Człowiek przyszłości – wywiad z Daniele Ruganim
Daniele Rugani to teraźniejszość i przyszłość tak Juventusu, jak i reprezentacji Włoch. W długiej rozmowie miał okazję opowiedzieć nam zarówno o swoim dzieciństwie i początkach przygody z piłką, jak i o planach i marzeniach na przyszłość.
Daniele, otwórzmy księgę z Twoimi wspomnieniami. W jaki sposób zbliżyłeś się do świata piłki nożnej? Wprawdzie to mój ojciec był wielkim pasjonatem calcio, co więcej, w swoim czasie sam kopał piłkę, jednak na pierwszy trening zaprowadziła mnie mama, razem z moim bratem. Natychmiast zakochałem się w tej grze i rodzice zapisali mnie do mojej pierwszej prawdziwej szkółki. Znajdowała się ona niedaleko mojego domu w okolicach Lukki, a nazywała się Unione 98. Przyjmowali tam dzieci, które skończyły sześć lat, jednak z tego co mi mówiono wynika, że mnie udało się zapisać rok wcześniej. Mam też anegdotę związaną z moim pierwszym treningiem – nie dostałem jeszcze wtedy własnego stroju, więc na zajęcia poszedłem w koszulce Del Piero…
Co działo się później? Cóż, przez dobrych kilka lat po prostu świetnie bawiłem się grając w Unione 98. Potem, jako że byłem niezły, wylądowałem w Atletico Lucca, klubie dość poważanym w mojej prowincji. W końcu zadzwonił ktoś z Empoli i tak właściwie wszystko się zaczęło…
Już wtedy, na samym początku kariery, miałeś ambicję by zostać obrońcą? Skądże, zaczynałem występując w pomocy, czy też właściwie jako taki piłkarz od wszystkiego. Pamiętam zresztą, że w Unione 98 próbowałem swoich sił również na bramce. W jednym ze spotkań, po pierwszej połowie w której bez większych efektów występowałem w roli napastnika przeniosłem się na bramkę. Spodobało mi się. Przez kilka tygodni myślałem o zostaniu golkiperem, szło mi całkiem dobrze, ale potem zdałem sobie sprawę, że to zbyt statyczna rola, jak na mój temperament. Za bardzo lubiłem biegać, a na bramce nie mógłbym tego robić.
Kiedy więc przeniosłeś się na obronę? Gdy tylko znalazłem się w Empoli. To Cappelletti zrobił ze mnie defensora.
Jak przyjąłeś jego decyzję? Początkowo kiepsko. Bawiłem się gorzej, mniej biegałem, co więcej musiałem przez cały czas uważać i nie podejmować zbyt dużego ryzyka. Jednak od małego zachowywałem się odpowiedzialnie, więc starałem się dać z siebie wszystko w nowej roli. Zaadaptowałem się głównie dlatego, że już wtedy moim celem było zrobienie kariery. Na szczęście z czasem okazało się, że był to dobry wybór.
Kiedy dotarło do ciebie, że masz wszystko czego potrzeba, by stać się zawodowym piłkarzem? Było kilka takich momentów… Właściwie już wtedy, gdy powołano mnie do reprezentacji U-15 zacząłem myśleć, że może się udać. Wiesz, zaczynasz jeździć z drużyną po całych Włoszech, wyjeżdżać za granicę, zmienia ci się wówczas perspektywa. od tamtej pory było wiele przełomowych punktów. Niewątpliwie ważne było przejście do Juventusu, do Primavery pod wodzą Baroniego. To był niezmiernie satysfakcjonujący rok, także dlatego, że parokrotnie zdarzyło mi się trenować z pierwszą drużyną Bianconerich. Później przyszedł rok w Serie B, gdzie zacząłem konfrontować się z prawdziwymi piłkarzami, mającymi często 30 lat na karku i sporo doświadczenia… To, że dobrze mi wówczas szło było dla mojej dalszej kariery fundamentalne.
Podsumowując, mimo młodego wieku musiałeś szybko zaadaptować się do wielu nowych sytuacji. Wciąż w ruchu, ciągle daleko od domu. Nie było ci ciężko? Nie, od samego początku byłem bardzo zdeterminowany i to mi pomagało. Chciałem przede wszystkim zostać profesjonalnym piłkarzem. Miałem przy tym dobrą głowę. Nawet gdy byłem mały, jeśli w niedzielny poranek miałem mecz, w sobotę jadłem kolację i kładłem się spać o 21:00… Później też zawsze zachowywałem się jak profesjonalista, nawet gdy jeszcze nim nie byłem. Ciężko pracowałem na treningach, utrzymywałem zbilansowaną dietę, mówiąc krótko starałem się niczego nie zepsuć. Istotnie, często byłem wybierany kapitanem drużyn, w których występowałem – być może dlatego, że byłem najbardziej odpowiedzialny.
