#FINOALLAFINE

Wywiad z Agnellim

Andrea Agnelli przez blisko pięćdziesiąt minut radiowej audycji Tuttti convocati odpowiadał na pytania zadawane przez dziennikarzy oraz nadesłane przez kibiców. Prezydent Starej Damy obiecał, że nie będzie tematów tabu i nie unikał odpowiedzi na trudne kwestie. Całość rozmowy przytaczamy poniżej.

Dziękujemy, że przyjął pan zaproszenie do naszego studia, ale przed wszystkim za to, iż obiecał pan odpowiedzieć na każde pytanie, cytuję “nawet jeśli będę tego żałował”. Zacznijmy więc – w ostatnich godzinach klaruje się sytuacja wokół meczu Juventus-Inter, który możliwe, ze odbędzie się przy pustym stadionie. To sytuacja, której konsekwencje są trudne do wyobrażenia.

Jestem przekonany, że w tej chwili dla całego kraju, nie tylko w świecie sportu, priorytetem powinna być ochrona zdrowia publicznego. Wychodząc od tego oczywiście można prowadzić dialog pomiędzy różnymi zainteresowanymi podmiotami, ale ostatecznie najważniejsze jest, by decyzje podjęte zostały zgodnie z interesem publicznym. My takie decyzje zawsze poprzemy.

Dyskusja w tej chwili toczy się o to, czy rozgrywać mecz przy pustych trybunach czy raczej odroczyć spotkanie lub zawiesić rozgrywki.

Dyskutować można zawsze. Przerwanie rozgrywek byłoby trudne, mamy kalendarz który jest napięty do granic możliwości, również ze względu na decyzje podjęte wcześniej – późniejsze rozpoczęcie rozgrywek, brak gry w trakcie przerwy świątecznej. Przez to rozegranie meczu odroczonego z jakiegokolwiek powodu staje się niesamowicie skomplikowane. Jednak w tym konkretnym przypadku podkreślam, że priorytetem powinno być zdrowie publiczne i jeśli zostaną podjęte takie środki, zgodzimy się na nie.

Juve jest drużyną uwielbianą również w innych częściach kraju, ma bardzo szeroką bazę kibiców poza Turynem. Pojawiły się więc propozycje, by zamiast rozgrywać mecz przy pustym stadionie zorganizować go w innej części kraju, np. na południu, oczywiście gdyby udało się to logistycznie zorganizować do niedzieli. Co pan o tym sądzi?

Powtórzę – zorganizowanie takiego meczu jak Juventus-Inter na stadionie innym niż wcześniej zakładano, byłoby niesamowicie skomplikowane. Jest mi przykro ze względu na sam spektakl, który bez kibiców, ich okrzyków dużo traci. Traci spektakl telewizyjny, traci promocja włoskich produktów, traci też cała liga, gdyż może to być nie tylko najważniejszy mecz w sezonie, ale też spotkanie, które przejdzie do historii. Jednak my, pracownicy, nie możemy zapomnieć, co jest w tej sytuacji najważniejsze.

Czyli rozmowa o meczu Juventus-Inter przy pustych trybunach nie jest tematem tabu. Dla wielu kibiców niezadowolonych z takiego rozwiązania, kibiców którzy pisali prośby by termin meczu przesunięto, mamy informację – wizja spotkania przy pustych trybunach nie jest odległa. Oczywiście to zła wiadomość, tak z symbolicznego, jak i praktycznego punktu widzenia. Co więcej, oznaczałoby to, że Antonio Conte nie będzie miał szans powrócić przed oblicze swoich dawnych fanów.

Dla Juventusu prawdziwy sezon zaczyna się właśnie teraz – meczem z Interem, albo właściwie wcześniej, w środę meczem 1/8 finału Ligi Mistrzów z Lyonem. Rozpoczyna się część sezonu, w której liczą się tylko zwycięstwa.

Jaki obraz Juventusu wyłania się więc z zakończonej pierwszej części rozgrywek?

Wyśmienity. Jesteśmy pierwsi w Serie A, awansowaliśmy do 1/8 finału Champions, wciąż gramy w Pucharze Włoch. Zaliczyliśmy małe potknięcie w Superpucharze, ale podsumowując sezon nie będziemy myśleli o jednym meczu, a o całych rozgrywkach.

Nie było większych oczekiwań co do ostatniego miesiąca? Juventus jest pierwszy, wyszedł z grupy Ligi Mistrzów w cuglach, jednak w ostatnich kilku tygodniach mógł zapewnić sobie przewagę w lidze, a jednak nie udało mu się to.

