Stara Dama w aptece
Wszystko wskazuje na to, że Juventus Turyn będzie pierwszym klubem piłkarskim skazanym za świadome podawanie środków
dopingujących swoim zawodnikom.
Fabrizio Ravanelli powiedział, że wszystkie środki były podawane piłkarzom rutynowo, “byśmy biegali szybciej, męczyli się mniej i szybciej dochodzili do siebie.”
Przed sądem w Turynie stoi najsłynniejszy i najbardziej utytułowany włoski klub. W ostatni piątek fatalne dla Juve zeznania złożył piłkarz Fabrizio Ravanelli.
Najsurowsze konsekwencje poniosą dyrektor Juventusu Antonio Giraudo, szef służb medycznych dr Riccardo Agricola i aptekarz Giovanni Rossano.
Sprawa toczy się od lata 1998 roku. Ówczesny trener Romy, Czech Zdenek Zeman, powiedział tygodnikowi L’Espresso, że “futbol powinien wyjść z aptek i banków“. Sugerował, że bez stosowania dopingu Gianluca Vialli i Alessandro Del Piero nie dorobiliby się tak szybko tak imponującej muskulatury.
We Włoszech specyfika wymiaru sprawiedliwości wymaga, by prokuratura podejmowała śledztwo z urzędu, gdy “istnieje domniemanie popełnienia przestępstwa“. Turyński prokurator Raffaele Guariniello uznał, że słowa Zemana zobowiązują go do działania. 28 sierpnia 1998 roku do gabinetu medycznego Juve wkroczyli inspektorzy, rekwirując karty medyczne graczy. Spisano również zawartość apteczki.
Na podstawie raportu sporządzonego przez prokuratora sąd w Turynie uznał, że sprawa godna jest procesu. Jednak adwokaci Juventusu, wykorzystując wszelkie możliwe kruczki prawne, starali się aferze ukręcić łeb, a przynajmniej przeciągać ją w nieskończoność. Nie dali rady. W maju 2001 roku Trybunał Konstytucyjny zdecydował, że proces musi się odbyć. Do pierwszej rozprawy doszło w styczniu 2002 r. Wyroku możemy się spodziewać najpóźniej w połowie przyszłego roku.
20 tysięcy stron
Tyle liczą już akta sprawy. Chodzi o podawanie środków dopingowych zawodnikom Juventusu w latach 1994 – 1998 (w tym czasie klub trzy razy był mistrzem Włoch, raz wygrał Ligę Mistrzów i dwa razy grał w finale). Z racji swych zasług klub z Turynu we Włoszech nazywany jest Starą Damą.
Udało mi się dotrzeć do wniosków, które prokurator Guariniello wyciągnął po przeprowadzeniu wstępnego śledztwa. To dokument, który zgodnie z prawem otrzymują oskarżeni przed procesem. Wynika z niego, że w apteczce Juventusu 247 leków znalazło się bezprawnie i nie wystawiono na nie żadnych recept. Kilkanaście z nich zawiera zabronione substancje dopingowe (sterydy, kortizon). Kilkanaście to specyfiki zabronione częściowo, zależnie od sposobu podawania (doustnie, dożylnie czy domięśniowo). Co więcej, wiele z tych leków, na mocy decyzji włoskiego Ministerstwa Zdrowia, wolno stosować wyłącznie w leczeniu zamkniętym w przypadku bardzo ciężkich chorób serca, żołądka, jelit, wrzodu na dwunastnicy czy po ciężkich operacjach. Co jeszcze dziwniejsze, znaleziono również leki stosowane w psychiatrii przeciw głębokiej depresji i przy poważnych chorobach umysłowych.
