Dziękuję Gigi z całego serca!
To, jak wielkim bramkarzem jest Gianluigi Buffon, historia zrozumie dopiero jakieś 10 lat po tym, jak faktycznie Gigi zakończy karierę. Żyjemy w czasach, kiedy można się przekonać o jego nieprzeciętnych umiejętnościach odpalając pierwszy lepszy filmik na serwisie youtube. To nie jest namacalnie niedostępna historia jak w przypadku Zoffa czy Jaszyna. Ale Gigi Buffon to nie tylko wielkie umiejętności. To historia wielkiej pasji, pokonywania swoich lęków i słabości, ogromnego poświęcenia.
Gigi Buffon pozostanie na zawsze w sercach kibiców Juventusu nie tylko za całokształt historii jaką napisał w tej koszulce, ale przede wszystkim za rok 2006. Z całym szacunkiem dla pozostałej wielkiej czwórki, która wtedy w razie decyzji o odejściu z zespołu, mogłaby spokojnie liczyć na angaże w czołowych klubach Europy, ale gdyby tylko Buffon dał sygnał, że chce odejść, to on dyktowałby warunki podczas negocjacji. Ale został, by w niewiele ponad dwa miesiące po tym jak został mistrzem świata i najlepszym bramkarzem tego turnieju, gdzie finał Berlinie obserwowało na żywo 69 tysięcy kibiców, wybiec w pierwszej kolejce meczu Serie B przeciwko Rimini, którego stadion mieścił ledwo 10 tysięcy.
Ale oczywiście, nie spłycajmy jego zasług dla tego klubu z powodu pozostania z nim w Serie B. Gianluigi był u szczytu swojej formy historyczny. Genialny. Mówiąc szczerze i obiektywnie, na linii nie widziałem lepszego bramkarza. Może z innymi aspektami można dyskutować, ale jak dla mnie na linii był najlepszy. Kiedy w bramce stał Buffon, nie było takiego miejsca, w które można było oddać strzał, stać i patrzeć jak piłka wpada do siatki i powiedzieć, że był bez szans. On bronił po prostu wszystko. Sprężyny w nogach, ułamki sekund reakcji, zasięg ramion – dosięgał wszystkiego. Przecież tego strzału Filippo Inzaghiego w finale LM w 2003 roku nie dało się obronić! Gigi obronił…
Jednak mój największy szacunek Gigi zyskał, kiedy przyznał się do depresji i stanu, do jakiego go doprowadziła. W kolejnym sezonie po wspominanym już finale dopadła go ta przeklęta choroba, doprowadzając go do tego, że bał się wychodzić nawet na treningi. Dla wielu słowa Buffona o depresji to było machnięcie ręki. Był najlepszy na świecie, grał w jednym z najlepszych klubów, zarabiał dobre pieniądze, wszędzie był znany i szanowany i już wtedy nie jedno dzisiejsze pokolenie bramkarzy stawiało go za swój wzór. Być może nam to ciężko zrozumieć, ale każdy, kto w jakimś stopniu zmagał się z depresją – osobiście, bądź mając w swoim otoczeniu bliską osobę cierpiącą w ten sposób – jest w stanie chociaż wczuć się w jego codzienność.
Jak on to robił, że pomimo tego wychodził na boisko i wciąż był najlepszy?
Być może dlatego, że taki był Buffon. Najlepszy bramkarz świata? Najlepszy bramkarz wielkich turniejów? Kolejnych edycji Ligi Mistrzów? Refleks? Pewny chwyt? Ustawianie się? Wyjście? Nie, to jedynie przymioty jakie cechowały go w wykonywaniu swojego fachu i nie bądźmy tacy płytcy, oceniając go jedynie jako zawodnika Juventusu występującego na pozycji bramkarza. Buffon to pasja, charakter i ambicja. Lata mijały, kolejni bramkarze pokazywali się na sezon czy pięć i znikali, a Buffon, jakby wykuty z brązu, wciąż tkwił w swoim miejscu. Wciąż ambitny. Kiedy wiadomo było, że opuści Juventus, mówił w wywiadach wprost, że pójdzie tam, gdzie trafi na wariata większego niż on, który porwie go swoją ambicją i pomysłem.
Dziś ma 43 lata i wraca do Parmy, w której nie robią dramatu mimo spadku. Już w trakcie poprzedniej kampanii Serie A, kiedy spadek był niemal oczywisty, zakasali rękawy i tworzyli fundamenty pod nowy projekt z budową nowego stadionu w tle. I z dziecięcym wigorem i swoją pasją poszedł tam, pisać prawdopodobnie ostatni rozdział swojej kariery tam, gdzie napisał pierwszy. Chociaż, kto go tam wie…
Każdy z nas, mimo sympatii w większości do Del Piero w czasach świetności obu panów, bez zająknięcia jako drugiego ulubionego zawodnika wskazywał Buffona. Nie jeden z nas na boisku czasem stawał na bramce wbrew sobie, by choć przez chwilę spróbować być jak on. Jak wtedy smakowało zakładanie rękawic bramkarskich… To było nazwisko, które budziło respekt nawet u fanów innych zespołów. I choć wielu może powiedzieć, że gdyby Buffon zakończył karierę może z jakieś pięć lat temu, odszedłby jak mistrz, a dziś rozmienia swoją karierę na drobne, to…
Spokojnie. Jak już wspominałem, minie pewien czas i zrozumieją nawet oporni, że Gianluigi Buffon był i jeszcze długo będzie najlepszym bramkarzem w historii. Za umiejętności, za pasję, za charakter, za ambicję.
Nie mówię żegnaj, Gigi, mówię: dziękuję i powodzenia, z całego serca! Historia Juventusu i całego futbolu jest bez wątpienia pisana Twoim nazwiskiem.
Autor: Grzegorz Zuber