Pavel Nedved: Moje zwyczajne życie
“Moje zwyczajne życie “. Podtytuł autobiografii Pavla Nedveda bardziej niż o zawartości książki świadczy o jej autorze. Człowieku skromnym, powściągliwym, wierzącym w wartość ciężkiej pracy. Zupełnie odbiegającym od stereotypu piłkarskiej gwiazdki, wszelkimi środkami uganiającej się za sławą i dostarczającej smakowitych plotek kolorowym magazynom. Historii Nedveda daleko do przeciętności, nawet jeśli nie wypełniają jej skandale i kontrowersyjne wypowiedzi.
Urodził się 30 sierpnia 1972 roku w Chebie, miasteczku położonym przy zachodniej granicy Czechosłowacji. Pobliska miejscowość Skalna, w której spędził dzieciństwo, liczy sobie niespełna dwa tysiące mieszkańców. To właśnie w tym sudeckim miasteczku zaczęła się juniorska przygoda Nedveda z piłką. Zaczął grać bardzo wcześnie, już w wieku pięciu lat występował w miejscowym amatorskim zespole. Miłość do piłki zaszczepił mu ojciec, Vaclav.
“Mój tata był piłkarzem, grał w Chebie. Nie uważał swojego zespołu za drużynę marzeń, ale nie miał zbyt wielkiego wyboru – albo grało się w Chebie, albo pracowało się jako celnik w miasteczku, ryzykując, że trzeba będzie strzelać do przyjaciół i znajomych uciekających za granicę ” – wspomina Pavel w swojej biografii.
Dla graczy zza naszej południowej granicy szczytem piłkarskich ambicji były wówczas występy w Sparcie Praga. Przed aksamitną rewolucją wyjazd na zachód nie wchodził w rachubę. Sam Nedved lubi podkreślać, że jako nastolatek nie miał nawet piłkarskich idoli poza granicami kraju. W czasach, gdy czechosłowacka telewizja z rzadka wspominała o sportowcach czy klubach spoza żelaznej kurtyny, to Sparta była szczytem aspiracji rówieśników Pavla.
Marzenie o grze w stołecznym klubie mogło spełnić się bardzo szybko. W 1988 roku występujący wówczas w drużynie Skody Pilzno szesnastolatek otrzymał propozycję przejścia do Sparty. Na transfer nie zgodził się jednak ojciec piłkarza. Vaclav Nedved wspierał karierę syna od samego początku, niemniej za równie istotne uważał zdobycie przez niego średniego wykształcenia. Tymczasem Pavel nie zdał właśnie do następnej klasy i sny o Pradze musiał odłożyć na później.
Nie na długo. O młodego zawodnika w 1991 roku upomniało się bowiem wojsko. Dlatego pierwszym stołecznym klubem Nedveda została Dukla, w której odbyć musiał obowiązkową roczną służbę wojskową. Gdy ta dobiegła końca, droga ze stadionu Na Julisce na zajmowany przez Spartę Stadion Letna nie była daleka. Już po pierwszym sezonie miał na swoim koncie tytuł – Sparta w 1993 roku została ostatnim mistrzem Czechosłowacji. Do tego mistrzostwa doszły w kolejnych latach jeszcze dwa, zdobyte już po rozpadzie CSRS i powstaniu niezależnej ligi czeskiej.
“Sparta Praga była wówczas najlepszą rzeczą, jaka mogła mi się przydarzyć. Grali tam piłkarze, którzy byli dla mnie prawdziwymi punktami odniesienia: Jiri Nemec, Jozef Chovanec, Mikal Bilek i inni. Wystarczyło na nich spojrzeć i ich naśladować, a wszystko stawało się dużo łatwiejsze ” – pisze po latach.
Na występy w kadrze narodowej nie trzeba było długo czekać. Pierwsze powołanie przyszło jeszcze w 1994 r., lecz to wyjazd na Mistrzostwa Europy dwa lata później zadecydował o dalszych losach Nedveda. Wprawdzie przed wyjazdem podpisał kontrakt ze słowackim FC Koszyce, jednak po zakończeniu turnieju dla wszystkich było jasne, że Europa Środkowa stała się dla tego piłkarza za ciasna. Czesi byli fenomenem Euro ’96, a podporą drużyny, która ostatecznie dotarła aż do finału, był właśnie Nedved. W czasie, gdy jego menadżer dwoił się i troił, aby doprowadzić do rozwiązania lekkomyślnie podpisanego kontraktu, walkę o piłkarza podjęły PSV Eindhoven i rzymskie Lazio.