Mam w zwyczaju oceniać sezon jako całość. Porozmawiamy więc o tym po jego zakończeniu, nie mam zamiaru oceniać jego poszczególnych okresów. Myślenie, że uda się co roku wygrać ligę w lutym jest głupie, normalnie walka o scudetto rozstrzyga się w maju. Udało nam się dotrzeć do tej fazy rozgrywek na pierwszym miejscu i to dobry punkt wyjścia.

Sposób, w jaki wygrywacie jest przekonujący? Tego oczekiwano?

Tak, mamy punkt przewagi nad innymi, więc tak.

Muszę spytać – czym jest sarrismo? Dokonał pan w ubiegłym roku tego wyboru, zamienił Allegriego na Sarriego, mimo iż wydaje mi się, że z Allegrim łączyły pana przyjacielskie i pełne wzajemnego szacunku relacje.

Oczywiście. Ostatnio widzieliśmy się w ubiegłym tygodniu na kawie. Nasza przyjaźń i szacunek pozostały bez zmian i dobrze, że tak się stało. Rozmawiamy w końcu o współpracy, która trwała całe lata, dokładnie pięć. Ocenialiśmy sytuację pod różnym kątem i podjęliśmy decyzję o zmianie szkoleniowca, tak więc się stało. Była to decyzja kolektywna, jak zawsze w Juventusie – różne osoby mają precyzyjnie zdefiniowane obowiązki i wśród nich jest także wybór szkoleniowca. Chcieliśmy trenera o charakterystykach posiadanych przez Sarriego. Sarri już w sierpniu na konferencji podczas swojej prezentacji mówił, że organizuje zespół tylko na pierwszych 70 metrach, kolejne 30 pozwala mu przebiec samemu, i tak właśnie jest.

Co tak naprawdę stało za decyzją o zmianie szkoleniowca? To pytanie od Armando, kibica Juve i pracownika hotelu, w którym zatrzymałem się w Rzymie. I drugie pytanie – czy kiedykolwiek myślał pan poważnie o powrocie Conte?

Na pierwsze pytanie już udzieliłem odpowiedzi, więc nie będę się powtarzał. Gdy tylko będę w Rzymie w okolicy hotelu Armanda, zajrzę do niego (śmiech). Co do wyboru – tak jak mówiłem, myślimy o tym, kogo chcielibyśmy, nie o tym, kogo nie chcemy. Chcieliśmy Sarriego i jego zatrudniliśmy.

Czyli nie było żadnych telefonów do Conte? W swoim czasie dużo się o tym pisało. I jakie to uczucie widzieć go na ławce Interu, po tych wszystkich latach spędzonych razem w Juve?

Conte to symbol Juventusu, kapitan, który wygrywał z Juve Ligę Mistrzów, zdobywał scudetti. Conte to Juventus. Moje relacje z Antonio są serdeczne, luźne, takie jak powinny być. W sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy – jesteśmy profesjonalistami, a dla niego najciekawszym wyzwaniem okazało się doprowadzić Inter ponownie na szczyty. To zadanie bardzo ambitne, które doskonale rozumiem. Fascynuje mnie myśl o rozmowie twarzą w twarz z nim i ze Steve’m (Zhangiem, prezydentem Interu – przyp. red.), którego bardzo szanuję.

Jak istotna jest obecnie estetyka gry, bel gioco, z punktu widzenia klubu, sponsorów? Czy to był jeden z argumentów decydujących o zatrudnieniu Sarriego?

Nasi sponsorzy mają mentalność juventinich – interesuje ich rezultat. Nie są estetami. Vincere non è importante è l’unica cosa che conta. To nasz dogmat. Interesuje ich awans do kolejnych etapów rozgrywek, to ile się gra, jaka jest ich widoczność, do ilu osób docierają. Dla nas zatrudnienie Sarriego nie miało przynieść pięknej gry, jak niektórzy interpretują. Byliśmy i jesteśmy przekonani, że Sarri przyniesie nam rezultaty.

Myślał pan o Guardioli? Tak realistycznie?

Myśłałem o wielu trenerach. Nie pomyślenie o Guardioli byłoby herezją. Ale Pep jest obecnie szczęśliwy tam, gdzie jest. To też trzeba mieć na uwadze.

Ale gdyby okazało się, że latem Guardiola będzie wolny, byłoby to kuszące?

