Parafrazując klasyka – piękne to było mercato, nie zapomnę go nigdy
Zwyczajowo styczniowe okno transferowe kojarzone jest z niewielkimi transakcjami mającymi na celu uzupełnienie składu (poszerzenie ławki, jeśli ta okazywała się być za krótka na granie dwóch meczów w tygodniu, drobne korekty na wybranych pozycjach) lub ewentualnie wykorzystaniu okazji nadarzających się na rynku transferowym. Dotyczy to szczególnie piłkarzy, którzy nie zamierzają przedłużać kończącej się w lipcu umowy, a ich klub obecny klub chce zarobić na swoim zawodniku choćby symboliczną kwotę.
Zakupy Juventusu na początku 2022 roku zapowiadały się podobnie, nic nie zwiastowało nadchodzącej rewolucji. Allegri uparcie powtarzał, że pracuje z kadrą, którą posiada i jest zadowolony z jej progresu. Dzielnie stawał w obronie Moraty, który w pewnym momencie znajdował się już jedną nogą na Camp Nou, konsekwentnie podkreślał wiarę w umiejętności, notorycznie rozczarowujących: Rabiota, Kulusevskiego czy nawet Arthura. Jedynym, wobec którego padły mocne i zdecydowane słowa, był Aaron Ramsey, który w pewnym momencie nie był już nawet uwzględniany w treningach pierwszej drużyny, a jego szanse na rozwój miały się znajdować poza strukturami klubu.
Nikt się nie spodziewał wzmocnień w styczniu
Nudny styczeń, w trakcie którego wałkowano przede wszystkim rzekome perturbacje z przedłużeniem kontraktu Dybali, w ostatnim tygodniu zmienił się w emocjonalny rollercoaster, podczas którego każda kolejna godzina obfitowała w nowe, ekscytujące doniesienia. Panowie Arrivabene i Cherubini mimo ospałego początku w Juve pokazali, że ostatnie miesiące były dla nich bardzo, ale to bardzo pracowite.
Pierwszym poważnym sygnałem nadchodzących zmian był mecz Genoi z Fiorentiną. Viola rozgromiła Gryfonów aż 6:0, jednak tajemniczy gest Vlahovicia po strzelonej bramce wlał w oszalałe z radości serca kibiców kilka kropel zaniepokojenia. Ich najlepszy i najbardziej wartościowy zawodnik, niekwestionowany lider na boisku, zamiast cieszyć się z kolejnego gola wykonał w stronę trybun przepraszający gest. Dla mnie to był bardzo czytelny sygnał – to się dzieje. To był moment, w którym poczułem, że Dusan nie przeprasza ani za zmarnowany rzut karny, ani za decyzję o opuszczeniu Florencji. Ten gest mógł znaczyć tylko jedno: „Wybaczcie, ale odchodzę. Tak, właśnie do nich”. Florencja i Turyn oszalały – każde na swój własny sposób.
Nadchodzący transfer serbskiego snajpera można zilustrować cytatem Ryszarda Ochódzkiego z „Misia”:„Ty wiesz co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie, mówimy, to jest nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo”. Ruch ten oznaczał całkowitą zmianę dynamiki w Juve. Oto klub, z kadrą przepełnioną wypalonymi piłkarzami, mający na liście płac średniaków z nieproporcjonalnie wysokimi kontraktami, których nie sposób było się pozbyć, dokonuje transakcji, po których obserwatorzy i fani muszą zbierać szczęki z podłogi. Mamy Vlahovicia, a do tego przyspieszamy transfer Zakarii i zgarniamy kolegom zza miedzy sprzed nosa Gattiego. Trwa także wietrzenie szatni — staremu znajomemu Paraticiemu oddajemy grających poniżej oczekiwań Bentancura i Kulusevskiego, a rzutem na taśmę, w ostatnich godzinach okna transferowego pakujemy Ramseya na pokład samolotu lecącego do Glasgow. Wystarczył tydzień, aby zimowe okno transferowe sezonu 2021/22 przeszło do historii jako najbardziej spektakularne i jedno z najlepszych, a zwątpienie w przyszłość zostało zastąpione falą kibicowskiego optymizmu. Jego najważniejszą przyczyna był rzecz jasna najdroższy z pozyskanych zawodników.
