…nie wszystko kamień, co Marotta
W ubiegłym tygodniu na JuvePoland rozpoczęła się, oparta na krytycznym w stosunku do poczynań Beppe Marotty felietonie “Adwokat Diabła?“, akcja “Szukamy przyczyn klęski” Starej Damy w zakończonym niedawno sezonie 2010/11. Jednym z kibiców, którzy postanowili zabrać głos w dyskusji był Maly, którego polemiczną w stosunku do założeń wspomnianego artykułu wypowiedź prezentujemy poniżej w formie felietonu. Dwanaście pytań, do których w kilku miejscach odnosi się autor można znaleźć w specjalnie założonym temacie na forum. Zapraszamy do lektury!
Nie wszystko złoto, co się świeci…
…nie wszystko kamień, co Marotta.
Uważam, że niektóre spośród zadanych pytań są “słabe” i dość płytkie, dlatego opiszę swój punkt widzenia “w kupie”, odpowiadając tylko na kilka z nich.
Chciałbym zacząć od tego, że autor felietonu nie wymienił ani razu w tekście nazwiska Secco, co uważam za ogromne uchybienie. Dlaczego? Jeśli jednym z omawianych problemów jest fakt, że w klubie grają w większości zawodnicy “nowi”, to czy to jest wina Marotty, czy może jednak jego poprzednika na stanowisku dyrektora sportowego Starej Damy, Alessio Secco? Trzeba na starcie zadać sobie ważne według mnie pytanie o to, kogo w klubie zeszłego lata zastał Beppe Marotta – kto tych zawodników sprowadzał, kto trzymał ich w klubie? Kogo przez cztery lata sprowadził Secco na tyle dobrego, by mógł dziś z powodzeniem grać w pierwszym składzie Juventusu – z tym, że takiego Juventusu, jakiego każdy z nas by chciał, a nie takiego, jaki mamy dziś – bo w obecnym to wielu kibiców widziałoby i Amauriego…
Za czasów Secco nie przyszedł żaden obrońca, który mógłby wraz z Chiellinim tworzyć solidną parę stoperów, a ratowanie sytuacji ściąganiem z madryckiego Realu niemal 36-letniego Fabio Cannavaro było dobitnym przykładem tego, że nasz były dyrektor Secco po prostu nie potrafił poradzić sobie z wyzwaniami, jakie towarzyszą zajmowanemu przez niego jeszcze przed rokiem stanowisku. Kogo Secco ściągnął do ataku, kto miałby być następcą Trezegola lub Alexa? 28-letniego napastnika, stale poprawiającego włosy, który mógł się poszczycić góra dwoma naprawdę dobrymi sezonami w całęj swojej wcześniejszej karierze? Czy może innego 28-letniego atakującego, rezerwowego zarówno w Juventusie, jak i latem 2006 roku w reprezentacji Mistrzów Świata, który nigdy nie przekroczył progu 14 zdobytych w lidze goli? Oni mieli zastąpić najskuteczniejszy duet sezonu 2007/08?
A może Secco sprowadził kogoś do pomocy, kto nadawałby się do gry w tym naprawdę Wielkim Juventusie? Tu “niestety” muszę odpowiedzieć twierdząco – jedyny naprawdę dobry transfer został według mnie dokonany właśnie w tej formacji, konkretnie chodzi mi o… Sissoko. Tak, tak, nie żaden Diego Ribas da Cunha, a właśnie Momo Sissoko. Do momentu kontuzji stopy Malijczyk po prostu wymiatał, rządził w środku pola, jego kontuzję Juventus odczuł bardzo szybko, najpierw odpadając z LM, a później zaliczając słabą końcówkę sezonu, za co w ostateczności posadą zapłacił Ranieri. Brak takiego zawodnika odczuwamy do dziś. Moim zdaniem obecnie żaden Melo nie dorasta do pięt “tamtemu” Momo. Wielka szkoda, że ten zawodnik nie potrafi powrócić do formy sprzed kontuzji, bo od jego gry zależały wyniki wielu spotkań.
