Wywiad z Chiellinim

Boiskowy rzeźnik, gwiazda portali społecznościowych – życie Chielliniego biegnie w rytmie nieustającego crescendo. Bramkostrzelnemu obrońcy wciąż jednak nie dość – chce skończyć studia i myśli o czerwcowym mundialu…

Giorgio, jesteś człowiekiem wielkich liczb. Tak na boisku, jak i w serwisach społecznościowych wybuchła Chiellomania. Za osiągnięcie pułapu 300 boiskowych występów zostało Ci przyznane miejsce w muzeum Juventusu. To ważny dowód uznania dla kogoś, czyje tempo życia mogłoby niejednego przyprawić o zawrót głowy. Jak się z tym czujesz?

Zobaczyć swoją koszulkę wystawioną tuż obok strojów piłkarzy, którzy tworzyli historię Juventusu to powód do ogromnej dumy i głębokich emocji związanych z całym pobytem w tej drużynie. Dobiłem tu już do dziewiątego sezonu, w międzyczasie stając się prawdziwym mężczyzną i piłkarzem.

Twoja kariera to historia nieustannego pięcia się w górę.

Każdego dnia ciężko pracuję, by stawać się coraz lepszy i jestem przekonany, że nie nadszedł jeszcze szczytowy punkt mojego rozwoju. Zawsze starałem się doceniać także te mniej pozytywne przeżycia, dzięki temu stałem się silniejszy ucząc się na popełnionych błędach. I nie chodzi jedynie o te najbardziej ewidentne pomyłki, jakie mogą przydarzyć się obrońcy. Ważne są także te, o których nikt nie pamięta, bo akurat sprzyjało mi szczęście. One także powinny stanowić impuls do doskonalenia swoich umiejętności. Każda sytuacja powinna stawać się pretekstem do przemyśleń.

Ale kiedy się tu pojawiłeś, nie było tak łatwo. Pamiętasz jeszcze tamten okres?

To były moje pierwsze doświadczenia z dala od domu. Miałem 21 lat, do tamtej pory grałem jedynie we Florencji i zważywszy na niewielką odległość pomiędzy tym miastem a Livorno, miałem dużo czasu by widywać się z rodziną. Byłem przyzwyczajony do przebywania w grupie młodych ludzi zupełnie innych niż ci, których poznałem w Juve. Tu na początku nie czułem się swobodnie w kontaktach z tak doświadczonymi zawodnikami jak Del Piero, Cannavaro czy Buffon. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej byli oni dla mnie zupełnie nieosiągalni. Kolegą, który pomógł mi najbardziej, był Giannichedda, pewnie dlatego, że mamy bardzo podobne charaktery. Jest ode mnie dziesięć lat starszy, nauczył mnie bardzo wiele i jeszcze dziś zdarza mi się z nim porównywać.

Kibice kochają Cię, bo jesteś jak czołg. Widzą w Tobie walecznego ducha Juventusu. Odnajdujesz się w tej roli?

Jeśli faktycznie tak jest, mogę być jedynie usatysfakcjonowany. Mam kilka cech związanych z temperamentem i sprawnością fizyczną, które sprawiają, ze jestem przydatny drużynie. Ale w zespole każdy musi dać cząstkę siebie. Jeżeli chcemy próbować osiągnąć perfekcję, musi istnieć między nami pełne zestrojenie, dotyczące nie tylko tych zawodników, których trener wybierze do gry w danym meczu. Tylko jeśli przez cały tydzień żyjesz razem z drużyną, potrafisz zrozumieć, jak ważni są ci zawodnicy, którzy grają mniej. To samo tyczy się osób, które z nami współpracują pozostając nieznane szerokiej publiczności. Każdy z nich dokłada się do tego, by wszystko funkcjonowało jak w zegarku.

Z góry zaznaczam, że wszyscy życzymy sobie, by Buffon pozostał na swoim miejscu jak najdłużej, ale… Czy czujesz się już przyszłym kapitanem?

Zostawiam tę rolę Gigiemu i nie myślę o przejmowaniu opaski. Zdarzało mi się już ją zakładać. Na pewno nie ciążyłaby mi, raczej zwiększyła jeszcze moje poczucie przynależności do klubu. W każdym razie drużyny miewają różnych kapitanów i to nie opaska determinuje poziom odpowiedzialności na boisku, nie sprawia, że automatycznie stajesz się liderem. W Juve mam wielu kolegów o silnych osobowościach. A Chiellini może być kochany przez ludzi związanych ze Starą Damą, ale przez przeciwników już nie zawsze.