Vlahović, Mbappe, Haaland
Każdy, nawet mało wnikliwie obserwujący Serie A, kibic wie, kogo sprowadzamy stawiając na Vlahovicia. Napastnik niemal kompletny, 22 letni fenomen, który jednym tchem wymieniany jest obok Mbappe i Haalanda jako jeden z trzech najzdolniejszych piłkarzy młodego pokolenia. W wieku 21 lat pobił należący do Cristiano Ronaldo rekord Serie A w liczbie bramek strzelonych w roku kalendarzowym. W 2021 strzelił 34 gole. Maszyna. Niech dopełnieniem tej laurki będzie fakt, że Dusan Vlahović bardzo chciał trafić do Juventusu, zapewniając, że było to jego dziecięcym marzeniem. Nawet nie spojrzał w stronę ofert z Tottenhamu i Arsenalu, nie rozpoczął negocjacji z zainteresowanymi klubami, takimi jak Atletico Madryt, BVB czy wiele innych, które sondowały opcję jego pozyskania. Zapytany o to Dusan odpowiedział w sposób bardzo wymowny: „Juventus to Juventus”. Memory, find. Siara. I wszystko jasne.
Zakaria – lepsza wersja Matuidiego
Zakaria to klasyczny pomocnik box2box, skupiony przede wszystkim na zadaniach defensywnych – świetny w odbiorze piłki, ale też okazjonalnie potrafiący ją rozegrać. Obserwując jego grę rzekłbym, że to lepsza, nieco mniej chaotyczna, wersja Matuidiego. Zawodnik stawiający głównie na efektywność ponad efektowność, piłkarz o którym zwykło się mówić, że jest doceniany przez trenerów, bo w grę drużyny wkłada bardzo dużo pracy. Wierzę, że dzięki niemu Locatelli będzie mógł grać wyżej i pokazać w końcu swoje walory w rozegraniu i ofensywie, mając spokój i bezpieczeństwo za plecami. Podsumowując, Zakaria to piłkarz, którego bardzo nam brakowało i który – moim zdaniem – walnie przyczyni się do wygrywania środka pola w meczach z silnymi rywalami.
Federico Gatti – objawienie Serie B
Do Turynu zawitał także 23-letni środkowy obrońca Federico Gatti, który swoimi ostatnimi występami w barwach Frosinone w rozgrywkach Serie B zasłużył na miano fenomenu. Piłkarz ten przykuł uwagę większości drużyn z Serie A i miał już ustalone warunki transferu do Torino, jednak w ostatniej chwili do sprawy wmieszał się Juventus i wygrał wyścig o jego usługi. Nie przysporzy nam to raczej zwolenników we Włoszech, ale całkiem dobrze obrazuje styl pracy Arrivabene i Cherubiniego. Styczniowe działania w żadnym przypadku nie przypominały letniej sagi z zakontraktowaniem Manu Locatellego.
Żal z powodu odejścia Bentancura
Radość z nowych nabytków nie przysłania jednak całkowicie smutku i rozczarowania z rozstań. Nie mam tutaj oczywiście na myśli Ramseya, którego przygoda z Turynem była ogromnym nieporozumieniem i dosyć szybko stało się jasne, że ten zawodnik nie odnajdzie się we Włoszech.