“Zagrałem przynajmniej dwa bardzo dobre mecze i moje notowania rosły z dnia na dzień, tak samo jak notowania Bergera, Poborskiego i Smicera ” – wspomina Pavel w “Piłkarze odchodzą, mężczyźni zostają”. “Wiedziałem, że moje poczynania są uważnie śledzone przez czeskiego trenera, mojego rodaka, który od lat mieszkał we Włoszech i po tym, jak dokonał cudów z małą drużyną z południa kraju, przeszedł do jednego z ważniejszych klubów Serie A – do Lazio. Interesował się mną sam Zdenek Zeman ” – podkreśla.
Nedved wspomina, że decyzja o przenosinach do Włoch była jedną z najtrudniejszych w jego karierze. Brak znajomości języka, wszechobecna biurokracja i status extracomunitario uczyniły z początków pobytu drogę przez mękę. Sytuacji nie ułatwiał fakt, że żona piłkarza, Ivana – miłość z dzieciństwa, z którą ożenił się mając 21 lat – była wówczas w zaawansowanej ciąży. Niewykluczone zresztą, że Nedved nie odważyłby się na przenosiny do tak dalekiego i obcego miejsca, gdyby trenerem Lazio w tym czasie nie był jego krajan, Zdenek Zeman.
Czeski trener szybko zaczął stawiać na swojego rodaka. I gdy Zeman w styczniu 1997 roku pożegnał się z klubem, pozycja Nedveda w Lazio była już bardzo mocna. Tak Dino Zoff, jak i Sven-Goran Ericksson przekonali się, że czeski skrzydłowy błyskawicznie stał się fundamentem drużyny. Wiosna 1998 roku przynosi Nedvedowi Puchar Włoch, ale też pierwszą europejską porażkę. W finale Pucharu UEFA Lazio dotkliwie przegrywa bowiem z przewodzonym przez Ronaldo Interem.
“Pamiętam, jak w pewnym momencie Alessandro Nesta nie wytrzymał i zaczął się kłócić z Ronaldo, mówiąc mu, że ma przestać nas ośmieszać – ten zaś odpowiedział, że przecież nie zrobił nic złego, że po prostu tak gra ” – tak tamto spotkanie opisuje w książce Nedved. “Spektakularny, grający z lekkością, pełen radości i chęci do gry – ten chłopak był darem dla całego świata futbolu ” – ocenia.
Nowy sezon Lazio zaczęło od pokonania Juventusu w Superpucharze Włoch, a Nedved zdobył w tym spotkaniu jedną z bramek. Bezsprzecznie był już wtedy ulubieńcem wszystkich tifosich Lazio. Kolejnych sukcesów nie brakowało, a wraz z nimi wzrastało oddanie kibiców. W maju 1999 r. Nedved przeszedł do historii strzelając ostatnią bramkę w historii Pucharu Zdobywców Pucharów. Gol z woleja w końcówce meczu z Mallorcą rzymskiemu klubowi dał wygraną, a Nedvedowi pierwsze zwycięstwo w europejskich rozgrywkach. Na kolejne nie musiał długo czekać – w sierpniu Lazio pokonało Czerwone Diabły Alexa Fergusona i wyjechało z Księstwa Monako z Superpucharem UEFA. Mało kto wówczas myślał, że czas zwycięstw rzymskiego klubu dobiega końca, a Nedved nigdy już nie sięgnie po europejskie trofeum.
Na razie jednak nic nie wskazywało na problemy w obozie Lazio. Rzymski klub w sezonie 1999/2000 zaliczył fenomenalną końcówkę. Gdy w połowie marca Biancocelesti tracili do prowadzącego Juve 9 punktów, nikt nie wierzył, że Starej Damie można jeszcze odebrać scudetto. Wtedy jednak Lazio pod przywództwem Nedveda wrzuciło drugi bieg. Najpierw, po bramce czeskiego skrzydłowego, wygrało derby z Romą, później zaś zwyciężyło w meczu z rywalem z Turynu i aż do końca deptało mu po piętach. Dzięki tej zaciekłej pogoni, po pamiętnej porażce Juventusu na rozmokłym boisku Perugii, rzymianie mogli cieszyć się z mistrzostwa.
