Wywiad z Alessandro Del Piero
Wywiad z Alessandro Del Piero
Kiedyś marzył, by zwiedzać świat jako kierowca ciężarówki. Zwiedził go ze swoim ukochanym klubem. Dla kibiców Juventusu stał się prawdziwym fenomenem…
Wywiad został przeprowadzony 14 października 2008 roku.
Za kilka dni skończysz 34 lata. Co przeciętny piłkarz powinien robić, żeby być w tak świetnej formie jak ty?
Mój sekret jest raczej prosty: zróżnicowany trening oraz obsesyjna troska o zdrowe odżywianie. Można też dorzucić jeszcze kilka psychologicznych aspektów. Mam tu namyśli moją mentalną siłę. Zawsze staram się bowiem być w stu procentach skoncentrowanym. Nawet, jeśli przychodzi nam grać z jakimś słabszym, nieznaczącym przeciwnikiem. Nie lekceważę nikogo. Mam sporo czasu na odpoczynek, a w głowie wciąż tli się myśl o wypełnieniu kontraktu z Juventusem, który wiąże mnie do 2010 roku. Potem zobaczymy co dalej. Jeżeli będę nadal w dobrej dyspozycji, myślę, że nie muszę kończyć kariery. Gra do czterdziestki? Czemu nie? Na razie nie wyglądam źle, prawda?
Opowiedz o swoich początkach z futbolem. Czy to prawda, że gdy byłeś młody, twoja matka namawiała cię do gry w bramce w lokalnym zespole młodzieżowym AC San Vendemiano? Podobno uważała, że na tej pozycji jest mniejsze prawdopodobieństwo doznania kontuzji. Twój brat Stefano przemówił jej jednak do rozumu mówiąc: “Nie widzisz, że Alex to rasowy snajper”?
Tak, moja mama – Bruna sugerowała, żebym pomyślał o karierze bramkarza, ale tak naprawdę szefem całej rodziny był ojciec – Aldo. Pracował w Enel (Włoska Korporacja Energetyczna – dop. aut.) i pewnego dnia stworzył dla mnie i moich przyjaciół specjalne oświetlenie na naszym małym boisku, które znajdowało się w ogrodzie za domem. Odtąd mogliśmy grać także po zachodzie słońca. Byłem niezwykle dumny z tego własnego, skromnego stadioniku. Razem z kolegami nazywaliśmy je naszym “Bernabeu”. Lubiłem grać w nocy, podobnie jak słynny zawodnik Juve – Michel Platini. Zresztą to był mój wielki idol, a jego wielki plakat wisiał tuż nad łóżkiem. Drugim graczem, którego podziwiałem w młodości był mój brat. Nie zapominajmy o nim – kiedyś świetnym pomocniku. Grał nawet w młodzieżowym zespole Sampdorii, a jego trenerem przez pewien czas był sam Marcello Lippi.
Opuściłeś swój rodzinny dom w wieku 13 lat i postanowiłeś podjąć treningi w młodzieżowym zespole Padova Calcio. Niewątpliwie bardzo trudny moment, szczególnie dla tak młodej osoby. Starałeś się zaciskać pięści i być twardym, czy może chowałeś się po kątach i płakałeś z tęsknoty za mamą?
Nie, nigdy nie płakałem, ponieważ z ośrodku treningowego Padovy do mojego domu w San Vendemiano można się było dostać w dwadzieścia minut. Oczywiście przy założeniu, że jechało się samochodem. Dlatego też nie czułem jakiejś wielkiej nostalgii. Do momentu, w którym zrobiłem sobie prawo jazdy, podwoził mnie zawsze Angelo Di Livio, starszy ode mnie o osiem lat. Później razem graliśmy w seniorskiej drużynie Juventusu. Powiem ci nawet ciekawą anegdotę. Gdy miałem 16 lat, Padova otrzymała ofertę z AC Torino , które bardzo mocno chciało mnie kupić. Razem z rodziną długo się nad tym zastanawialiśmy, rozpatrywaliśmy wszelkie plusy i minusy. Ale ostatecznie zostałem, bo stwierdziliśmy, że Padova jest bliżej rodzinnego domu.
W końcu trafiłeś jednak do innej drużyny z Turynu i przywdziałeś barwy Juventusu. Spotkałeś tam wielu fantastycznych piłkarzy. Którego pamiętasz najlepiej i dlaczego?