Nie. Na chwilę obecną jestem bardzo zadowolony z Sarriego. Wszystkie dziennikarskie spekulacje, jakie pojawiły się po naszej kolacji, były niepoważne. Jestem dumny, że w ostatnich dziesięciu latach mieliśmy dwa cykle – pierwszy z Antonio, drugi z Maxem. Siła idei tkwi w jej rozwoju w czasie. Zdobyliśmy osiem tytułów mistrza, walczymy o dziewiąty i zrobimy wszystko, by zwyciężyć. Chcemy zdobyć także i dziesiąty. Ale statystyki są nieubłagane – nie będzie tak zawsze. Idee nie mogą być oceniane jedynie poprzez statystyki.

Jutro Napoli zagra z Barceloną. Wiemy że ma pan szerokie horyzonty, w których zwycięstwa włoskich drużyn są dobre dla całego calcio, czyli również dla Juventusu. Życzy pan więc szczęścia drużynie z Neapolu?

Oczywiście, zwycięstwa włoskich drużyn są ważne z punktu widzenia europejskiego rankingu. Jeżeli chodzi o nas chcę podkreślić, że Champions jest naszym celem, nie oznacza to jednak, że musimy wygrać w tych rozgrywkach. Rozumiem to raczej tak, że nie jest to już sen, a realny cel, który możemy przed sobą stawiać.

Zaskakująco, obecnie największym rywalem do scudetto wydaje się Lazio. Co takiego ma drużyna Simone Inzaghiego, czego nie posiada Inter?

W Lazio najbardziej obawiam się ich beztroski. Oni nie muszą wygrywać i to może być w najbliższych miesiącach ich wielka przewaga. Jednak ta beztroska może też okazać się ich najgorszym wrogiem, bo po pierwszych porażkach mogą zadowolić się miejscem premiowanym grą w Champions League. Inter ma zupełnie inna filozofię, inną ławkę rezerwowych. Nerazzurri nie mogą być tak beztroscy, również ze względu na obecność Conte, który chce zwyciężać.

Jaki jest pana stosunek do braci Inzaghich?

Filippo znam od blisko trzydziestu lat, jeszcze z czasów gdy u nas grał. Jak wszyscy wiedzą, pięć kilometrów od ich domu jest dom mojego wujostwa, spędziliśmy więc razem niejeden wieczór, lata temu. To dwóch świetnych chłopaków, tak Filippo, jak Simone. Z Lazio Simone robi świetną robotę, zobaczymy jak poradzi sobie, gdy pojawi się presja wygrywania.

Transfery Ronaldo i de Ligta zmieniły model biznesowy Juventusu. Jak wpłynęło to na presję osiągania wyników, czy jest jeszcze większa?

Model Juventusu nie zmienił się, naszym celem zawsze było zwyciężanie, zawsze też sprowadzaliśmy gwiazdy pokroju Platiniego czy Zidane’a. Wspomniane transfery podniosły nasz poziom sportowy. Celem zawodnika, gdy szuka klubu jest zawsze znalezienie miejsca, gdzie będzie odnosił sukcesy. Dziś udział w określonych rozgrywkach ma również ważny walor ekonomiczny, to znaczy ma wielki wpływ na przychody klubu – tak bezpośrednio, jak i pośrednio, przez zwiększenie światowej rozpoznawalności, którą możemy monetyzować za pomocą nowoczesnych instrumentów.

Wracając do Ronaldo. W dniu, w którym odejdzie z Juventusu, co będzie liczyć się bardziej – zdobycie Pucharu Mistrzów czy 100 milionów euro przychodu, które zostawi w spadku?

Będziemy się nad tym zastanawiać, gdy do tego dojdzie.

Zazwyczaj jednak decydujące dla transferów są względy sportowe. Tu trudno rozstrzygnąć, co było ważniejsze.

To prawda, był to pierwszy piłkarz w którego przypadku rozważaliśmy łącznie kwestie sportowe i kwestie związane z przychodami. Obie te perspektywy doprowadziły do takich samych wniosków. CR7 dał nam dużo na boisku, nie trzeba o tym nikogo przekonywać, podniósł jednak także globalną rozpoznawalność marki Juventusu. Dzięki niemu jesteśmy czwartym na świecie klubem, co do ilości followersów w mediach społecznościowych. Ronaldo podniósł też znacząco naszą wartość w oczach sponsorów.

Gdyby innej włoskiej drużynie udało się pozyskać Messiego, co by to dla was oznaczało? Dodatkową motywację, problem?