Próżno byłoby w erze Secco szukać prawdziwych następców starzejącego się, oddanego zeszłego lata za darmo do Stuttgartu Mauro Camoranesiego i będącego już od dwóch lat na emeryturze Pavla Nedveda. Secco nie kupił następców ani w czasach, gdy “Niedźwiedź” z Camorem potrafili jeszcze stanowić o sile drużyny, ani też wtedy, gdy obaj o tej sile już nie stanowili… Zatem jeśli ktokolwiek myśli, że drugie i trzecie miejsce w Serie A było w jakimkolwiek stopniu zasługą byłego zarządu, jest w ogromnym błędzie. Był to bowiem w przeważającej mierze efekt tego, że ci, którzy zostali w klubie po aferze Calciopoli, potrafili naprawdę grać w piłkę na wysokim poziomie. Było ich wówczas jeszcze wystarczająco wielu i mieli wystarczającą motywację do tego, by przy pomocy kilku słabszych kolegów – oczywiście w miarę możliwości – ciągnąć drużynę do kolejnych zwycięstw. Wygrywaliśmy dzięki ich ambicji i imponującym piłkarskim umiejętnościom. Kiedy w drugiej linii zabrakło Nedveda, a kontuzje dopadły Trezegola i Camora, to na odpowiednim poziomie najzwyczajniej w świecie nie miał już u nas kto grać.
Juventus przed pierwszym meczem po powrocie do Ligi Mistrzów, 17 września 2008 roku. W górnym rzędzie, od lewej: Chiellini, Grygera, Sissoko, Trezeguet, Legrottaglie i Buffon. W dolnym rzędzie, od lewej: Poulsen, Nedved, Camoranesi, Del Piero i Molinaro.
Przejmując schedę po Secco, Giuseppe Marotta zastał w Vinovo drużynę, w której grać na oczekiwanym przez kibiców poziomie potrafił mało kto, której zawodników prawie nikt nie chciał kupić (co nie dziwiło) a w której ambicje odniesienia sukcesu były przy tym bardzo duże. Na domiar złego dostał do wydania niewspółmiernie mało funduszy – albo ze względu na oszczędności właścicieli, albo z braku ich pełnego zaufania do osoby nowego dyrektora. W przeciwieństwie do swojego poprzednika, Marotta musiał natomiast przygotować drużynę, która potencjalnym nowym zawodnikom nie mogła zaoferować możliwości pokazania się w elitarnych rozgrywkach Ligi Mistrzów. Podsumowując – Beppe przy kiepskich możliwościach zastał kiepski skład, a widoki na przyszłość pozostawiały wiele do życzenia. Jedynie nazwa była silna, tylko budowana przez dziesiątki lat marka Juve mogła kogokolwiek w tej sytuacji do Turynu przyciągnąć. Osoby Alessandro Del Piero czy Gianluigi Buffona były już – ze względu na ich wiek – tylko maluśkim dodatkiem, bo w końcu obaj, jak wiadomo, są już grubo po trzydziestce.
Kogo miał zatem kupić nowy transferowy “guru” Juventusu? Kogo będącego – realnie patrząc – wtedy w naszym zasięgu naprawdę przeoczył? W podobnej do Bianconerich sytuacji był wówczas Liverpool FC, który nagle znalazł się poza burtą Champions League i który także miał w kadrze tylko kilka ciekawych nazwisk (jak Gerrard czy Torres). Wystarczy spojrzeć na letnie okienko transferowe w wykonaniu The Reds i zestawić je z naszym. Żaden z dwóch wielkich klubów nie zdołał zeszłego lata sprowadzić nikogo naprawdę dobrego… Jeśli ta analogia o czymś świadczy, to według mnie właśnie o tym, że nie było to wcale takie łatwe, jak się niektórym kibicom cały czas wydaje. Mimo to Marotta potrafił. Odnalazł się w sytuacji, którą zastał, a na tle zeszłorocznych zakupów Liverpoolu wzmocnienia Juve wyglądają moim zdaniem dużo lepiej.
Czy w Liverpoolu też miał być zastępcą Xabiego Alonso?