Zinedine’a Zidane’a, bez żadnych wątpliwości. To był geniusz, prawdziwy futbolowy artysta. Urodzony zwycięzca, zdobywca zwycięskich bramek w finale mistrzostw świata z Brazylią, mistrz Europy, triumfator Złotej Piłki i nagrody FIFA dla najlepszego zawodnika świata. Widziałem go i cuda, jakie robił każdego dnia na treningu. Wcześniej nigdy czegoś takiego nie miałem okazji zobaczyć. Z Zizou do dziś jesteśmy przyjaciółmi. Często rozmawiamy przez telefon. Supergość!
Dwa lata temu znalazłeś się w bardzo trudnej sytuacji. Ze względu na aferę Calciopoli i sankcje nałożone na Juventus musiałeś, jako mistrz świata, dokonać wyboru: odejść do innego klubu albo grać w drugiej lidze. Postanowiłeś, że zostaniesz w Turynie. Czy możemy zatem powiedzieć, że to był najtrudniejszy moment w twojej karierze?
Tak, to był dla mnie bardzo trudny moment. Choć z drugiej strony, gdyby Juventus nie został zdegradowany, Fabio Capello zasiadałby na trenerskiej ławce. Co oznaczałoby, że muszę zmienić klub i poważnie zacząć myśleć o wyjeździe za granicę. Moje relacje z nim nie były bowiem najlepsze, i to pod wieloma względami. Chociaż trzeba powiedzieć, że reszta grupy też jakoś za nim nie przepadała. Nikt nie żałował więc jego odejścia.
Może przypominasz sobie jakąś sytuację, gdy fani Juve pokazali swoją wdzięczność za to, iż zostałeś w klubie?
Zdaję sobie sprawę, że dla naszych fanów jestem piłkarzem-instytucją. Codziennie doświadczam miłych sytuacji, w których ludzie mnie pozdrawiają i dziękują za wiele spraw. Takie rzeczy napawają mnie dumą. Podobnie jak fakt, że nie poddałem się Calciopoli i zostałem w Turynie. Juve jest całym moim życiem!
Jaki najmilszy komplement usłyszałeś z ust kibiców? Czy był to przydomek “Il Fenomeno Vero”? A może inny?
Ta cała historia z przydomkiem “Il Fenomento Vero” jest bardzo stara, ma dokładnie dziesięć lat. W tamtych czasach było wiele sprzeczności między Brazylijczykiem Ronaldo z Interu, którego ludzie nazywali “Il Fenomeno” a mną. Dlatego też przed słynnym meczem o mistrzostwo Włoch, gdzie Juve mierzyło się z Interem na Stadio Delle Alpi, nasi kibice z trybuny Curva Scirea wywiesili ogromny transparent “Del Piero Fenomeno Vero” (Vero – znaczy prawdziwy – dop. aut.), a potem zaśpiewali specjalną piosenkę na moją cześć. W swojej karierze doświadczyłem też innych, wspaniałych komplementów. Wystarczy wspomnieć wzruszające słowa doktora Umberto Agnellego i Marcello Lippiego. “Prawnik” – Gianni Agnelli był niezwykle cyniczny i często rzucał różne sarkastyczne porównania. Zatem, gdy pewnego dnia określił mnie mianem “Pinturicchio”, a Baggio – “Rafaelem”, nie miałem najlepszej miny. Z czasem jednak przyjrzałem się obrazom malarza z Perugii i zacząłem go doceniać. Odnośnie Agnellego, to zwykł dzwonić do mnie o szóstej rano i wypytywać o wszystkie sekrety zawodników Juve. Między innymi chciał wiedzieć, o czym dyskutujemy w szatni. Pewnego razu powiedział do mnie: “Pewnie cię obudziłem?”. Nikt jednak, nawet Boniperti, Trapattoni czy Lippi, w rozmowie z wielkim szefem koncernu Fiat nie odpowiedziałby na to pytanie twierdząco. Ja natomiast zaryzykowałem. “Tak, obudziłeś mnie” – rzekłem. Po chwili Agnelli spokorniał: “Przepraszam, następnym razem zadzwonię o 11.00”.
Ustaliłeś wiele rekordów i stałeś się prawdziwą ikoną Juventusu. Czym dla ciebie jest – wyjątkowym klubem, rodzajem rodziny, a może nawet sposobem na życie?
Wszystkie te trzy rzeczy na pewno wiążą się z moim ukochanym klubem. Dobrym podsumowaniem jest określenie “sposobem na życie”. Juventus był i jest zdecydowanie najważniejszą rzeczą w moim życiu, na równi z żoną Sonią i synem Tobiasem.
