Nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak cudowny może być zwykły spacer“, te słynne już słowa wypowiedział zmarły 25 kwietnia 1995 roku Andrea Fortunato. Wielka nadzieja włoskiego calcio, której sen na jawie przerwała okropna choroba.

Urodzony 26 lipca 1971 roku w Salerno Andrea nie miał problemów z wyborem swojej drogi życiowej. Podobnie jak jego brat Candido, postawił na piłkę wodną i pływanie. W piłkę nożną grywał okazyjnie, razem z kolegami z podwórka. Mając 13 lat bardzo szybko dał się namówić trenerowi i skautowi Alberto Massie na grę w drużynie amatorskiej Giovane Salerno.

Wkrótce zainteresowało się nim Como. Sandro Vitali, dyrektor sportowy Como i Angelo Massola, trener Primavery zatrudnili go w na pozycję wysuniętego napastnika. Przełom nastąpił gdy Giorgio Rustignoli, trener sekcji Allievi przesunął go na lewą pomoc, a następnie na lewą obronę. Andrea zaliczył wszystkie szczeble sekcji młodzieżowych, aż w końcu zadebiutował w drużynie seniorów. 22 października 1989 r. wybiegł na boisko w meczu Serie B Pescara – Como. Sezon zakończył z 16 występami. Niestety, jego Como spadło do Serie C1.


Grał w piłkę, ale nie zapominał o słowach ojca i matki: “Moi rodzice, którzy nigdy nie przeszkadzali mi w moich życiowych decyzjach, kiedy jechałem do Como prosili mnie tylko, abym nie zapomniał o nauce, bo z piłką nigdy nic nie wiadomo. Obiecałem im to i oczywiście nadal się tego trzymam“. Mimo iż występował już jako zawodowy piłkarz, nie porzucił studiów i udało mu się zdobyć dyplom w dziedzinie rachunkowości.

W kolejnym sezonie (1990/1991) Andrea wystąpił w 27 meczach i należał do wyróżniających się zawodników. Do pełni szczęścia zabrakło promocji do Serie B. Niestety Como przegrało w barażach z Venezią. Dobre występy zaowocowały powołaniem do kadry U-21 kierowaną przez Roberto Boninsegnę. Co więcej, zainteresowanie piłkarzem zaczęły wykazywać kluby Serie A.

Latem Fortunato był bliski przejścia do Atalanty jednak ostatecznie wylądował w Genoi, która zapłaciła za obrońcę ok. 4 miliardów lirów. W liguryjskim zespole początkowo występował sporadycznie i zdecydowano o wypożyczeniu go na resztę sezonu do grającej wówczas w Serie B Pisy. W Toskanii odzyskał spokój i regularność, stając się filarem obrony i zaliczając występ w 25 meczach.

Latem nowym trenerem Genoi został Bruno Giorgi i zdecydował o powrocie Fortunato do Ligurii. Andrea sezon zakończył jako najbardziej wyróżniający się zawodnik na swojej pozycji – lewego obrońcy. Swoje dobre występy podkreślił trzema trafieniami. Jedno z nich, w końcówce sezonu, uratowało Genoę od spadku. Jego postawa była na tyle wyróżniająca, że przyciągnęła uwagę samego Giovanniego Trapattoniego, ówczesnego trenera Juventusu.


