Tardelli: Boniperti sprawił, że zrozumiałem, co oznacza być częścią Juventusu
Fot. Grzegorz Wajda / WajdaFoto, JuvePoland
Dziennikarze Tuttosport nie ustają w poszukiwaniu cech, które stanowią o tożsamości prawdziwych juventino. Po wywiadzie z Antonio Cabrinim przyszła pora na rozmowę z inną gwiazdą Starej Damy z lat osiemdziesiątych, Marco Tardellim.
374 mecze, 5 mistrzostw kraju, 2 Puchary Włoch, Puchar Mistrzów, Puchar Zdobywców Pucharów, Puchar UEFA i Superpuchar Europy z Juventusem – co oznacza być częścią tego wszystkiego?
Oznacza bycie częścią historycznego składu. Drużyny, dla której rodzina Agnellich była wiecznie obecna. Bycie częścią grupy, która była przywiązana do koszulki. Zawsze.
Jak za pomocą jednego wspomnienia ze swojej kariery wyjaśniłbyś komuś, czym jest Juventus?
Kiedy trafiłem do Juventusu w 1975 roku byłem jednym z najdroższych piłkarzy – nie pod względem pensji, ale pod względem kwoty, jaką klub na mnie wydał. Sprowadzono mnie z Como za miliard lirów i to pomimo że byłem obrońcą. Wydaje mi się, że w tamtych czasach byłem drugim najdroższym zawodnikiem po Savoldim (ściągniętym do Napoli z Bolonii za 2 miliardy lirów). Kiedy pojawiłem się w gabinecie prezesa Boniperti spojrzał na mnie i powiedział: “Ściągnij ten wisiorek, ściągnij bransoletkę, pójdź przyciąć włosy i dopiero do mnie wróć“. Wtedy zrozumiałem, że Juventus to zupełnie inna bajka.
Czym różni się Juventus od innych klubów?
Juventus, w którym występowałem był drużyną mającą swoje zasady. Szanowano to, co miał do powiedzenia prezes, L’Avvocato. Przede wszystkim szanowano ustalone reguły. Jeśli ich nie uszanowałeś, musiałeś się pożegnać. Być może inne drużyny funkcjonowały inaczej, nie chodzi o to, że było to lepsze lub gorsze, także inni mieli wybitnych prezesów. Charakterystyczne było to, że w Juve zarabiało się mniej niż gdzie indziej, za to dostawaliśmy wysokie premie. To była cecha Juve – aby dużo zarabiać musiałeś zwyciężać.
Który z działaczy Juve najmocniej reprezentował jego ducha?
Niewątpliwie Boniperti. Był prezesem, który gdy widział, że coś jest nie tak to wołał cię, siadał z tobą za stołem, rozmawiał, żartował, śmiał się… Był osobistością, która wiedziała o nas wszystko, ponieważ wcześniej sam był wielkim piłkarzem i przeżywał to samo, co my wówczas. Znał szatnię, znał drużynę i wiedział przez jakie chwile przechodzi. Przypominam sobie, jak pewnego razu przegraliśmy ważny mecz, który decydował o porażce w lidze czy w pucharach, nie pamiętam już. Boniperti przyszedł i powiedział: “Musiało tak się stać. Nie było opcji, żeby osiągnąć więcej“. Zaakceptował to w bardzo sportowy sposób, chociaż nie był zazwyczaj zbyt dobry w akceptowaniu w sportowy sposób porażek (śmiech). Wkurzał się zawsze, był naprawdę osobowością… innego wymiaru. Przedstawicielem świata, który odszedł. Świata, który jednak pewnymi dynamikami przypominał obecny, nawet jeśli zupełnie inny. Dziś wszystko jest spektaklem, mamy fundusze inwestycyjne, bardzo ważna jest telewizja. Nie jestem pewien, czy dzisiejsza piłka jest lepsza, czy gorsza, na pewno lepsze są zarobki piłkarzy, ale zdecydowanie jest inna.
Czego powinien się wystrzegać każdy zawodnik, działacz czy trener Juventusu?
Dzisiaj wszystko wolno… Dawniej, kiedy rozmawiałeś z działaczem musiałeś okazywać mu szacunek. Dziś tego odrobinę brakuje
Kibic Juventusu są trudniejsi od innych jeśli chodzi o oczekiwania i surowość oceny?
Kibice Juventusu zawsze dużo wymagają. Byli trudni do zadowolenia w moich czasach i są tacy dzisiaj – nic się nie zmieniło. Zmieniła się za to relacja, kiedyś była znacznie bliższa, bardziej bezpośrednia.
Co dla klubu oznacza poparcie rodziny Agnellich?
W moich czasach L’Avvocato był zawsze blisko zawodników, a my darzyliśmy go olbrzymim szacunkiem. Był osobą, która zawsze była blisko, która dzwoniła do ciebie rano -niestety, bardzo wcześnie – by zapytać, jak ci idzie, czego ci potrzeba. Dla mnie był bardzo ważną osobą, pamiętam jak zadzwonił do mnie przed konferencją prasową, na której miałem zostać zaprezentowany jako piłkarz Interu, mówiąc: “Dla mnie będziesz zawsze tutaj“. Oznaczało to, że pozostawiłem po sobie dobre wspomnienia. Wiedzieliśmy, kim był i jaki był, ale nigdy nie stawiał się od nas wyżej, zawsze sprawiał że czuliśmy się dobrze w jego towarzystwie. Tak samo zresztą Boniperti. L’Avvocato uwielbiał żartować, kiedy nadchodził czas przedłużania umów, powtarzał zawsze: “Sprawcie, by cierpiał“, myśląc o Bonipertim. Cóż, wiedział, że koniec końców to on wygra…
Co sądzisz o właśnie zakończonym sezonie w wykonaniu Bianconerich?
To był dziwny i trudny dla wszystkich sezon. Dla piłkarzy, trenera, klubu… Niestety, jeśli popełniasz błędy, to trzeba za nie zapłacić. Wierzę, że Juventus popełnił błędy i uważam, że nie należy być aroganckim, tylko myśleć logicznie. Tej cechy nigdy nie mieli ani L’Avvocato, ani Boniperti – arogancji.
Allegri to właściwy człowiek, by się odbić?
Każdy człowiek jest właściwy, potrzeba tylko mieć właściwych piłkarzy. Nie widziałem nigdy tryumfów Avellino, nawet gdyby miało wybitnego szkoleniowca. Zobaczymy, jak potoczy się mercato. Ale uważam, że Allegri potrzebuje bliskiego kolegi, typu Marotty, działacza, który będzie szedł z nim ręka w rękę. Inaczej znajdzie się w sytuacji, w której będzie musiał odnaleźć się w niełatwych okolicznościach.
Nadał by się do tego Giuntoli?
Tak, Giuntoli mógłby być właściwym człowiekiem. Od czasu do czasu każdy trener potrzebuje zdrowej dyskusji z kimś, kto jest blisko jego i drużyny.