Dodatkowy impuls. Pomijając nawet szacunek, jakim darzymy inne kluby, byłoby to dobre dla ligi z ekonomicznego punktu widzenia. Gdyby każdy z pięciu największych włoskich klubów (czyli Juventus, Milan, Inter, Lazio i Roma) miał mistrza kalibru Ronaldo czy Messiego, byłoby to z korzyścią po pierwsze dla spektaklu, ale też dla rozpoznawalności Serie A za granicą. Problemem naszej ligi nie są Włochy, mamy tu kibiców, pasję, oglądalność. Problemem jest zagranica. Podróżują panowie dużo, więc sami panowie wiedzą jaka jest opinia o Serie A poza Italią.

Co mówią wyniki finansowe Juventusu? Możecie pozwolić sobie na Mesiego w przyszłym sezonie? Transfery takie jak Ronaldo i te wykonane w poprzednim sezonie mają to do siebie, że wywołują pewną presję na finanse spółki. To normalne – koszty rosną od razu, tymczasem przychody potrzebują nieco czasu na wzrost. Nawet biorąc pod uwagę, że Juve bardzo szybko odczuło wzrost nakładów sponsorów, takich jak Allianz czy Adidas. Kiedy uda się zbilansować budżet bez udziału plusvalenze i dorównać przychodami największym klubom?

Pozaboiskowy rozwój Juventusu wiąże się z naszą historią. Rożnica pomiędzy nami, a europejską czołówką jeżeli chodzi o finanse, jest taka sama dziś, jak dziesięć lat temu. Nasz wzrost był podobny, bo mamy podobne, globalne ambicje. Musimy pamiętać także, że zmniejszyły się przychody czerpane przez nas z rozgrywek ligowych. W roku, gdy obejmowałem stanowisko prezydenta było to 128 mln euro, obecnie jedynie 95 mln. Trzeba to jasno powiedzieć – nasz awans sportowy został wyceniony na zero i to mimo, że w międzyczasie zainwestowaliśmy około 450 milionów w Allianz Stadium i J-Village, a także w rozbudowę ośrodka w Vinovo. Możemy porównywać się do systemów z innych lig, ale w rzeczywistości tym, co stanowi o różnicy, jest merytokracja. We Włoszech po prostu nie ma systemu premiowania najlepszych. Mamy zawsze pełen stadion na 40 tysięcy widzów, podczas gdy inni wpuszczają kibiców za darmo byle tylko zdobyć pieniądze za prawa telewizyjne.

Skoro przy tym jesteśmy – nie chciałby pan, żeby wasz stadion miał 20 tysięcy miejsc więcej?

Nie, wielkość jest idealnie dopasowana do naszych potrzeb. Nie możemy myśleć tylko o takich meczach, jak ten z Interem czy wielkich starciach na arenie międzynarodowej. W naszym interesie jest by stadion był zawsze pełen. W ostatnich latach współczynnik wypełnienia stadionu wahał się pomiędzy 95 a 96%, nie było to 100% jedynie dlatego, że część sektorów musieliśmy przeznaczać dla kibiców gości, a ich często przyjeżdżało koło setki. W tym roku zmieniły się przepisy, są bardziej elastyczne i więcej miejsc możemy przeznaczyć dla naszych kibiców.

Porozmawiajmy o transferach. Kibice pytają, czy nie żałuje pan, że nie wykonał wzmocnień w środku pola. Pytają także, czy na lato zaplanowany jest transfer a la de Ligt, czyli sprowadzenie kolejnego piłkarza z górnej półki. Pojawiła się też sugestia, że przyczyną rozstania z Marottą był fakt, że był on przeciwny ściągnięciu Ronaldo.

To naturalne, że transfery są tym, co najbardziej rozpala wyobraźnię kibiców. To jednak nie jest pytanie do mnie, ja skupiam się na dostarczaniu odpowiedniego budżetu. Odpowiedzialność, a zarazem decyzyjność w zakresie mercato, znajduje się obecnie w rękach Paraticiego. Jeśli chodzi o Marottę to błędne rozumowanie – w chwili decyzji o transferze Ronaldo, Marotta był członkiem grupy zarządzającej klubem i ta decyzja podjęta została wspólnie przez wszystkich odpowiedzialnych.

Paratici jest obecnie pod pręgierzem. Wielu wiąże wybór Sarriego właśnie z jego osobą.