Na próżno jednak szukać nazw tych preparatów w zarekwirowanych kartach medycznych piłkarzy. Wiadomo, że wszystkie dzięki skutkom ubocznym zwiększają wydolność organizmu i przyśpieszają regenerację sił. Prokuratura oskarża trzech wymienionych na wstępie panów o “fałszowanie wyników sportowego współzawodnictwa” (w latach 1994 – 1998 nie było jeszcze drakońskiej ustawy antydopingowej). Twierdzi też, że piłkarze zażywali koktajl leków najczęściej nie wiedząc o jego składzie; że podawano im leki niezgodnie z ich przeznaczeniem; że w przypadku wielu specyfików nie informowano o tym komisji antydopingowej, chociaż taki obowiązek istnieje.
Fałszowane recepty
Poza tym dr Agricola, który jest lekarzem sportowym i psychiatrą, w porozumieniu z aptekarzem Rossano fałszował dokumenty i recepty. Wynika z nich, że specyfiki znalezione w apteczce Juventusu sprzedane zostały domowi opieki nad psychicznie chorymi Villa Cristina w Collegno, gdzie dr Agricola pracuje jako psychiatra. Dzięki temu najbogatszy włoski klub płacił tylko połowę rynkowej ceny, co jest zwykłym oszustwem, a poza tym wyjaśnia, w jaki sposób Juventus wszedł w posiadanie preparatów używanych wyłącznie w leczeniu zamkniętym. Z tego oskarżeni na pewno się nie wywiną.
Prokurator Guariniello i sędzia Giuseppe Casalbore najwyraźniej zdają sobie sprawę, że nic na świecie nie zmusi piłkarzy do przyznania się, że zażywali środki stricte dopingowe. Podczas przesłuchań zadowalają się na pozór drobnymi sprawami, które jednak w sumie, jak elementy wielkiego puzzla, składają się na przerażający obraz kultury dopingowej w Juventusie.
Skończyła się zmowa milczenia
Oto, co ustalono. Del Piero w lipcu zeznał, że przez 10 dni przed finałowym meczem Ligi Mistrzów z Realem Madryt w 1998 roku wszyscy piłkarze dostawali “kolorowe tabletki”, o których nikt nic nie wiedział (w tym meczu Real musiał mieć lepszych piłkarzy albo lepsze tabletki, bo wygrał 1:0). Przez osiem dni tabletek było 10, a w dwóch ostatnich po 8. Wcześniej nikt o nich nie wspominał. Przypomnieli sobie o nich wszyscy piłkarze, ale dopiero gdy sędzia zwrócił im uwagę, że za składanie fałszywych zeznań mogą trafić do więzienia.
Zirytowany sędzia, usiłując przerwać zmowę milczenia, głośno dziwił się, że młodzi ludzie cierpią na monstrualne zaniki pamięci i kpił, że może dlatego brali leki psychiatryczne (w lipcu podczas przesłuchania Roberto Baggio). W październiku rzucił do Gianluki Pessotto: “Nie próbujcie mnie przekonać, że przybyliście z obcej planety. Na zadawane pytania musicie odpowiadać!“.
Gianluca Vialli przyznał, że często podawano mu kroplówką esafosfinę i voltaren (środek przeciwzapalny). Co ważniejsze, powiedział, że w dziewięciu na dziesięć przypadków nie był kontuzjowany i nic mu nie dolegało. Sędzia zarządził konfrontację i wówczas pięciu innych przesłuchiwanych też przypomniało sobie o częstych kroplówkach. Moreno Torricelli przyznał, że po meczu zawsze dostawał samyr (środek antydepresyjny), a ponadto tad 600 (przeciw zatruciu alkoholowemu), neoton (na serce) i bentelan (korticosteryd), kiedy był zmęczony. Jeśli chodzi o bentelan, początkowo mówił o zastrzykach, a potem o tabletkach. Pytany o powody tej zmiany, wyjaśnił, że prokurator Guariniello uświadomił mu, iż bentelan podawany dożylnie to nielegalny doping. Były dietetyk Juventusu zeznał początkowo, że piłkarze dostawali też po 30 mg kreatyny. Potem mówił o pięciu, bo dozwolonych jest sześć. Wreszcie przyciśnięty do muru przyznał, że było tego zawsze na pewno ponad 10 mg.