Zasadniczo niechęć zwykle wynika ze strachu. Żałujesz, że nie jesteś doceniany poza środowiskiem Juventusu?

Czasami to mnie zdarzało się zachowywać niewłaściwie, moje zaangażowanie sprawiało, że popełniałem błędy. To naturalne, że nie wszyscy są do ciebie przyjaźnie nastawieni, tak jest dobrze. Jednakże gdy zdarzyło mi się spotykać kogoś w innej sytuacji niż podczas meczu, zawsze starałem się zachowywać z maksymalnym szacunkiem. Na boisku część zasad się zmienia, ale poza nim wszystko wraca do normalności.

Czy jest jakiś szczególny przeciwnik, na którego nie chciałbyś nigdy trafić?

Nie, wprost przeciwnie, im są silniejsi, tym chętniej się z nimi konfrontuję. Jeśli są w stanie sprawiać problemy, mogą także pomóc w doskonaleniu się.

W przypadku wielu zawodników jest tak, że na boisku zachowują się jak bestie, lecz w codziennym życiu zachowują się zupełnie inaczej. Z Tobą jest podobnie?

Zdecydowanie poza boiskiem wydaję się inną osobą – jestem bardziej refleksyjny, zamknięty w sobie. Nie jestem taki, jak zdaję się być podczas meczu. Zresztą miałem tak od dziecka. Jak już wspomniałem, wiele moich zachowań było niepoprawnych, ale w miarę jak dojrzewałem, mój charakter zmieniał sie na lepsze.

Jak powstała Twoja “goryla” cieszynka?

Moi przyjaciele radzili mi, bym znalazł sobie jakiś oryginalny sposób na celebrowanie bramek, inny niż wszystkie, które można oglądać na boiskach. Coś, co odbijałoby moją osobowość. Spodobała się i tak już zostało.

Na Twitterze jesteś bliski przekroczenia bariery miliona followerów. Twoja popularność wydaje się nie mieć granic, a Twoje starania, by podtrzymać interakcję z fanami bywają szaleńcze. Zapoczątkowałeś inicjatywy, które przyciągnęły uwagę od Turynu po Australię. Jak wytłumaczyć fenomen tego drugiego Chielliniego?

Lubię mieć kontakt z tymi, którzy śledzą mnie na Twitterze. Byłem jednym z pierwszych, którzy zaczęli wykorzystywać tę nowinkę – także dlatego możemy teraz mówić o wielkich liczbach. Pomaga mi grupa osób, często podrzucają mi nowe pomysły, nawet jeśli na końcu to ja zawsze je zatwierdzam. Wydaje mi się, że to sympatyczny sposób na utrzymywanie kontaktu z kibicami z całego świata, w trakcie tej zabawy narodziło się kilka przyjaźni, które trwają już sporo czasu. Mój brat Claudio jest osobą, która trzyma wszystko w ryzach, jest stwórcą tego wirtualnego świata.

Weźmy inicjatywę Chiellini Indonesia na Twitterze. Skąd ten pomysł?

Do mojego brata napisał chłopak z Indonezji, przedstawiając się jako mój wielki kibic. Claudio opowiedział mi o tym i tak się zaczęło. W ubiegłym roku zaprosiliśmy tego fana na ostatni mecz sezonu. Jest taki sam, jak setki innych kibiców na świecie. Byliśmy zadowoleni, bo udało nam się uszczęśliwić tego chłopaka, a jednocześnie zapewnić rozrywkę reszcie śledzących mnie osób.

Przeglądając Twoją stronę internetową, choć nie tylko tam, udało nam się znaleźć zabawę w “sobowtór Chielliniego”.

Ta zabawa powstała w sumie przez przypadek. Dochodziło do mnie sporo zdjęć osób, które mnie przypominały. Aż w którymś momencie powiedzieliśmy sobie – czemu nie zrobić z tego konkursu? Z czasem pojawiło się kilka naprawdę uderzających podobieństw.

Czy masz jakieś marzenie, którego nie udało Ci się jeszcze spełnić?

Jestem pod tym względem uprzywilejowany, wiele z nich już się spełniło i jeszcze się spełni. Zawsze w zgodzie z tym, co robię. Jestem spokojnym człowiekiem, nie czuję żalu.

W hipotetycznym drugim życiu, w którym nie zająłbyś się piłką, rozmawiałbym dzisiaj z Chiellinim – lekarzem, prawnikiem, inżynierem?