Paratici jest świetnym dyrektorem, pokazał to w poprzednich sezonach i pokazuje to w obecnym. W mojej opinii nie jest pod pręgierzem, co najwyżej aktualnie znalazł się w blasku reflektorów, podczas gdy wcześniej miał komfort pracy w cieniu. Każda dyskusja o mercato sprowadza się do roli Paraticiego. Nasza współpraca zaczęła się w 2018 i aktualny kontrakt Fabio kończy się w 2021 roku, ale jedynym powodem jest fakt, że tego typu kontrakty zawierane są na trzy lata.

Celem transferowym Juventusu w tym roku miał być Lukaku, ostatecznie wylądował u największego rywala. Mówiono też o Icardim.

Mam to szczęście, że gdy otwieram dzienniki sportowe, widzę że z Juventusem łączeni są właściwie wszyscy piłkarze z najwyższej półki. Oznacza to, że Juventus jest pożądanym kierunkiem dla najlepszych graczy świata. My wybieramy kierując się względami sportowymi. Paratici robi listę około 25 nazwisk i staramy się o nich przez cały sezon. Patrząc na spekulacje, w ciągu roku musielibyśmy sprowadzać 50-60 nowych graczy.

Juventus łączony był też z Haalandem. Żałujecie, że do tego transferu nie doszło?

Jesteśmy dumni, że takie nazwiska są łączone z Juve, ale jest jasne, że nie możemy kupić każdego piłkarza. Skupiamy się na tym, co mamy.

Ale jest jeszcze miejsce, jest możliwość kolejnego transferu a la Ronaldo, a la de Ligt? Może Pogba?

Wróćmy do poprzedniego wątku. Drużynę konstruuje się w logiczny sposób. Niektórzy piłkarze mogą się wpisać w takie rozumowanie, ale musimy sobie jasno powiedzieć, ze niektórzy piłkarze są szczęśliwi w obecnym klubie i musimy to uszanować. Naszym celem jest rozwój z sezonu na sezon.

Co myśli pan o Lyonie?

Bardzo ich szanuję, ale też doskonale znam nasze możliwości.

W jakiej formie jest drużyna?

Dobrej, piłkarze są spokojni, ich forma rośnie. Nadchodzą mecze, do których przygotowywali się przez pierwszą część sezonu. Spotkania takie jak z Lyonem czy Interem to mecze, w których nasi piłkarze pragną występować.

Słynna wypowiedź Kloppa, w której określił was jako faworyta w Champions była powodem do dumy czy jednak sprawiła nieco problemów?

Szczerze mówiąc mało mnie interesują tego typu deklaracje. Ważniejsza jest dynamika naszej szatni i świadomość naszych celów. Ale takie wypowiedzi zawsze dostarczają rozrywki i fascynują kibiców.

Jest pan jednym z niewielu prezydentów, który nie myśli jedynie o następnym sezonie, a raczej w perspektywie dziesięciu lat. Porozmawiajmy więc o propozycji tzw. Superligi. Piłka obecnie ma problem z przyciągnięciem młodych ludzi, jej rywalem jest aktualnie Fortnite, musi więc znaleźć sposób na odnowę, postawić sobie nowe wyzwania. Rozwój Juventusu jest z tym powiązany.

Nie zgadzam się z opinią, że dla takich drużyn jak Juventus czy Inter, Italia jest ograniczeniem. Patrząc na Premier League czy na Bundesligę widać jednak jasno, że potrzebna jest odnowa. Nasz kraj ma olbrzymią wartość, którą należy wyzwolić. Włoskie kluby mają gigantyczny margines rozwoju, potrzebna jedynie wspólna strategia. Potencjał widać choćby w kwotach, jakie za prawa telewizyjne zgarniają ligi angielska czy hiszpańska. Rozgrywki europejskie to delikatniejsza kwestia. Model, który przedstawiłem w ubiegłym roku został odebrany jako szczyt piramidy, podczas gdy chodziło mi bardziej o poszerzenie bazy, włączenie innych państw w mechanizm ligowy. Rozpoczęła się jednak dyskusja, która była bardzo potrzebna. Dyskusja o tym, jakiego modelu piłki nożnej chcemy w przyszłości. Nie chodzi tu o interesy jednego czy drugiego klubu. Jeżeli pozostawimy mechanizmy wejścia, czyli część która spotkała się z największą krytyką, takie jak dziś, nie będzie to miało dla mnie znaczenia. To nie zmieni nić w sytuacji naszej, Realu czy Bayernu. Chciałbym jednak uniknąć sytuacji, w której dzisiejsze dzieci za dziesięć czy piętnaście lat przestaną interesować się piłką, bo rodzice nie zabierają ich na stadion, bo na podwórkach nie gra się już w gałę, bo zwyciężają inne zainteresowania. Musimy zrozumieć, co przyciąga ludzi do piłki. A przyciągają pojedynki pomiędzy największymi.