Jeszcze przed transferem Fortunato opowiadał: “Przychodzi dziennikarz i pyta się mnie czy chciałbym grać w Juve. Co mam mu odpowiedzieć? Że nigdy w życiu? Wolne żarty. Jako dziecko szalałem za Bianconerimi i nawet jeśli teraz jestem piłkarzem profesjonalistą to i tak pewne rzeczy zostają w sercu“. Po podpisaniu kontraktu młody piłkarz bardzo szybko zdobył sobie sympatię kibiców. Zarówno poprzez grę, jak i postawę poza boiskiem. Nie bez powodu był porównywany do legendarnego Antonio Cabriniego i to nie tylko z powodu numeru 3, z którym tak jak kiedyś Cabrini, występował na boisku. Woda sodowa nie uderzyła mu jednak do głowy: “Denerwuje mnie porównywanie do Cabriniego. On był najlepszym bocznym obrońcą na świecie, więc gdzie tu logika? Minie trochę czasu zanim dojdę do jego poziomu, o ile w ogóle mi się to uda“. Fortunato zasłynął przede wszystkim ze swoich długich rajdów i perfekcyjnej lewej stopy, dzięki której posyłał idealne dośrodkowania wprost na głowę Baggio czy Viallego. Uwielbiał być członkiem drużyny, zarówno na boisku jak i poza nim. Jego postawa i charakter zauroczyły wszystkich, z którymi się stykał. Był też coraz bardziej doceniany przez piłkarskich ekspertów. Arrigo Sacchi nazwał go swego czasu “rewolucją włoskiej piłki“.

To właśnie Sacchi powołał Andreę na debiutancki i, jak się później okazało, jedyny mecz reprezentacji Włoch. 22 września 1993 roku w Tallinie zagrał przeciwko Estonii. W czasie meczu zastąpił Paolo Maldiniego. Azzurri wygrali 3-0. Sacchi nie ukrywał, że planuje go włączyć do kadry na Mistrzostwa Świata, które w 1994 roku miały odbyć się w Stanach Zjednoczonych.

Gdy kariera Andrei wydawała się rozwijać w najlepszy możliwy sposób, Fortunato zaczął nagle tracić formę. Wszyscy byli przekonani, że osiadł na laurach i to co osiągnął w tak krótkim czasie w zupełności mu wystarczyło. Dotarł na szczyty trafiając do Juventusu i reprezentacji, a potem przestał się rozwijać. W ostatnim meczu kibice pożegnali go gwizdami i buczeniem. Oskarżali go o zażywanie dolce vita, nie dawanie z siebie wszystkiego na boisku, udawanie chorego. Doszło nawet do tego, że podczas treningu podbiegł do niego jeden z kibiców i spoliczkował, krzycząc że jego kondycja fizyczna jest najważniejsza i aby to osiągnąć potrzeba poświęcenia i wyrzeczeń. Andrea jednak nie obijał się na treningach. Był już wtedy poważnie chory.

Badający go lekarze początkowo doszli do wniosku, że jego organizm jest po prostu wycieńczony. Winą obarczali nawracające ciągle gorączki. Wszystko wkrótce miało wrócić do normy. Niestety zamiast się polepszać sytuacja była coraz poważniejsza. 20 maja 1994 roku, chwilę po zakończeniu rozgrywek ligowych, Juventus rozgrywał towarzyski mecz z Tortoną. Fortunato rozpoczął go w wyjściowej jedenastce, jednak zmuszony był opuścić boisko już po pierwszej połowie. Dziennikarzom rzucił tylko: “Jestem wykończony“.

Piłkarza poddano gruntownym badaniom. To w ich wyniku poznano prawdziwą diagnozę: ostra białaczka limfatyczna. Wszystkie osoby związane z Juventusem skupiły się wokół zawodnika. Kibice oficjalnie przepraszali za swoje zachowanie z poprzednich tygodni.

Wprost ze szpitala Molinette w Turynie przetransportowano go do Perugii, gdzie poddano go chemioterapii. Rozpoczęły się poszukiwania dawcy do przeszczepu szpiku, jednak nie znaleziono odpowiedniego. Zdecydowano się więc na przeszczep “opracowanych” komórek od siostry Paoli. Niestety przeszczep się nie przyjął i Andrea musiał znaleźć kolejnego dawcę. Był nim jego ojciec, Giuseppe. Ku radości całej rodziny tym razem wszystko przebiegło pomyślnie.