Przyznaję, że obecny dyrektor popełnił fatalny błąd z Jorge Martinezem, jednak poza nim do drużyny trafili również – cenieni we Włoszech – Alberto Aquilani i Fabio Quagliarella, a także Serb Milos Krasić. Beppe pozyskał również ciekawie zapowiadającego się obrońcę, Leonardo Bonucciego, mającego w przyszłości stanowić o sile muru obronnego Squadra Azzurra. Do Juve trafił także godny zastępca Buffona, Marco Storari, przy okazji transferu którego wielu pukało się w czoło, szczególnie słysząc o kwocie, jaką trzeba było Milanowi za niego zapłacić. Wreszcie ostatniej zimy do Turynu trafili Alessandro Matri i Andrea Barzagli, którzy bardzo dobrze załatali dziury, odpowiednio w ataku i w defensywie, okazując się przy tym dużo lepszymi od tych, w miejsce których przychodzili. Jeśli ktoś myśli, że sprowadzenie takich zawodników było łatwe, niech przypomni sobie tylko znamienny fakt, że Krasić trafił do Juventusu przede wszystkim dlatego, że sam bardzo tego chciał. Manchester City mógł zapłacić mu – i rzeczywiście oferował – znacznie więcej.
Gdy kupuje się kogoś naprawdę dobrego, zawsze znajdzie się jakiś klub z konkurencyjną ofertą. Jeśli danego zawodnika chcesz tylko ty, to znak, że albo jesteś geniuszem, albo błaznem. Secco niemal zawsze okazywał się tym drugim. Być może właśnie dlatego Marotta postawił na wypożyczenia. Sądzę, że jego tok myślenia mógł wyglądać tak: “skoro nie możemy kupić nikogo wartościowego, to nie pakujmy się w nieuchronny – prędzej czy później – problem sprzedaży przeciętnych zawodników, na których będziemy mogli tylko stracić“. Jest wiele korzyści z pozyskiwania piłkarzy na zasadzie wypożyczenia: przede wszystkim tacy zawodnicy zawsze zwiększają konkurencję w składzie, a jeśli okażą się za słabi, to po prostu odchodzą. Nie mają – w przeciwieństwie do zawodników sprowadzanych na zasadzie transferu definitywnego – wieloletnich kontraktów, więc ich pensje nie są na dłuższą metę obciążeniem klubowych funduszy. Nie grozi nam zatem powtórka z rozrywki, gdy w ramach oszczędności trzeba było pozbywać się graczy z najwyższymi kontraktami, niewspółmiernymi do roli, jaką wówczas odgrywali w klubie.
Zarzucano Marotcie, że ściągnął dziesięciu czy dwunastu zawodników a ja uważam, że gdyby mógł, ściągnąłby i dwudziestu, bo brakowało nam w kadrze nie tylko tych 10 czy nawet 12, a właśnie 20 zawodników. Braki były przecież widoczne niemal na każdej pozycji. Po tym sezonie, dzięki transferom dokonanym w minionym roku, tych braków będzie z pewnością mniej. Napastnik, lewoskrzydłowy i obaj boczni obrońcy. Jeśli na te cztery pozycje uda się znaleźć dwóch naprawdę dobrych piłkarzy i dwóch solidnych graczy, to kolejny sezon będzie według mnie o dwie klasy lepszy od obecnego. Skład Juventusu będzie w końcu wyglądał o niebo lepiej, a za kolejny rok czy dwa będzie można w końcu powiedzieć, że mamy zawodników z trzyletnim stażem. Czy stać nas na to? Oczywiście…
Zarzucano Marotcie, że sprzedawał czy wręcz wyrzucał zawodników, ale czy to jego wina, że coś z tymi zawodnikami trzeba było zrobić? Gdzieś “zagospodarować”? Czy to on ich sprowadzał? Czy ktokolwiek z “banitów” podbija dziś świat? Jakąkolwiek ligę? Gdzie są dziś Giovinco, Diego, Camoranesi, Zebina, Amauri czy Trezeguet? Gdzie oni wszyscy znajdują się obecnie? Czy biją się o nich dobre kluby? Czy biły się w lecie, gdy chciano ich sprzedać? Jeśli nie, to dlaczego się nie biły? Czy tacy zawodnicy mieliby swoją grą ciągnąć nas do Ligi Mistrzów? Zawodnicy, których nikt nie chciał? Czy oni byliby w stanie podnieść piłkarski poziom Juventusu? Jakim cudem mieliby to zrobić? Są zawodnikami na miarę średnich bądź słabych klubów. Dla niektórych nawet i to jest zbyt wysokim progiem. Śmiem twierdzić, że do nich powinien dołączyć jeszcze Brazylijczyk Melo i wszyscy inni, których sprowadził Secco. To, że w dwa ostatnie sezony Serie A Juventus stracił 100 goli nie jest tylko winą obrońców – gdy środek pola czyścił Cristiano Zanetti, to tak fatalnej gry nie było i Felipe Melo zawsze będzie mi się kojarzył z dziurami i brakiem zrozumienia z defensywą. Tak samo jak Blanc, Secco i Gigli zawsze będą kojarzyć mi się z błędnie obraną drogą, z kluczową przyczyną obecnego stanu rzeczy.
