Biało na czarnym #8: Juventus – Benfica 1:2
fot. @ juventusfc / twitter.com
Drugi mecz rozgrywany w domu, przeciwko Portugalczykom miał być przełamaniem po porażce z PSG i remisie z Salernitaną. Wszem i wobec zapowiadano determinację, odpowiedni mental i dobrą grę. Niestety już wszyscy w Europie wiedzą, że drużyna Juventusu rozgrywa w całym spotkaniu maksymalnie 45, a nierzadko nie więcej niż 20 niezłych minut. Benfica zasłużenie wygrała z nami 2:1, a spokojnie mogła wyżej. Tym samym, po raz pierwszy w historii, przegraliśmy dwa pierwsze starcia w Lidze Mistrzów, a nasza sytuacja w grupie zrobiła się bardzo trudna. Zobaczymy, jak zagrały poszczególne formacje w meczu, po którym mam silne poczucie bezpowrotnego stracenia dwóch godzin życia.
Juventus – Benfica 1:2
Bramka
Mattia Perin był jedną z najjaśniejszych postaci tej nocy. Nie po raz pierwszy Włoch ratował nas przed utratą kolejnych goli. W pierwszej połowie dwukrotnie świetnie się ustawił i wybronił strzały Goncalo Ramosa główką. W drugiej zaś popisywał się świetnymi interwencjami przy strzałach Rafy Silvy i Davida Neresa. Mattia był pewnym punktem naszej defensywy i między innymi jego postawie zawdzięczamy, że przegraliśmy tylko jedną bramką…
Defensywa
Mimo tego, że ekipa z Lizbony była po prostu piłkarsko lepsza, tworzyła więcej sytuacji, oddawała więcej strzałów, miała więcej rzutów rożnych, dłużej posiadała piłkę, to oceniając naszą linię obrony można wskazać postacie, które spisały się lepiej od innych. Bonucci kilkukrotnie dobrze czytał grę i ratował drużynę przed dużym zagrożeniem wybijając piłkę wślizgami, szczególnie w 60. minucie, gdy zablokował uderzenie Baha. Kapitan Starej Damy potrafił też kilkukrotnie wyprowadzić futbolówkę z okolic naszego pola karnego do przednich formacji, więc można powiedzieć, że zagrał dobre zawody. Jego partner na środku – Bremer – imponował fizycznością i momentami wręcz demolował piłkarzy Benfiki, choć bywały momenty, w których nie nadążał za szybkością i finezją Neresa czy Silvy. Cieniem na jego występie na pewno kładzie się sytuacja z samej końcówki meczu, gdy otrzymał świetne podanie na 7-8 metr od Di Marii i – w sytuacji sam na sam – przeniósł piłkę wysoko nad poprzeczką. Z całej trójki środkowych obrońców najgorzej oceniam Danilo, którego David Neres regularnie wrzucał na karuzelę. Gra do przodu Brazylijczyka również nie imponowała. Ewidentnie potrzebuje on trochę odpoczynku, bo jest bardzo eksploatowany od początku sezonu. Mimo tych zastrzeżeń naszą formację defensywną w tym meczu oceniam na plus. Sytuacje tworzone przez rywali niemal zawsze były efektem tragicznych strat w pomocy, zbyt dużych odległości między środkiem pola a obroną lub indywidualnych „popisów” naszych pomocników.
Pomoc
Przed spotkaniem wiadomo było, że nasz środek pola będzie bardzo osłabiony. Absencja Pogby jest permanentna, więc nie uwzględniam jej wpływu na przebieg meczu, ale poza nią mierzyliśmy się ze stratą Locatellego i Rabiota. Brak tych piłkarzy musiał odbić się dużym echem na dyspozycji naszej drugiej linii i tak było. Ostatecznie omawiana formacja została złożona z trójki Miretti – Paredes – McKennie i wyglądała po prostu bardzo słabo. Jeśli jedynym, który mógł wejść w tym meczu do drugiej linii, był Nicolo Fagioli, to sami sobie możemy dopowiedzieć, jak bardzo przeciętną kadrą dysponujemy. Liga Mistrzów znów przerosła młodego Mirettiego. Nieźle wszedł w mecz, miał w 20. minucie fajną, kombinacyjną akcję na jeden kontakt z Vlahovicem, ale w trudnej sytuacji niecelnie podawał do Milika. Potem okazało się, że to było jego jedyne dobre zagranie w tym meczu. W końcówce pierwszej połowy Włoch zachował się jak nieopierzony junior (bo w końcu nim jest) i bezmyślnie nadepnął wyskakującego mu zza pleców Gonçalo Ramosa. Doświadczony pomocnik po prostu pozwoliłby rywalowi na wybiegnięcie z piłką z pola karnego, bo taki był kierunek tej akcji. Ewidentny rzut karny, który Joao Mario zamienił na bramkę pewnym strzałem pod ladę. Później Fabio jeszcze kiwał we własnym polu karnym (jak nieopierzony junior), co o mało nie zakończyło się utratą kolejnej bramki. Inni pomocnicy nie byli lepsi.
