Wywiad z Andreą Pirlo
Słowo “lider”, Andrei Pirlo nie przypada specjalnie do gustu, jednakże spoczywający na włoskim pomocniku ciężar kierowania grą jest dla niego czymś zupełnie normalnym. Nigdy nie odcina się od tej odpowiedzialności i jak na perfekcyjnego Bianconero przystało – zawsze dąży do realizacji ambitnych wyzwań.
Jest jednym z najlepszych przykładów włoskości, których zazdrości nam cały świat. Bez wątpienia poza granicami Italii ludzie dostrzegają u Pirlo jakość i piękno, charakteryzujące najbardziej wyjątkowe dzieła sztuki naszego kraju. W jego przypadku nie ma mowy o nieśmiertelnych dziełach wystawionych w muzeach (nawet jeśli jego wyczyny z piłką bywają studiowane i określane w takich samych kategoriach). Andrea Pirlo nigdy nie przestaje zachwycać, za każdym razem mając w zanadrzu pomysł na obraz, gwarantujący najwyższe doznania. Tak jak potrafili to robić wielcy klasycy, nigdy nie zawodząc publiki. Jest zdolny do demonstrowania perfekcji i magii. Z tego powodu, a także dzięki statusowi bezdyskusyjnej postaci pierwszoplanowej ostatnich latach, zasługiwałby na umieszczenie w biało-czarnym słowniku pod pozycją “Odrodzenie”.
W obecnym sezonie nie przestaje zadziwiać. Podobnie jak w przeszłości w mistrzowski sposób potrafi “projektować nowe linie geometryczne” na boisku, lecz z tą samą łatwością poświęca się nowemu wymiarowi swojej piłkarskiej wiedzy – wyczuciu czasu. Dokonał tego w derbach, strzelając bramkę na wagę 3 punktów na 4 sekundy przed końcem meczu. Można by z łatwością zbagatelizować tę umiejętność i określić mianem przypadku, gdyby nie fakt, że “Il Maestro” zrobił coś podobnego 2 miesiące później w meczu z Atalantą. W tym przypadku okoliczności były trochę inne, brakowało paru chwil do przerwy. Drużyna rozgrywając piłkę, bezskutecznie próbowała przedostać się w pole karne rywali. Niczym w koszykówce, Andrea dostał piłkę i zareagował jakby koledzy wezwali go o rzut za 3 punkty w ostatniej chwili meczu. Z takiej odległości trafienie do celu wydawać by się mogło niemożliwe. Nie dla niego: huk, prawe okienko bramki, nieokiełznana radość i gwizdek arbitra ogłaszający przerwę. To była jego typowa “maledetta” (dosłownie: “przeklęta” – w taki sposób zaczęto określać we Włoszech niezwykle skuteczne strzały Pirlo z rzutu wolnego – przyp. red. ) tym razem jednak z toczącej się piłki. Jeśli to nie jest sztuka, znajdźcie synonim.
Michel Platini powiedział kiedyś zdanie, które prawdopodobnie tyczy się wszystkich wielkich mistrzów: “Piłka była dla mnie sposobem na przedłużenie dzieciństwa”, dla Ciebie też tak jest?
Bez wątpienia. Dodałbym do tego jeszcze: “na szczęście”. Piłka nożna była grą, którą od dziecka lubiłem najbardziej i fakt, że została później moim zawodem uważam za coś pięknego. Dodam jeszcze, że jeśli nie zdołasz utrzymać dziecięcego entuzjazmu, później jest Ci bardzo ciężko w wieku 35 lat wychodzić ciągle na boisko.
Zresztą… Myśląc właśnie o Twoich pierwszych krokach, byłeś chłopakiem, który natychmiast znalazł się pod obserwacją. To już wtedy był Andrea Pirlo z ogromną liczbą spojrzeń na sobie. Wiele się po Tobie spodziewano…
Byłem chłopcem, ale zdawałem sobie sprawę z tej presji. Bez wątpienia wiedziałem co robić na boisku i udało mi się zostać zauważonym. Muszę przyznać, że tego rodzaju presja mi odpowiadała, popchnęła mnie do przodu i nigdy nie była ciężarem, raczej pozytywnym bodźcem. Osądy innych nie powinny Cię obchodzić. Jeśli miałbym powiedzieć wszystko, bardzo lubię brać na siebie duże odpowiedzialności.