Lazio jednak zamiast nadal piąć się w górę, zaczęło popadać w kłopoty finansowe. Choć początkowo nikt nie zdawał sobie sprawy z ich wagi, po sezonie 2000/2001 stało się jasne, że celem ratowania budżetu klub musi sprzedać niektóre ze swoich gwiazd. Wprawdzie Nedved przedłużył niedawno kontrakt do 2006 roku, jednak po kilku tygodniach prezes Sergio Cragnotti zgodził się na transfer zawodnika do Juventusu, który chwilę wcześniej za astronomiczną sumę sprzedał do Realu Zinedine’a Zidane’a. Nie pomogły gorące protesty kibiców przed siedzibą klubu. Nedved przeprowadził się do Turynu, a Lazio podreperowało klubową kasę kwotą 35 milionów dolarów. Tak po latach przyczyny swojego odejścia opisuje piłkarz:
“W dniu, w którym miałem podpisać kontrakt, Cragnotti się nie pojawił. Zamiast niego na spotkanie przyszedł inny, bardzo bliski mu człowiek, który rzucił przed siebie stertę kartek i zachowywał się bardzo arogancko, jak gdybym kradł jego pieniądze albo jak gdyby to on robił mi wielką łaskę, przedłużając ze mną umowę. Jeśli jest coś, czego naprawdę nie lubię, to właśnie arogancja. Zawsze staram się być uprzejmy wobec wszystkich i oczekuję, że inni będą zachowywali się tak samo wobec mnie. Tamto zachowanie, tamte gesty zraniły mnie i niestety mówiły dość jasno o kierunku, który klub zamierza obrać. W taki właśnie sposób trafiłem do Juventusu “.
Początki w nowym klubie nie były szczególnie udane. Kilka słabszych występów, problemy z zupełnie innym stylem gry czy treningów sprawiły, że Czech szybko stał się obiektem krytyki ze strony włoskich mediów. Kibice również nie ukrywali swojego rozczarowania piłkarzem, który w ich mniemaniu nie był w stanie zastąpić Zizou. Nedved jednak nie tylko się nie zrażał, wprost przeciwnie, wydawało się, że krytyka motywuje go do cięższej pracy. To z tamtego okresu pochodzi często przytaczane stwierdzenie Marcelo Lippiego, że Nedved biega nawet, gdy śpi. Pierwszy pojawiał się na treningach, by po ich zakończeniu zostać na boisku dłużej i jeszcze chwilę się porozciągać. Tytaniczna praca opłaciła się – już w rundzie wiosennej, gdy forma Nedveda eksplodowała, mało kto w Turynie tęsknił za Zidane’m. Pierwszy sezon w nowych barwach zakończył się mistrzostwem zdobytym w ostatniej kolejce w Udine.
Sezon 2002/2003 należał już w całości do Nedveda. Poprowadził Juventus do kolejnego scudetto, a także do finału Ligi Mistrzów. Jednak wygrany 3:1 półfinał z Realem był momentem szczęśliwym dla wszystkich piłkarzy Juve poza czeskim pomocnikiem. Czech na dziesięć minut przed końcem spotkania za faul na Stevie McManamanie otrzymał kolejną żółtą kartkę, eliminującą go z udziału w wielkim finale. Łzy Nedveda zapamiętał chyba każdy fan piłki nożnej. “W jednej chwili – choć tak pięknej i podniosłej – sprawiłem, że wszyscy kibice na stadionie wstrzymali oddech, mnie zaś pękło serce ” – pisze w autobiografii.
Nikogo nie trzeba przekonywać, że finałowa porażka Juve w rzutach karnych przynajmniej częściowo wynikała z absencji skrzydłowego. Złota Piłka otrzymana za rok 2003 jedynie w niewielkim stopniu osłodziła gorycz związaną z nieobecnością w finale.