Alonso czy Poulsen? Poulsen czy Alonso?
Chciałbym także odnieść się do kolejnych wysuwanych wobec Marotty zarzutów. U niektórych oburzenie wzbudza to, jak “fatalnie” Beppe obszedł się z Treze i z innymi, że wyrzucił ich na bruk, że to przez takie postępowanie dyrektora Juve nie było motywacji wśród zawodników. Pytam: niby jak Beppe miał zachować się w tamtej sytuacji? Jakie były alternatywy? Płacenie 34-letniemu Camoranesiemu przez kolejny rok? Moim zdaniem on powinien być sprzedany dawno temu – co najmniej rok wstecz! Jeśli Grosso i Hasan nie byli w planach, a klub znalazł im takie drużyny, w których graliby w pierwszym składzie, to ja przepraszam, ale rozumiem takie podejście zawodnika: “jeśli zależy mi na grze – odchodzę“. Im zależało tylko na pieniądzach. Tak samo należało postąpić w odpowiednim momencie z Tiago czy Poulsenem!
Jeśli taki Almiron czy Amauri chcieli grać, to poszli na wypożyczenia, zaakceptowali kluby, które się po nich zgłosiły bez strzelania fochów, że to czy tamto im nie odpowiada. Treze natomiast może mieć żal tylko za brak jakiegoś uroczystego, oficjalnego pożegnania. O nic więcej pretensji mieć nie powinien. Na pewno sam zdawał sobie sprawę z tego, jak wielkim był dla klubu obciążeniem finansowym (z pewnością podobnie czuł Del Piero i stąd jego chęć obniżenia zarobków). Były reprezentant Francji wiedział, jak często łapie kontuzje, jak w efekcie mało gra i że nie jest przez to w stanie złapać formy godnej występów w tym klubie. Juventus załatwił mu opcje przejścia do klubu w rodzinnym mieście jego żony i on to zaakceptował. A jeśli jakiś Amauri czy ktokolwiek inny przez takie “akcje” ma braki w motywacji, to najwyraźniej nie dorósł do profesjonalnej piłki. Jeśli nie potrafi się zmotywować dla kibiców, jeśli nie potrafi zmotywować się dla pieniędzy lub jeśli chociażby nie gra dla własnej przyjemności, to co on robi w profesjonalnej piłce? Niech zajmie się handlem obnośnym lub czymkolwiek innym. “Marotta spija śmietankę, a nie ja, więc po co się przykładać?” A to przepraszam, ale kto powiedział, że Marotta ją w ogóle spija? Już prędzej spijał ją swego czasu Moggi, a jakoś za jego kadencji nikt tak głupich pytań nie zadawał.
Nie można w tym miejscu oczywiście nie zahaczyć o odchodzącego szkoleniowca Starej Damy, Luigi Del Neriego. W mojej opinii jest on drugim największym błędem Marotty (zaraz po Martinezie). Giuseppe najzwyczajniej w świecie przecenił jego umiejętności – nie tyle trenerskie, co psychologiczne. To w głowach Bianconeri przegrywali mecze ze słabszymi zespołami, ale przy tym dzięki taktyce najczęściej wygrywali z tymi lepszymi. Być może Del Neri był zbytnio przywiązany do 4-4-2, ale równie dobrze można byłoby powiedzieć, że Wenger jest zbytnio przywiązany do ustawienia 4-5-1… Tę taktykę zna najlepiej, więc ją stosuje. Skoro dzięki niej zdobył czwarte miejsce w lidze z Sampdorią, to dlaczego miałby zająć niższe z Juventusem? Wszystko rozbiło się o motywację. Łatwiej było umotywować zwykłych wyrobników z Sampy niż pseudo-gwiazdy Juve. Analizując wyniki obu ekip, nie sposób chyba dojść do innego wniosku. Natomiast czy Marotta mógł lub nawet powinien powierzyć trenerski stołek komuś innemu? Pewnie, że mógł, może nawet powinien, ale to z Del Nerim znał się najlepiej, to z nim osiągnął ostatnie sukcesy, więc wiedział, jakich zawodników ten trener potrzebuje, by móc możliwie szybko “zdobywać góry”. Zdecydował się na rozwiązanie najprostsze, ale zarazem bardzo dobre, przynajmniej teoretycznie… To, że Beppe przecenił umiejętności motywacyjno-psychologiczne Del Neriego, to jedna sprawa. Ale czy można mówić, że popsuł mu przygotowania do sezonu w ostatni dzień zeszłorocznego, letniego okienka transferowego? Moim zdaniem nie.
