Biało na czarnym #84: Czy leci z nami pilot?
Kolejny remis na koncie Juventusu, który utrudnia sytuację drużyny i dokłada kolejne dwa spotkania do rozegrania.
fot. @sscnapoli / twitter.com
Juventus to najbardziej nieprzewidywalna i jednocześnie najbardziej przewidywalna drużyna ligi włoskiej w tym sezonie. Z jednej strony Bianconeri zanotują zwycięstwo nad Manchesterem City czy Milanem w Serie A, a z drugiej dopiszą sobie kolejny remis. Jeśli wziąć pod uwagę wszystkie rozgrywki, to dobili już do 16-tki, a domyślam się, że to nie koniec. Winą za te wyniki obarczyć należy po kolei wszystkich, natomiast w mojej opinii, głównych winowajców jest dwóch. Postaram się w felietonie przybliżyć Wam swój punkt widzenia, po czym zaproszę Was do sekcji komentarzy. Przypominam jeszcze o możliwości docenienia mojej pracy i podzielenia się wirtualną kawą!
Cristiano Giuntoli
Peany na cześć dyrektora sportowego Juventusu nie pojawiły się od wielu miesięcy i 52-letni Włoch swoją pracą raczej się od tego oddala. Obserwując ruchy transferowe i warunki na jakich są (jeśli finalnie do jakiegoś dojdzie) są przeprowadzane, obalają mit o redukcji kosztów klubu na zatrudnienia i amortyzację transferów. Finanse korporacji poprawia udział w Champions League i Klubowych Mistrzostwach Świata, natomiast w przypadku braku odpowiednich wyników sportowych, trzeba będzie zacisnąć pasa i sprzedać tych lepiej rokujących piłkarzy. Bo jak już powszechnie wiemy, tych zbędnych Giuntoli nie pozbył się do dziś.
W tym miejscu przejdźmy do kwestii transferów przychodzących. Latem Juventus wydał bajońskie pieniądze na zakupienie Douglasa Luiza, Teuna Koopmeinersa czy Nico Gonzaleza. Każdy z tych trzech piłkarzy lepiej lub zazwyczaj gorzej prezentuje się w koszulce Bianconerich notując zwykle poprawne występy, aczkolwiek bez rewelacji. Nie przytaczajcie tylko proszę pojedynczych akcji Nico czy Koopa z Pucharu Włoch. Z resztą jeśli nawet zapomnieć o kontuzjach i wyobrazić sobie sytuację, w której wszyscy zawodnicy są dostępni, to w dalszym ciągu mamy nieodpowiednio przygotowaną do walki na trzech frontach drużynę.
Z drugiej strony mamy zimowe mercato, drugie odkąd Giuntoli przybył do Turynu i prawdopodobnie ponownie zostanie zupełnie zawalone. Chociaż mam nadzieję, że jednak się mylę. Czas mija nieubłaganie, deadline day zbliża się wielkimi krokami, a dyrektor Juve czeka i się targuje. O zawodników, którzy z tygodnia na tydzień są nie tylko coraz mniej “sexy”, ale i coraz bardziej anonimowi. Bremer i Cabal wypadli już dawno i było dużo czasu na zrobienie czegokolwiek poza wypisaniem na karteczce pozycji do wzmocnienia. I nie wmawiajmy sobie, że zimą jest trudno, bo nikt nie chce uszczuplać swoich kadr. Jest trudno, ale jeśli jesteś zatrudniony w Juventusie, to jednak pasowałoby sobie jakoś radzić.
Cristiano Giuntoli miał idealnego kandydata do środka defensywy, ale sprzedał go za małe pieniądze do Bournemouth. Oczywiście dzisiaj jesteśmy mądrzejsi o kilka miesięcy i przytoczmy nazwiska Ilinga-Juniora czy Matiasa Soule, którzy jednak nie zawojowali nowych drużyn, ale cytując klasyka “niesmak pozostał”.
