Piłkarz, który uwodzi wielkich trenerów. Niewidzialny czar Samiego Khediry.
Teoretycznie gra w piłkę, ale w przypadku mistrza świata z Juventusu to określenie nieprecyzyjne. Kojarzy się bowiem ze strzelaniem, podawaniem lub chociaż odbieraniem. Z akcjami, w których centrum znajduje się piłka. A to nie jest gra, w którą gra Sami Khedira.
W rozmowach o futbolu często pada stwierdzenie, że ktoś dobrze się ustawia. Rzadko ktokolwiek się nad nim zastanawia. O tym, gdzie zawodnik ma się ustawiać, decyduje przecież trener. „Ustawienie drużyny”, które przed pierwszym gwizdkiem pokazują nam na grafikach telewizje, wyraźnie określa, kto powinien się gdzie ustawiać. Jeśli środkowych pomocników jest trzech, zawsze któryś z nich ustawia się bliżej prawej, któryś bliżej lewej strony, a któryś dokładnie na środku boiska. Ustawianie się w futbolu to jednak znacznie trudniejsza kwestia. Właściwe ustawienie przecież zmienia się w każdym momencie. Gdyby chodziło tylko o stanie cały czas w przypisanym miejscu, nie mówilibyśmy o futbolu, tylko o piłkarzykach na sprężynkach. Bo już nawet w tych stołowych dochodzi element przesuwania się. Wyłącznie po jednej osi, zależnie od miejsca, w którym znajduje się piłka. Ale w tej symulacji piłki nożnej jest już element zmiany ustawienia w zależności od okoliczności.
CZTERY PUNKTY ODNIESIENIA
Prawdziwy futbol jest bardziej skomplikowany niż obie formy piłkarzyków. Ustawienie zależy od czterech czynników – miejsca na boisku, pozycji, w której znajduje się piłka, pozycji kolegów z drużyny i pozycji rywali. To dlatego zawodnicy są w ciągłym ruchu. Bo ich koledzy, przeciwnicy i piłka także ciągle się ruszają. Każde kopnięcie, a nawet brak kopnięcia. Każda zmiana położenia któregoś z dwudziestu dwóch ludzi przebywających na boisku zmienia sytuację. A każda sytuacja wymaga, by na nowo się do niej dostosować. Czyli ustawić się inaczej.
Dopiero aspekt dobrego ustawiania się pokazuje, jak skomplikowany jest w rzeczywistości futbol. Ile czynników trzeba w ułamku sekundy wziąć pod uwagę, ile mieć punktów odniesienia, by stanąć akurat w tym miejscu, a nie innym. Najlepsi gracze robią to oczywiście „intuicyjnie”. To znaczy, od lat byli uczeni, jak mają się ustawiać i dziś już nie zastanawiają się nad tym. Tylko piłkarze, którzy nie byli tego uczeni, choćby wielu Polaków, dziwi się często, wyjeżdżając na przykład do Włoch, że tamtejsi trenerzy czepiają się stania o metr w niewłaściwą stronę. A Pep Guardiola po prostu podzielił boisko na strefy, podkreślając, że w żadnej nie może stać jednocześnie więcej niż dwóch zawodników jego drużyny. Tych stref nie widać, nikt ich na boisku, na którym toczą się mecze, nie narysował. Ale Robert Lewandowski zwierzał się kiedyś, że do dziś porusza się po murawie zgodnie ze strefami Guardioli.
Gdy czyta się, że Arrigo Sacchi urządzał czasem zawodnikom Milanu sesje treningowe, w których na boisku nie było piłki, a on jedynie przechadzał się po murawie i mówił, gdzie znajduje się wyimaginowana piłka, oczekując od zawodników właściwego ustawienia się, otrzymuje się obraz trenera lekko szalonego. Jednak chodzi właśnie o wypracowanie w zawodnikach nawyku ciągłego dostosowywania optymalnej pozycji w zależności od sytuacji na boisku. Jest absolutnie pewne, że w trakcie takich sesji najlepiej wypadałby Sami Khedira. Choć grał w piłkę w trzech różnych krajach i w każdym był ceniony, nie ma nic dziwnego w tym, że prawdziwy piłkarski dom znalazł akurat we Włoszech. W kraju, w którym to właśnie ten metr w prawo czy w lewo odróżnia sukces od porażki.