Moje życie to spełniający się sen, nie mogę nie czuć z tego powodu szczęścia i wdzięczności. Gdybym nie był piłkarzem, zapewne bym studiował, być może zostałbym ortopedą, jak mój ojciec. W rzeczywistości wybór kierunku studiów został podyktowany karierą sportową, która rozpoczęła się już wcześniej. Piąta klasa liceum o profilu ścisłym była ciężka, głównie ze względu na liczne nieobecności, związane z piłkarskimi obowiązkami. Połączenie nauki i zawodu piłkarza okazało się niemożliwe. Wybrałem więc kierunek studiów, na którym nie było egzaminów wstępnych i obowiązkowego uczestnictwa w zajęciach.

Dyplom licencjacki obroniłeś z 109 punktami na 110 możliwych. To ocena, która mówi dużo o Twojej systematyczności w nauce. W świecie piłki absolwenci to rzadkość, także w tym kontekście jesteś wyjątkiem.

Nie jest to częste, szczególnie jeśli gra się w drużynie występującej w pucharach, a co więcej, uczestniczysz także w meczach drużyny narodowej. Próbuję, ale nie jest łatwo. Gdy grasz tylko raz w tygodniu prościej jest się zorganizować. Udało mi się skończyć licencjat, ale nie zatrzymuję się na tym, chcę ukończyć także studia magisterskie, czyli te pięcioletnie. To będzie wyzwanie rzucone samemu sobie, liczba obowiązków wzrośnie. Postrzegam to jako pewną próbę, cel do osiągnięcia. Nie dążę do dyplomu, bo uważam, że mi się di czegoś przyda, na razie nie zastanawiam się co będzie, gdy zawieszę buty na kołku. Będę miał dyplom, bo tak postanowiłem.

Twoje życie wydaje się ciągłą walką. Chiello chce mieć wszystko?

To nie tak. Po prostu w życiu już tak jest, że trzeba stawiać sobie możliwe do osiągnięcia cele, a potem angażować się w wypełnianie tych zamierzeń. Gdy już angażuję się w jakąś sprawę, jaka by ona nie była, dociągam ją do końca. Ale nie walczę z wiatrakami – jeżeli zdam sobie sprawę, że coś jest niemożliwe, odpuszczam.

Gdybyś mógł podziękować komuś, komu zawdzięczasz to kim jesteś dzisiaj, kto usłyszałby słowo “dziękuję”?

Moja rodzina, w szczególności moi rodzice. To, że udało mi się w życiu cokolwiek osiągnąć, jest ich zasługą.

Niezapomniany mecz i spotkanie, które chciałbyś wymazać z pamięci?

Mam nadzieję, że ten niezapomniany wciąż jest przede mną. Jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem, ale jeszcze dwa-trzy lata temu brakowało mi zwycięstw. Kiedy wygrywasz, wszystko się zmienia – dlatego z pierwszego tytułu zdobytego pod wodzą Conte cieszyłem się najbardziej. W 2004 roku pojawiłem się w Turynie i od razu wygrałem, w głębi ducha nie wydawało mi się to takie trudne, nie zdawałem sobie sprawy, ile trudu to wymaga. Z kolei wszystkie późniejsze doświadczenia uświadomiły mi, jak skomplikowane jest zwyciężanie. Teraz gdy udało mi się osiągnąć ten poziom, będę walczył o jego utrzymanie. Wymazać z pamięci chciałbym za to doświadczenia z Mistrzostw Świata w RPA. Tamto odpadnięcie wciąż mnie boli. Oddałbym naprawdę wiele, by móc cofnąć czas i zmienić bieg wydarzeń.

W piłce nożnej zawsze nadchodzi okazja by się odegrać. Czego oczekujesz po brazylijskim mundialu?

Nie jesteśmy najsilniejszą drużyną, ale w wielkich spotkaniach prawie zawsze jesteśmy w stanie wycisnąć z siebie wszystko, co najlepsze. Wiedzie nas w nich duma właściwa wszystkim Włochom. W pewnych sytuacjach daje się zauważyć cechy kulturowe danego narodu. Potrzeba będzie wielu czynników, by przejść dalej, ale w przygodach takich jak mistrzostwa świata, podstawowym składnikiem zwycięstwa jest zawsze entuzjazm.

Od trzech lat bilety na stadion prawie zawsze są wyprzedane. Na wyjazdach kibice towarzyszą Wam gdziekolwiek byście nie grali. Jak uczucia okazywane przez fanów wpływają na Wasze występy?