Szczęśliwa rodzina
Wreszcie w ostatni piątek Juventus pogrążył bez reszty Fabrizio Ravanelli. Corierre dello Sport uznało, że tak brzemiennego w skutki gola Juventus w swojej historii jeszcze nie stracił. “Białe Pióro” (boiskowe przezwisko siwowłosego napastnika) zeznał, że za jego czasów rano przed każdym meczem WSZYSCY piłkarze brali kroplówki. Przypomina sobie tad 600, samyr i liposom (inny środek antydepresyjny). Sędzia spytał, czy piłkarz cierpiał kiedykolwiek na depresję, miał kłopoty rodzinne lub zaburzenia umysłowe. Wówczas Ravanelli złapał się za przyrodzenie (to we Włoszech jak pukanie w niemalowane drewno) i powiedział: “Nie, panie sędzio. Nigdy. Tworzymy bardzo szczęśliwą rodzinę“.
Doktor Agricola tłumaczył wcześniej, że podawał Ravanellemu liposom, bo ten miał być w depresji, gdy urodził mu się syn. Ravanelli dodał, że wszystkie te środki, a także inne, których nazw sobie nie przypomina, były podawane piłkarzom rutynowo, “byśmy biegali szybciej, męczyli się mniej i szybciej dochodzili do siebie”. Pod koniec piątkowej sesji przesłuchań (zeznawało sześciu piłkarzy) Ciro Ferrara powiedział, że dr Agricola nigdy nie informował go, co zawierają tabletki i zastrzyki.
Śmiech na sali
Poza tym wyszło na jaw, że z medycznego dossier Ferrary dr Agricola usunął wiele wyników badań. Kiedy przyszła kolej na Urugwajczyka Montero, ten zaczął się jąkać i powiedział, że onieśmiela go publiczność. Sędzia stwierdził, że przepisy zabraniają mu przesłuchiwania w barze. W końcu zdecydował się przesłuchać go 12 stycznia, gdy zeznawać będą także Zinedine Zidane i Pippo Inzaghi. Kiedy Montero kierował się do wyjścia, sędzia wskazał mu boczne drzwi: “Niech pan wyjdzie tędy. Tam, pod głównymi drzwiami, jest dużo ludzi i może się pan znów przestraszyć“. Sala buchnęła śmiechem. Kamienną powagę zachował ponoć tylko dr Agricola. Ale trudno się dziwić. Pętla powoli się zaciska.
W wywiadzie dla Le Monde, kilka dni przed piątkowymi przesłuchaniami, prokurator Guariniello wyraził niezbitą pewność, że proces zakończy się wyrokami skazującymi, i to nie w zawieszeniu. Praktycznie oznacza to, że oczekuje wyroków powyżej dwóch lat więzienia.
Dobre imię
Adwokaci Juve i dr Agricola początkowo traktowali oskarżenia prokuratury z nonszalancją i otwarcie mówili, że Guariniello to szaleniec. W piątek prosili, by usunąć z sali publiczność i kamery. Zasłaniali się “dobrym imieniem Juventusu“. Sędzia wniosek odrzucił i nie odmówił sobie komentarza: “O dobrym imieniu Juventusu klienci panów powinni pomyśleć dużo wcześniej“.
Po raz kolejny okazuje się, że z plagą dopingu sport sam poradzić sobie nie może. W 2000 roku w spektakularnym geście dr Agricola złożył na siebie doniesienie do komisji antydopingowej włoskiego Komitetu Olimpijskiego – “żeby oczyścić się z niesprawiedliwych zarzutów“. Powołano trybunał sportowy, który przesłuchał wyłącznie zainteresowanego… i natychmiast wydał wyrok uniewinniający. Teraz konsekwencje będą dużo surowsze, bo sprawa toczy się już poza sportową rodziną.
Autor: Piotr Kowalczuk
Źródło: Rzeczpospolita
Wyszukał: Jacol