Narodowy charakter wyraża się na boisku
Narodowy charakter wyraża się na boisku
Włoski gwiazdor sprzed lat Gianluca Vialli napisał znakomitą książkę o piłce nożnej, pełną kulturowych i historycznych refleksji.
Vialli od kilku lat jest komentatorem telewizyjnym stacji SKY Sport. Zachwyca Włochów inteligencją i refleksem, jak kiedyś na boisku.
Jego książka “The Italian job” (Włoska robota) tytułem nawiązuje do kultowej komedii filmowej (brytyjski gang rabuje bank w Turynie) i niby tłumaczy różnice między włoskim a wyspiarskim futbolem, ale w rzeczywistości to obszerny traktat (370 stron) o tym, jak charakter narodowy wyraża się na boisku w filozofii gry.
Przed napisaniem książki Vialli długo rozmawiał z Marcello Lippim, Aleksem Fergusonem, Jose Mourinho, Arsenem Wengerem i innymi futbolowymi znakomitościami, które często cytuje. Vialli, objaśniając futbol i narodowego sportowego ducha, sięga też po Dantego, Machiavellego, Szekspira czy Kartezjusza.
W rozmowie z Wengerem pada fundamentalne pytanie, dlaczego futbol łaciński tak różni się od wyspiarskiego. Proste, powiada Wenger. Bohaterowie angielskiej klasycznej literatury król Lear czy Hamlet to bohaterowie tragiczni, widzący świat w czarno-białych barwach, w którym nie ma miejsca na racjonalizm. Jest za to na honor i szaleństwo. Rozsądek to domena drugoplanowych, nieważnych lub odrażających postaci – jak córki Leara czy Poloniusz.
Tymczasem Francuz wychowany jest na Kartezjuszu, a Włoch na Machiavellim, którzy zalecają przed podjęciem działań rozważenie wszystkich za i przeciw, czyli wyrachowanie i ostrożność. Ba! – dodaje Vialli – Dante, wybierając się do piekła, z ostrożności wziął sobie Wergiliusza za przewodnika. Ale w raju, gdy spacerował z Beatrycze, sprytnie Wergiliusza oddalił. Bo Włoch wie, że życie jest pełne zasadzek i trzeba być przygotowanym na najgorsze. A jeśli już się zdarzy, trzeba umieć minimalizować straty. Życie od dziecka uczy Włocha, że liczy się tylko zwycięstwo, obojętnie jakimi środkami osiągnięte. Dlatego spryt ma wartość wprost nieocenioną. Stąd Włoch, obawiając się instynktownie zasadzki, przyjmuje postawę defensywną i czeka cierpliwie na swoją szansę. W tym czasie pilnie studiuje, jak szczęściu pomóc i jak je najlepiej wykorzystać.
W piłce jak na wojnie
Te dwie różne postawy weszły wieki temu do filozofii narodów. Brytyjczyk idzie na wojnę, żeby atakować i wygrać albo polec z honorem, a Włoch kombinuje, jakby tu z opresji wyjść najmniejszym kosztem. Dlatego Brytyjczycy uważani są za ludzi, dla których zasady są święte, a Włosi – za oszustów i wyrachowanych kombinatorów.
Stąd już bardzo blisko do futbolu. Przede wszystkim na wojnie jak w piłce, o wiele łatwiej bronić się, niż atakować. Nie trzeba tak szafować siłami i środkami. A jeśli atakujący popełni błąd i się odsłoni, wtedy można go pokonać jednym ciosem. To jest, tłumaczy Vialli, filozofia “catennacio”. A Machiavelli w “Księciu” uczy, że przed przystąpieniem do starcia trzeba wiedzieć o przeciwniku wszystko. Dlatego futbol łaciński tak wiele wagi przywiązuje do taktyki. Kilkunastoletni chłopcy z wypiekami na twarzy słuchają trenera rysującego na tablicy schematy, bo wiedzą, że to zwiększa szanse na zwycięstwo.Tymczasem, jak skarży się Wenger, w Anglii nawet zawodowi piłkarze odrabiają zajęcia teoretyczne jak pańszczyznę. Chcieliby kopać piłkę na okrągło. Stąd angielski futbol przez lata był, a i w dużej części po dziś dzień jest, w taktycznym przedszkolu.