Trochę tak jak wtedy kiedy dołączyłeś do nas. W Juventusie natychmiast okazało się, że znaleźliśmy w Tobie “centralne pole grawitacyjne”, cytując piosenkę Franco Battiato…
W Juve znalazłem idealne środowisko, aby po prostu być sobą. Niespecjalnie podoba mi się określanie mnie słowem lider. Posłużyłbym się innym konceptem: bycie w centrum gry. To właśnie potrafię robić najlepiej i tego koledzy ode mnie oczekują.
Czasem Twoje perfekcyjne zagrania powodują, że wielu opisuje Cię jako przykład piłkarskiego komputera. Tak jakby Twoja gra została zaprogramowana. Osobiście jednak, postrzegam ją jako naturalną, natychmiastową, czystą. Jak Ty byś opisał swój autoportret?
Umiejętności piłkarza składają się z wielu rzeczy na raz. Kiedy ciężko pracujesz w tygodniu, kiedy dojrzewasz wraz z upływem czasu. Silnie wierzę, że mój sposób gry jest przede wszystkim odzwierciedleniem tego kim zawsze byłem. Próbując określić to w procentach: 90% to cechy naturalne, 10% to cechy wypracowane.
Śmiertelne rzuty wolne moglibyśmy nazwać twoim prywatnym rewirem na boisku. Jak to funkcjonuje?
Oczywiście bardzo liczą się ćwiczenia. W tygodniu wykonuję ich mnóstwo i bardzo lubię eksperymentować z nowymi rozwiązaniami. Podczas meczu oceniam przez chwilę pozycję, później oddaję się instynktowi. Decyzję podejmuję w ostatniej chwili, zupełnie jakbym doznał olśnienia i nowej inspiracji. Kiedy jest odpowiednia, rozumiem to natychmiast, jak tylko piłka odrywa się od ziemi, czuję to czy wyląduje w siatce.
Wróćmy do Juventusu. Udało Ci się przywrócić zaufanie wszystkich po bardzo negatywnym okresie. Zrobiłeś to niesamowicie szybko…
Szczerze mówiąc, myślę, że wszystko potoczyło się w sposób bardzo normalny. Zupełnie jak naturalna ewolucja, wystartowaliśmy i zdołaliśmy zatrzeć negatywne odczucia z poprzednich sezonów. Każdego dnia byliśmy tego coraz bardziej świadomi. Dla mnie było bardzo ważne odnaleźć wielu chłopaków, którzy byli i nadal są moimi kolegami z reprezentacji. Dobrze się znaliśmy i czuliśmy potrzebę rozegrania wspólnie ważnego sezonu na miarę Juventusu.
Byłem w ciężkim szoku podczas pierwszego meczu na Juventus Stadium. Szczerze powiedziawszy nie oczekiwałem, że podczas pierwszego rzutu rożnego kibice zareagują tak entuzjastycznie. Obawiałem się nieco chłodniejszych reakcji.
Tak naprawdę to ja byłem chyba najbardziej zaskoczony. Po 10 latach w Milanie, kiedy byłem zawodnikiem jednego z głównych rywali tyle czasu, podczas tylu bezpośrednich pojedynków, doznałem uczucia jakiego sobie nie wyobrażałem. Aplauz z mojej strony nie był niczym innym jak podziękowaniem – natychmiastową odpowiedzią, którą czułem się zobowiązany okazać kibicom Juve, okazującym mi wielką gościnność.
Jeśli powiem, że podczas ostatnich lat w Juve, Twoje umiejętności techniczne się poprawiły, byłoby to odczucie prawidłowe, czy zbyt subiektywne okiem Juventino?
Chyba tak, nawet jeśli trudno to ocenić. Z pewnością ja i moi koledzy pracowaliśmy sporo, aby dojrzeć. Poza tym pewne postępy można zauważyć zarówno pod kątem całej drużyny jak i indywidualności. Wierzę także, że liczy się też doświadczenie, dojrzałość. Prawdopodobnie udało mi się ukierunkować moją grę jako bardziej zasadniczą, eliminując kilka zbędnych elementów.
3 lata sukcesów i wielkie przekonanie, że na tym jeszcze nie koniec. Jest jakiś szczególny moment, przewyższający wszystkie inne w Twojej biało-czarnej przygodzie, czy stałeś się jednym z perfekcyjnych Juventinich, dla których najważniejszym zwycięstwem jest zawsze to następne?
