“Conte otworzył przede mną nowy świat”. Wywiad z Giorgio Chiellinim
Fot. Grzegorz Wajda / WajdaFoto, JuvePoland
Od rozwoju Bremera i Gattiego przez lata spędzone w szatni z Antonio Conte, po możliwą przyszłośc w roli działacza Starej Damy. Giorgio Chiellini w programie La Juve in gol na antenie Radio Bianconera szczerze odpowiadał na rozliczne pytania dziennikarzy. Eks-kapitan Juventusu opuścił Turyn latem ubiegłego roku, by przenieść się do Los Angeles po siedemnastu latach tryumfów, upadków, niezapomnianych chwil przeżytych w biało-czarnych barwach. 561 występów, 36 bramek, 20 trofeów w gablocie – to tylko zdawkowy katalog liczb związanych z jego pobytem w stolicy Piemontu.
Jak idzie wam w tym roku?
Nieźle, choć niestety przegraliśmy dwa finały. Pod koniec miesiąca rozpoczynamy grę w play-offach, na zachodzie jesteśmy aktualnie drudzy, a przed nami jeszcze ostatni mecz. Jestem dość przekonany, że także w tym sezonie możemy pokazać się z dobrej strony. Straciliśmy mnóstwo punktów przez to, że aż do czerwca występowaliśmy w Lidze Mistrzów CONCACAF. Dodatkowo nasza ławka zawęziła się z powodu przepisów ograniczających wysokość pensji. Graliśmy dużo, dużo także podróżowaliśmy – nasze najbliższe mecze wyjazdowe są jak podróże z Włoch do Rosji. A przecież nawet we Włoszech niektórzy narzekają z powodu krótkiego czasu pomiędzy kolejnymi spotkaniami.
Lepiej się kryje Messiego teraz w Ameryce czy kiedyś w Lidze Mistrzów, gdy grał w barwach Barcelony?
Zdecydowanie w Ameryce. Drużyna, jaką ma wokół siebie jest jednak nieco słabsza, więc możesz mieć trochę więcej nadziei. To prawda, że za każdym razem wygrywał, ale jednak on jest kimś wyjątkowym.
Zauważyłeś, że po derbowym meczu z Torino Juventus poświęcił ci post? Bremer podczas meczu zmuszony był grać w turbanie na głowie…
Widziałem to. Zresztą udaje mi się oglądać prawie każdy mecz, ponieważ przypadają one na późny poranek naszego czasu, akurat po moim treningu. W sobotę byłem na zgrupowaniu, więc widziałem cały mecz. Bremer przeszedł ewolucję – nie tylko turban, ale i plaster. Uczeń przerósł mistrza. Bardzo się z tego cieszę, zrobił to, co do niego należało. Czasem chciałbym mu trochę pomóc, mam tak szczególnie z piłkarzami, których rozwój widzę obecnie.
Kto z pary Bremer-Gatti może mieć podobną do twojej karierę?
Sądzę, że obaj napiszą swoją historię. To młodzi, silni obrońcy, którzy rozwijają się we właściwy sposób. Mają pełen potencjał, by stać się wybitnymi defensorami Juventusu. Sekretem jest stabilność – muszą ciągle się rozwijać i poprawiać. Widzę w nich wiele cech charakteryzujących dobrych piłkarzy. Kiedy grasz z zawodnikami lepszymi od siebie jesteś w stanie podnieść swój poziom. Dla obu ubiegły sezon był ich pierwszym i był to dobry rok, biorąc pod uwagę, że przybyli do Juventusu z innej rzeczywistości, gdzie obarczeni byli zupełnie inną presją. Samo granie co trzy dni, a nie raz na tydzień, zmienia wiele.
Co myśleliście w szatni podczas pierwszego roku, gdy prowadził was Antonio Conte? Celem była jedynie kwalifikacja do Ligi Mistrzów czy jednak myślano już o scudetto?
Zaczęliśmy w nie wierzyć w trakcie sezonu, nie na jego początku. Nie przegraliśmy żadnego meczu, ale często remisowaliśmy i aż do lutego mieliśmy problemy. Potem inne zespoły zdecydowały, że dodadzą nam nadziei, my z kolei utworzyliśmy prawdziwą drużynę i zaczęliśmy dodawać gazu. Byliśmy blisko i mieliśmy więcej energii, zebraliśmy więc w sobie siły, by się nie poddawać. Graliśmy praktycznie zawsze po naszych rywalach i był taki moment, że do meczów podchodziliśmy mając siedem punktów mniej niż Milan. W takich chwilach drużyna słabsza mentalnie by się poddała, my jednak byliśmy silniejsi i utrzymaliśmy dystans. A potem w wielkanocny weekend dostaliśmy prezent – w ciągu tygodnia udało nam się odrobić straty i wysunąć na przód.
W przypadku obecnej drużyny jesteś optymistą?
Jestem bardziej zrównoważonym realistą. Stąpałem zawsze twardo po ziemi, zarówno jako piłkarz, jak i teraz: jestem więc po stronie równowagi i drobnych kroczków. W obecnym sezonie wielkim faworytem jest Inter, choć pamiętajmy, że podobnie było rok i dwa lata temu. Juve musi robić to, co robiło do tej pory. Koniec końców jak na razie zaliczyli tylko jedno potknięcie, które było wynikiem gorszego dnia. Szkoda, takie rzeczy nie powinny się przydarzać, ale jeśli spojrzymy wstecz to widzimy, że jednak się przytrafiają. Siedemnaście punktów w ośmiu meczach to nie jest zły wynik, zobaczymy. Po reprezentacyjnej przerwie czeka ich mecz z Milanem – wygrana w bezpośrednim starciu z rywalem zawsze daje piłkarzom olbrzymi zastrzyk energii. To będzie sezon, w którym każda z drużyn będzie miała momenty wzlotów i upadków. Spodobało mi się, że znów widać dobrą energię i bliskość z kibicami. Po zajściach z poprzedniego roku to była podstawowa sprawa, którą należało poprawić. Wszystkim było ciężko. Entuzjazmu nie należy powstrzymywać, ale trzeba zachować właściwą równowagę.