Jak myślisz, co Juventus może zdziałać w Serie A i Lidze Mistrzów w tym sezonie?
Nie jestem czarodziejem, nie potrafię odczytywać przyszłości, ale mogę stwierdzić, że mamy dobry, równy skład. Początek rozgrywek nie był w naszym wykonaniu spektakularny. Liga jest jednak bardzo długa. Spójrzmy na ostatni sezon. Zajęliśmy trzecie miejsce, a jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej występowaliśmy na boiskach drugiej ligi. To jak zdobycie Mount Everestu! W tym sezonie musimy być bardziej skoncentrowani. Nie zawsze jest to łatwe. Trzeba też zwrócić uwagę na kontuzje zawodników. Obecnie z powodu urazu nie mamy do dyspozycji Davida Trezeguet, naszej “kobry” w polu karnym. Niemniej jednak jest w nas pewność siebie. Ja sam muszę przyznać, że jestem optymistą. To właśnie cecha mojego charakteru, moja mentalna siła. Lubię prowokować Inter…
Reprezentacja Włoch nie zaprezentowała się na Euro 2008 z najlepszej strony. Jakie były tego powody?
Można tę sytuację porównać do Juventusu, który zajął trzecie miejsce w Serie A, po tym jak rok przesiedział za karę na zapleczu ligi. Wycisnęliśmy z siebie maksimum sił i obecnie jesteśmy w lekkim dołku. Z reprezentacją podobnie. Zdobyliśmy mistrzostwo świata w 2006 roku i na Euro ciężko było znaleźć w sobie jakąś wielką siłę, determinację, motywację. Zresztą spójrzmy na statystyki – Włochy, to drużyna, która lepiej gra na mistrzostwach świata, zdobyliśmy je cztery razy, niż w mistrzostwach Europy – sięgnęliśmy po nie dotąd tylko raz.
Czy twoim zdaniem Marcello Lippi postąpił właściwie, decydując się powrócić na stanowisko selekcjonera kadry? Będzie mu niezwykle trudno powtórzyć sukces z 2006 roku i po raz drugi sięgnąć po tytuł…
Zdecydowanie tak. Wie jednak, co trzeba zrobić, żeby powtórzyć sukces sprzed dwóch lat. Dla niego to ogromne wyzwanie, dla nas zresztą też. Moim zdaniem Lippi to znakomity fachowiec, który wiele wygrał. Posiada imponujące doświadczenie i umiejętność zarządzania dużą grupą ludzi.
Twoja pozycja na boisku często stawała się obiektem długich dyskusji. Od zawsze balansujesz między pomocą a atakiem. Która opcja jest dla ciebie najlepsza?
Bezdyskusyjnie napastnika. Dwa lata temu zdobyłem koronę króla strzelców w drugiej lidze z dorobkiem 21 bramek. To samo zrobiłem w Serie A, również uzyskując 21 trafień. Co muszę jeszcze zrobić, żeby ludzie zaczęli postrzegać mnie jako snajpera, napastnika z krwi i kości? Oczywiście w wyjątkowych okolicznościach mogę zagrać w każdym sektorze boiska, ale dziś mam 34 lata i chciałbym rozegrać ostatnie lata mojej kariery na swojej ulubionej pozycji.
Znasz określenie “Strefa Del Piero”? Co możesz ciekawego o tym powiedzieć?
Wszystko zaczęło się na Westfalenstadion w Dortmundzie. Graliśmy wówczas mecz w Lidze Mistrzów z Borussią w sezonie 1995/96. Podkręciłem lekko piłkę i skierowałem w górny prawy róg bramki. Ludzie zaczęli nazywać to “Strefą Del Piero”. Potem strzelałem bowiem podobne gole w meczach grupowych ze Steauą Bukareszt i Glasgow Rangers. Pamiętam też dobrze trafienie przeciwko słowackiej Artmedii Bratysława w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Po latach mogę wyznać, że ten słynny gol na Westfalenstadion był trochę… przypadkowy.
Czy piłkarz, który wygrał już niemal wszystko, potrafi jeszcze znaleźć motywację przed nowym sezonem?
Tak. Skoro wykazałem ogromną motywację mierząc się na boiskach Serie B z takimi zespołami jak Frosinone, Albinoleffe, Spezia, Crotone czy Rimini, to tym bardziej potrafię zacisnąć pięść i walczyć do upadłego w Serie A i Lidze Mistrzów.