Bardzo chętnie się identyfikuję z ludźmi tej kategorii. Jeśli chcesz być zwycięskim piłkarzem musisz koniecznie wiedzieć, że aby wygrać trzeba poświęcić mnóstwo czasu i wysiłku, a sam moment zwycięstwa trwa krótko. Jest tak m.in. dlatego, że kolejne wysiłki przychodzą natychmiast i nie można spoczywać na laurach. Nie można zapominać, że każdego można pokonać, a kiedy wygrywasz wszyscy są jeszcze bardziej zmotywowani, aby podłożyć Ci nogę.
Da się jeszcze żyć marzeniami, kiedy w swojej karierze wygrało już się wszystko tak jak w Twoim przypadku?
Oczywiście, marzenia nigdy się nie kończą. Nie można wychodzić na boisko bez zamiaru osiągnięcia wielkich celów. Zagrałem w 3 finałach Ligi Mistrzów, myśl, że masz szansę przeżycia tego jeszcze raz bardzo mnie naładowuje, nie można odpuszczać.
W Twojej karierze miał miejsce jakiś punkt zwrotny?
Tak, w 2002 roku. Kiedy w Milanie trener Carlo Ancelotti ustawił mnie przed linią obrony. To była pozycja, która pozwoliła mi lepiej wyrazić się piłkarsko. Ten moment zapoczątkował nową fazę mojej piłkarskiej wędrówki.
Mówi się, że jesteś królem żartów w szatni. Według Ciebie przyjaźń w piłce jest ważna?
Powiem więcej – jest fundamentalna, aby stworzyć wielką grupę. Życie drużyny składa się z wielu różnych sytuacji. Jeśli jest przyjaźń, masz dodatkową energię, żeby pokonać trudności, a i wspólne radości wydają się piękniejsze. Wiem, że wielu piłkarzy postrzega piłkę jako świat rywalizacji i konkurencji. Ja mogę powiedzieć zupełnie coś odwrotnego: mam wielu przyjaciół piłkarzy i jestem z tego dumny.
A propos kolegów, Paul Pogba zawsze powtarza, że postrzega Cię jako wzór, z którego czerpie inspirację albo jako nauczyciela edukacji piłkarskiej – dyscypliny, w której jesteś emerytowanym profesorem.
Więc ma na myśli, że się postarzałem… Jestem zadowolony, oczywiście. Muszę być bardziej uważny, nie zorientowałem się, że mnie śledzi… Paul jest wielki, to prototyp kompletnego piłkarza, którzy już ma wielką teraźniejszość, a przyszłość może być tylko lepsza.
Cieszysz się światowym uznaniem. Należała by Ci się złota piłka za całokształt kariery. To niesprawiedliwe, że Twoje doświadczenie piłkarskie nie zostało nagrodzone.
Coś w tym jest, lecz szczerze mówiąc, nie miałem z tego powodu ani jednej nieprzespanej nocy. Jestem świadomy, że napastnicy bardziej rzucają się w oczy, to normalne, że otrzymują mnóstwo głosów. Moją złotą piłką jest uznanie jakim mnie darzą koledzy po fachu. Napawają mnie wielką dumą i tego się trzymam.
Zaryzykuję, stawiając hipotezę: podobasz się wszystkim tak bardzo, ponieważ stanowisz pewien wyjątek. W dobie superszybkiego futbolu, zdajesz się zatrzymywać czas swoimi zagraniami. Twój sposób myślenia określa inny wymiar, co dociera do ludzi.
Być może jest w tym trochę racji. Głównie dlatego, że warunki i siła fizyczna nie są moimi atutami, nawet nie jestem szybki. Wierzę, że ogromny wpływ na to ma mój opanowany charakter. Stanowię przez to pewną anomalię. W świecie, który biegnie w przeciwnym kierunku wskazany jest inny rodzaj jakości, ja preferuję być, aniżeli się pojawiać.
Teraz coś mniej pozytywnego. Co uważasz o kryzysie włoskiej piłki? Rzekomy, prawdziwy, fenomen przejściowy, czy trwały?