Jeśli chodzi o McKenniego, to podsumowując poprzedni sezon (co teraz wielu z was może mi wytykać), oceniałem Amerykanina raczej pozytywnie, ale wygląda na to, że się pomyliłem. Weston zagrał kolejne beznadziejne spotkanie. Żaden z niego mezzala – raczej mozzarella. Miękki i mdły w smaku. Jeśli ma zrobić z piłką cokolwiek innego, niż uderzyć ją głową z powietrza, to możemy być pewni straty. Ponadto, nawet w obliczu otrzymania piłki kilka metrów przed rywalem, reprezentant USA – zamiast ruszyć ile fabryka dała – truchta, niecelnie podaje, albo notuje stratę. Kwintesencją wczorajszego występu było jego podanie do Di Marii, gdzie zamiast po prostu poszukać rozciągnięcia linii obrony rywala, zagrał świecę do krytego przez kilku rywali Argentyńczyka. Nie wiem, w co gra McKennie w tym sezonie, ale na pewno nie jest to piłka nożna. Jako jedyny z drugiej linii na pochwały zasługuje Leandro Paredes. Dobrze regulował tempo, poprawnie rozrzucał piłki, miał niezłe progresywne podanie, a także zaliczył asystę przy golu Arkadiusza Milika. Niestety również on miewał momenty, w których tracił piłkę lub bywał pasywny w ataku na przeciwnika. Pamiętam jednak, że Argentyńczyk nie jest typem piłkarza, który będzie biegał jak szalony przez całe 90 minut. By dobrze wykonał swoją pracę registy, Leo potrzebuje mieć obok siebie pracusia, pitbulla, który będzie czyścił wszystko w jego okolicy.
Ofensywa
Podobnie, jak zrobił to Marcin po meczu z PSG, również i ja zaliczę nasze wahadła, czyli Kosticia i Cuadrado do formacji ofensywnej. To nie był zły mecz w wykonaniu Serba, ale nie był też wybitny. Wiemy wszyscy, że jego największym atutem są dośrodkowania, ale były gracz Eintrachtu wykonuje je tak często i niemal z każdej pozycji, że coraz częściej zaczyna mi przypominać w tym aspekcie Tymka „jakaś wrzutka, kurna ten?” Puchacza. W 10. minucie meczu Filip miał po raz kolejny okazję wykończyć akcję strzałem lewą nogą, po dalszym słupku. Nie mam pojęcia, czy zakłada on buty tylko do wrzutek, ale z jakiegoś powodu jego uderzenie po raz kolejny nie znalazło drogi do siatki. Szkoda też sytuacji, gdy wychodziliśmy z kontrą, a Kostić, który był na prawej stronie boiska, niecelnie zagrał swoją słabszą kończyną, posyłając piłkę między Milika i Vlahovica. Drugi ofensywny skrzydłowy Juan Cuadrado jest ogromnym rozczarowaniem w tej kampanii. Gra po prostu słabo. Nie inaczej było wczoraj, irytowały mnie jego indywidualne próby podejmowane w sytuacjach, gdy wychodziliśmy 3 na 3 czy 3 na 4, i wystarczyło po prostu dobrze podać piłkę do kolegi. Kolumbijczyk szedł w drybling, przewracał się, a raz próbował wymusić rzut karny. W ofensywie słabiutko, w obronie nie najgorzej, podobał mi się jego powrót w drugiej połowie, gdy przebiegł około 60 metrów i wyłuskał piłkę wślizgiem pod naszym polem karnym. Mimo tej pochwały nie ma wątpliwości, że Juanowi jest bardzo daleko do optymalnej dyspozycji.
