Trwa kryzys we włoskiej piłce
Trwa kryzys we włoskiej piłce
Kibice migrujący masowo do Serie B, Milan i Fiorentina przygniecione ciężarem punktów karnych i będące cieniem samych siebie, Inter zmierzający pewnie po pierwszy od 18 lat tytuł zdobyty na boisku, dziury w budżecie i zagubieni sędziowie – tak prezentuje się calcio w dziewięć miesięcy po trzęsieniu ziemi – informuje DZIENNIK.
Oczywiście nie mogło się też obyć bez kolejnego procesu. Tym razem oskarżycielem jest Mediaset, koncern telewizyjny Silvio Berlusconiego, który zdecydował się pozwać Włoską Ligę Piłkarską. Domaga się zmniejszenia opłat za prawa do transmisji Serie A. Prawa te, zakupione w lipcu 2005 r. (na trzy lata), kosztowały Berlusconiego i spółkę 61,5 mln euro za sezon. Dziś Serie A warta jest – według wyliczeń prawników Mediasetu – połowę tej ceny.
Po pierwsze: fani ukaranych w aferze Calciopoli drużyn stanowią ok. 40 % kibicującej populacji. Po drugie: po nocy oscarowej w Berlinie nikt nie chce oglądać filmów klasy C. Przekłada się to na spadek o 17,5 proc. liczby abonamentów stadionowych, niższą o 10 proc. sprzedaż biletów i mniejsze o 14,8 proc. sumy wydane przez Włochów na kodowane transmisje. Niektórzy obrazili się na piłkę, inni przenieśli się ze swoimi przyśpiewkami i transparentami do Serie B. Nazywanej notabene od niedawna A2.
Największe emocje wśród włoskich kibiców (i te pozytywne, i negatywne) budzi Juventus. Serie A bez bianconerich to jak Formuła 1 bez Ferrari. Nawet ci, którzy przypiekani ogniem i krojeni na kawałki nigdy by się do tego nie przyznali, po cichu wzdychają „Juve, wróć!”.
Kibice Juventusu pocieszają się hasłem „w Serie B, za to czyści”. Nie zrzucili koszulek w biało-czarne pasy. Wykupili 12 tys. abonamentów, gotowi są jeździć za Starą Damą po włoskich miasteczkach. Po aferze Calciopoli miłość do Juve wybuchła ze zdwojoną siłą. Jest w tym uczuciu prawdziwa duma, pasja. Jest też coś z syndromu ofiary. Bo ulubiona zabawka została zepsuta. Bo Buffon, który w odróżnieniu od Cannavaro postanowił zostać w Juventusie, nie doczekał się Złotej Piłki. Bo nie jest miło stać się nagle obiektem kpin.
W programie „Guida al campionato” grupa komików zwanych Turbolenti od paru miesięcy inscenizuje wyjazdy zawodników Juventusu na sobotnie mecze. Starą, rozklekotaną Pandą tłuką się po bocznych drogach: Del Piero wożący w klatce wróbelka (wystąpił z nim w głupawej reklamie wody mineralnej), mówiący po hiszpańsku Camoranesi (Argentyńczyk z pochodzenia, podczas mundialu jako jedyny nie śpiewał hymnu), Nedved (jasna peruka, gorzej pod), wreszcie Buffon prowadzący auto w rękawicach, z breloczkiem o kształcie i rozmiarach Złotej Piłki.
Nikt nie wątpi, że ten czyściec był calcio potrzebny. Od lat mówiło się o „uległości psychologicznej” włoskich sędziów wobec Juventusu. Jedna z miejskich legend mówiła o samochodach darowanych przez Agnellich arbitrom. Były też bardziej zuchwałe prowokacje, jak ta wygłoszona przez adwokata Peppino Prisco: „Jeśli podam rękę milaniście, biegnę ją umyć. Jeśli podam rękę juventino, liczę palce”. Nic dziwnego, że jeden z tytułów prasowych po wybuchu Calciopoli głosił: „Juve kradnie trofea, a Ziemia jest okrągła”.
