na wysokim poziomie i wielu innych jak Błaszczykowski, Krychowiak, Milik, Piszczek, którzy nie mówię, że są wybitni, ale na tyle solidni, na tyle ograni w Europie, że nikt mi nie powie, że nie są w stanie ogrywać regularnie drużyn pokroju Słowacji. Ale Boniek nie dostarczył kadrze szkoleniowca z pomysłem zarówno na kształt drużyny, jak i poszczególnych piłkarzy. Już nie będę się rozpisywał o tym, że zawodnik kadry w klubie jest postacią znaczącą, a na kadrze? A na kadrze Lewandowski błądzi na środku boiska… w sumie to wszyscy błądzą. Nie ma ani jednego piłkarza w ostatnim czasie, może poza Błaszczykowskim jeszcze patrząc wstecz, który przyjeżdżał na kadrę i nie było widać takiej przepaści jakościowej.
Byłem swego czasu na szkoleniu dla trenerów, gdzie wypowiadało się wiele znakomitości, ale przywołam może osobę Bohumila Panika. Tak, to ten co prowadził brazylijską Pogoń Szczecin. Nieco odkurzone nazwisko, już dawno znikł z radarów, chociaż trzy lata temu był jeszcze w Baniku Ostrava. Ale do sedna. Wybrałem jego, bo mimo że na szkoleniu było wielu trenerów z nacji o większej tradycji piłkarskiej, to nawet to co mówił Czech, to było “wow”. To już było odkrywcze dla Polaków. Panik skupił się na tym, że nie dowierza, jak w Polsce na niskim poziomie stoi szkolenie młodzieży. Mówił, że u nich, w tych małych Czechach, to niemożliwe, podając przykład Błaszczykowskiego, żeby taki zawodnik w rok czy dwa z czwartej ligi trafił do Borussi Dortmund i poprzez pierwszy poziom rozgrywkowy, zaliczając debiut w reprezentacji. Że to nie jest cudowna historia o wielkim talencie, tylko porażka systemu szkoleniowego, a raczej jego brak. U nich taki zawodnik jest wyłapywany wcześniej, odpowiednio prowadzony. Bo z kolei innych zawodników, którzy zaliczają kilkanaście występów w ekstraklasie, już wysyła się za granicę. Nie prowadzi ich nikt, kto nie kieruje się zarobkiem. Powiedział dosłownie, że trafi w drzwi stodoły i już obiecuje mu się Real Madryt. Chłopak wyjeżdża więc i co? I 4 na 5 ginie, bo odstają od rówieśników już na poziomie przyjęcia kierunkowego, gry na dwa kontakty, poruszania się bez piłki. Czego dziś nie potrafi nasza kadra? Płynnie atakować, prowadzić gry, grać szybko… Mówię o tym, bo uważam, że Boniek jako kolejny prezes przespał temat, olał jak amator. Włosi, Hiszpanie, Holendrzy, Francuzi, Niemcy, Portugalczycy – no cała Europa która ma coś do powiedzenia na arenie piłkarskiej stawia na młodzież, prowadzi sekcje pod klubowym logo niemal na całym świece, zatrudnia rzesze skautów, a Boniek? A Boniek mówi, że Polska piłka zaczyna się w Warszawie.
Otóż nie, Panie Boniek. Polska piłka kończy się w Warszawie. Zaczyna się na boiskach C, B czy A klasy, gdzie najczęściej trafiają młodzi chłopcy, na tych kartofliskach, bo mimo że jakieś szkółki w Polsce działają, to najczęściej prywatne, a nie wszystkich rodziców stać na nie. I przychodzi taki Jaś do tego ŁKSu, bo ma zapał i energię. Trenują na dziurach, starymi piłkami, przebierają się na meczach w barakach, szkolnych szatniach, bo mało kto ma klubowy budynek, widzi to wszystko z zewnątrz i rezygnuje. Co jakiś czas trafi się taki Lawandowski, Milik czy inny zawodnik, który obroni się za granicą. I to nie jest teoria. Byłem kiedyś przez pół roku prezesem w małym klubie z A klasy na prośbę znajomego. Szatnią był stary, drewniany przedział pociągu, udało się załatwić nowy budynek z funduszy Unii. Boisko zorane, sami je walcowaliśmy. Budki trenerskie zardzewiałe, trzeba było malować. Ale to nic. Opłaty. Opłaty dla świniopasów właśnie z Warszawy. Za licencję. Tak, za licencję w piłce amatorskiej, za to że związek daje swoich sędziów na rozgrywki. 400 zł za trójkę, 250 za głównego bez liniowych. Miałeś w sezonie 15 meczów u siebie – 6 tysięcy. Za licencję, mimo, że przebierali się owi sędziowie w barakach. Na boiskach krzywych, dziurawych, ci zapaleni amatorzy, przez swoją pasję, muszą utrzymywać wierchuszkę. A i trener też za darmo nie pracował. Nasz dostawał 1000 zł miesięcznie, a na jego wypłatę składał się autor tego tekstu w mojej skromnej osobie oraz kolega, który zajmował się uprawą truskawek.
Dopóki szkolenia młodzieży w Polsce nie będzie, dopóty na wielkich turniejach będzie nam jedynie wstyd, mimo że serca gorące. Gdziekolwiek pojawi się polski produkt piłkarski, czy to turniej reprezentacyjny, czy europejskie puchary klubowe, tam wstyd i zażenowanie. A My, Polacy, naród butny i waleczny, chcielibyśmy w końcu być dumni. Nie zasłużyliśmy na to, Droga kadro, Panie Bońku? Jesteśmy z Wami zawsze, jeździmy z Wami po całym świecie, zawsze mamy nadzieję. I co? I kolejny strzał w pysk. Za tą wiarę, za te przejechane za Wami kilometry, za wspieranie. Za to, że tak po ludzku, chcieliśmy się oderwać od codziennego zabiegania, wyjść na ulicę i znów być dumni.
A nie jesteśmy.
Autor: Grzegorz Zuber