Mistrz podwórza

Między 1 maja 2011 roku a 1 maja 2014 świat Juventusu stanął na głowie, w której zawirowało od nadmiaru wrażeń, wzruszeń, zwycięstw, i ponownie odwrócił się na nogi, które lekko zaczęły się trząść.

Trzy lata temu właśnie 1 maja Antonio Conte został zaproszony przez Andreę Agnellego do jego domu na powiedzmy coś w rodzaju rozmowy kwalifikacyjnej. Po kilkugodzinnej dyskusji w cztery oczy z prezydentem jeden z wielu kandydatów na nowego trenera stał się głównym kandydatem. I z nim za kierownicą rozpoczęła się pogoń za marzeniami, za dawną wielkością, za sukcesami, za trzecią gwiazdką. Posługując się porównaniem do uwielbianej przez Włochów Formuły 1, Conte wprawdzie startował w nowym bolidzie (nowy super stadion), ale przecież nie z pole position – tylko z jedenastego miejsca. Trzeba było mieć zaraźliwą wiarę, pasję, entuzjazm, pomysły i odwagę ich wdrażania, żeby dogonić czołówkę i przegonić ją już w pierwszym Grand Prix. On tego dokonał. Następnie powtórzył w drugim i jest prawie na mecie trzeciego zwycięstwa, ciągle wykręcając lepszy czas. Prawie zdublował krajową konkurencję. Na własnym torze jest nie do pokonania. Na własnym podwórku nie do dogonienia.

To są jego i w dużej mierze tylko jego zasługi, których nikt rozsądny nie ośmieli się podważyć ani mu odebrać. Lepszego trenera Juventus mieć nie mógł. Agnelli z wyborem trafił w dziesiątkę. Mam na myśli nie tylko wyniki w Serie A. Jeśli dziś na Paulu Pogbie i Arturo Vidalu Juventus może zarobić sto lub więcej milionów euro, to też jest wielka zasługa Conte. Dla mnie nie podlega dyskusji, że powinien zostać w Juventusie tak długo aż będzie się w nim palił wewnętrzny ogień. Jego nie może ktoś zwolnić, to do niego powinno należeć ostatnie słowo w tym temacie. Zasłużył, żeby decydować o swojej przyszłości. To jedna strona medalu. Jest również druga.

1 maja 2014 roku zrozumiałem, że jeśli Conte się nie zmieni, to Juventus prędzej dobije do czterdziestu tytułów mistrzowskich niż zdobędzie jakieś trofeum w Europie. Przed rewanżem w Turynie i w jego trakcie (pół godziny w 11 na 10, ponad pięć minut w 11 na 9) trener i jego drużyna mieli wszystkie atuty w ręku. Mało który stadion w Europie jest tak niegościnny jak Juventusu. Wystarczyło tylko coś strzelić i samemu nie dać się zaskoczyć. Wydawało się, że skoro mistrzowie Włoch wbili dwa gole Realowi Madryt, skoro od ponad roku grając lepiej lub gorzej, z silniejszymi lub słabszymi zawsze do siatki coś wrzucili, to i z Benfiką musi się udać. Nie udało się. Bianconeri zawiedli, jeszcze bardziej zawiódł trener, który na pomeczowej konferencji zaczął bredzić. O przeciwniku, który grał na czas, a przed meczem wywarł skuteczną presję na UEFIE, o słabym sędziowaniu, o niesprawiedliwości. Kompletny upadek stylu.

Alibi, alibi i jeszcze raz alibi. Szukanie go po każdej porażce stało się obsesją Conte. Mam tylko taką nadzieję, że to jego medialna taktyka, żeby zdjąć presję z zespołu, żeby publicznie nie krytykować nikogo ze swoich i szukać wroga i winy przynajmniej w oficjalnych wystąpieniach nie w domu, nie prać brudów publicznie. Jeśli nie, to wygląda to tym bardziej słabo. Jeśli z wyeliminowania przez Benfikę płyną takie wnioski, że winni są sędzia, UEFA, imający się niesportowych chwytów przeciwnik, deszcz, to winszuję, ale postępów nie będzie. Za to będzie Conte tkwił w tej swojej oblężonej twierdzy i bronił jej przed prawdziwymi lub wyimaginowanymi wrogami, i patrzył jak Europa odjeżdża w siną dal. On zostanie na prowincji z prowincjonalnymi wymówkami.

To jest mój i nie tylko mój największy zarzut do trenera: nie umie przegrywać, nie przyjmuje żadnej krytyki, nie bierze pod uwagę, że to on lub ktoś z jego współpracowników mógł zrobić błąd. Jest tak, jak napisał Mario Sconcerti w Corriere della Sera: jeśli nie umiesz przegrywać, to w przyszłości nie będziesz umiał nauczyć jak wygrać w podobnej sytuacji jak w nieszczęsnym półfinale LE. Jeśli nie widzisz braków swojej drużyny, tylko patrzysz na sędziego, liczysz niedoliczone minuty, to nie pomagasz drużynie. Szukasz argumentów, żeby pomóc sobie, żeby wytłumaczyć siebie. Nie można żyć w przekonaniu, że jeśli się wygrywa, to sędziowanie było dobre, a jeśli przegrywa, to złe.