W latach 2005 i 2006 Nedved zdobył z Juventusem kolejne dwa mistrzostwa kraju. Jednak gdy w 2006 roku wybuchła afera Calciopoli, oba tytuły zostały Starej Damie odebrane, a drużynę relegowano do Serie B. Piłkarzy, którzy nie opuścili klubu po degradacji można było policzyć na palcach jednej ręki. “Piłkarze odchodzą, mężczyźni zostają ” – skomentował krótko Nedved. On sam nie wahał się ani przez moment. Mimo iż zawsze podkreślał, jak bardzo marzy o zwycięstwie w Lidze Mistrzów, pozostał w zespole, dla którego jedynym celem była wówczas wygrana w drugiej lidze. Nedved pomógł Bianconerim wrócić do Serie A już w kolejnym sezonie. Po powrocie razem z resztą drużyny walczył o następną szansę na występ w europejskich pucharach. Juventus jako beniaminek zajął w lidze trzecie miejsce, a Nedved miał kolejną okazję na grę w Lidze Mistrzów.
Batalia o Puchar Mistrzów zakończyła się dla Juventusu w 1/8 finału. Już na samym początku rewanżu z Chelsea Nedved musiał opuścić boisko z powodu kontuzji, a osłabionej drużynie nie udało się odrobić straty z pierwszego meczu. Gdy czeski zawodnik ogłosił po tym spotkaniu, że jest to jego ostatni sezon, początkowo wszyscy mieli nadzieję, że decyzja ta podyktowana była chwilowym rozczarowaniem. W końcu nie pierwszy raz Czech mówił głośno o zakończeniu kariery. Tym razem jednak decyzja o zawieszeniu butów na kołku okazała się ostateczna. Kończący sezon ligowy mecz z Lazio był zarazem ostatnim, w jakim wystąpił jako profesjonalny zawodnik.
“Był moment, kiedy myślałem, żeby rozegrać jeszcze jeden sezon, gdy ktoś bardzo ważny i czarujący był mną zainteresowany i obiecał, że wygram to, o czym zawsze marzyłem ” – zdradza w autobiografii Pavel Nedved. “Mowa o Jose Mourinho, który wiedząc, że Juventus nie przedłuży ze mną kontraktu, zadzwonił do mnie, by chwilę porozmawiać. Powiedział, że następny sezon będzie wielki i że jeśli mu zaufam i przejdę do Interu, wygram Ligę Mistrzów. Jego propozycja była bardzo kusząca. Ale istniał ważny powód, by powiedzieć “nie” wysokim zarobkom i szansie na jeszcze jeden sezon na szczycie: szacunek. Za bardzo kocham Juventus i kibiców, by zagrać w drużynie odwiecznego rywala, który zyskał na naszym sportowym upadku ” – przekonuje.
Piłkarze odchodzą, mężczyźni zostają. Owo słynne zdanie wypowiedziane niegdyś przez Nedveda nie trafiło na okładkę polskiego przekładu jego autobiografii przypadkowo. Trudno bowiem o lepsze podsumowanie niezłomnego charakteru piłkarza, który ze swojej nieustępliwości uczynił znak rozpoznawczy. Być może nie miał fantazji Zidane’a czy talentu Ronaldo, ale nadrabiał to determinacją, ciężką pracą i żelaznymi płucami. Lubił mawiać o sobie, że jest piłkarskim wyrobnikiem, a jego gra jest tak prosta, jak to tylko możliwe. Niewykluczone, że było w tym stwierdzeniu sporo prawdy, jednak potencjał, który posiadał, wykorzystał w stu procentach. Do perfekcji dopracował grę obiema nogami, jego strzały z dystansu odprawiały z kwitkiem drużyny z najwyższej światowej półki, a kondycji pozazdrościć mu mógłby niejeden maratończyk. Etos ciężkiej pracy, wraz z przywiązaniem do drużyny, przez które kilkukrotnie odrzucał lukratywne propozycje kontraktów, sprawiły iż w każdym klubie był czymś więcej, niż tylko podstawowym graczem. Był symbolem.
Pavel Nedved zakończył karierę piłkarską, nie zostawił jednak na dobre swojego ostatniego klubu. Powrócił i w roli członka Rady Dyrektorów Juventusu cieszy się z kolejnych sukcesów Starej Damy.
Autor: Sylwia Tomaszewska