Finalnie zostaje jeszcze kwestia “załatwiania” spraw z zawodnikami będącymi żołnierzami poprzednich sezonów. Nicolo Fagioli po zyskaniu pełnego zaufania od klubu został odstawiony na bocznicę kolejową. Jeśli wierzyć doniesieniom prasy na cenzurowanym jest też Andrea Cambiaso, który od kilku spotkań gra poniżej możliwości. Oprócz Włocha ponoć podpadli Vlahović, Gatti i oczywiście Danilo. Brazylijczyk został zupełnie potraktowany jak zbędny paproch, w którego jeszcze kilka tygodni temu wierzył Thiago Motta i doceniał go za umiejętności.
Thiago Motta
Przejdźmy zatem do drugiego winowajcy i sprawcy “dziadostwa” prezentowanego przez drużynę. Szkoleniowiec Bianconerich wydaje się niewolnikiem swoich przekonań i uparcie stawia na podejście “minimum ryzyka”. Apogeum tego mieliśmy we wczorajszym spotkaniu przeciwko Club Brugge, w którym Juventus rozgrywał, klepał, podawał, przerzucał i wszelkie inne zagrania, zapominając o tym co najważniejsze w futbolu, czyli kreowanie sytuacji, strzały i wynikające z nich bramki. To kolejny mecz z zamkniętą drużyną, z którą nijak sobie nie są w stanie piłkarze Motty poradzić. Mamy koniec stycznia, półmetek większości rozgrywek, a pomysłu na wygrywanie takich spotkań nie widać.
Dalej mamy jeszcze brak wypracowanych schematów stałych fragmentów. Skrzydłowi Juve zazwyczaj są osamotnieni lub co najwyżej lekko wspierani przez bocznych obrońców, którzy jednak nie wymieniają się z nimi pozycjami. Napastnicy, czy to Vlahović, Nico czy którykolwiek z piłkarzy Juve, są odcięci i drużyna kreuje im zbyt mało szans. Tym bardziej w takich sytuacjach kreuje się wizja braku umiejętności atakujących.
Co więcej, Juve zbyt łatwo odpuszcza prowadzenie gry po zdobyciu bramki. Wielokrotnie oponenci karcili Starą Damę za takie podejście, co miało miejsce także za Massimiliano Allegriego. Z jednej strony czasy słusznie minione, ale z drugiej, mam okropne deja vu.
Odnoszę również nieodparte wrażenie, że Thiago Motta nie do końca jest dowódcą Juventusu. Owszem, finalnie to szkoleniowiec podejmuje decyzje personalne, ale czuję tu ręce dyrekcji Juve. W końcu w dość enigmatycznych okolicznościach na niełaskę zostali skazani Fagioli, Danilo i prawdopodobnie Cambiaso. Czy sam Thiago skreślił tych zawodników? Oficjalnie tego nie wiemy i może ta tajemnica się wyjaśni za kilkanaście lat, kiedy ktoś z zainteresowanych udzieli ważnego wywiadu lub opublikuje odważną biografię.
Gdzie szef?
Wydaje się, że paradoksalnie nie ma żadnego szefa na czele Starej Damy, a obaj panowie są postaciami z kategorii “jakoś to będzie”. Przez wiele decyzji personalnych i taktycznych, Juventusu wciąż nie da się oglądać i mówiąc kolokwialnie czuje się Allegrismo 2.0, bo niby więcej operuje się piłką, to dalej nic z tego nie wynika.
Pozostaje więc nam kibicom “wiara w proces”, bo ten sezon trzeba już spisać na straty i obserwując działania Giuntolego, też chyba to widzi. Kadrowo Bianconeri odstają od najlepszych europejskich zespołów, a również w Italii niektórzy są lepsi na papierze. Thiago Motta przy kilku wygach z ławek trenerskich jest wciąż nieopierzonym i łatwym do zaszachowania. Wyniki przyprawiają o ból głowy, bo skala remisów jest zatrważająca, a obecność w przyszłym sezonie Champions League to obowiązek. Jeśli Bianconerim nie udałoby się do tych rozgrywek zakwalifikować to klub czekają odejścia. Przy umiejętnościach sprzedażowych Cristiano Giuntolego kandydatem numer jeden będzie Kenan Yildiz.
P.S. A co jeśli analogicznie do poprzedniego zimowego mercato Giuntoli robi pod górkę Thiago Mottcie jak poprzednio Maxowi Allegriemu? Science fiction? Nie takie rzeczy już świat widział. Zapraszam do kulturalnej dyskusji w komentarzach!