Przez lata Juventus był dla wielu synonimem cynizmu, zwycięstw spod znaku 1:0. Dla odmiany Inter przypominał Hiszpanów – tych przegrywających „jak zawsze”. Wieczny pechowiec, pośmiewisko połowy miasta i połowy Europy, przegrywał wszystko poza Pucharem Włoch. Teraz nie daje przeciwnikom szans. Trener Roberto Mancini, ochrzczony parę lat temu Mister X (od krzyżyka na kuponie Totocalcio oznaczającego remis), stał się nagle wybawcą uciemiężonego ludu. Nawet Adriano, marnotrawny syn Massimo Morattiego, obudził się wreszcie z długiego snu. Włoscy bukmacherzy przestali przyjmować zakłady na zdobywcę tegorocznego tytułu, uznając sprawę za przesądzoną.
Ale że równowaga w przyrodzie być musi, pech znalazł sobie inną ofiarę. Pozostał w Mediolanie, zmieniając barwy na czerwono-czarne. Ktoś powiedział, że Milan się „interyzuje”: zalicza wszystkie możliwe słupki, poprzeczki, kontuzje. Do tego dochodzą wpadki sędziowskie, nietrafione transfery (Oliveira) i kiepska forma starej gwardii: Pirlo stracił miarę w nodze i wyczucie rytmu, Seedorf szybkość, Dida refleks. O Cafu tygodnik „Panorama” napisał, że przypomina własnego pradziadka. Podnoszą się głosy, żeby wezwać egzorcystę, zwłaszcza że ostatnie rynkowe posunięcia rossonerich mają znamiona mission impossible. Wydawało się, że sfinalizowanie transferu Oddo wymagać będzie interwencji papieża, a ściągnięcie Ronaldo z Realu – króla Juana Carlosa. Co więcej, kibice nie do końca wierzą w przyspieszenie Brazylijczyka i przywołują deklaracje Berlusconiego, pragnącego porwać się na zakup Ronaldinho.
We wszechogarniającej nudzie (karty rozdane, trofea przyznane) nie bardzo jest czym się emocjonować. No chyba że grą beniaminka Catanii (ma szansę trafić do Ligi Mistrzów), frustracją Tottiego (tydzień temu, ukarany czerwoną kartką, powalił na ziemię własnego fizjologa i przyjaciela Vito Scalę), wreszcie – jak zwykle – skandalami obyczajowymi. Takimi np. jak ujawnione pod koniec roku próby szantażowania niektórych piłkarzy przez paparazzich. Przedmiotem szantażu były zdjęcia uwieczniające momenty „podwyższonego ryzyka rodzinnego”.
Włochy to kraj skandali i kontrastów. Przed mundialem walczący o zaufanie kibiców podopieczni Lippiego nagrali hymn „Cuore azzurro” (błękitne serce): „Jesteśmy tu, z sercem błękitnym jak nasze niebo, czyści, silni jak nasze morze”. Ale prawdziwą furorę zrobił hymn alternatywny, który w bardzo niegramatycznej włoszczyźnie demaskował deklarowaną czystość i przywoływał sprawdzone (przez Moggiego) metody działania: „Halo, Luciano, zrób coś, daj kilka zegarków sędziom, inaczej za ch… nie wygramy”.
Czyste czy nie, calcio znalazło się pod kreską. Zdaniem wiceprezesa Milanu Adriano Gallianiego „włoska piłka w rywalizacji z zagraniczną jest dziś bez szans”. Powód? Podatki. Podczas gdy hiszpańskie kluby płacą 25 proc. podatku od gaży piłkarza, we Włoszech dochodzi to prawie do 100 proc. Rachunek jest prosty: w kontrakt wysokości 1,5 mln euro Real musi zainwestować 2 mln, Milan – prawie 3. Nic dziwnego, że nawet znany ze szczodrości Berlusconi postanowił wreszcie przykręcić kurek. Piłkarze grający w Serie A zarabiają coraz mniej, w zeszłym roku średnia płac spadła poniżej miliona euro rocznie. „Recesja czy zdrowy rozsądek?” – „Zdrowy rozsądek spowodowany recesją”- pyta i odpowiada popularna gazeta „La Gazzetta dello Sport”.
Autor: Jolanta Berent
Wyszukał: paku
Źródło: Dziennik