Jak bardzo ważny dla twojego rozwoju zawodowego był Sarri? Miał olbrzymi wpływ na moją karierę. Pojawił się w moim życiu, gdy wszystko było jeszcze wielką niewiadomą. Miał odwagę, by od samego początku na mnie stawiać, dzięki czemu niesamowicie się rozwinąłem. Nauczył mnie wielu rzeczy, które przydają mi się również dzisiaj. Sarri jest świetnym nauczycielem piłki nożnej, wypróbowałem to na własnej skórze i wiem, co znaczy być przez niego trenowanym.
Opowiedz o swoim pierwszym dniu w Juventusie… Czułeś presję? Oczywiście, ze presja była większa niż wcześniej. Wprawdzie występowałem już w Serie A z Empoli, jednak Juventus to zupełnie co innego. Od razu dociera do ciebie, że tu jest inaczej, pierwszego dnia zgrupowania, kiedy nagle twój hotel otacza kilkuset kibiców i kamery telewizyjne. To nie jest sytuacja, z którą ma się do czynienia w Empoli. Mimo wszystko przeżyłem ten dzień spokojnie, choć starałem się chodzić na palcach by nie być w centrum uwagi. Wiedziałem, że czeka mnie ciężka praca, zarówno ze względu na to, kogo miałem przed sobą, jak i ze względu na samą grę, zupełnie inną niż to, do czego byłem przyzwyczajony.
Pierwsze miesiące chyba nie były już takie sympatyczne, biorąc pod uwagę, że nie grałeś wcale… Brałem to pod uwagę. Oczywiście, nie było to łatwe, jednak te miesiące również przyczyniły się do mojego rozwoju. Co było dla mnie ważne, Allegri w tym okresie zawsze mnie wspierał.
Porozmawiajmy chwilę o Allegrim… Mister niezwykle mi pomógł. Gdy nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca motywował mnie do dalszej pracy i dawania z siebie wszystkiego. Pozwolił mi poznać swoje braki i sprawił, że dojrzałem z każdego punktu widzenia.
A jeżeli chodzi o kolegów z drużyny – który z nich najbardziej wpłynął na twoje postępy? Powiedziałbym, że obrońcy – każdy na swój sposób. Na przykład Barzagli jest osobą, która mało się odzywa, ale oglądając go na boisku można się bardzo dużo nauczyć. Z kolei Chiellini chętnie tłumaczy różne sprawy, cierpliwie i spokojnie poświęca ci swoją uwagę. Bonucci jest najbardziej bezpośredni, jednak powtarzam, wszyscy na swój sposób byli bardzo ważni.
Obecnie we Włoszech wszyscy są zgodni, że para Rugani-Romagnoli to przyszłość reprezentacji. Jak się z tym czujesz? Widzisz, niewiele o tym myślę. Wystarczy jeden kiepski mecz i pochwały zamienią się w krytykę, więc wolę skupiać się na treningach i dawaniu z siebie wszystkiego, co najlepsze. I tyle. Szczególnie we Włoszech w jednej chwili jesteś gwiazdą, mistrzem, a sekundę później nikt już o tym nie pamięta. Ja wiem, że mogę zostać gwiazdą, ale by tak się stało, muszę zapracować na to na boisku, wylewając siódme poty i trenując zawsze na maksa.
W ocenie obrońcy – Dybala faktycznie jest ulepiony z innej gliny? Zdecydowanie tak. Jestem pewien, że za niedługo będzie w pierwszej piątce najlepszych piłkarzy świata. Znam go już od dawna i co sezon jego gra poprawiała się znacząco. Od czasu, gdy grał w Palermo rozwinął się kolosalnie. Jego umiejętności są niewiarygodne. Już dziś jest mistrzem, ale ma jeszcze zapas, by zrobić kolejne kroki naprzód.
