Wywiad z Fabio Cannavaro
Wywiad z Fabio Cannavaro
Po powrocie do Turynu nie ma łatwego życia. Wielu kibiców wypomina mu pożegnanie w kiepskim stylu sprzed trzech i pół roku, do tego obecnego sezonu nie może zaliczyć do zbytnio udanych. Mimo to jest zdecydowany wspierać dawnego kolegę z drużyny, obecnie trenera Ciro Ferrarę. Jeden z dziennikarzy La Stampa przeprowadził ostatnio wywiad z obrońcą Juve, Fabio Cannavaro.
Fabio, czego życzysz sobie w 2010 roku?
Wszyscy mamy nadzieję na inny rok niż końcówka 2009-go. Ostatnimi tygodniami szło nam niezbyt dobrze, dlatego pracujemy nad tym, by poprawić osiągane wyniki. Mamy przed sobą jeszcze pięć miesięcy i trzy rodzaje rozgrywek. Walczymy o scudetto, Puchar Włoch i Puchar Europy, czyli stary UEFA. Coś trzeba w końcu wygrać.
Myślisz, że jest jeszcze realna szansa powalczyć o scudetto w tym roku?
Trzeba wierzyć w to do samego końca, kiedy nosi się koszulkę Juve, nie można się poddawać czy załamywać. Musimy wierzyć, nie ma wątpliwości.
Pięć porażek w sześciu ostatnich meczach. Żeby mówić o końcu kryzysu, trzeba zacząć wygrywać.
Zwycięstwo to podstawa, to fundament, ale to nie wystarczy. Trzeba oprócz tego odnaleźć właściwy rytm gry i ciągłość formy, żeby nie grać w kratkę. Innej drogi na dogonienie pierwszego miejsca nie ma.
Rok 2009 pozostawia więc pewien niesmak i żal?
Nie, jestem zadowolony z powrotu do Juventusu. Znów spotkałem się z przyjaciółmi i osobami, które chcą pracować w grupie układającej własną przyszłość. To z pewnością ambitny klub.
Tego lata mówiło się o kontrakcie, który dawałby ci możliwość zarówno gry jako piłkarz, jak i późniejszej pracy w roli kierowniczej. Podjąłeś już decyzję w tym temacie?
Jestem jednym z tych, którzy żyją z dnia na dzień i nie wybiegam zbytnio myślami w przyszłość. Jak by nie było, póki co nadal mam ogromną wolę gry w piłkę.
Dobry sezon to szansa na wyjazd na Mundial – to chyba dodatkowa motywacja dla ciebie.
Dla mnie ale i nie tylko, bo dla całej reszty również. Na Mundial nie jedzie się tak po prostu, z automatu. Trzeba grać jak najlepiej, wyróżniać się, choć zdarzały się już przypadki, że ci, którzy wygrywali Champions League, na Mundialu prezentowali się bardzo słabo.
Jak więc wyjść z tego dołka?
Pracując sumiennie dzień po dniu.
Ale cały czas wszyscy powtarzacie to samo…
Może dopowiedziałbym, że przydałoby się mniej kontuzji. Do tej pory ze względu na nie musieliśmy zmieniać skład i formację. Może to nie powinno być naszym alibi, ale dobrze by było zagrać przez miesiąc-półtora, pełnym składem.
Przyznasz jednak, że z ostatnią w tabeli Catanią Juventus powinien wygrać nawet zdziesiątkowanym składem.
Zgadza się. Ale kiedy drużyna znajduje się w dołku, potrzeba pomocy wszystkich. W warunkach takich jak te nerwówka staje się najgorszym wrogiem.
Jakie jest więc antidotum?
Jest tylko jedno. Dobre wyniki.
Ferrara też jest teraz bardziej poddenerwowany?
Trener wie, że drużyna stoi za nim murem i że popiera sposób jego pracy. Wiemy, że i dla niego to dosyć skomplikowana sytuacja, ale możemy z niej wyjść razem.
Jesteś przekonany, że w takim składzie wam się to uda?
W każdym sezonie jest pewien trudny okres. Zbyt łatwo przychodzi czuć się silnym, kiedy ciągle się wygrywa. Klasę piłkarza poznaje się po tym, jak sobie radzi, kiedy przychodzi kryzys. Wtedy liczą się fakty, a słowa stają się tylko pustymi hasłami rzucanymi na wiatr.
Dlaczego Felipe Melo i Diego w jakiś sposób zniknęli ze sportowego pola widzenia?
Drużyna musi im pomóc. Ja również dobrze wiem, jak trudny jest pierwszy rok w obcej lidze, przeżyłem to w Hiszpanii, w Realu. Dzięki pomocy kolegów udało nam się jednak wspólnymi siłami wygrać ligę.
Latem mówiło się i pisało, że ci dwaj są fenomenami, teraz już nikt tak nie mówi.
No i właśnie dlatego obaj powinni zatkać sobie uszy i nie słuchać tego wszystkiego. Nie wierzę, żeby nagle przestali umieć grać w piłkę.
Autor: Massimiliano Nerozzi
Źródło: www.lastampa.it
Przetłumaczył: mnowo