Na jeszcze jednej brzytwie, której chwytają się tonący w europejskich pucharach Conte i trenerzy innych zespołów z Serie A, napis głosi: jak mamy mierzyć się z najlepszymi w Europie, skoro budżety naszych klubów są cztery, pięć, x razy mniejsze? Atletico, Sevilla i Benfica, wcześniej Borussia Dortmund pokazały, że biedniejszy (także od Juventusu) też może. Conte zamiast lamentować, że Juventus nie ma tylu pieniędzy (choć z tym nie jest tak do końca) i nie może się równać z szejkami, oligarchami, Realem i Barceloną, to niech myśli nad drogą B, wprawdzie dużo trudniejszą, ale która wiedzie na szczyt i jest do pokonania. Za to mu płacą, a nie za tłumaczenie się z porażek. A jeśli się nie mylę, to akurat zarobki dają mu miejsce w europejskiej czołówce.

Na to co stało się w czwartek w Turynie alibi nie ma. 1 maja 2014 roku Conte poniósł swoją największą porażkę i po meczu tylko się pogrążył. Jego ciekawa biografia nosi tytuł: “Głowa, serce i nogi”. Kiedy oglądam Juventus w pucharach, to odnoszę wrażenie, że zawodzą i głowa, i serce, i nogi.

Tego wszystkiego nie piszę dlatego, żeby oddać głos za dymisją Conte. Nie, jeszcze raz powtórzę, jestem za tym, żeby został. Żeby jak najszybciej od słów ze potrzebą zmiany taktyki przeszedł do czynów, żeby nie podpisywał się pod takimi ruchami transferowymi, jak sprowadzenie Pablo Osvaldo i odstrzelenie Fabio Quagliarelli. Żeby odnalazł w sobie tę odwagę i brawurę z pierwszych miesięcy pracy w Juventusie (wtedy tak, dziś nie stać byłoby go na posunięcie, jakie wykonał Jorge Jesus: w Lizbonie bronił Artur, który w końcówce uratował zwycięstwo, tydzień później między słupkami stanął Jan Oblak i też należał do najlepszych na boisku). Żeby się rozwijał, zmienił sposób myślenia o sobie, o innych. Żeby bardziej wzorował się (jako człowieku) na Carlo Ancelottim niż Jose Mourinho.

Bo Juventus, czy to się komuś podoba czy nie to ciągle jest europejska wizytówka Serie A. Nie sądzę – mimo że wszystkim życzę wszystkiego dobrego – żeby w najbliższym czasie Roma, Napoli, Fiorentina czy Inter zrobiły więcej i były bliżej któregokolwiek z finałów. Poza finałem Pucharu Włoch.

Autor: Tomasz Lipiński
Źródło: www.canalplus.pl
Zdjęcia pochodzą z galerii JuvePoland

Zapisy na Juventus-Milan!

Subskrybuj
Powiadom o
7 komentarzy
oceniany
najnowszy najstarszy
Informacja zwrotna
Zobacz wszystkie komentarze

J_Bourne
J_Bourne
10 lat temu

Może i bredzi, ale udało mu się jedno (to w czym Mou jest geniuszem)- po porażce w LE wszyscy mówili o Conte, nie o piłkarzach;)

MCJuveForza32Scudetto
MCJuveForza32Scudetto
10 lat temu

Conte musi zostać - to że się tłumaczy z porażek hmm a Mou co robił, obrażał wszystkich w około. Spokojnie dobrze będzie - Conte zostanie.
Trochę może autor przesadził z tym najazdem na Conte.
Mimo wszystko artykuły Tomka Lipińskiego uważam za najlepsze, widać w nich fachowość - Panie Tomku proszę o więcej !! Może napiszę pan coś o mercato? Pozdrawiam serdecznie

pussykillerxxl
pussykillerxxl
10 lat temu

Brednie Conte to fałszujący i żałosny skowyt nieudacznika. Nie wszystko da się wygrać, ale przegrywać należy z godnością, a tego ta panienka nie umie i nigdy umieć nie będzie. Z tym bolidem Panie Tomku to trochę tak, że bolid JUVE Conte jeszcze potrafił się toczyć często męcząc się nie miłosiernie podczas gdy większość bolidów Serie A zwyczajnie stanęła.. Ot i cały wielki sukces trenerzyny, z którym JUVE nigdy w europie nic… Czytaj więcej »

demirci
demirci
10 lat temu

Nic dodać, nic ująć...

Arbuzini
Arbuzini
10 lat temu

Artykuł w żaden sposób nieprzesadzony, a po prostu trafiony idealnie w punkt. Rzetelna ocena trenera niewątpliwie utalentowanego, ale jeszcze nie w pełni ukształtowanego, o czym świadczą słabe wyniki w Europie i totalne zatracenie klasy po porażkach.

Mateys
Mateys
10 lat temu

Naprawde wszyscy mowili o Conte? Hmm, ja widzialem sporo krytyki zarowno pod adresem pilkarzy jak i trenera. Moim zdaniem, jesli Conte chcial zdjac presje ze swoich ludzi, to jednak mu sie nie udalo. Pod artykulem T. Lipińskiego moge sie podpisac obiema dlonmi, a zwlaszcza pod jednym - Conte nie jest Mourinho. A jesli chce byc jak on, to zaczal malpowac to co w Portugalczyku najgorsze, zamiast nauczyc… Czytaj więcej »

leniup
leniup
10 lat temu

Niby tak ale przypadkiem nie lepiej żeby to przed meczem wszyscy mówili tylko o Conte i odciążali psychicznie piłkarzy niż po meczu, gdzie już nic nie można zrobić?

Lub zaloguj się za pomocą: