Bellissimo
Bellissimo
Od powstania projektu do oficjalnego otwarcia minęły trzy lata. 8 września Juventus rozegra pierwszy mecz na nowym Stadionie Alpejskim, którego całkowita przebudowa pochłonęła 105 milionów euro.
Gdyby sporządzić klasyfikację najgorszych inwestycji poczynionych przez Juventus w ostatnim ćwierćwieczu, to nawet kupno za 50 milionów brazylijskiego duetu Diego – Felipe Melo nie przebiłoby wybudowania starego Stadio Delle Alpi. Kto choć raz był na tym obiekcie, oddanym do użytku przed mistrzostwami świata w 1990 roku, ten wie, w czym rzecz: archaiczny, rozłożysty, za wielki, z lekkoatletyczną bieżnią, która bodaj tylko raz była wykorzystana, i trybunami oddalonymi od boiska. Bez atmosfery, bez duszy. Od pierwszego dnia nie lubiany przez piłkarzy i kibiców.
Wszystkie stare wady zostały usunięte. Na przykład teraz pierwszy rząd krzesełek będzie dzieliło od linii bocznej boiska 7,5 metra zamiast wcześniejszych 28. Powstał stadion najnowocześniejszy we Włoszech, choć nie największy – na trybunach zasiądzie maksymalnie 41 tysięcy osób, czyli o połowę mniej niż na San Siro. Jednak Juventus będzie czerpał nieporównywalnie większe zyski niż Inter i Milan. Przede wszystkim dlatego, że jest całkowitym właścicielem stadionu, podczas gdy kluby z Mediolanu czy z Rzymu występują w charakterze najemców, jakie z tego wynikają problemy, doskonale wie prezydent Lazio Claudio Lotito, który zalegał z płatnościami dla Włoskiego Komitetu Olimpijskiego (CONI), będącego właścicielem Stadio Olimpico, na kwotę ponad 2 milionów euro. Sprawa trafiła do sądu i Lotito przegrał. Musi spłacić dług i oczywiście uiścić 3 miliony za wynajem obiektu na cały nowy sezon.
Tymczasem w Juventusie wszystko będzie szło do klubowej kasy i zarabianie na nowym stadionie ruszyło pełną parą jeszcze długo przed jego otwarciem. Obiekt został podzielony na 50 sektorów, którym patronuje 50 największych gwiazd w historii klubu (jedną z nich miał być Zbigniew Boniek, ale kibice skutecznie oprotestowali jego kandydaturę). Każdy miał możliwość wykupienia w cenie od 250 do 350 euro mniejszej gwiazdki, która następnie została wmurowana z wygrawerowanym imieniem i nazwiskiem obok gwiazdy wybranego idola. Jednego dnia przyszło 50 zamówień ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Dla prawdziwie bogatych przygotowano inne oferty. Najbardziej prestiżowy sektor nosi nazwę Klubu Umberto i Gianniego Agnellich. Stamtąd roztacza się najlepszy widok, są najwygodniejsze fotele wyposażone w monitory, na każdego czeka stolik w restauracji i obiad w cenie biletu. Miejsc 312, roczny abonament 10 tysięcy euro.
Z Klubu Stu, gdzie miejsc jest 360, a koszt sezonowego karnetu to 6,5 tysiąca, najbliżej do murawy. Są jeszcze Kluby Bonipertiego (672 miejsca i 4 tysiące) i Sivoriego (1603 miejsca i 2,5 tysiąca). Kogo nie zadowala pojedynczy, nawet luksusowy fotel, może skusić się na sky box. Przygotowano 62 dziesięcioosobowe w cenie od 75 do 130 tysięcy za rok (dwa z nich wykupili Alessandro Del Piero i Gianluigi Buffon) i 4 szesnastoosobowe po 155 tysięcy. Oczywiście mogą również służyć za biura, otwarte od rana do wieczora. Bo też idea stadionu polega na tym, że ma tętnić życiem przez siedem dni w tygodniu. Na jego terenie działać będzie galeria handlowa z hipermarketem, 60 sklepami, 10 restauracjami i 20 barami, 4 tysiącami miejsc parkingowych. Jest muzeum, w którym wizytę najlepiej połączyć ze zwiedzaniem całego stadionu. A ciągle działacze nie wyciągnęli asa z rękawa, którym jest ogłoszenie komercyjnej nazwy stadionu. Wyłączność na 12 lat to 75 milionów, a na 5 lat – 40 milionów.
W porównaniu do poprzedniego sezonu znacznie wzrosła sprzedaż abonamentów: z 14 tysięcy do ponad 23. Prawdopodobnie byłoby jeszcze lepiej, ale w klubie ustalili, że 40 procent wejściówek na każdy ligowy mecz muszą stanowić jednorazowe bilety. Szacuje się, że na nowym stadionie w pierwszym roku po jego oddaniu Juventus zarobi na czysto około 32 milionów euro, a gdyby w kolejnych doszły mecze w Lidze Mistrzów, zysk powiększyłby się nawet do 50.
Zaszczytu otwarcia cudeńka z Turynu dostąpi trzecioligowy Notts County z Nottingham. To wybór absolutnie nieprzypadkowy. W 1903 roku członek istniejącego od sześciu lat Juventusu John Savage zwrócił się z prośbą do władz angielskiego klubu, akurat do jego siedziby miał na piechotę najbliżej, o wysłanie koszulek. Piłka nożna we Włoszech dopiero raczkowała, piłkarze grali w różnych strojach, zdarzało się, że nawet w krawatach, a Juventus na różowo. Anglia była pod tym względem daleko z przodu. Po paczce otrzymanej z Wysp Juve zmienił barwy na biało-czarne. Po 108 latach od tamtego wydarzenia przyszła pora na podziękowanie.
Autor: Tomasz Lipiński
Źródło: Piłka Nożna (36/2011)
Wyszukał: Juras_Senat