Czy to prawda, że chcesz skończyć karierę w Anglii?
Nie, mój rozbrat z futbolem chcę przeżyć razem z Juventusem. Miałem możliwość gry w Anglii dokładnie dwa lata temu. Tak jak już powiedziałem, nie miałem wtedy najlepszych relacji z Fabio Capello. Gdyby został w Turynie, dziś na pewno kopałbym piłkę w Premier League. W jakim klubie? Trudno powiedzieć. Znam Arsene’a Wengera i Sir Aleksa Fergusona, więc fajnie byłoby zagrać w Arsenalu albo Manchesterze United. Z trenerem tego ostatniego klubu miałem miłą pogawędkę, gdy w sierpniu graliśmy towarzyskie spotkanie na Old Trafford. Ferguson był zachwycony Juventusem z lat dziewięćdziesiątych, w którym za sznurki pociągał Marcello Lippi. Ponoć pokazywał nawet swoim graczom wiele kaset wideo z naszych spotkań.
A nie chciałbyś zagrać w drugim klubie z Manchesteru? Jesteś fanem grupy rockowej Oasis i dobrze znasz ich członków. Szczególnie wykonawcę Noela Gallaghera, który kibicuje Manchesterowi City. Nie namawiał cię przypadkiem do transferu?
Tak, Noel i jego brat Liam to moi dobrzy kumple, ale nigdy nie namawiali mnie żebym przeszedł do City. Szczerze mówiąc, wątpię, żeby szejkom chciało się czekać do końca mojego kontraktu, a potem wykupić gdy będę miał już 36 lat.
A co myślisz o ich głośnych deklaracjach transferowych? W styczniu mają zamiar wydać pół miliarda euro. Myślisz, że to możliwe?
W piłce wszystko jest możliwe. Pewnego dnia zjawił się nieznany gość z Rosji. Nazywał się Roman Abramowicz i kupił Chelsea Londyn. Następnie wygrał niemal wszystko. Niemal, bo w finale Ligi Mistrzów przegrał tylko przez niefrasobliwie wykonany rzut karny przez Johna Terry’ego.
Jako dziecko regularnie grałeś w piłkę w swoim ogródku wraz z trzema przyjaciółmi: Nelsonem, Pierpaolo i Giovannim Paolo. Wszyscy chcieliście zostać profesjonalnymi piłkarzami. Jakie było twoje największe marzenie w tamtym czasie?
Tak, grałem z moimi przyjaciółmi i wszyscy marzyliśmy o wielkiej karierze. Marzyłem, żeby być jak Michel Platini. Chciałem nosić koszulkę z numerem 10 i występować w Lidze Mistrzów.
Zawsze marzyłeś o dalekich podróżach. Czy to prawda, że twoja rodzina nie należała do bogatych, więc żeby podróżować za granicę rozważałeś pracę jako kierowca ciężarówki, który rozwozi towary po całym świecie?
To wszystko prawda! W tamtych czasach nie istniały jeszcze tanie linie lotnicze i jedynym ekonomicznym sposobem, żeby zwiedzać świat było zostanie kierowcą ciężarówki.
Swoją sławę i pieniądze wykorzystujesz wspierając badania nowotworowe. Czy mógłbyś o tym powiedzieć trochę więcej? To przecież fantastyczna idea.
Mój ukochany ojciec Aldo zmarł na raka. Był to dla mnie wielki cios, więc zdecydowałem, że co roku wpłacę pewną sumę na konto AIRC, włoskiego stowarzyszenia, które zajmuje się badaniami nowotworowymi. Wspieram też dziecięce hospicjum Sant’Anna w Turynie.
Na koniec powiedz, czego można tobie życzyć?
Po zdobyciu mistrzostwa świata w Niemczech, Pucharu Interkontynentalnego z Juventusem w Tokio i Ligi Mistrzów w Rzymie, czuję się spełniony. W najbliższej przyszłości chciałbym utrzymać dobry nastrój i odnieść jeszcze kilka znaczących zwycięstw w barwach mojego ukochanego klubu. A jeśli chodzi o dalszą przyszłość, fantastycznie byłoby pewnego dnia zasiąść w zarządzie Juve…
Autor: Massimo Franchi z “Tuttosport”
Źródło: Futbol 11/2008 (za Tuttosport)
Wyszukał: hara