Doświadczenie wyniesione przez lata każe mi z przymrużeniem oka przyjmować wszelkie deklaracje piłkarskich działaczy, a wypowiedzi Diego są po prostu dziecinne. Co miał powiedzieć mu Del Neri, jeśli (zakładam, że tak właśnie było) od początku testował go, wraz z Trezegolem, czy nadają się do jego projektu, czy mogą decydować o sile drużyny? “Słuchaj Diego, myślę, że się nie nadajesz, ale masz szansę, żeby udowodnić mi, że się mylę, masz na to miesiąc“? Czy wtedy w ogóle chciałoby się pozyskanemu z Werderu Brema Brazylijczykowi biegać? Trener ma motywować i Del Neri go motywował, nic więcej i nic mniej. Moim zdaniem mecze w sierpniu pokazały, że Diego nigdy nie będzie prawdziwym następcą Del Piero, że nigdy nie pociągnie drużyny, że to nie od niego będą zależały wyniki meczów i tak naprawdę – jeśli będzie okazja – warto wymienić go na kogoś innego (w tym wypadku na Fabio Quagliarellę lub Antonio Di Natale).
Jeśli JuveCracow pisze o dobrych meczach Diego w lecie, o jego zgraniu z Amaurim, to ja się pytam: kto był przeciwnikiem w tych dobrych meczach? Sprzedawca butów i mechanik samochodowy z Irlandii? Dlaczego gdy przyszło stawić czoła Austriakom już tak nie błyszczał? Dlaczego nie błyszczał w całym poprzednim sezonie? Dlaczego co chwilę jakimś genialnym uderzeniem czy podaniem gasił go 36-letni (prawie) emeryt? Bo trzeba powiedzieć sobie jasno – Diego Ribas da Cunha przegrał rywalizację z 36-letnim zawodnikiem. Lepiej było mieć w zespole błyszczącego co drugi mecz weterana Del Piero niż Diego, który nie błyszczał wcale.
I jestem pewien, że Del Neri o tym wiedział, aktywnie współdecydując w kwestii sprzedaży do Niemiec 33-krotnego reprezentanta Brazylii. To on po meczach ze Sturmem musiał powiedzieć do swojego kolegi “Stary, mógłbyś sprowadzić mi kogoś innego, bo w Serie A grają jednak drużyny lepsze niż Sturm!” Inaczej postawa Marotty byłaby skrajnie nieprofesjonalna, byłaby wręcz kpiną z Del Neriego i jego oczekiwań wobec kadry, z którą miał pracować. A przecież nie po to ściągnął go za sobą do Juventusu, żeby z niego kpić…
Kończąc, chciałbym powtórzyć zadane na początku pytanie: “kogo w klubie zeszłego lata zastał Beppe Marotta?”, oraz poprosić Was o skonfrontowanie tamtej kadry z obecną. Których spośród sprowadzonych przez Secco zawodników chcielibyście nadal oglądać biegających po boisku w barwach Juve? Którzy spośród przybyłych za kadencji Marotty graczy zasługują Waszym zdaniem na to, by pozostać w Turynie? Ilu jest tych pierwszych, a ilu drugich? Proszę również o zastanowienie się nad tym, co lepiej mógł zrobić Marotta w sytuacji, którą zastał i czy fakt, że zrobiłby inaczej to czy tamto, rzeczywiście byłby dla nas korzystny i cokolwiek nam gwarantował…
Autor: Maly