Z tym że Khedira był doceniany w każdym kraju, to trochę przesada. Był doceniany przez tylko jedną grupę zawodową działającą w futbolu. Za to z jego perspektywy najważniejszą. Przez trenerów. W czasach Stuttgartu i wczesnych występów w reprezentacji Niemiec, gdy miał na mundialu w 2010 roku zastąpić kontuzjowanego Michaela Ballacka, jeszcze nie było problemów z dostrzeżeniem jego atutów. Był względnie szybki, dość chętnie wchodził w pojedynki. Długie czarne włosy, które wtedy nosił, falowały na tyle sugestywnie, że nikt nie miał kłopotu z zauważeniem, gdzie na boisku znajduje się Khedira. Schody zaczęły się, gdy trafił do Realu Madryt. To był transfer zaskakujący i uznawany za przedwczesny. Khedira wprawdzie był bohaterem w 2007 roku, gdy jako wychowanek poprowadził Stuttgart do sensacyjnego mistrzostwa, strzelając decydującego gola głową w ostatniej kolejce, ale z VfB odchodzi się do Bayernu, a nie prosto do Madrytu, odbierając telefony od samego Jose Mourinho. Równolegle w tym samym kierunku leciał z Bremy Mesut Oezil. Po nim gołym okiem było jednak widać, że to geniusz. Jego delikatne pieszczoty, jakie urządzał piłce stopami, pasowały do Realu. Khedira wydawał się jednak zbyt toporny.
DOCENIONY PO CZASIE
Czy będąc mistrzem świata, Hiszpanii, Włoch, Niemiec i zdobywcą Ligi Mistrzów, można jednocześnie być niedocenianym? Chyba można. Niedoceniany nie oznacza przecież „uznawany za słabego”, lecz doceniany nie wystarczająco. Mniej więcej to miał na myśli Wojciech Szczęsny, gdy w programie „Prosto w Szczenę” charakteryzował Khedirę. – To gracz, którego doceniasz jeszcze bardziej, im dłużej z nim grasz. Być może po jednym meczu pomyślisz – dobry zawodnik, gra w dużym zespole. Ale jeśli występujesz z Samim i widzisz, jak czyta grę, również dzięki doświadczeniu, zdajesz sobie sprawę, jak dobrym zawodnikiem jest – mówił. Pisać, że nikt nie wie, że Khedira jest dobry, byłoby przekłamaniem. W żadnym z elementów technicznych, po których tradycyjnie ocenia się piłkarzy, niczego mu nie brakuje. Wydaje się jednak, że mało kto potrafi dostrzec, jak bardzo jest dobry.
ULUBIENIEC TRENERÓW
Minionego lata, gdy jeszcze nie było nawet wiadomo, kto poprowadzi zespół po Massimilianie Allegrim, tylko jedna rzecz wydawała się w Juventusie pewna: rozstanie z Khedirą. Gdy zatrudniano Maruzia Sarriego, ten już wiedział, że na Niemcu postawiono krzyżyk i szukany jest dla niego kupiec. Gdy nowy trener wystawiał go w letnich sparingach, tłumaczono to chęcią pokazania go potencjalnym nabywcom. Kiedy stawiał na niego w pierwszych meczach o stawkę, wyjaśniano, że trener, który zmagał się z zapaleniem płuc i nie mógł osobiście dowodzić zespołem z ławki, wolał najpierw postawić na sprawdzoną starą gwardię. Kiedy jednak zaczął na konferencjach prasowych mówić o „potwornej inteligencji taktycznej” Khediry, było jasne: dołączył do grona trenerów, których uwiódł niewidzialny czar Niemca.
