Wojna celtycka: Prolog i narada
Czterej trenerzy zawiedli kibiców pod turyńskim niebem, Dziesiątki milionów euro w błoto wyrzucone, Dwa siódme miejsca pod rząd, serca rozpaczy pełne… Jeden trener, by pradawną chwałę odzyskać, Jeden, by legendarne DNA mistrzów odnaleźć, Jeden, by natchnąć piłkarzy do walki w Champions League, Jeden, by wszystkimi rządzić i Scudetto obronić, W krainie Piemont, gdzie zaległy cienie.
Mierzymy się dziś z rywalem, który przez trzy kolejne lata musiał znosić gorycz porażki w Scottish Premier League, ulegając w latach 2009, 2010 i 2011 lokalnemu rywalowi – Rangers FC. Trzykrotnie popularni Celtowie oglądali plecy rywala zza miedzy, kończąc sezon na drugiej pozycji ze stratą odpowiednio czterech, sześciu i jednego punktu do ekipy Light Blues . Porażki bolały tym bardziej, że w poprzednich latach to Celtic prowadzony przez Gordona Strachana był górą, zdobywając w latach 2006, 2007 i 2008 trzy tytuły mistrza Szkocji z rzędu. W tamtej drużynie brylowali Polacy, Artur Boruc i (szczególnie w dwóch pierwszych sezonach) Maciej Żurawski, a liderem zespołu był Japończyk Shunsuke Nakamura. Kibice The Bhoys do dziś wracają do tamtych chwil. Jak pisze na lamach celticpoland.com Mick Wachowski: “Przez trzy lata, w których górą byli Rangersi, a Celtic nie grał w Champions League, o podobnych chwilach uniesień mogliśmy jedynie pomarzyć. Chyba nie tylko ja wracałem wtedy wspomnieniami do czasów Gordona Strachana. Do fenomenalnego awansu po meczu z Man United, do gola McDonalda z Milanem czy Donatiego z Szachtarem”.
W ubiegłym sezonie Celtic musiał zadowolić się udziałem w rozgrywkach Ligi Europejskiej. Tam podopieczni Neila Lennona najpierw wyeliminowali szwajcarski FC Sion, zwyciężając w dwumeczu 6-0, by fazie grupowej LE uznać wyższość włoskiego Udinese i ekipy późniejszych triumfatorów, Atletico Madryt. W lidze okazali się jednak bezkonkurencyjni: zdobyli mistrzostwo Szkocji z przewagą dwudziestu punktów nad zdegradowaną następnie do trzeciej ligi wskutek problemów finansowych drużyną The Gers . Dla ekipy Rangersów było to tym bardziej przykre, że – z powodu awansu z szesnastego na piętnaste miejsce, jaki rok wcześniej zanotowała Szkocja w rankingu UEFA – The Gers nawet jako wicemistrzowie kraju zyskaliby prawo do gry w trzeciej rundzie kwalifikacyjnej Champions League. Zastąpiła ich tymczasem drużyna Motherwell, która latem ubiegłego roku szybko pożegnała się z LM, przegrywając w dwumeczu z greckim Panathinaikosem 0-5. Takich problemów nie miał Celtic, który najpierw uporał się z ekipą mistrzów Finlandii, HJK Helsinki, zwyciężając w dwumeczu 4-1, aby w kolejnej fazie zostawić w pokonanym polu szwedzki Helsingborg. Wynik 4-0 w dwumeczu nie pozostawiał żadnych złudzeń co do tego, która z drużyn zasłużyła na udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów.
Fazę grupową LM 2012/13 Celtic – podobnie jak Juve – zaczął od remisu. Blisko 58 tysięcy kibiców zgromadzonych 19 września ubiegłego roku na Celtic Park w Glasgow przeżyło lekki zawód, w meczu z Benfiką nie zobaczyli bowiem ani jednego gola. Znacznie lepiej The Bhoys spisali się w kolejnym spotkaniu, pokonując moskiewski Spartak 3-2 po golach Greka Georgiosa Samarasa i króla strzelców poprzedniego sezonu SPL, Gary’ego Hoopera. Samobójczą bramkę na Łużnikach zdobył Dmitrij Kombarow. W trzecim spotkaniu podopieczni Neila Lennona nie sprostali na Camp Nou Barcelonie. Na prowadzenie wyprowadził ich co prawda w 18. minucie Samaras, ale gol do szatni autorstwa Iniesty i bramka Alby w czwartej minucie doliczonego czasu gry dały wygraną Dumie Katalonii. Jednak w rewanżu przed własną publicznością to Celtic pokonał Barcelonę 2-1, a bohaterami wieczoru byli strzelcy bramek: Wanyama i Watt oraz wybrany przez serwis Goal.com pilkarzem meczu bramkarz Fraser Forster. W kolejnym spotkaniu, na Estadio da Luz w Lizbonie Celtowie ulegli co prawda Benfice (kolejny gol Samarasa), ale pokonując w ostatnim meczu fazy grupowej Spartak Moskwa 2-1 (bramki Hoopera i Commonsa z rzutu karnego) popularni The Bhoys zapewnili sobie awans do kolejnej fazy rozgrywek. Ponad 59 tysięcy fanów dostało tamtego grudniowego wieczoru wymarzony prezent od swoich ulubieńcow.
Na forum JuvePoland głos zabrał wczoraj Celticfan , wyczerpująco odpowiadając na pytania annihilatora1988: Czy mógłbyś scharakteryzować, jak wyglądają boki obrony drużyny z Glasgow? (…) Kto miałby strzelać bramki dla Wyspiarzy?”. Celticfan napisał: “Po jednej stronie na pewno zobaczymy Izaguirre. Lewy obrońca. Honduranin, który w pierwszym sezonie ligowym w Celtiku zdobył nagrodę za najlepszego zawodnika ligi szkockiej. Następnie jednak nabawił się urazu (złamana kość piszczelowa i strzałkowa), przez co długo musiał się kurować. Ale powoli wraca do formy i zaczyna imponować swoją grą, tak jak za dawnych lat. Prócz Izaguirre jest jeszcze Mulgrew. Niesamowity zawodnik. Może występować na pozycji stopera, lewego obrońcy i pomocnika. Jeżeli Izzy usiądzie na ławce, to na pewno Mulgrew zajmie jego miejsce. Jeżeli tak nie będzie, to raczej Charlie zagra na lewej stronie pomocy. Co o nim? Dużo asyst i bramek jak na defensora. Bije rzuty wolne i rożne. Podchodzi też do jedenastek. Świetne ma te centry. Ktoś wyżej (na forum JP – przyp. red.) napisał już, że Celtic dużo goli zdobywa po stałych fragmentach gry. To właśnie Mulgrew wrzuca piłki w pole karne przeciwnika. (np. Wanyamie z Barceloną) Po drugiej stronie (prawej) młodziutki Matthews. Też przyszedł do Celtiku całkiem niedawno i trzeba przyznać, że radzi sobie znakomicie. 21-latek został wybrany młodym zawodnikiem miesiąca. Kto ma strzelać? Myślę, że na to pytanie można odpowiedzieć jednogłośnie. Wszyscy liczymy na Hoopera, którego swego czasu zaczął już obserwować sam szkoleniowiec reprezentacji Anglii. Hooper to nasz najskuteczniejszy zawodnik.
Tuż po losowaniu 1/8 LM pojawiły się głosy krytykujące styl gry The Bhoys . Mateusz Bystrzycki, SportKlub Polska: “Celtic prezentuje futbol, który uosabia wszystko, czym w futbolu się brzydzę. Drągalowaci drwale, z piłkarską finezją tarki do ziemniaków, uparcie pchają się pod własną strefę obronną, atakując tylko wtedy, gdy głęboko zastawione zasieki defensywne pozwolą na minimum hulanki w ofensywie. Na grunt własnej estetyki piłkarskiej, z dosyć ograniczonego asortymentu Celtiku, przeszczepiłbym jedynie zaangażowanie, z którego Mel Gibson byłby dumny. Wolałbym oglądać w tej fazie Benfikę Lizbona. Juventus, po przymusowych wakacjach od wielkiego futbolu, wraca do gry w efektownym stylu, ale Celtic jest teamem, z którym potknąć może się każdy. Właśnie owa banicja sprawia, że mój typ nie jest jednoznaczny. Detale przesądzą, że awansuje ”Stara Dama”. Oby.
– Wojownicy księcia Piemontu, przybysze z dalekich krain, przyjaciele – zaczął naradę dostojny elf, którego wysmukła postać górowała nad zgromadzonymi. Jego piękne oblicze, mimo upływu lat, nie straciło nic z dawnego blasku, a w spojrzeniu widać było olbrzymią mądrość. Jego głos napawał spokojem. – Zostaliście tu wezwani, abyśmy mogli wspólnie zastanowić się nad tym, jak poradzić sobie z zagrożeniem ze strony Celtów.
– Więc to prawda – szepnął ktoś z wnętrza sali – Celtowie! – Tak – kontynuował piękny elf Elrond Marotta – to oni stoją nam dziś na drodze. – Celtów w tych stronach nie widziano od lat, wszakże miejcie się na baczności – zmarszczył brwi potężny, srogi w gniewie czarodziej Antonio – czy pamiętacie tamtą bitwę? Klęska! Choć minęły lata, wspomnienie owej porażki powinno być dla nas ostrzeżeniem. Nie można ich lekceważyć. – Biada! – jęknął Marchisio. – Dwakroć w ostatnich latach przegrywaliśmy w dwumeczach z zespołami z Wysp Brytyjskich – rzekł ze smutkiem wychowanek Starej Damy. – Prawdę mówi Il Principino – przytaknął czarodziej – zarówno Chelsea w 2009 roku, jak i Fulham rok później okazały się dla nas przeszkodami nie do przejścia. Bywałem wówczas w innych stronach i nie mogłem wtedy wesprzeć was w walce. A teraz, kiedy odnaleziono Pierścień… – Pierścień Secco! – jęknął Elrond Marotta. Twarz elfa wykrzywił okropny grymas. – Pierścień Secco – powtórzył arcymag Antonio – wykuty przez potężnego Alessio Secco, mistrza w swoim fachu. Przynosi zgubę każdemu, kto go nosi, prędzej czy później ciągnąc go na dno… Sebo – skinął na siedzącego naprzeciwko hobbita – pokaż go wszystkim. Przejęty Giovinco wstał, postąpił kilka kroków i bez słowa położył Pierścień na podwyższeniu. – Tam… tam jest coś napisane! Błyszczące litery! – wojownicy jeden przez drugiego krzyczeli w podnieceniu. – Tylko jeden człowiek jest w stanie odczytać inskrypcje Pierścienia Secco. W trakcie moich podróży odnalazłem Wybrańca – mówiąc to czarodziej położył rękę na ramieniu siedzącego obok chłopca. Ten szybko podniósł się i wystąpił na środek. Oczom zebranych ukazały się jego modne okulary, elegancka marynarka i śnieżnobiała koszula. Z uśmiechem wziął Pierścień do ręki. Zebranym zdawało się, że chłopiec urósł w oczach, a powietrze przesycił zapach siarki. Zaniepokojeni uczestnicy narady drżeli na myśl o tym, co zaraz nastąpi. Tylko jeden arcymag Antonio słyszał wcześniej wypowiadane w niezwykłym języku słowa, ale nawet jego ręce drżały nerwowo. Tajemniczy nieznajomy zaczął odczytywać sekretną inskrypcję pięknym, melodyjnym głosem:
Ja uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnie bo dobrze to wie, że porwę ją i w sercu schowam na dnie
Słowa dwuwiersza w starożytnym języku magów zapadły wszystkim głęboko w pamięć. Wysłuchali chłopca w skupieniu, a gdy skończył, zapadła cisza.
– Kim jesteś, chłopcze? – spytał poważnie Elrond Marotta. – Zwą mnie Weekend, dostojny elfie. – Usiądź, zacny Weekendzie! – Czy słyszeliście? – podjął arcymag – ten Pierścień, zwany Zgubą Hiddinka, został upuszczony przed wiekami podczas obiadu w turyńskiej restauracji… Samo przeczytanie sekretnej inskrypcji może doprowadzić do czegoś strasznego… Nagle, jakby na potwierdzenie tych słów, na salę obrad wbiegł posłaniec i pełnym rozpaczy głosem zaczął krzyczeć: – Panie! Panie! Matri już w Londynie! – wszyscy, słysząc to, wstrzymali oddech. – Kłamstwo! Nie słuchajcie go! – czarodziej zdzielił posłańca swym kosturem, lecz było już za późno. Ferment został zasiany. – Nie podołamy – jęknął książę Piemontu. Każdy niepewnie oglądał się na towarzyszy. Nawet potężny centurion, zwany przez wszystkich zdrobniale Gigi, skrył twarz w dłoniach i zapłakał. Jego waleczni podkomendni drżeli. – Potrzebujemy tajnej broni – rzekł ze spokojem naczelny strateg armii Piemontu, generał Pirlo. Jego młody adiutant, rosły Pogba z błyskiem w oku patrzył na swego wodza. – Widziałem Kwadwo cień, wyjechał na PNA i przepadł tam, jego brak oznacza że na lewym skrzydle znów Cegła – zanucił bojową pieśń nieustraszony Kuczer, syn wodza górali z pobliskiej Doliny Aosty. Gdyby wiedział… Tymczasem jego towarzysze podjęli pieśń wzywającą Kwadwo do powrotu. Jak się okazało – skutecznie. Gdy umilkli, wystąpił jeden z przybyłych na naradę krasnoludów. – My w górach Szwajcarii mamy niejedną “tajną” broń – mówiąc to uśmiechnął się. Dobył