W ostatnich miesiącach brakowało wam Chielliniego?

Takiego piłkarza jak Giorgio brakowałoby każdej drużynie. Powiem szczerze, Giorgio jest prawdziwym liderem tak na boisku, jak i poza nim, więc owszem, jego brak był odczuwalny. Na szczęście dysponujemy ławką rezerwowych, dzięki której przynajmniej pod względem sportowym nie musieliśmy płakać – z Bonuccim, de Ligtem, Demiralem czy Ruganim.

To trzeci sezon z VAR na włoskich boiskach, a wciąż pojawiają się krytyczne głosy co do jego wykorzystania.

Osobiście popierałem to rozwiązanie wcześniej, popieram dziś i będę popierał w przyszłości.

Lepiej działał VAR z pierwszego sezonu czy lepsze są obecne rozwiązania?

Moim zdaniem podstawowym celem jest zminimalizowanie ryzyka błędu. Jeśli się to udaje, to dobrze, nieważne jakie instrumenty temu służą.

Optował pan także za użyciem VAR-u w Lidze Mistrzów.

Oczywiście, skoro dysponujemy taką technologią, korzystajmy z niej.

Słowa Commisso zabolały pana, bo padły z ust człowieka, który dopiero co pojawił się we Włoszech i ma doświadczenie medialne, czy wprost przeciwnie?

Spodobały mi się, ponieważ uświadomiły Sarriemu, co znaczy być w Juventusie. Że każde słowo może rozpętać olbrzymią kampanię medialną. Tak jak mówiłem przedwczoraj – gdyby karny dla SPAL został podyktowany na naszą korzyść, rozpętałoby się piekło. Commisso oddał mi przysługę i powinienem mu podziękować.

Juventus był zawsze głównym dostarczycielem graczy do reprezentacji Włoch. Obecnie w podstawowym składzie jest ich zazwyczaj dwóch. W przyszłości planujecie powrócić do budowania włoskiego trzonu drużyny, czy jednak konkurencja na arenie międzynarodowej wymusza internacjonalizację składu?

To stary temat – więcej Włochów we włoskich drużynach. Mój ojciec mawiał, ze jeśliby się dało, wybierałby jedenastu piłkarzy z Turynu. Jeśli nie mogą być z Turynu, nie ma znaczenia skąd są. Trzon złożony z Włochów byłby oczywiście pożądany ze względów kulturowych, wzmacniałby tożsamość klubu. To jasne.

Skoro jesteśmy przy Turynie… Co sądzi pan o meczach derbowych, jakie emocje się z nimi wiążą?

Derby z Torino to zawsze trudne spotkanie. Jeśli wygramy, to nic się nie dzieje, ale jeśli przegramy, mówi się o tym przez następne pół roku.

Za trzy lata będziemy obchodzić setną rocznicę władzy Agnellich w Juventusie. Wyobraża pan sobie, że ten związek może się kiedyś zakończyć?

W żadnym razie. Juventus jest dumą nie tylko moją, ale całej mojej rodziny. Moja ciotka, Maria Sole, gdy wygraliśmy piąte scudetto, spotkała się z piłkarzami w J-Museum i powiedziała “Tyle musiałam czekać!“. Była bowiem świadkiem Złotego Pięciolecia. Mam nadzieję, że kolejne pokolenia będą mogły to powtórzyć i zaskoczyć nas, gdy już się zestarzejemy.

Gdzie widzi pan Juve za pięć lat, szczególnie w optyce europejskiej?

Mamy przed sobą jasne plany i zamierzamy się ich trzymać. Wiedzieliśmy, że będzie to rok transformacji. Znamy nasze cele – to utrzymanie pozycji sportowej, wzrost przychodów, wzmocnienie klubu. Wiemy, że to dobry plan, który pozwoli zachować konkurencyjność Juventusu na arenie krajowej i międzynarodowej. Mamy właściwych ludzi, mówię tu o Fabio Paraticim, Marco Re, Giorgio Riccim i Maurizio Sarrim, by wprowadzić go w życie.

Tłumaczenie: dhoine

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
jackop
4 lat temu

Sposób, w jaki wygrywacie jest przekonujący? Tego oczekiwano? Tak, mamy punkt przewagi nad innymi, więc tak.

Dobry żart