Juve, będę twoim żołnierzem
Są ludzie, którzy z czystym sumieniem potrafią nazwać go najlepszym środkowym pomocnikiem na świecie. Pierwsza myśl? Pewnie to fanatyczni kibice Juventusu. Bo gdzie mu tam do Xaviego, Andresa Iniesty czy choćby Bastiana Schweinsteigera. Potem następuje jednak niespodziewana chwila refleksji. Może nie jest tak efektowny jak gwiazdy Barcelony, ale za to z niespotykaną skutecznością potrafi angażować się w zadania defensywne. Potrafi grać na dosłownie każdej pozycji i tak samo z każdej pozycji potrafi zdobywać bramki. Uniwersalny żołnierz. “Il Guerriero” – Arturo Vidal.
W bieżącym sezonie, biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki, nastrzelał już osiemnaście goli i dorzucił sześć asyst. To doskonały wynik, biorąc pod uwagę fakt, że zdobywanie bramek tak naprawdę nie ma w gamie jego podstawowych obowiązków. Teoretycznie Vidal gra z dala od pola karnego przeciwnika. Plac na boisku dzieli nie z Carlosem Tevezem czy Fernando Llorente, a środkowymi pomocnikami – Andreą Pirlo i Paulem Pogbą. W praktyce biega jednak od linii do linii i potrafi zrobić wszystko, na co w danym momencie jest akurat zapotrzebowanie. Przeciąć groźną kontrę? Nie ma sprawy. Pociągnąć grę rajdem? Pestka. Minąć przeciwnika, dośrodkować, uderzyć z dystansu, znaleźć się w polu karnym i dostawić nogę? Bez problemu. Vidal to piłkarz orkiestra, który poradziłby sobie w każdym miejscu, za wyjątkiem bramki, chociaż… i tego nie można wykluczyć na pewno.
Żołnierzem nazywają go nie tylko z powodu groźnego wyglądu. To zawodnik, który w grę zawsze wkłada całe swoje serce, biegając do upadłego. Pewien dziennikarz, oglądając go, skwitował, że gdyby kazano grać mu cztery mecze z rzędu, to – jak na żołnierza przystało – wypełniłby rozkaz bez drgnięcia powieką. Boisko jest dla niego jak poligon, gdzie równie dobrze radzi sobie z rozbrajaniem bomby, jak i oddaniem serii z kałasznikowa. To w jaki sposób podchodzi do swojej pracy, z pewnością ukształtowało jego dzieciństwo. Niełatwe, pełne trudów, znojów i wyrzeczeń.
“To był normalny dzień, nic szczególnego. Siedzieliśmy z rodzeństwem w domu i czekaliśmy, aż mama wróci z pracy. Pamiętam, że kiedy przyszła, nie mogła złapać oddechu i od razu padła na łóżko. Była kompletnie wyczerpana. Wtedy poprzysiągłem sobie, że kiedyś zostanę piłkarzem. Że będę zarabiał pieniądze i zrobię tak, żeby nie musiała więcej pracować. Ludzie nazywają mnie żołnierzem, bo najpierw walczyłem w życiu, a teraz robię to na boisku. Pełna zgoda, ale dla mnie jedyną, prawdziwą żołnierką jest moja mama ” – powiedział szczerze w jednym z wywiadów.
Ojciec opuścił rodzinę, kiedy Arturo miał zaledwie pięć lat. W wywiadach piłkarz utrzymuje jednak, że pozostaje z nim w dobrych stosunkach. To, do czego dotarliśmy w chilijskich mediach, wyraźnie sugeruje, że facet ma ze sobą wyraźne problemy. Kilka lat temu próbował popełnić samobójstwo, gdyż na portierni, gdzie pracował, koledzy wyśmiewali się z powodu tego, że nie dostał życzeń na dzień ojca. Jakimś cudem wywinął się śmierci, ale nie było to linią kresu jego kłopotów. Nieco ponad dwa lata temu znaleziono przy nim 150 torebek z kokainą.
Samotna matka z sześciorgiem dzieci miała prawo się załamać, ale tego nie zrobiła. Tak jak jej syn walczy teraz na zielonej trawie, ona również nie dawała za wygraną, sama łożąc na ich utrzymanie. Arturo miał smutne dzieciństwo. Mieszkał w szemranej, biednej dzielnicy Santiago. Często chodził głodny, bo brakowało pieniędzy na jedzenie. “Rzadko się śmiałem, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że to bez sensu. Że niczego nie osiągnę, jeśli dalej będę podchodził do tego w ten sposób i zacząłem cieszyć się z choćby błahego powodu. Od tamtej pory wszystko zmieniło się na lepsze ” – wspomina.
Piłka zmieniła jego życie. Dziś rocznie inkasuje 4,5 miliona euro. W Bayerze zarabiał znacznie mniej, bo milion dolarów. Niczego mu nie brakuje, ale nie zapomniał o swojej rodzinie. Jego dom we Włoszech gości przybyszów z Chile niemal przez okrągły rok. Poza tym Vidal ma na co wydawać zarobione pieniądze. Jego wielką pasją są konie wyścigowe. W sumie ma ich ponad dwadzieścia, a największą gwiazdą stadniny jest “Król Artur”, któremu udało się wygrać kilka klasyków. Arturo jako młody chłopak pomagał przy pielęgnacji koni w miejscowym klubie jeździeckim. W ten sposób łączył pasję z możliwością dorobienia kilku pesos.