Żal mi za to odejścia Rodrigo Bentancura i to mimo tego, że uważam to rozstanie za słuszne. Urugwajczyk spędził w Turynie 4,5 roku i momentami naprawdę potrafił zachwycić swoją grą. Już jako nastolatek pokazywał się z bardzo dobrej strony, eksponując przede wszystkim swoje walory defensywne – świetny w odbiorze, bardzo dobry w przejmowaniu piłek, dzięki dobremu ustawieniu i czytaniu gry. Podobał mi się od samego początku i wiązałem z tym chłopakiem olbrzymie nadzieje. Cierpliwie czekałem, aż zacznie się rozwijać i realizować swój wielki potencjał. Jednak z meczu na mecz, z roku na rok, tempo rozwoju wyhamowywało, aż do momentu całkowitego zatrzymania. Apogeum okazał się fatalny sezon pod wodzą Pirlo, który usilnie chciał zrobić z Rodrigo rozgrywającego. Przez to pomocnik zanotował kilka fatalnych błędów (w tym słynny z meczu z Porto w 1/8 LM). Allegri próbował Bentancura odkurzyć i odbudować, jednak widać było gołym okiem, że coś tam się zacięło. Być może Bentancur osiągnął już szczyt swoich możliwości, albo – aby zabłysnąć na nowo po 4,5 roku w jednym miejscu – potrzebuje zmiany otoczenia, zmiany myśli szkoleniowej i ligi. Trafiając pod skrzydła Conte ma na to naprawdę spore szanse i tego mu właśnie życzę. Dzięki za wszystko, Rodrigo!
Kulusevski – niespełniona obietnica
Żal mi też Kulusevskiego, jednak z zupełnie innych względów. Sprowadzając Szweda Juventus kupował pewną obietnicę – zapowiedź eksplozji talentu, który przecież w barwach Parmy zapracował na wyróżnienie Najlepszego Młodego Zawodnika Serie A. Myślę, że wielu z nas przyjęło Kulusevskiego jako wyłowiony młody talent, wybuchowego skrzydłowego, który wprowadza zamieszanie i rzuca blady strach na szyki obronne rywali. Zaczął świetnie – od bramki w debiucie pod wodzą Pirlo przeciwko Sampdorii, kiedy ładnym technicznym strzałem otworzył wynik spotkania. Były to jednak dobre złego początki, bo poza nielicznymi przebłyskami, Kulu był w swoich występach zdecydowanie zagubiony, zamotany i absolutnie nieświadomy tego, co dzieje się na boisku. Potrzebował absurdalnie dużo czasu na podjęcie decyzji – czy to o strzale, czy o zagraniu, a kiedy już to robił, to często wykonanie pozostawiało wiele do życzenia. Czytając między wierszami wypowiedzi Allegriego na temat Dejana można było odnieść wrażenie, że Szwed nie do końca rozumie to, co jego koledzy robią na boisku i czego od niego samego oczekuje trener. Wierzę jednak, że sprawdzi się w Tottenhamie i pod wodzą Conte przekona do siebie Anglików na tyle, aby zdecydowali się go wykupić.
Wszystkie wykonane w ostatnich dniach ruchy transferowe wyglądają na imponujące i na papierze powinny dać nam dużo dobrego. W końcu mamy waleczną 9 z prawdziwego zdarzenia, maszynę do zdobywania goli oraz pomocnika, który będzie pracował, łatał dziury i zabezpieczał wyżej grających kolegów, pozwalając im na bardziej ryzykowne zagrania. W zamian oddajemy piłkarzy, którzy rozczarowali, bądź przestali się rozwijać. Cel na najbliższe miesiące jest jasny – wskoczyć do top4 Serie A i możliwie jak najdłużej powalczyć w Lidze Mistrzów.
Nie pytam, czy jesteście zadowoleni, bo to raczej oczywiste. Zastanawiam się jednak, czy te transfery są wystarczające, żeby być już realnym zagrożeniem dla Interu? Czy dzięki nowym piłkarzom i towarzyszącemu ich przybyciu powiewowi świeżości Juventus wróci na odpowiednie tory i wskoczy do top4? Ponadto ciekaw jestem co stanie się na mercato latem. Po tak intensywnych zakupach w zimie kolejne okienko pozostaje zagadką. Może być ono wyjątkowo spokojne, albo – przeciwnie – stanowić kolejna fazę dynamicznej przebudowy drużyny. Tak czy inaczej przed nami ciekawe miesiące. Oby były pełne sukcesów wzmocnionego Juventusu!
Autor: Marcin Szydłowski