Arek Milik zaliczył kolejne dobre spotkanie. Myślę, że nikt nie zakładał tak fenomenalnego wejścia tego napastnika do Juventusu, ale po Polaku widać, że jest naładowany energią, szuka gry, a przede wszystkim piłka szuka go w polu karnym. Ładna bramka, strzelona z niełatwej sytuacji, dobre poruszanie się między liniami, szukanie gry na jeden-dwa kontakty z pomocnikami, a do tego niezły strzał zza pola karnego w drugiej połowie, gdy piłka po rykoszecie nabrała szalonej rotacji. Mały minus za stratę w środku pola, która zaowocowała utratą drugiego gola, ale tutaj mogę również wsadzić kamyczek do ogródka środkowych pomocników, którzy nie asekurowali tej sytuacji i nie byli odpowiednio blisko Milika. Pewnie, podobnie jak wy, byłem zdziwiony i zły, gdy zobaczyłem, że Polak schodzi z boiska w 70 minucie. W tym meczu był bowiem znacznie lepszy od Vlahovicia.
Jeśli już mówimy o Dusanie, to wiązałem z nim ogromne nadzieje i jestem przekonany, że dostarczy nam jeszcze mnóstwa radości, ale póki co Serb po prostu nie daje rady w pojedynkach z obrońcami. Każdy środkowy napastnik jest skazany na fizyczną przeprawę ze stoperami rywala i nierzadko musi przyjmować piłkę w asyście dwóch rywali, a Vlahović póki co wygląda w tych elementach kiepsko. Wszyscy wiemy, że „dziewiątka” żyje z podań, i tych Serb nie otrzymuje zbyt wielu, ale to nie wszystko. We wczorajszym spotkaniu Dusan kilkukrotnie po prostu źle się ustawił, nie potrafił wygrać pozycji, źle antycypował boiskowe wydarzenia, w efekcie czego niezłe podania nie znajdywały adresata. Marnuje zbyt dużo energii na walkę fizyczną z obrońcami, dyskusje z sędzią, bezsensowne sprinty do straconych piłek, czy związane z pressingiem zakładanym w pojedynkę.
Zmiennicy
Mam pewne pretensje do Allegriego, że fatalny Fabio Miretti wybiegł na drugą połowę, zamiast zostać zmieniony, ale po zobaczeniu totalnie bezbarwnego występu Fagiolego w tym spotkaniu, wiem, że Toskańczyk nie miał praktycznie żadnego pola manewru. Wejście Matti De Sciglio miało zmienić nasze ustawienie, ale w praktyce to nie zadziałało jak należy, a występ Włocha był przeciętny. Di Maria to bez wątpienia Pan Piłkarz – potrafi świetnie dograć, utrzymać się przy piłce, wejść w drybling, zrobić coś nieszablonowego. Jego wejście nieco rozruszało ślamazarny Juventus. Inaczej zaprezentował się Nicolo Fagioli, który wszedł na boisko w biało-czarnej koszulce i pelerynie niewidce. Granie na alibi, złe czytanie gry, słaba motoryka. Oczywiście, zagrał raptem 60 minut w tym sezonie, ale póki co nie pokazał żadnego zagrania, które korespondowałoby z (rzekomą) skalą jego talentu. Do zmian doszło również w ataku. Moise Kean chwilę po wejściu zaliczył dziwne zagranie, które trudno nawet sklasyfikować. Może było to podanie w pole karne Benfiki? Tak czy inaczej skończyło się na obiciu słupka. Poza tym młody Włoch kilkukrotnie próbował urywać się kryjącym rywalom i rozgrywać nasze akcje ofensywne, ale bez większych rezultatów. Na pewno zanotował lepsze minuty niż z Salernitaną. Podsumowując wszystkie roszady, można powiedzieć, że bardzo niski poziom jakości na naszej ławce rezerwowych uwidocznił się w tym spotkaniu jak w soczewce.