W 2009 roku Niemcy wysłali na młodzieżowe Euro najlepszy skład w historii. W drużynie roiło się od przyszłych seniorskich mistrzów świata. A jednak w szatni przed finałem z Anglią selekcjoner Horst Hrubesch to kapitanowi Khedirze powiedział, że tylko od niego zależy, czy Niemcy wygrają ten turniej. Jose Mourinho wykładał hiszpańskim dziennikarzom, w czasach gdy prowadził Real, że na swojej pozycji Khedira jest najlepszy na świecie. Allegri nazywał go „Profesorem”. Kiedy któryś z dziennikarzy zagaił go kiedyś ostrożnie, że niektórzy krytykują Khedirę, były trener Juventusu przerwał: – Nie można krytykować Khediry. Wielu ogląda mecze, ale niewielu je widzi – uciął temat.
NOGI DO NICZEGO
W momencie, w którym nie ma już długich włosów, biega wolniej niż kiedyś, problemy z kontuzjami zdewastowały go fizycznie, a w jego otoczeniu krąży wielu wspaniałych piłkarzy, coraz trudniej go dostrzec. To stąd opinie takie, jak wygłoszona w ESPN przez Shakę Hislopa, byłego bramkarza angielskich klubów, gdy Khedirę przymierzano do Arsenalu. – Nie wiem, dlaczego Arsenal miałby to zrobić. Nawet jeśli miałoby się to odbyć za darmo – po co? Jego nogi są już do niczego. Zupełnie nie daje tego, czego potrzeba w pomocy – oceniał zawodnika, który jesienią grał w pomocy Juventusu prawie zawsze. Do momentu jego kontuzji kolana turyńczycy nie przegrali żadnego meczu. Od tamtego czasu już sześć. Tylko ten komentarz dotyczący nóg Khediry był zdecydowanie trafny. Ale problemy z nimi Niemiec miał zawsze, co nie przeszkodziło mu zrobić spektakularnej kariery.
Juventus chciał się go pozbyć właśnie ze względu na podatność na urazy i utratę szybkości. Zwłaszcza że po odejściu Allegriego planował zatrudnić trenera preferującego futbol znacznie odważniejszy i bardziej ryzykowny. Sarri szybko przekonał się jednak, że właśnie do takiej piłki najbardziej potrzebuje Khediry. Bo jego umiejętność łatania dziur, czyli odpowiedniego przemieszczania się po boisku względem rywali, kolegów z drużyny i piłki, da drużynie stabilność, która wobec nadchodzących zmian pomoże w uniknięciu przykrych wpadek. Khedira jednoosobowo nadaje drużynie strukturę. Chaos zamienia w kosmos. Często nie widać, gdy jest, ale widać, gdy go nie ma. W drugiej kolejce schodził z boiska po godzinie, gdy Juventus całkowicie dominował nad Napoli i prowadził 2:0. Chwilę później mecz zamienił się w jazdę bez trzymanki, zakończoną wygraną turyńczyków 4:3. Z Atletico Madryt Sarri zdjął go na dwadzieścia minut przed końcem. Juventus zdążył w tym czasie roztrwonić dwubramkowe prowadzenie.