Nie da się poczuć tego wszystkiego, co dzieje się wokół nas, ale daje się odczuć olbrzymią pasję, którą wyzwala Juventus. Pamiętam jak sam jako dziecko chodziłem na mecze. Entuzjazm, który wówczas odczuwałem był niewiarygodny. A na parę wyjazdów udało mi się namówić także mamę i tatę. Jesteśmy wdzięczni za poświęcenie, które ponoszą dla nas kibice każdej niedzieli. I jest nam przykro, że nie zawsze jesteśmy w stanie usatysfakcjonować tych, którzy chcieliby się do nas zbliżyć, by zrobić sobie zdjęcie czy poprosić o autograf. Mam nadzieję, że kibice rozumieją, iż czasami jest to po prostu niemożliwe.

Conte to wymagający trener, ale jego perfekcjonizm był Waszym szczęściem. W ostatnich latach wygraliście dużo, choć nie brakowało także trudnych chwil. Jak się z nimi mierzyliście?

Kiedy popełnia się błędy, właściwym podejściem jest zastanowienie się nad nimi by móc się poprawić. W konkretnej chwili lepiej jest zapobiegać, niż leczyć. Spotkania zawsze przynoszą efekty, nie żyjemy w jakimś dyktatorskim reżimie, zawsze jest okazja do dyskusji, rozumianej jako sposób konstruktywnego rozwiązywania problemów. Nikogo nie zakuwa się w dyby.

Conte mówi, wyjaśnia, a Wy odpowiadacie?

Tak, ponieważ nasza rozmowa odbywa się z szacunkiem dla naszych ról. Juventus przede wszystkim składa się z grupy ludzi, ważne jest by się spotykać, wyjaśniać, rozumieć się. Musimy wszyscy zdążać w tym samym kierunku.

Oglądasz telewizję? Podobają Ci się zapełniające ją programy, w których poszukuje sie talentów?

Oglądam je. Po pierwsze te dotyczące piłki, jak Campioni. Był uroczy. Oglądałem także program MasterChef, a w tym roku wciągnął mnie Apprentice. Poza tym robię sobie czasem maratony z serialami różnego typu. Ich akcja przebiega zawsze w szybkim tempie. Fascynują mnie i oglądam ich dużo tak w domu, jak i podczas zgrupowań.

A propos programu MasterChef. Jaką ocenę wystawiłbyś sobie, jako kuchennemu ekspertowi?

Niską. Sam nie gotuję, ale staram się pomagać. Nakrywam do stołu, sprzątam. Chodzę po zakupy. Od półtora roku mam narzeczoną i to ona zajmuje się gotowaniem. Kiedy wracam do Livorno, lepiej iść do restauracji. Mam kilka ulubionych w centrum miasta. I choć urodziłem się nad morzem, wolę mięso niż ryby. Najbardziej jednak lubię słodycze. Oczywiście bez przesady. Ktoś, kto jak ja żyje pracą, musi przestrzegać mocno sprecyzowanych reguł.

Więc powinieneś wiedzieć, ile kosztuje litr mleka. Więcej czy mniej niż euro?

Nie przygotowałem się, nie znam cen. Patrzę na rachunek na samym końcu i ruszam do kasy.

Kolacja z narzeczoną. Raczej w znanej restauracji czy w normalnej trattorii?

Od czasu do czasu zdarza się nam jeść w jakiejś restauracji na poziomie, szczególnie w trakcie urlopu. Na co dzień stołujemy się w trattoriach, żyję jak normalny człowiek.

Lubisz czytać?

Od czasu do czasu. Lubię kryminały, czytam ich bardzo dużo, są niesamowicie wciągające. Niestety, mając tak mało wolnego czasu staram sie poświęcać go głównie na czytanie tekstów dotyczących moich studiów.

Czy przeżyłeś kiedyś spotkanie, które zmieniło Twoje życie?

Spotkałem swoją narzeczoną, która już w lipcu zostanie moją żoną.

Najpiękniejszy komplement, jaki kiedykolwiek otrzymałeś.

Widok dumy na twarzach moich rodziców i mojej narzeczonej w chwili, gdy obroniłem dyplom. W tym momencie nie było nam trzeba żadnych słów, rozumieliśmy doskonale to, co czujemy. To było ważniejsze od większości sukcesów sportowych.

Autor: Fabio Vergnano
Tłumaczenie: dhoine

Źródło: HJ (kwiecień 2014)

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę JuvePoland!

Subskrybuj
Powiadom o
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze
gawron
gawron
9 lat temu

Oprócz niektórych boiskowych głupot, straszny kozak i wzór. Grande Giorgione!

Mr.Hankey
Mr.Hankey
9 lat temu

Byłby piłkarzem niemal idealnym gdyby nie te jego cholerne symulanctwo...

Nihlo
Nihlo
9 lat temu

ostatnia odpowiedź pokazuje jakim jest człowiekiem