Wielkogórzec
Wielkogórzec
Nie Sergio Aguero, nie Giuseppe Rossi, ale Mirko Vucinić za 15 milionów euro został nowym napastnikiem Juventusu i nikt z jego kibiców nie powinien czuć się rozczarowany.
Właściwie to ktoś więcej niż napastnik. Z powodzeniem może także występować w drugiej linii, bo jeszcze lepiej niż strzelanie goli wychodzi mu stwarzanie sytuacji kolegom i kreowanie gry.
Piżama pod smokingiem
Aż dziwne, że ciągle trudno go zaliczyć do gwiazd światowego futbolu. Ma przecież wszystko, żeby za taką go uznawać. Niesamowite umiejętności techniczne, lekkość i fantazję charakteryzujące tylko wielkich. Najbardziej brakowało mu regularności i ciągłości, kiedy pewne rzeczy przychodziły mu za łatwo, zupełnie sobie odpuszczał i popadał w przeciętność. We Włoszech ktoś trafnie go opisał, że na boisku pod smokingiem nosi piżamę – czyli nawet w tym samym meczu potrafi zaprezentować wyższy od pozostałych poziom elegancji i być bezmyślny, jak dopiero co wyrwany ze snu. Jednak to piłkarski geniusz, który wielu rzeczy z futbolowej sztuki nie musiał się uczyć, on się z nimi urodził.
Jego największym nauczycielem był Zdenek Zeman. Paradoksalnie więc Juventus zawdzięcza tak świetnie wyszkolonego piłkarza człowiekowi, od którego już niczego dobrego nie oczekiwał ani nie chciał. Po aferze calciopoli Zeman to w końcu persona non grata w bliższym i dalszym otoczeniu Starej Damy.
W 2000 roku 17-letni napastnik po rozegraniu zaledwie 9 meczów i strzeleniu 2 goli dla Sutjeski Niksić trafił do przeciętniaka z Serie A, jakim było Lecce. Tam spokojnie dojrzewał do wielkiego calcio. Przeżywał wzloty i upadki, leczył kontuzje, spadał i awansował, aż nadszedł sezon 2003-04. Przełomowy.
Lecce Zdenka Zemana grało bodaj najbardziej widowiskowy i zarazem dla jednych radosny, dla innych beztroski futbol w Europie. Skończyło się to niezłym, bo 10 miejscem w lidze, strzeleniem 66 goli i stratą 73. Dzięki 19 bramkom zaświeciła gwiazdka Vucinicia. W klasyfikacji strzelców zajął czwarte miejsce za Cristiano Lucarellim z Livorno, Alberto Gilardino z Parmy i Vincenzo Montellą z Romy. Łatwo zauważyć, że został najskuteczniejszym cudzoziemcem w Serie A.
Król Madrytu
Już wtedy mógł przebierać w atrakcyjnych ofertach. Niepotrzebnie zdecydował się jeszcze przez rok zostać w Lecce. Dopiero w 2006 roku Roma wykupiła połowę jego karty zawodniczej za 7,5 miliona euro (później dopłaciła 12). Pierwsze co Czarnogórzec zrobił w nowym klubie to poddał się operacji i dlatego na jego pierwszego gola rzymscy kibice musieli czekać ponad pół roku. Później wprawdzie zdarzało się, że na niego narzekali, ale częściej śpiewali hymny pochwalne.
Gdyby wybrać tylko jeden mecz, za który powinni mu być dozgonnie wdzięczni, to odbył się on 5 marca 2008 roku. Roma walczyła o ćwierćfinał Ligi Mistrzów z Realem Madryt i na Stadio Olimpico wygrała dość szczęśliwie 2:1, a Vucinić całe spotkanie obejrzał z ławki rezerwowych. W rewanżu również nie zmieścił się w podstawowym składzie. Na boisku pojawił się dopiero po godzinie gry przy stanie 0:0,zastępując Brazylijczyka Manciniego. Już jego pierwszy kontakt z piłką zakończył się posłaniem bomby na bramkę Ikera Casillasa, która zatrzymała się na poprzeczce. Po faulu na nim Pepe wyleciał z boiska. Osłabieni Królewscy stracili gola, ale szybko wyrównali. Wynik 1:1 utrzymywał się do 92 minuty, kiedy Vucinić popisał się piękną główką. Mimo że na boisku przebywał mniej niż pół godziny, został wybrany na piłkarza meczu.
Jednak w Romie, jak każdy inny, czy grał lepiej, czy gorzej, zawsze pozostawał w cieniu Francesco Tottiego. Natomiast w reprezentacji Czarnogóry to on był Tottim. 24 marca 2007 Czarnogóra rozegrała pierwszy oficjalny mecz towarzyski. W Podgoricy przeciwnikiem byli Węgrzy. Na murawę wyprowadził drużynę Vucinić i jak przystało na kapitana – strzelił pierwszego, historycznego gola. Czarnogórcy wygrali 2:1. Obok niego największą gwiazdą drużyny jest powracający po ciężkiej kontuzji Stevan Jovetić z Fiorentiny. Coraz bliżej temu duetowi do klasy, choć ciągle nie do osiągnięć, Dejana Savicevicia i Predraga Mijatovicia – dwóch największych piłkarskich indywidualności z przeszłości.
W Juventusie czekał na niego kontrakt na cztery lata, zarobki w wysokości 3,5 miliona rocznie i numer 14, z którym kiedyś grał w Lecce otrzymany po Alberto Aquilanim. Innym rzymianinie, który z gladiatora stał się rycerzem Starej Damy.
Autor: Tomasz Lipiński
Źródło: Piłka Nożna (32/2011)
Wyszukał: Juras_Senat