Pije się do dna
Włoskie skłonności do symulowania, prowokacji i oszustwa Vialli też przypisuje Machiavellemu, który opracował teorię zwycięstwa. Uczy, jak można wygrać na długo przed walką, uczy strategii i taktyki, nie wdając się przy tym w etyczne czy moralne dylematy prześladujące Hamleta. Zaleca: oszukujcie, ale tylko wtedy, gdy zyski znacznie przewyższają ryzyko, jeśli jesteście pewni, że was na tym nie złapią, i nie róbcie tego za często. Dlatego Włosi tak grają i wszędzie wokół widzą oszustów. Sven-Goran Eriksson powiedział Viallemu, że po dwóch latach pracy we Włoszech zaraził się i zaczął zwracać uwagę na sprawę, która nigdy przedtem nie zaprzątała mu głowy: kto będzie sędziował najbliższy mecz?
Kolejną różnicą jest to, że dla wyspiarzy futbol to gra, a dla Włochów – zawód. Brytyjskie dzieci kopią piłkę dla zabawy. Dla włoskich chłopców szkółka piłkarska to szkoła dyscypliny. Tu Vialli widzi różnicę między angielską szatnią, która przypomina dyskotekę, a włoską, gdzie atmosfera jest ciężka i napięta. Cytuje Churchilla: Włosi idą na boisko jak na wojnę, a na wojnę jak na mecz. Dlatego angielski piłkarz lubi się zabawić i napić, a włoski żyje w ascezie. Ray Wilkins opowiadał Viallemu, że kiedy przyszedł do Milanu, nie mógł się nadziwić, że po wspólnej kolacji na stole zostają niedopite butelki wina. Przecież pije się do dna!
Dlaczego więc Milan w roku 2005 przegrał w Stambule z Liverpoolem w finale Ligi Mistrzów? (3:3, zdecydowały karne i znakomity Jerzy Dudek). Bo we Włoszech przy stanie 0:2 praktycznie dalej się nie gra. Mecz jest przegrany i trzeba oszczędzać siły. Po co ryzykować kontuzję? To samo dotyczy drużyny wygrywającej. Machiavelli doradzałby zejść z boiska. Więc piłkarzom Milanu nie mogło się zmieścić w głowie, że Liverpool, przegrywając aż 0:3, jeszcze walczy. Traktowali rywali z przymrużeniem oka, jak facetów, którzy nie znają prawideł futbolu i życia. Dlatego porażka była tak bolesna i do dziś we Włoszech mówi się o “syndromie Stambułu”. Tak boli. Bo we Włoszech, zgodnie z naukami Machiavellego, największą zbrodnią jest nie wykorzystać okazji i dać się przechytrzyć. To o wiele gorzej niż przegrać 0:6.
Niech trener pokaże
Na koniec kapitalne porównanie Wengera. Jaka jest różnica między piłkarzem japońskim, angielskim i francuskim? (trenował we wszystkich trzech krajach). “Gdybym kazał piłkarzowi rozpędzić się i walnąć głową w mur, Japończyk rozbiłby sobie głowę i miał ogromny żal, Anglik po zderzeniu podniósłby się, otrzepał i natychmiast natarł na mur powtórnie, a Francuz, podobnie jak Włoch, powiedziałby? O.K., ale pod warunkiem, że najpierw trener pokaże mi, jak to się robi”.
Książka “The Italian job” ukazała się w Wielkiej Brytanii i we Włoszech, gdzie kosztuje 16 euro i jest warta każdego wydanego centa.
Autor: Piotr Kowalczuk
Wyszukał: juveluck
Źródło: Rzeczpospolita