“Ja słyszałem o nim już wcześniej, ale szersza publika o istnieniu Vidala dowiedziała się podczas rozgrywanych w Kanadzie mistrzostw świata do lat 20. Już wtedy wykazywał cechy, z których słynie dzisiaj, czyli determinację, wybieganie czy ciąg na bramkę przeciwnika. Kilkakrotnie zapisałem sobie jego nazwisko. Doszło nawet do krótkiego spotkania. Zaoferowałem go włoskim klubom, ale ci potrzebowali wówczas kogoś bardziej sprawdzonego i nie zwrócili na niego większej uwagi ” – wspomina włoski agent specjalizujący się w rynku południowoamerykańskim, Eugenio Ascari.
Wtedy do akcji wkroczyli skauci Bayeru Leverkusen i, trzeba przyznać, załatwili sprawę szybko i wyjątkowo profesjonalnie. Kiedy Vidal wrócił do ojczyzny, na stole czekała już gotowa do podpisania umowa. Dyrektor Rudi Voeller błyskawicznie wsiadł w samolot, by osobiście doprowadzić transakcję do szczęśliwego końca. Niemcy zapłacili 10 milionów dolarów, a 20-latek stał się najdroższym piłkarzem sprzedanym przez chilijski klub. “Potrzeba mnóstwo determinacji i pewności siebie, żeby w pojedynkę przenosić się do Niemiec, mierzyć się z miastem takim jak Leverkusen i niemieckim, który jest wyjątkowo trudnym językiem. To wszystko w tak młodym wieku ” – podziwiały go wówczas chilijskie media.
Początki rzeczywiście nie należały do najłatwiejszych. Oczywistą tęsknotę za domem skutecznie przyćmiła siła jego charakteru. Miał jednak chwilę zawahania, podczas której zdążył sam siebie zapytać – czy to na pewno dobra droga? – “Pamiętam, że zadebiutowałem w drugiej kolejce, przeciwko HSV. Potem siadłem przed telewizorem i na spokojnie przeanalizowałem swój występ. Okazało się, że wszystko spieprzyłem. Że gram zupełnie inaczej, niż w Colo-Colo. Zebrałem się jednak w sobie. W następnym meczu wszedłem na ostatnie dwadzieścia minut. Złapałem wiatr w żagle i zacząłem grać tak, jak tego chciałem ” – wspomina swoje początki w Leverkusen.
Z czasem jego ranga rosła. W sumie rozegrał dla Bayeru blisko 150 ligowych meczów. Sezon 2010-11 był jego najlepszym i w następujące po nim lato było prawie pewne, że zdecyduje się odejść do większego klubu. Zainteresowanie było ogromne. Ostatecznie trafił do Juventusu, po drodze robiąc w konia… Bayern Monachium. Może nie w pojedynkę, bo działacze klubu z Leverkusen i tak nie zamierzali oddawać najlepszego piłkarza ekipie z tej samej ligi. Wszystkie gromy spadły jednak na samego Vidala. “Nie chcemy u nas piłkarzy takich jak on. Wielokrotnie obiecywał Ulemu Hoenessowi, że przeniesie się do Monachium. Teraz wiemy jaką wartość miały jego słowa. Jeśli byłby człowiekiem prawdy i moralności, to by u nas został. Trafił do Juventusu, czyli klubu, który jest dokładnie taki jak on. Wystarczy spojrzeć na ich ostatnie lata czy chociażby odnoszone wyniki. Znalazł odpowiednie miejsce i, skoro tak, to życzę mu wszystkiego najlepszego ” – ironizował dyrektor generalny Bawarczyków, Karl-Heinz Rummenigge.
W Juventusie na początku podchodzono do niego z pewną rezerwą. Kibice z pewnością oczekiwali większego nazwiska, a po transferowych wtopach typu Felipe Melo czy Diego, potrzebowali poczucia pewności i stabilizacji. “Juve, będę twoim żołnierzem ” – odważnie zadeklarował już na samym wstępie. I słowa dotrzymał. Już na starcie stał się piłkarzem podstawowej jedenastki, towarzysząc w środku pola Pirlo i Claudio Marchisio. Zdobył siedem bramek i przyczynił się do wywalczenia pierwszego po dłuższej przerwie mistrzostwa Włoch. Stał się jednym z flagowych symboli wskrzeszonego przez Antonio Conte wielkiego Juventusu. Ciekawostką, rzuconą przez dobrze poinformowanych dziennikarzy “La Gazzetta dello Sport”, jest to, że Vidal już wcześniej dogadany był z prowadzoną wówczas jeszcze przez Cesare Prandellego, Fiorentiną. Wszystko rozbiło się jednak o… spóźnienie na samolot.
Na koniec oddamy głos wyspiarskiemu fachowcowi – Michaelowi Coxowi z ESPN, który – podobnie jak my – pochylił się nad alchemią uniwersalnego żołnierza z Turynu. “W pewnym sensie Vidal jest najlepszym piłkarzem na świecie. Nie dosłownie, bo nie potrafi dewastować przeciwników jak Leo Messi czy Cristiano Ronaldo. Pewnie nigdy nie zostanie w pełni doceniony. Pewnie nigdy nie zdobędzie Złotej Piłki, ale jest najbardziej wszechstronny. Na boisku może zrobić wszystko. Być kluczową postacią w każdym szyku taktycznym. Jest niesamowitą mieszanką cech fizycznych i technicznych. Szybkość, wytrzymałość, atak, obrona, strzał. Jeśli pojedynczy piłkarz może być uosobieniem dzisiejszego futbolu, to jest to właśnie Arturo Vidal “.
Źródło: www.weszlo.comZdjęcia pochodzą z galerii JuvePoland