Wsparcie kibiców pomaga, gdy drużyna ma problemy na boisku?
To także dyskusja o energii, zaufaniu i pewności siebie. Jesteśmy przyzwyczajeni, że nasza drużyna jest mocna, a nasz stadion to niezdobyta twierdza. Przy pierwszych trudnościach nasi przeciwnicy nie mieli wystarczającego przekonania, by pozbawić nas punktów. Niestety, to się zmieniło. Jeśli uda się nam odtworzyć środowisko, w którym powstaje większa energia, to podniesiemy również jakość występów piłkarzy oraz wartość dodaną w postaci zdobytych punktów.
Teraz gdy znajdujesz się daleko od Turynu powiedz – nie ma znaczenia sposób w jaki się wygrywa mecze? Nawiązuję do debaty, czy grać pięknie, czy brzydko i skutecznie…
To część gry. Są różne style, tak samo jak różni sa ludzie. Nie ma jednej drogi, która prowadzi do osiągania wyników. Musimy prześledzić historię klubu – Juventus zawsze miał wyjątkowych piłkarzy i jestem pewien, że także w przyszłości będzie miał ich wielu. Kibice nie raz będą mieli jeszcze gęsią skórkę. Wystarczy, że któremuś zawodnikowi wyjdą dwa dryblingi. Juventus jednak od zawsze reprezentował duszę Turynu – tę rodzinną, posiadającą wyjątkową historię wykreowaną przez piłkarzy mających i serce i zmysł praktyczny. Należy podążać dalej tą drogą, każdy klub ma własną. Na poziomie historii nikt nie może równać się Juventusowi. W świecie funduszy inwestycyjnych i szejków Juventus od stulecia jest rodzinną własnością. To prawdziwa tożsamość Juventusu, na której można budować przyszłość. Piłkarze odchodzą.
Czy to Antonio Conte wymyślił cię na nowo jako defensora grającego w trójce obrońców?
Nie. Conte nauczył mnie grać z piłką przy nodze. Był pierwszym trenerem, który chciał, bym robił to regularnie. W tym momencie otworzył się przede mną nowy świat. Przeszedłem ewolucję, dzięki której nawet dziś mogę się rozwijać – tu bywam nawet bardziej techniczny niż strzelcy. Nadal rozdaję ciosy na prawo i lewo, ale tutaj nie mam obok siebie Bonucciego – dawniej chętnie podawałem piłkę do niego i poświęcałem się tylko jednej rzeczy na raz. Natomiast już w młodości grałem w trójce obrońców, do czwórki przeszedłem gdzieś pomiędzy Deschampsem a Ranierim, a później raz grałem w jednym ustawieniu, raz w drugim. Bronienie się czwórką jest w 90% przypadków łatwiejsze, ale trójka z tyłu pozwala na więcej rozwiązań.
Dzisiaj piłkarze nie mają już twardo zdefiniowanych ról, liczą się tylko ich aktualne pozycje…
Przed trzydziestką nie miałem problemów z pozycjami, ale może zatrzymajmy się tutaj…
To prawda, że Conte nie ćwiczył z wami gry trójką obrońców, a jedynie kazał wam tak zagrać znienacka?
Ten pomysł pojawił się, ponieważ trudno było kogoś wykluczyć. Conte próbował ustawić mnie jako lewego terzino, ale kończyło się na tym, że obstawiałem skrzydłowych rywali, a to nie było maksimum. Potem zaczęliśmy używać tego ustawienia od przypadku do przypadku, aż w końcu zostało na stałe. Nie było potrzeby jakiegoś wielkiego treningu, byliśmy do niego stworzeni, pasowało nam idealnie. Jedyne, co należało zrobić, to znaleźć równowagę z resztą drużyny.
Jakie jest twoje najbardziej niezapomniane wspomnienie związane z drużyną Bianconerich?
Triest (gdzie Juventus wygrał pierwsze scudetto z serii, w 2012 roku – przyp. red.) to były bardzo silne emocje, szczególnie że radość nadeszła po latach cierpień. Początek i koniec gry w Juventusie także. Zakończenie wszyscy pamiętają, początek to były godziny oczekiwania na spotkanie z Giraudo, Moggim i Bettegą. Moggi wyznaczył mi spotkanie na godzinę 9:00, ale dotarł na nie o 13:00. Czekałem w pomieszczeniu, w którym znajdują się trofea Juventusu. Przed porą obiadową znałem je już na pamięć.
Mógłbyś zostać działaczem Juventusu?
Szczerze mówiąc, nie wiem. Przede wszystkim do następnego lata zostaję w Stanach. Teraz okaże się, czy jako piłkarz czy w innej roli. Tak czy inaczej, razem z rodziną podjęliśmy decyzję o pozostaniu na miejscu do przyszłego lata. Mam w Turynie dom, który czeka na mnie od dwóch lat, więc powinienem kiedyś wrócić do Turynu. Potem się zobaczy. Nie czuję się na siłach, by powiedzieć coś więcej. Z pewnością w grudniu pojawię się na Stadium by zobaczyć mecz Juventus-Roma.