CIĄGŁY RUCH
Byłoby jednak zbyt prosto, gdyby zawsze w ten sposób dało się zmierzyć wkład Khediry w sukcesy. Wygrywałby bowiem rankingi w statystyce Goalimpact, sprawdzającej stosunek goli strzelanych do traconych przez drużynę, gdy dany zawodnik jest na boisku. Niemiec wypada w niej tak, jak wszędzie. Solidnie, ale nic więcej. Tak jest w prawie wszystkich statystykach, które pomagają w ocenianiu piłkarzy. W praktycznie każdym zestawieniu jest blisko średniej europejskiej. Dość rzadko dotyka piłkę jak na środkowego pomocnika lub grającego na pozycji mezzala, czyli półskrzydłowego. Gdy już ma ją przy nodze, zagrywa raczej prosto. Mało drybluje. We Włoszech zaczął się wyróżniać tym, że strzela stosunkowo sporo goli. Ma w tej kwestii coś w stylu genu Thomasa Muellera. Z tą różnicą, że graczowi Bayernu piłka często spada pod nogi. A Khedira potrafi wychodzić jej na spotkanie, wybierając odpowiednie korytarze. Nie czeka, aż spadnie, bo ciągle jest w ruchu. To nie jest jednak ruch polegający na rzucającym się w oczy bieganiu od linii do linii. Raczej na drobnych doskokach. Przesunięciu się o cztery kroki. Krótkim sprincie, by zamknąć jakąś strefę przed kontratakiem albo stając na linii podania. Julian Nagelsmann, trener Rasenballsportu Lipsk, przekazuje swoim zawodnikom, że lepiej odzyskać piłkę poprzez przechwycenie podania rywala niż przez wygranie pojedynku. Pojedynki wnoszą element nieprzewidywalności. Niecelne podanie rywala da się zaplanować. Khedira często potrafi stać na linii podania, zmuszając rywali do szukania innej drogi.
DOBRY ANALITYK
Problem z uchwyceniem umiejętności Niemca w statystykach jest taki, że większość z tych najczęściej używanych dotyczy tego, co zawodnicy robią z piłką przy nodze. Mówi się wprawdzie o przechwytach, które dotyczą odpowiedniego przeczytania akcji rywala, ale i tu pod uwagę brane są tylko zagrania kończące się przejęciem piłki. Wyjaśnienie, dlaczego Khedirę tak kochali wszyscy wysokiej klasy trenerzy, leży w ledwo widocznych detalach, jak zmuszenie rywala, by poszedł inną stroną lub pokazanie się partnerowi, który akurat wpadł w tarapaty. Gdy jego drużyna ma piłkę, Khedira krąży po boisku, szukając miejsc, w których mógłby stworzyć przewagę liczebną. Gdy jej nie ma, lokalizuje strefy, w których przewagę mógłby mieć rywal. A potem stara się ją zniwelować. Jego inteligencję taktyczną trenerzy wykorzystują nie tylko na boisku, ale też podczas analizy rywala. Podczas Euro 2016, przed meczem z Włochami, Khedira dawał reprezentantom Niemiec szczegółowe wskazówki, bo potrafił dobrze i klarownie wyjaśnić, czego od zawodników oczekuje Antonio Conte, selekcjoner rywali. Członkowie sztabu później jedynie wysłali na smartfony zawodników wycinki wideo obrazujące to, o czym mówił Khedira.
REZYGNACJA Z FINAŁU
W futbolu, w którym drużyny to coraz bardziej zbiory indywidualności, Niemiec jest ucieleśnieniem zawodnika zespołowego. Mówi się tak o wielu, ale niewielu dało tak jednoznaczne świadectwo, że stawiają drużynę ponad siebie. Gdy na rozgrzewce przed finałem mistrzostw świata poczuł ból w łydce, który utrudniał mu chodzenie, nie myślał, że spróbuje, rozchodzi i jakoś to będzie. Nie chciał pozbawiać drużyny zmiany, więc jeszcze przed pierwszym gwizdkiem powiedział selekcjonerowi, że nie da rady. – To było najbardziej profesjonalne zachowanie, z jakim się w życiu spotkałem – mówił potem Joachim Loew. On także należał do grona trenerów, którzy uwielbiali Khedirę. Gdy miał 18 lat, lekarze wróżyli mu zakończenie kariery i z powodu kontuzji kolana stracił rok. Odkąd zaczął grać zawodowo, urazy zabrały mu już blisko trzy lata. Na ławce nie siedzi jednak prawie nigdy. Żaden trener mu na to nie pozwala.
Autor: Michał Trela
Źródło: newonce.sport