broni. – Mój topór wiele już przeszedł… – rzekł dzielny Lichtsteiner, po czym splunął zamaszyście. – Nie jesteś za wysoki jak na krasnoluda? – spytał z niedowierzaniem hobbit Giovinco. – Chłopie, John Rhys-Davies ma 185 cm i mógł grać Gimlego, a Ty mnie się czepiasz? – odparł rubasznie Stephan, po czym pogładził długą brodę. – Mój topór… – zaczął, gdy wtem podniósł się tajemniczy, czarnoskóry wędrowiec, siedzący wcześniej nieruchomo w najciemniejszym kącie sali. Ruchem ręki uciszył krasnoluda i przemówił: – Ja jestem waszą tajną bronią! Przybyłem, aby walczyć ramię w ramię z wami i zdobywać bramki, by wspólnie trenować i zwyciężać – rzekł donośnym głosem, a wszyscy ze zdumieniem spojrzeli na zniszczony płaszcz i rozpadające się buty. – Ten Obieżyświat, czy jak go zwą, ma być naszym zbawcą? Za Chiny! – krzyknął z niedowierzaniem Il Principino Marchisio. Na te słowa podniósł się piękny elf, zwany przez współplemieńców Alessandro Matri, co w ich języku oznacza “ten, który trafia częściej niż strzela”: – To Nicolas Sebastien Abdul-Salam Bilal Anelka, uczestnik finałów Ligi Mistrzów w 2000 i 2008 roku, kolega Carlo Ancelottiego, który pozwolił mu w styczniu trenować z PSG! Jesteś mu winien asysty. Wszyscy ze zdumieniem popatrzyli na Obieżyświata. Tylko arcymag Antonio i dostojny Elrond Marotta siedzieli nieporuszeni. Arcymag odezwal się w te słowa: – Nie mamy wyjścia, Pierścień Secco musi zostać zniszczony. Kto zostanie powiernikiem Pierścienia? – Mój szwagier! – zakrzyknął Eta Beta Quagliarella. Łucznik, jeden z najlepszych strzelców leśnego królestwa, odwiecznego sojusznika książąt Piemontu. – Mirek to zuch chłop! Jak mi raz piwnicę zalało… – Dobrze – przerwał czarodziej – teraz musi tylko przedostać się do Mordoru, zanieść Pierścień na Górę Przeznaczenia, odnaleźć Szczeliny Zagłady i wrzucić Zgubę Hiddinka w ogień… – Mój szwagier źle się poczuł! – zakrzyknął przerażony Eta Beta. – Zatem jesteśmy zgubieni… – Nie! Jest inne wyjście – krzyknął niezłomny Arturo Vidal, jeden z najwaleczniejszych rycerzy w całym księstwie Piemontu. Stanął bez lęku przed zgromadzonymi i rzekł: – Możemy stanąć do walki, dać z siebie wszystko i pokonać Celtów w ich mateczniku! Będziecie tak siedzieć i słuchać dyrdymałów o jakimś pierścieniu? Czyżby zabrakło męstwa w waszych sercach? Do broni! – krzyczał z zapałem. Słysząc to, wszyscy poczuli nagły przypływ odwagi. Nawet potężny czarodziej, ujęty słowami mężnego rycerza, zapomniał zupełnie o Pierścieniu. Wydał mu się teraz błahostką, niczym zeszłoroczne mercato. Nie minęła godzina, a wojownicy księcia Piemontu byli gotowi do drogi, zaś wierni sojusznicy stali u ich boku. Armię prowadził do boju zdeterminowany jak nigdy arcymag Antonio. Na widok rwących się do boju rycerzy opuściły go wszelkie wątpliwości. Na odchodnym Conte usłyszał od mądrego elfa, Elronda Marotty słowa otuchy: – Kojarzysz Króla Lwa? No? To Ci go ściągnę w lecie. Pasuje? – Ale z dubbingiem czy z napisami? – dopytywał czarodziej. – Którą wersję? – OBIE! Mam konto premium na kreskówkowie. Nie czas na dyskusje. Ruszajcie! I wyruszyli…
Tymczasem w celtyckiej osadzie panował spokój. Na łąkach nieopodal Glasgow mądry druid Neil Lennon przemawiał do wojowników zgromadzonych w magicznym kręgu: – Książę Piemontu? Phi! Dwa razy podchodził pod Londyn. Nasi bracia z południa odparli go trzy i cztery lata temu, zadając ciężkie straty. Czy my jesteśmy gorsi? Pytam was! Jesteśmy gorsi? – Nie! – zakrzyknęli wojownicy, wznosząc w górę miecze. – Damy radę? – Tak! – krzyknęli Celtowie, zajmując obronne pozycje. I tylko płowowłosa pasterka na stokach pobliskich gór nuciła jak gdyby nigdy nic tradycyjną, starą melodię…
Come by the hills to the land where fancy is free And stand where the peaks meet the sky and the rocks reach the sea Where the rivers run clear and the bracken is gold in the sun And cares of tomorrow must wait till this day is done.
Autor : JuveCracow