Trener
Początek spotkania był obiecujący z naszej strony. Strzeliliśmy szybką bramkę i mieliśmy jeszcze kilka sytuacji. Widać było pomysł na granie wysokim pressingiem, schodzenie Milika między linie i szukanie tam rozegrania. Były też próby progresywnych podań od Danilo, Bonucciego czy Paredesa oraz rozciąganie pola gry szerokim ustawieniem Cuadrado i Kosticia. Ostatecznie sił starczyło na 20-25 minut, a po tym czasie Benfica coraz mocniej dominowała, przejmując pierwszeństwo w posiadaniu piłki, kreowaniu sytuacji, kulturze grania. O ile w Paryżu Max dobrze zareagował i w przerwie dokonał roszad taktycznych, które odmieniły naszą grę, to w środowym spotkaniu nie potrafił wstrząsnąć drużyną, która ewidentnie oddała piłkę rywalowi na ostatnie 25 minut pierwszej połowy. W tym momencie zaznaczę, że nie jestem „psychofanem” Allegriego i staram się w miarę obiektywnie patrzeć na jego pracę, biorąc pod uwagę fakt ilu kluczowych zawodników jest poza grą. Jednocześnie powoli tracę cierpliwość widząc u piłkarzy brak zaangażowania, ambicji, zadziorności i tak zwanej sportowej złości. Wielu spośród naszych graczy nie potrafi realizować najprostszych założeń taktycznych, pozostawiając np. potężną, kilkudziesięciometrową wyrwę między linią defensywy a środkiem pola i jest to odpowiedzialność trenera. Rok to naprawdę bardzo dużo czasu, aby nauczyć nawet przeciętnych piłkarzy kilku schematów rozegrania akcji, czy też właściwej organizacji gry bez piłki. Nie będę zatem bronił Allegriego – za wczorajszy występ należy mu się negatywna ocena. Jeśli Marcin korzysta ze szkolnej skali stopni, to ja wystawiłbym mu dwóję, ale raczej taką z akademickiej nomenklatury, która i tak nie daje zaliczenia.
MVP spotkania
Po konsultacjach wewnątrz redakcji, wskazałbym na Mattię Perina. To jego dobrym interwencjom, refleksowi i antycypowaniu ruchów napastnika, zawdzięczamy, że było „tylko” 1:2. Na plus również Leo Bonucci oraz Lenadro Paredes, który jednak w ostatnim kwadransie oddychał rękawami i notował głupie straty.
FLOP spotkania
Po raz kolejny w Lidze Mistrzów naszym najgorszym zawodnikiem na placu był Fabio Miretti. Sprokurował rzut karny, a jego nieodpowiedzialne zachowanie w kolejnej akcji omal nie zakończyło się kolejną bramką dla Portugalczyków. Ponadto Fabio tylko raz fajnie pokazał się w ofensywie.
Podsumowanie
Po niedzielnej kradzieży, która dokonała się w meczu z Salernitaną, liczyłem na sportową złość, determinację, zaangażowanie drużyny.
Choć przez pierwszy kwadrans czy 20 minut było je widać, to z każdą kolejną minutą słabliśmy, nie będąc w stanie przeciwstawić się mocnemu środkowi pola oraz szybkim skrzydłom Benfiki. To było bardzo słabe spotkanie w naszym wykonaniu. Na własnym stadionie oddaliśmy mniej strzałów, wykreowaliśmy mniej sytuacji, krócej posiadaliśmy piłkę, wymieniliśmy o ponad 100 podań mniej. Przeciwnik szybko odczytał nasz pomysł na to spotkanie i po prostu nas zdominował, wygrywając 12-te spotkanie z rzędu w tym sezonie. Nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć, ale tlą się we mnie jeszcze jakieś resztki nadziei, że zdołamy odwrócić sytuację i na koniec tej rundy być w czubie tabeli Serie A, a także wypracować sobie awans z grupy Champions League. Jak każdy z was, zastanawiam się też (chociaż większość wyrok już wydała), czy Max Allegri będzie w stanie wywalczyć wyżej wymienione cele. Trenera można zwolnić zawsze. Pytanie tylko – kto za niego? Odpowiedz jest szczególnie trudna w obliczu pustki w kasie oraz ewentualnej konieczności opłacania Toskańczyka przez kolejne dwa lata. Mówicie, że Tuchel? To „fantastyczna” recepta. Sprawdźcie tylko najpierw ile niemiecki trener wydał na wzmocnienia w Londynie. Sprawdźcie też, jaką formacją lubi grać, bo zdaje się, że trójką stoperów i mocnymi wahadłami, bez klasycznej dziewiątki. To wymagałoby dużego remontu i transferów, na które nie mamy pieniędzy. W tak złożonej sytuacji przyznaję, że nie mam gotowej recepty. Jestem rozbity, skonfundowany i zwyczajnie zniesmaczony tym, co muszę oglądać w ostatnich tygodniach. Jednocześnie, jeśli kryzys będzie się pogłębiał, to nie będę miał problemu aby dołączyć do chóru kibiców, którzy domagają się zwolnienia Allegriego.
Autor: Łukasz Faliszewski