Kolejne pytanie z punktu widzenia obrońcy – który przeciwnik sprawił ci najwięcej problemów? Jeśli musiałbym wybrać jedno nazwisko, powiedziałbym że Tevez. Był niezwykle nieprzewidywalny i dlatego trudno go było powstrzymać. To taki gracz, który sprawia, że mówisz sobie “I co ja mam teraz zrobić? “. Jedyny w swoim rodzaju, bez cienia wątpliwości.
Z Juventusem zdobyłeś już kilka trofeów. Z którym z nich jesteś szczególnie związany? Zdecydowanie z tytułem mistrzowskim w sezonie 2015/2016. Jako kibic Juve nie miałem zbyt wielu okazji do świętowania zdobycia scudetto na ulicy. Znalezienie się tam w roli zawodnika miało dla mnie szczególny posmak, także dlatego, że dorzuciłem do tego tytułu swoje trzy grosze, przede wszystkim w drugiej części sezonu.
A jakie jest trofeum, o którego zdobyciu marzysz przed końcem kariery? Jesteś bardziej typem Liga Mistrzów czy Mistrzostwo Świata? (Śmiech – przyp. red. ) Muszę chyba powiedzieć, że chciałbym zdobyć oba, to zbyt trudny wybór…
Wśród twoich dokonań jest jedno szczególne – 53 kolejne mecze bez przewinienia. Jak to możliwe? Zanim pojawiłem się w Juventusie, byłem częścią zupełnie innego piłkarskiego świata. Najpierw, w czasie występów w Empoli, zawsze miałem jeszcze kogoś za sobą. Więc jeśli ktoś nawet wygrał ze mną pojedynek, wiedziałem że mogę liczyć na czyjąś pomoc. Taka świadomość zmienia twoje podejście do przeciwnika. W Juve jest inaczej. Tu musisz wygrać każdy pojedynek, a jeśli stanie się inaczej, jesteś w kłopotach. Gra z definicji jest bardziej agresywna, więc od czasu do czasu pojawi się również żółta kartka, ale to nic złego, odrobina agresji także przyda w moim rozwoju. Dobrze jest zachowywać czyste konto, ale by być zawodnikiem kompletnym, trzeba czasem umieć sfaulować.
A gole? Lubisz je strzelać? Kilka razy mi się to udało, mam nadzieję, że pójdą za nimi kolejne, jeszcze ważniejsze.
Zostawmy na chwilę piłkę nożną. Czy Daniele Rugani ma jakieś hobby? Mam ich jakąś setkę. Nie potrafię nawet przez chwilę usiedzieć w miejscu, robię w ciągu dnia 1500 różnych rzeczy. Można powiedzieć, że tenis jest sportem który lubię szczególnie.
Bardziej Federer czy raczej Nadal? Raczej Nadal, czyli dużo biegania i raczej wypracowany talent… Jednak potrafię się nieźle bronić, gram w końcu od bardzo dawna. W dzieciństwie na zmianę grywałem w piłkę i w tenisa. Teraz też, gdy tylko mam wolną chwilę, często chwytam rakietę w garść i idę na kort. Nieprzypadkowo jakiś rok temu stałem się właścicielem klubu w moim miasteczku. Maleńkiego, jedynie z dwoma kortami, ale dla naszej rodziny ma on wartość nie do przecenienia. Grał tam mój ojciec, który dziś nim zarządza, i także ja tam zaczynałem. Nazwaliśmy go DR24, ma nawet logo…
A poza tenisem? Lubię koszykówkę, wędkarstwo… Wiesz, usiąść nad jeziorkiem i połowić karpie
Kino? Jestem olbrzymim fanem kina! Oglądam mnóstwo filmów. Właściwie wszystkie gatunki, poza horrorami.
Porozmawiajmy o wakacjach. Kto wybiera kierunek? Ty czy twoja dziewczyna Michela? Wybieramy wspólnie, nawet jeśli to ja jestem lepszy w wyszukiwaniu miejsc i te, które ja zaproponuję zawsze się nam podobają. Nie jestem do końca osobą lubiącą klasyczne wakacje, takie w typie Ibizy czy Formentery, wolę raczej eksperymentować i wybierać alternatywne cele podróży, jak na przykład Afryka, którą jestem zafascynowany.
Ostatnie pytanie – co chciałbyś, by mówiono o tobie pod koniec kariery? Że byłem zawsze profesjonalistą, porządnym chłopakiem, dobrym piłkarzem i może jeszcze, że byłem dobrym przykładem dla młodszych ode mnie.
Autor : Fabrizio PonciroliTłumaczenie: dhoine Źródło: Calcio 2000, maj 2017