Piłka nożna nie jest niczym innym jak przekładem ogólnej sytuacji kraju. Nie przechodzimy przez najlepszy okres ekonomiczny, to normalne, że także sport na tym cierpi. Nie może to jednak być alibi, żeby nic z tym nie robić. Najlepiej zacząć od sytuacji stadionowej. Widzimy to doskonale na przykładzie Juventus Stadium, gdzie własny obiekt miał duży wpływ na poprawę gry zespołu. Stworzył pozytywne środowisko, które najlepiej to wyraża. Jeśli w Serie A byłoby 19 przykładów takich jak nasz, mielibyśmy do czynienia z zupełnie inną historią. Widzielibyśmy wszędzie rodziny, zdrową pasję i automatycznie poprawiało by to sytuację ekonomiczną, potrzebną dla rozwoju i poprawy konkurencyjności włoskiej piłki.
Dużo dają do myślenia ostre dyskusje i polemiki na temat centymetrów. Czy istnieje na to lekarstwo? Czasem ma się wrażenie jakby włoski futbol nie był w stanie przez to sprawiać radości i pozytywnego podejścia…
To także jest absolutnie do zmiany. To zwyczajnie brzydkie, że niepotrzebne dyskusje ciągną się miesiącami, a piękno pewnych bramek znika bardzo szybko z tematów rozmów. Zbyt dużo słów nie na miejscu szkodzi wszystkim.
Jesteś optymistą?
Chcę nim być, to prawie jak obowiązek…
Jakie były najbardziej szczególne emocje, których doświadczyłeś w Juventusie?
Nie mam wątpliwości – nasze pierwsze Scudetto. Pragnęliśmy tego, walcząc w każdym meczu. Określiłbym to nadzwyczajnym przedsięwzięciem, ponieważ koniec końców nie oczekiwaliśmy, że się powiedzie. Zdołaliśmy jednak w ciągu jednego roku zawędrować z 7. miejsca na 1., to fantastyczne.
Mając na uwadze Twoje oczekiwania, było coś szczególnego, co Cię zaskoczyło w Juventusie?
Ciągłość w sukcesach. Wystartowaliśmy tak po prostu w zwycięski cykl pomimo wielu lat trudności i utrzymaliśmy go na długi okres. Szczerze mówiąc niemożliwe było przewidzieć czegoś takiego.
Czy spośród Twoich goli uważasz jakiś za najpiękniejszy?
Nie, dla mnie wszystkie są ważne. Poza tym mecze zapamiętuję ze względu na inne rzeczy…
Ten z derbów w pierwszej rundzie sezonu był naprawdę genialny. Powiedz prawdę, jak Ci się ogląda ironiczny filmik na oficjalnej stronie Juventusu, w którym po otrzymaniu piłki na 4 sekundy przed końcem, mówisz “Spokojnie, spokojnie”…
Tak na pewno nie było, ale prawdę mówiąc jakiś czas wcześniej spytałem sędziego ile czasu pozostało do końca. On mi odpowiedział: “Półtorej minuty”. W związku z tym nie trzymałem już się swojej pozycji, przestawiłem się na grę z przodu, a kiedy Arturo podał mi piłkę nie mogłem zrobić nic więcej jak tylko oddać przysłowiowy strzał rozpaczy.
Poza piłką jakie są Twoje pasje?
Bardzo lubię golf. Przede wszystkim jednak spędzać czas z moimi dziećmi, którzy bardzo pasjonują się piłką, zawsze przychodzą na stadion.
Jest jakaś ważna osoba spoza świata piłki, z którą chciałbyś się spotkać?
Miałem szczęście poznać papieża Jana Pawła II oraz Franciszka. Były to dwa szczególnie emocjonujące momenty. Nie mogę prosić o więcej.
Nie licząc zielonego prostokąta, w jakim innym miejscu czujesz się najswobodniej?
Mam 2 ulubione miejsca: Ibiza w przypadku wakacji nad morzem, jeśli chodzi o miasta, żadne nie ma tyle uroku co Nowy Jork.
Jeśli nie zostałbyś piłkarzem, w jakim innym zawodzie podziwialibyśmy doskonałość Pirlo?
W żadnym. Za dziecka nie miałem żadnych innych pomysłów. Byłem przekonany, że pewnego dnia koniec końców zostanę piłkarzem. To był mój cel, stała myśl i jestem szczęśliwy, że widziałem go dobrze.
Autor : Paolo RossiTłumaczenie : mpolek