Wszystko szło w dobrym kierunku. Mistrzostwa Świata ominęły go, ale Andrea już w październiku 1994 roku wyszedł ze szpitala i powoli dochodził do sprawności fizycznej sprzed choroby. Musiał wprawdzie wciąż często meldować się w szpitalu, ale dzięki uprzejmości zespołu Perugii zaczął nawet trenować. 26 lutego 1995 roku dołączył do kolegów z drużyny, którzy jechali na wyjazdowy mecz do Genui, aby zmierzyć się z Sampdorią. Cieszył się jak dziecko mogąc na żywo obserwować mecz swojego ukochanego Juventusu.

W marcu 1995 roku udzielił swojego ostatniego wywiadu. Opowiadał o przezwyciężaniu choroby i nie robieniu dalekosiężnych planów: “Udało mi się wygrać z pomocą Boga, lekarzy, ale też przekonania, że musi mi się udać. Powtarzałem to sobie każdego dnia i powtarzam dalej, ani przez moment nie sądziłem, że przegrałem (..). Choroba zmienia wszystko, sprawia że przewartościowujesz swoje życie, zaczynasz dostrzegać, co tak naprawdę jest istotne i przestajesz przejmować się głupotami. Zaczynasz rozumieć, że przyjaźń jest tym, co liczy się najbardziej. Ja, dla przykładu, mam teraz o jednego brata więcej, to Fabrizio Ravanelli. Był niesamowity, poświęcił mi część swojego życia, udostępnił swój dom w Perugii, uczynił częścią rodziny. Tego nie da się opisać słowami. Podczas tych miesięcy walki z chorobą najpiękniejszy dzień przeżyłem, gdy strzelił pięć bramek CSKA w Pucharze UEFA. Tego wieczoru zrozumiałem, co znaczy być naprawdę szczęśliwym. Było wspaniale oglądać jego debiut w reprezentacji właśnie w moim Salerno(…). Białaczka nauczyła mnie, by nie robić dalekosiężnych planów, ani nawet takich w średnim terminie – nie ze strachu, z realizmu. Gdy pierwszy raz zaplanowałem powrót do Turynu, obudziłem się z gorączką. To nie było nic poważnego, na szczęście, ale czułem się fatalnie. Życie bieżącym dniem nie jest porażką, w ten sposób możesz docenić każdy moment życia, każdy jego odcień. To właśnie robię”.

Kiedy wszyscy myśleli, że młody piłkarz wygrał bitwę o swoje życie, piłkarz zachorował na zapalenie płuc, które przy niespodziewanym obniżeniu odporności doprowadziło do ostatecznego wycieńczenia organizmu. Andrea zmarł 25 kwietnia 1995 roku – dzień przed meczem Azzurrich z Litwą. Przed meczem wszyscy uczcili jego pamięć. Włosi zwycięstwo dedykowali Andrei. Kilka tygodni później Juventus świętował zdobycie 23. scudetto. Tyle samo lat miał Andrea w momencie gdy zmarł. Zarówno to scudetto jak i Superpuchar Włoch oraz Puchar UEFA zdobyte parę miesięcy później było dedykowane właśnie jemu. Pogrzeb Fortunato odbył się w rodzinnym Salerno. Wzięło w nim udział kilka tysięcy osób, w tym przedstawiciele Juventusu i Salernitany. Gianluca Vialli wygłosił mowę pogrzebową, wielokrotnie przerywaną łzami: “Mamy nadzieję, że w niebie znajdziesz drużynę piłkarską, tak byś mógł wciąż cieszyć się biegając za piłką. Żegnaj, bracie“.

W 2006 roku podczas obchodów 109. urodzin Juventusu jego brat, Candido odebrał koszulkę z numerem 3 i nazwiskiem Fortunato. Moment ten był dla wszystkich bardzo wzruszającym wydarzeniem. Trzy lata później ustanowiono nagrodę jego imienia przyznawaną co roku osobowościom świata piłki, ale też medycyny czy dziennikarstwa sportowego.

Autor: Martin
Uzupełniła: dhoine
Źródło: www.ilpalloneracconta.blogspot.com, Wikipedia, www.juveatrestelle.it/